38. "Żeby ocalić wszystko, musimy wszystko zaryzykować"
Baekhyun od dawna nie czuł się tak szczęśliwy, jak w tamtym momencie.
Oczywiście przez ostatnie miesiące, tygodnie i przede wszystkim dni doświadczył tak wiele pozytywnych uczuć, że obecnie czuł się jak wypełniona po brzegi kulka szczęścia nafaszerowana dodatkową porcją Felix Felicis. Jego totalnie monotonne życie w krótkim czasie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i mimo tego, że początkowo obawiał się powrotu do Seulu (jak się później okazało, dość słusznie), tak teraz uważał, że ponowny przyjazd do stolicy był najlepszym, co przytrafiło mu się w ciągu ostatnich lat. W tej chwili nie wyobrażał sobie dnia bez plotek w pracy podczas lunchu z Soo, czy choćby bez wymienienia uśmiechów ze starszą panią w markecie, w którym przynajmniej raz w tygodniu robił zakupy. Jednak przede wszystkim nie wyobrażał sobie ponownej rozłąki z Chanyeolem, tego że w jego życiu znowu mogłoby zabraknąć jego radosnego śmiechu, lśniących oczu, opiekuńczych ramion i przede wszystkim jego dużego...
Tak, zdecydowanie za tym Baekhyun tęskniłby najbardziej.
Jednak mimo że Byun na co dzień otoczony był ze wszystkich stron miłością i życzliwością, nie mógł poradzić nic na element pustki jaki zawsze odczuwał w sercu, gdy Changmina nie było blisko niego. To uczucie najzwyczajniej w świecie sprawiało mu ból i chociaż szatyn przez tyle czasu nauczył się już z nim funkcjonować, jego myśli cały czas tkwiły przy synku, zresztą tak samo, jak jego serce. Dlatego teraz, trzymając Changmina w swoich ramionach i przytulając go do siebie najmocniej jak potrafił, Baekhyun w końcu czuł się w pełni szczęśliwy.
— Jesteście totalnie uroczy, naprawdę. – Kyungsoo, który od dłuższego czasu przyglądał się wzruszającej, rodzinnej scenie ukrył swój uśmiech w filiżance gorzkiej herbaty, którą sączył od niespełna godziny. Trzej mężczyźni wraz z dzieckiem znajdowali się w salonie należącym do szatyna, prowadząc swobodną rozmowę przy zimnych już napojach, które ostygły wraz z całym zamieszaniem wokół niezapowiedzianej wizyty Sehuna z Changminem.
W tym czasie Baekhyun zdołał ochłonąć od nadmiaru emocji, które początkowo wywołały łzy szczęścia w jego oczach, natomiast Kyungsoo wraz z Sehunem mieli czas na wytłumaczenie się z całego zamieszania. Changmin jedynie siedział posłusznie na kolanach swojego tatusia, bawiąc się przy tym jak zwykle jego przydługimi już włosami i od czasu do czasu rzucając piłeczkę Arnoldowi, który od momentu powrotu Baekhyuna do mieszkania szalał jak dziki. Jednym zdaniem, ot normalny dzień w rezydencji Byunów.
— Tatusiu, ale cieszysz się z naszej niespodzianki, prawda? – chłopczyk popatrzył prosto w oczy Baekhyuna, uśmiechając się przy tym szeroko. Mały Byun zabrał głos dopiero po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia dyskusji i szatyn domyślił się, że wynikało to z jego niepewności w nowym otoczeniu.
— Oczywiście, że się cieszę, kochanie. Najbardziej na świecie!
— To dlaczego jesteś taki zmartwiony tatusiu? Czy to dlatego, że pan Kyungsoo jest dla ciebie niedobry? Mam go zbić? – drugą część zdania chłopczyk wypowiedział ciszej, szepcząc do ucha swojego taty, jednak nie na tyle cicho, by Soo i Sehun nie usłyszeli jego absurdalnych oskarżeń. Cała trójka zaśmiała się dźwięcznie, nie chcąc, by przez to chłopiec poczuł się jeszcze bardziej skrępowany.
— Nie kochanie, dlaczego tak mówisz? Pan Soo jest najlepszym szefem i przyjacielem jakiego tylko mogłem sobie wymarzyć. Zobaczysz, że jest naprawdę fajny. W końcu to on wpuścił cię do mieszkania tatusia, prawda?
Baekhyun by uwiarygodnić swoje słowa cmoknął swojego skarba w nosek, na co chłopczyk zaśmiał się lekko, jeszcze bardziej wtulając się w jego pierś.
— To dobrze tatusiu, bo wcale nie chciałbym nikogo bić. Przemoc jest ble. – chłopczyk wykrzywił w obrzydzeniu swoją buzię, by następnie klasnąć entuzjastycznie w rączki i wznowić po chwili swoją mowę, schodząc na zupełnie inny temat. — Bo wiesz, ostatnio Jihoon i Jaehyun pobili się na przerwie i pani Choi...
Malec zaczął swoją opowieść o kolegach z klasy, na co Baekhyunowi zostało jedynie potwierdzające kiwanie głową i wydawanie dźwięków świadczących o zainteresowaniu historią za każdym razem, gdy Changmin patrzył na niego wymownie chcąc upewnić się, że szatyn go słuchał. A Byun nie miał serca by powiedzieć synkowi że obecnie znajduje się myślami dość daleko od własnego salonu, ponieważ to właśnie jego wcześniejsze słowa odbijały się echem w jego głowie, tworząc w niej mętlik.
Czy Baekhyun był "zmartwiony"? Jak cholera, jednak nie chciał, by to właśnie Changmin odkrył jego przygnębienie. Nie chciał, by chłopczyk widział go podczas jednego z najtrudniejszych momentów w jego życiu, czyli w chwili, kiedy Baekhyun zmuszony będzie stanąć twarzą w twarz ze swoim sześcioletnim koszmarem, równającym się powiedzeniu prawdy Chanyeolowi. Pragnął, by jego synek znajdował się jak najdalej od epicentrum całego zamieszania, a tymczasem tkwił w jego samym środku i Byun zastanawiał się poważnie nad tym, czy to aby na pewno był jedynie niefortunny przypadek, czy los po prostu postanowił w końcu zemścić się na nim za te wszystkie lata milczenia.
— Tatusiu? – dopiero po chwili szatyn poczuł lekkie szarpanie za rękaw bluzki przez zaciśnięte na niej rączki Changmina, usilnie domagającego się jego uwagi. — Tatusiu, jestem zmęczony. Możemy iść już spać?
Baekhyun spojrzał na zegar wiszący na ścianie, wskazujący godzinę dwudziestą drugą. Faktycznie, zasiedzieli się, a przez ten upływ czasu Byun zdołał zapomnieć, że Minnie zazwyczaj kładł się spać dosyć wcześnie. Nic dziwnego więc, że po jakże wyczerpującej opowieści, chłopczyk prawie że spał w jego ramionach, kurczowo trzymając się jego szyi.
— Pewnie, nie zauważyłem, że jest już tak późno. Sehun, możesz? – Baekhyun zwrócił się z prośbą do swojego przyjaciela, który od razu zrozumiał przekaz. Oh wziął Changmina na swoje ręce, po czym uprzednio żegnając się z Kyungsoo, ruszył ze śpiącym już chłopczykiem na górę do sypialni Byuna. Szatyn odprowadził ich spojrzeniem, od razu ciężko wzdychając po tym, jak tamta dwójka zniknęła z zasięgu jego wzroku.
— Ej, Baekkie. Trzymasz się jakoś? – Do dopiero teraz mógł swobodnie zwrócić się do swojego przyjaciela widząc, że ten przez cały wieczór prowadził wojnę ze swoimi myślami. Mógł jedynie domyślać się, jak wielkie obciążenie spadło nagle na Baekhyuna i miał nadzieję, że Chanyeol nie utrudni mu jeszcze bardziej całego procesu.
Soo od początku nie wiedział, po której stronie powinien stanąć przy ostatecznym starciu, ponieważ zarówno Chanyeol jak i Baekhyun byli dla niego cholernie ważni i mógł jedynie liczyć na to, że ich historia po prostu zakończy się szczęśliwie, a żaden z nich nie będzie za bardzo cierpieć przez drugiego.
— Mhm. – Baekhyun jedynie niemrawo odburknął pod nosem, co zupełnie zaprzeczyło jego słowom. Nie miał zamiaru jednak ukrywać tego, że było mu ciężko. To było po prostu zbyt oczywiste.
— Hej, chodź tu. – Kyungsoo w kilka kroków znalazł się przy swoim przyjacielu, przytulając go mocno do siebie. Wiedział, że było to marne pocieszenie, ale w tej sytuacji jedynie w taki sposób mógł okazać mu swoje wsparcie. — Dasz radę, słyszysz? Wszyscy w ciebie wierzą, ty też musisz. Zrób to dla siebie, zrób to dla Changmina, ale przede wszystkim zrób to dla Chanyeola, ponieważ cholera, on naprawdę zasługuje na to żeby wiedzieć, nie sądzisz? Oddał ci z powrotem całe swoje serce i wiem dobrze, że ty jemu także, dlatego nie bój się, słyszysz? Nawet jeśli początkowo pojawi się deszcz, wierzę w to, że niedługo po nim wyjdzie słońce i ty tak samo musisz w to uwierzyć. Po prostu uwierz w siebie, Byunnie.
Słowa Kyungsoo jeszcze długo odbijały się echem w uszach szatyna, który po wyjściu mężczyzny pozwolił sobie na kieliszek czegoś mocniejszego w oczekiwaniu na Sehuna, który zszedł powtórnie na dół po kilku dłuższych minutach. Jego przyjaciel jak i były kochanek sam zachowywał się dość dziwacznie dzisiejszego wieczoru, dlatego Baekhyuna wcale nie zdziwiło, kiedy Oh bez zbędnych słów sięgnął po butelkę z winem od razu dopijając jej zawartość.
Pomiędzy mężczyznami zapanowała cisza, podczas której Byun miał szansę na lepsze przyjrzenie się doktorkowi oraz jego zachowaniu, które wzbudzało w nim wiele podejrzeń. Sehun nie zmienił się z wyglądu za bardzo – jego włosy cały czas pozostawały w tym samym odcieniu czerni, ramiona nadal były tak samo rozłożyste, a jego ubiór jak zwykle był nienaganny, jednak na pierwszy rzut oka Baekhyun mógł stwierdzić, że w młodszym zaszła jakaś znacząca zmiana, która dodała mu przede wszystkim dojrzałości. Nie mógł jednak orzec tego na pewno, gdyż dzisiejszego wieczoru Sehun prawie w ogóle nie zabierał głosu, a jego spojrzenie utkwione było gdzieś w dalekiej przestrzeni, co sprawiło, że Baekhyun z niemałym zainteresowaniem przyglądał się teraz młodszemu, którego nigdy wcześniej nie widział w takim stanie.
— Miłość jest do dupy, co nie? Zawsze musi być cholernie skomplikowana, problematyczna, a do tego przeważnie nieodwzajemniona, przez co jeszcze bardziej bolesna. Natomiast kiedy już myślisz, że udało ci się ją znaleźć, ona tak po prostu odchodzi pozostawiając cię z mętlikiem w głowie i najczęściej złamanym sercem. Totalne chujostwo, nie sądzisz?
Baekhyun nie wiedział, czy to za sprawą przypływu odwagi, czy wręcz przeszkadzającej już ciszy Sehun postanowił w końcu wypowiedzieć najdłuższe póki co zdanie od kilku godzin. Mógł domyślać się jedynie, że to z powodu powoli działającego alkoholu, Oh w końcu otworzył się przed nim, tym samym wywołując u szatyna zarówno zdziwienie jak i totalne niezrozumienie z powodu zbyt głębokich jak na późną porę przemyśleń. Dlatego też Baekhyun postanowił pozostać w dalszej ciszy, oczekując na rozwój konwersacji.
— Jednak nie ma chyba nic gorszego niż miłość, której sam pozwalasz umknąć i dopiero po fakcie, gdy jest już na to za późno, zdajesz sobie sprawę, że może faktycznie było to właśnie to jedyne uczucie. Że osoba, która wywołuje uśmiech na twojej twarzy, która sprawia, że to właśnie dla niej decydujesz się codziennie rano wstać z łóżka nie jest po drugiej stronie świata, ale po drugiej stronie pokoju? Taka miłość, albo raczej jej brak naprawdę ssie. – Oh po raz kolejny zanurzył swoje usta w alkoholu, cały czas przy tym wpatrując się w jeden punkt przed sobą.
Dawał czas Baekhyunowi na jakąkolwiek odpowiedź na jego słowa, jednak Byun, pozostając nadal w lekkim szoku, nadal nie za bardzo rozumiał, do czego pił młodszy chłopak. W jego głowie zaświeciła się pewna lampka, ale jej światło było zdecydowanie zbyt słabe, by rozpalić w myślach szatyna większy płomień.
Do tego było to tak absurdalne, że mężczyzna miał ochotę prychnąć głośno pod nosem, jednak nie zrobił tego obawiając się, że jego towarzysz może niesłusznie odebrać jego drobny gest.
Bo przecież niemożliwym było żeby...
Ale...
— O mój Boże! – Baekhyun pisnął niezbyt męsko, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że przypadkowo wypowiedział swoje myśli na głos. Nie miało to teraz jednak żadnego znaczenia, ponieważ mózg szatyna działał w tej chwili na najwyższych obrotach, skupiając się jedynie na głębszym analizowaniu słów doktorka i dopasowywaniu do siebie różnych faktów, od których prawie że zakręciło mu się w głowie. Intensywność jego myśli jednak nie spadała, wręcz przeciwnie, z każdą kolejną chwilą Baekhyun miał większą ochotę walnąć się cegłą w czoło, kiedy nagle wszystkie niezrozumiałe puzzle zaczęły układać się w spójną całość.
— Czy Luhan... on... wyznał ci swoje uczucia?
Może pytanie Baeka nie było zbyt delikatne i taktowne, jednak szatyn po prostu musiał wiedzieć, czy jego myśli poszły w dobrym kierunku. Lekkie skinienie głową jakie otrzymał od Sehuna w ramach odpowiedzi potwierdziło jedynie jego przypuszczenia, przez co mężczyzna jęknął zrezygnowany zapadając się głębiej w wygodnym fotelu.
— O mój Boże, ale ze mnie głupek... – Baekhyun schował swoją twarz w dłoniach, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.
Przecież Oh nie musiał wiedzieć, że Xiao tyle razy próbował przekazać Baekhyunowi, że jest zakochany w jego kochanku, że teraz, gdy sprawa w końcu wyszła na jaw, Byun czuł się dwukrotnie winny i za sprawą swojego najlepszego przyjaciela, którego uczucia bezwiednie ranił i przez Sehuna, o którego uczuciach względem swojej osoby nie miał pojęcia. Baekhyun znowu mimowolnie wylądował w jakiejś mało śmiesznej komedii, której końca wolał już nie doczekać.
— Sehun ja... naprawdę nie wiedziałem. Nawet nie wiesz, jak mi przykro, że przez te wszystkie lata ja...
— To naprawdę nie ma już znaczenia, Baek. – mężczyźni po raz pierwszy tego dnia nawiązali ze sobą kontakt wzrokowy, a Sehun pierwszy raz od jakiegoś czasu w końcu pozwolił sobie na lekki uśmiech, szybko jednak zastąpiony grymasem pełnym goryczy. — Może to dobrze, że właśnie tak się to wszystko skończyło? Ty odnalazłeś Chanyeola, Changmin będzie mieć w końcu drugiego tatę, a Luhan... on powinien zapomnieć o mnie i o tym, że darzył mnie jakimś głębszym uczuciem. Nie zasługuję na niego i sprawiam mu jedynie ból, a on... auć, jasna cholera Baek! – Sehun złapał się za czoło, dokładnie w miejsce, w którym przed chwilą znajdował się rozpędzony pantofel Byuna, którym ten ot tak postanowił zdzielić młodszego. — Za co to, hm!?
— Może za to, że pieprzysz od rzeczy? Czy ty naprawdę wierzysz w to, co mówisz? Naprawdę uważasz, że Luhan właśnie tego potrzebuje? Że potrzebuje życia bez ciebie? Głupku, on za długo walczył o twoje względy żebyś teraz tak po prostu dał mu odejść! Boże Oh, przestań w końcu użalać się nad sobą i stań się mężczyzną, bo kto jak kto, ale ja wiem, że potrafisz. Jeśli ty również czujesz to, co Lu, jeśli także go kochasz to udowodnij mu to, pokaż choć raz, że naprawdę ci zależy. Cholera, on właśnie na to czeka! Nie na to, byś puścił go z torbami mówiąc, że bez ciebie będzie mu lepiej. Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz, a z takim podejściem na razie jedynie przysparzasz cierpienia nie tylko sobie, ale także i jemu.
Klatka piersiowa Baekhyuna unosiła się szybko jeszcze długo po tym, jak mężczyzna wyrzucił z siebie całą frustrację. Nie wiedział, czy postąpił dobrze wydzierając się na Sehuna (oczywiście w ciszy tak, by nie obudzić śpiącego na górze Changmina), jednak ta chwila uniesienia pozwoliła mu na wyrzucenie z siebie całego zalegającego stresu, jaki kumulował się w nim do tej pory.
Jego słowa, mimo że skierowanie do przyjaciela miały podwójne znaczenie i tylko Baekhyun mógł stwierdzić, czy podziałały bardziej budująco na Oha czy na niego samego. W końcu obaj tkwili w stosunkowo tak samo beznadziejnych sytuacjach, z których było tylko jedno poprawne wyjście i to w głównej mierze od nich zależało, czy właśnie do tego jednego rozwiązania będą dążyć, czy obaj poddadzą się już na starcie.
A poddawanie się raczej nie leżało w ich naturze.
🍷🍷🍷
Tej nocy, przy akompaniamencie taniego, czerwonego wina, zakończyła się oficjalnie pewna wspólna księga dwójki bliskich sobie osób, jedynie po to, by na jej miejscu mogły pojawić się dwa, zupełnie nowe poematy. Jeden – wypełniony obietnicą walki o miłość, drugi – natychmiastową chęcią wyjawienia prawdy i końcem wszystkich sekretów z pełną akceptacją ich konsekwencji.
📜📜📜
TBC
No tak... Pewnie nie tego się spodziewaliście i większość z was jest zapewne nieco zawiedziona tym rozdziałem, ale.. No cóż, mi pisalo się go zadziwiająco dobrze, chociaż zrobiłam to dopiero wczoraj, bo od świąt miałam totalną blokadę na pisanie czegokolwiek. Planowałam uwzględnić w nim początkowo także wątek Chanyeola, ale zdecydowałam się przenieść go do następnego rozdziału, by móc na spokojnie rozwinąć jego punkt widzenia i poświęcić następną część prawie że w całości jego osobie. I nie wiem, możecie zaopatrzyć się w jakieś chusteczki, czy defiblyratory, ale nie obiecuję, że użycie ich będzie konieczne...🤔
Nie przedłużając, przepraszam jeszcze raz za kolejną, długą przerwę i co...
Do następnego, kochani! 😘💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top