44. Pan młody, który nie zjawił się na własnym ślubie

Baekhyun stał dłuższy czas przed obszernym lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Drogi garnitur od Zegny leżał idealnie na jego chudym ciele, a swoje odświeżone, teraz brązowe kosmyki włosów, ułożył w staranny sposób tak, by nie odstawały we wszystkie strony, jak miały w zwyczaju. Mężczyzna nie za bardzo świadomy był tego, ile czasu wpatrywał się w swoje odbicie. Dziwnie było patrzeć na własną twarz i nie odnajdywać w niej śladów dawnego siebie. Jego oczy były niby takie same, ale teraz wydawały się mienić intensywniejszym blaskiem niż zwykle, natomiast usta, jednakowo podobne, układały się w uśmiech, którego Baekhyun nie widział już przewlekłą ilość czasu.

Był szczęśliwy i to uczucie przyprawiało go o dreszcze zarówno z ekscytacji, jak i strachu. Życie nauczyło go już, że za każdym razem, gdy dawał szczęściu przyćmić zdrowy rozsądek, kończyło się to z negatywnym skutkiem zarówno dla niego, jak i dla osób z jego otoczenia.

Teraz patrząc na siebie i widząc zupełnie innego Baekhyuna niż kilka lat, a nawet miesięcy temu, nie spodziewał się, że zmiana będzie tak bardzo widoczna. I nie miała ona nic wspólnego z nowym kolorem włosów, a z emocjami, które zaczął odczuwać w momencie ponownego pojawienia się Chanyeola w jego życiu. Nigdy nie przypuszczał, że wyjawienie prawdy o wydarzeniach sprzed sześciu lat napełni go takim spokojem i ulgą i równocześnie sprawi, że on sam zwyczajnie będzie błyszczał.

— Wyglądasz cudownie, Baekkie! – Głos dochodzący od strony drzwi sprawił, że mężczyzna oderwał wzrok od swojego odbicia i przeniósł go w miejsce, w którym odbijała się w lustrze sylwetka przyjaciela. Luhan również miał na sobie elegancki, dobrze dopasowany garnitur, a na jego twarzy, Baekhyun dostrzegł delikatny uśmiech, który sam zaraz odwzajemnił. Drugi mężczyzna podszedł do Byuna i przystanął za nim, swoją dłoń kładąc na jego ramieniu. — Jak się czujesz?

— Będąc szczerym, trochę się denerwuję. – Baekhyun zaśmiał się nerwowo, na co Luhan uśmiechnął się szerzej i skinął głową ze zrozumieniem.

— No jasne, przecież ślub zawsze wiąże się z dużym stresem.

— Boję się, że coś wyjdzie nie tak, jak powinno. Oh, no i martwię się, że Chanyeol zgubi obrączki, dobrze wiesz, że byłby do tego zdolny.

Pokój po raz kolejny wypełnił się śmiechem przyjaciół, który został przerwany przez dziecięcy pisk dochodzący od strony drzwi. Obaj odwrócili się w ich stronę w momencie, w którym Changmin wbiegł do pomieszczenia, a zaraz za nim Sehun próbując dogonić malca. Chłopczyk w ułamku sekundy znalazł się obok swojego tatusia, chowając się za jego nogami tworzącymi bezpieczną tarczę. Po jego czerwonych policzkach oraz przyśpieszonym oddechu doktorka nie trudno było wywnioskować, że ich gonitwa trwała już dobre parę minut.

— Tatusiu, uratuj mnie! – Changmin wyciągnął ręce do góry, po chwili znajdując się już w strzegących go pilnie ramionach Baekhyuna. Ciche "Ej, to nie fair" opuściło usta Sehuna, który z kaprysem na twarzy podszedł do Luhana i tak samo uwiesił się na jego ramieniu, dodając jeszcze "też uratowany". Baekhyun cmoknął chłopca w policzek, na co malec zaśmiał się dźwięcznie, po chwili przenosząc ciekawskie spojrzenie na strój swojego taty.

— Wyglądasz jak najprawdziwszy książę, tatusiu! – chłopiec pisnął z zachwytem.

— Cieszę się, że ci się podoba, skarbie, ty również. – Changmin miał na sobie czarne spodnie, białą koszulę oraz marynarkę w tym samym kolorze z dodatkiem czerni na obrzeżach. Po muszce trzymanej w dłoni przez Sehuna, która stanowiła ostatni element stroju chłopca, Baekhyun domyślił się, że to właśnie niechęć do jej założenia zmusiła malca do ucieczki. — Byłeś u wujka Soo?

— Tak, tatusiu! On też wygląda jak książę, ale zamiast tej dziwnej wstążki pod szyją ma krawat i to wygląda dużo lepiej, tato. Nie chcę jej ubierać, będę wyglądać śmiesznie, jak wujek Huji!

— No teraz już przegiąłeś, mały. Niech ja cię tylko... – Sehun poczerwieniał na twarzy i zaczął niebezpiecznie zbliżać się do chłopca, który kolejny raz pisnął głośno, starając się zniknąć całkowicie w uścisku Baekhyuna. Byun w tym czasie próbował zapanować nad śmiechem, podczas gdy Luhan bez wstydu ryknął na całe pomieszczenie, po chwili praktycznie tarzając się po podłodze.

Dopiero ciche stukanie o framugę drzwi przywołało wszystkich do porządku, a zaraz po nim widok czarnych kosmyków, które pojawiły się w szczelinie w komplecie z głową ich właściciela zaglądającego niepewnie do środka.

— Nie przeszkadzam? – Kyungsoo posłał grupce przyjaciół blady uśmiech, próbując tym samym ukryć swoje i tak doskonale widoczne dla wszystkich zdenerwowanie. 

— Oczywiście, że nie! Jesteś już gotowy? 

— Tak, Jongin z Chanyeolem powinni zjawić się w przeciągu kilku minut. 

— W porządku, w takim razie najwyższy czas ustawiać się na miejscach. – Luhan przechwycił w swoje ramiona Changmina, który pisnął po raz kolejny, tym razem z ekscytacji. — Damy wam jeszcze chwilę czasu dla siebie. – to mówiąc, opuścił pomieszczenie razem z Sehunem, pozostawiając Baekhyuna razem z nerwowym Kyungsoo.

Jednak Byun zupełnie nie dziwił się przyjacielowi. W końcu nie codziennie brało się ślub z miłością swojego życia.

To faktycznie mogło być trochę stresujące.

Dlatego też brunet zrobił coś, czego Kyungsoo zupełnie się nie spodziewał. Zanim starszy zdążył jakkolwiek zareagować, trwał już w uścisku przyjaciela, modląc się w myślach o dostęp do utraconego powietrza. Na początku wezbrała w nim chęć do odepchnięcia drugiego, jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że dzięki tej bliskości, jego ciało przyjemnie odprężyło się i stało się nieco lżejsze, niż jeszcze kilka sekund temu. Chcąc nie chcąc, sam otoczył Baekhyuna ramionami, odwzajemniając gest.

Brunet wyczuwając ruch ze strony drugiego mężczyzny, uśmiechnął się zwycięsko pod nosem.

— Trochę lepiej?

Kyungsoo kiwnął głową, dopiero po dłuższej chwili odsuwając się od Byuna na większą odległość. Jego policzki były lekko zaczerwienione ze wstydu, przez co Baekhyun nie był w stanie powstrzymać się od złośliwego komentarza. Chwilę później masował swoje obolałe ramię, na którym ułamek sekundy wcześniej spoczywała rozpędzona pięść Kyungsoo. 

— Denerwuję się, Baek. Wszystko będzie dobrze, prawda? Gwarantuję Jonginowi, że jeśli wywinie mi jakiś numer i postanowi nie zjawiać się na własnym ślubie, to...

— Soo, nie panikuj, naprawdę nie warto. – Baekhyun posłał przyjacielowi łagodny uśmiech — Nie znam nikogo, kto miałby takiego świra na czyimś punkcie, jak Jongin ma na twoim. Jesteście dla siebie stworzeni, kochacie się, a dzisiejszy ślub jest tylko małą formalnością, która tą miłość przypieczętuje. Nie ma powodu do obaw. 

— Ja znam, – odpowiedź Kyungsoo zaskoczyła Baekhyuna, który spojrzał na mężczyznę wzrokiem pełnym konsternacji. — zresztą myślę, że obaj znamy taką osobę. 

Baekhyun już nic więcej nie mówił. Po prostu uśmiechnął się z wdzięcznością w stronę przyjaciela, a następnie obaj wyszli z pomieszczenia pochłonięci myślami o swoich drugich połówkach, które powinny już czekać na nich przy biurku urzędnika. 

Nie czekały.

Zamiast tego, gdy weszli do głównej sali, przywitała ich głucha cisza, a nieobecność drugiego pana młodego i jego drużby od razu rzuciła się w oczy. Jedynymi osobami w pomieszczeniu byli Luhan i Sehun oraz grający na telefonie któregoś z wujków Changmin, niezainteresowany szepczącymi pomiędzy sobą hyungami. Obaj mężczyźni wyglądali na zdenerwowanych, a w momencie, w którym odwrócili się by spojrzeć na nowo przybyłych przyjaciół, kolory odpłynęły im z twarzy. Baekhyun poczuł, jak jego serce niespodziewanie przyspiesza swój bieg. Był zdezorientowany, ponieważ nie takiego widoku się spodziewał.
Kyungsoo również zesztywniał przy jego boku. Coś zdecydowanie było nie tak. 

— Jongin i Chanyeol mieli wypadek. – Powiedział Luhan na jednym wydechu, patrząc prosto w rozszerzone tęczówki swojego przyjaciela. Baekhyun poczuł, jak jego rozszalałe serce staje. — Są w szpitalu. 

🏥🏥🏥

Gdyby ktoś kiedyś powiedział Baekhyunowi, że w dniu ślubu jego szefa, Luhan będzie łamał wszelkie przepisy drogowe, próbując jak najszybciej dojechać do oddalonego o kilka kilometrów szpitala, on sam będzie wewnętrznie panikował nie mogąc dodzwonić się do swojego ukochanego, a pan młody wpatrywać się będzie pustym wzrokiem w jeden punkt, nie reagując na żadne czynniki zewnętrzne, Byun najpewniej kazałby takiej osobie zmienić lekarza. Nigdy nie brał pod uwagę scenariusza, w którym pędziłby jak na złamanie karku, nieświadomy stanu, w jakim znajdował się Chanyeol i nie mógł nic poradzić na to, że przez jego głowę przewijały się same negatywne myśli. Jego serce biło jak oszalałe, a żołądek był tak ściśnięty, że musiał powstrzymywać podchodzące mu do gardła jedzenie, które chciało wydostać się na zewnątrz. Nie dochodziły też do niego żadne słowa Luhana, który najpewniej starał się uspokoić swoich przyjaciół. Baekhyun nie był w stanie zapanować nad swoim drżącym ciałem, dopóki nie zobaczy swojego mężczyzny całego i zdrowego. 

Nie pamiętał nawet dokładnie drogi ani ilości czasu, jaką zajęło im dotarcie do budynku, a później do odpowiedniego skrzydła szpitalnego i na właściwie piętro. Nie pamiętał twarzy mijanych ludzi, ani numerów pomieszczeń. Nie pamiętał właściwie niczego do momentu, w którym po drugiej stronie korytarza, na jednym z krzesełek ustawionych pod ścianą, dostrzegł dobrze znaną mu sylwetkę i charakterystyczne czarne kosmyki opadające w dół wraz z głową właściciela. Baekhyun poczuł, jak jego oczy automatycznie zachodzą łzami.

— Chan...

Mężczyzna rzucił się do biegu zakończonego prosto w ramionach Parka, który jakby wyczuwając obecność swojego ukochanego, podniósł się z dotąd zajmowanego miejsca i otworzył dla niego swoje ramiona. Baekhyun w momencie, w którym jego głowa spoczęła na twardej klatce piersiowej drugiego, a jego nozdrza zaciągnęły się znajomym zapachem, rozryczał się, mocząc elegancką koszulę Chanyeola, umorusaną w niektórych miejscach krwią.

— Baek, skarbie... już dobrze, nic mi nie jest, oddychaj. – długie palce przeczesujące jego włosy oraz motyle pocałunki składane na całej twarzy, po dłuższym czasie sprawiły, że oddech Byuna ustabilizował się, a płacz ustał. Mężczyzna odsunął się od swojego ukochanego, żeby przyjrzeć się jego twarzy i licznym zadrapaniom, które ją pokrywały. Także dopiero teraz zwrócił uwagę na temblak, w którym znajdowała się lewa ręka Chanyeola, a czując pod powiekami zbierające się na nowo łzy, przetarł oczy dłońmi i ukrył swoją twarz w jego bezpiecznych ramionach.

— Nie odbierałeś telefonu!

— Zgubiłem go skarbie.

— A ręka? Jest złamana?

— Odłamki szyby się w nią wbiły, stąd szwy i temblak. Przepraszam Baekkie, powinienem był pożyczyć od kogoś telefon i się z tobą skontaktować. – Chanyeol uniósł twarz bruneta, po czym starł kciukiem spływającą po jego policzku łzę.

— Nie przepraszaj mnie, głuptasie. – Baekhyun odburknął, nie mogąc jednak w żaden sposób powstrzymać uśmiechu. — Nie mogę uwierzyć, że nic ci nie jest.

— Chanyeol, gdzie jest Jongin?

Obaj odwrócili spojrzenia w stronę Kyungsoo, który po raz pierwszy od wyjścia z urzędu zabrał głos. Mężczyzna na pierwszy rzut oka wydawał się spokojny, jednak nie trudno było dostrzec strachu, jaki tlił się w jego oczach. 

Chanyeol westchnął głęboko, a następnie wskazał na drzwi sali, przy której stali.

-— Teraz śpi. Oberwał trochę mocniej ode mnie, ponieważ siedział po stronie, w którą uderzył samochód. Ma uszkodzoną nogę i lekki wstrząs mózgu, ale lekarze się nim odpowiednio zajęli i jego życiu już nic nie zagraża. 

— Mogę do niego wejść? 

Chanyeol kiwnął głową, a następnie obaj z Baekhyunem obserwowali, jak drzwi do pomieszczenia zamykają się za ich przyjacielem. 

💟💟💟

Kiedy Kyungsoo wszedł do wyznaczonego pokoju, pierwszym na co zwrócił uwagę była cisza, zakłócana co jakiś czas przez pikanie aparatury. Jego wzrok automatycznie spoczął na szerokim łóżku stojącym na środku pomieszczenia i leżącym w nim Jonginie, którego klatka piersiowa unosiła się w równomiernym tempie.

Kyungsoo powoli, jakby bojąc się widoku, który go czeka, podszedł do śpiącego mężczyzny. Kim był blady, a jego twarz, podobnie jak twarz Chanyeola, pokrywały liczne zadrapania i rany. Na głowie mężczyzny owinięty został bandaż, jednak reszta ciała ukryta była pod białą pierzyną, przez co Soo mógł jedynie spekulować, w jakim stanie się znajdowała.

Kyungsoo złapał za zimną dłoń mężczyzny, ściskając mocno za jego długie palce. Jogin wyglądał spokojnie, niczym podczas miesiąca miodowego na Karaibach, a nie jak po wypadku samochodowym i szybkiej operacji. Mężczyzna wydawał się uśmiechać przez sen, chociaż rany i obrażenia bez wątpienia sprawiały mu ból, a Kyungsoo widząc to, pozwolił sobie w końcu na wylanie łez, które wstrzymywał w sobie od momentu otrzymania informacji o wypadku.

Nie pamiętał, czy kiedykolwiek ogarnęło go podobne przerażenie jak wtedy, gdy Luhan oznajmił, że Jongin trafił do szpitala. Ciężkie jest opisanie uczucia, gdy bezpieczna ziemia, na której stoisz od dłuższego czasu, zawala ci się nagle pod nogami. Kyungsoo nie panikował, jak Baekhyun, nie pokazywał swoich emocji, mimo że kumulowały się one w nim odkąd opuścili urząd. Nigdy nie był dobry w okazywaniu swoich uczuć, jedyną osobą, przy której przychodziło mu to z łatwością, był jego narzeczony.

Zamiast tego, Kyungsoo przez całą drogę do szpitala powtarzał sobie w głowie niczym mantrę, że Jonginowi nic nie jest. Czuł to i wiedział, że jego mężczyzna nie poddaje się tak łatwo, tym bardziej, jeśli ma własny ślub na karku i świadomość, że Kyungsoo rozprawi się z nim osobiście dużo gorzej, gdy ten wywinie jakiś numer.

Soo po prostu wiedział, że Jongin go nie zostawi. W końcu nawet bez ślubu obiecał mu wieczność, prawda?

-— Ty idioto, trzeba było powiedzieć, że nie chcesz brać ślubu, a nie specjalnie pakujesz się w wypadek, żeby go uniknąć! – Kyungsoo ponownie rozpłakał się rzewnie, przyciskając zimną dłoń śpiącego mężczyzny do swojego rozgrzanego policzka. Nawet nie starał się hamować łez, po raz pierwszy od dawna pozwolił im tak po prostu spływać swobodnie po swojej twarzy. Był przekonany, że jeśli Baekhyun z Chanyeolem nie odeszli od drzwi, dobrze słyszeli jego płacz. Był wdzięczny przyjaciołom, że mimo tego zdecydowali się nie wtrącać i pozwolić mu bez zakłócania pozbyć się ciężaru z serca. Kyungsoo nie był już nawet pewny, przez co konkretnie płakał. Wszystkie nagromadzone w dzisiejszym dniu emocje postanowiły ulecieć z niego pod postacią łez.

— Masz rację, jestem ogromnym idiotą.

Kyungsoo, słysząc dobrze znany mu głos, natychmiastowo uniósł spojrzenie, a gdy złączyło się ono z czekoladowymi tęczówkami patrzącego na niego z miłością Jongina, mężczyzna po raz kolejny wybuchł płaczem. Jego głowa spoczęła na udach leżącego mężczyzny, a dłoń Kima, którą jeszcze przed chwilą trzymał przy policzku, gładziła teraz uspokajająco jego włosy.

— Soo... – Jongin powtórnie zwrócił na sobie uwagę swojego narzeczonego, posyłając mu ciepły, pełen energii uśmiech, tak bardzo kontrastujący z jego aktualnym wyglądem i stanem. Kyungsoo, widząc to, mimowolnie zaśmiał się przez łzy, by po chwili zbliżyć się do  ukochanego i złączyć ich usta w utęsknionym pocałunku. Gdy ich wargi oderwały się od siebie po dłuższym czasie i obaj spojrzeli sobie głęboko w oczy, tym razem to Kyungsoo był tym, który posłał drugiemu promienny uśmiech.

— A mówią, że to zazwyczaj panna młoda ucieka sprzed ołtarza, nie pan młody. Jesteś ewenementem na skalę światową, skarbie.

Ten dzień był zdecydowanie pełen wrażeń. A jeszcze się nie zakończył.

💕💕💕

TBC

Tak, to ff, tutaj homo ślub w Korei jest legalny, więc błagam, oszczędźcie mi zbędnych tłumaczeń🙏

I tak, lubię być drama queen👑😌
w tym miejscu możecie wyrazić swoje żale z tego powodu💜

Następny rozdział jest tym ostatnim 😢🕯

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top