4. "Mówi się trudno i płynie się dalej"
Baekhyun stał na dużej polanie na środku lasu.
Właściwie sam nie wiedział, dlaczego nagle się na niej znalazł, ale czuł, że jego pobyt w tym miejscu miał duże znaczenie.
Dookoła, nie było żywej duszy i nawet drzewa wydawały się być martwe, pomimo tego, że ubrane były w liście o zdrowym kolorze zieleni.
Byun nie słyszał żadnego dźwięku, nic, jedynie nieprzyjemny pisk w uszach, który z każdą sekundą stawał się intensywniejszy. Zasłonił uszy dłońmi, by w ten sposób odgrodzić się od nieprzyjemnego dźwięku, jednak nie przyniosło to zamierzanego efektu, ponieważ ów odgłos nie ustępował.
Nagle pisk ucichł, a wraz z tym momentem cicho, lecz stanowczo wypowiedziane słowo gdzieś zza jego pleców, dobiegło jego uszu, powodując dreszcze na jego ciele.
— Baekhyun.
Mężczyzna zamarł, kiedy jego słuch wyłapał głęboki, charakterystyczny głos, należący do osoby, od której kiedyś częste słyszenie swojego imienia, nie było czymś tak niespodziewanym, jak teraz.
— Chanyeol... – Baekhyun wypowiedział prawie szeptem, następnie energicznie odwracając się za siebie.
Od razu go dostrzegł. Stał tam, przed nim, jak zwykle przystojny, w swoim czarnym płaszczu, zapiętym tylko na kilka guzików. Jego czarne, lekko przydługie włosy powiewały od nagłego wiatru, a intensywne, piwne spojrzenie skierowane było prosto w postać Baekhyuna, przez co szatyn poczuł, jak ulatuje z niego powietrze.
— Chanyeol, to ty...to naprawdę ty...
W jednej chwili serce Byuna zaczęło wyrywać się z jego piersi, a on w końcu, po raz pierwszy od dawna, poczuł, jak nieograniczone szczęście przepełnia jego serce. Chanyeol, jego Chanyeol, stał teraz kilka metrów od niego i przypatrywał mu się z lekkim uśmiechem.
— Witaj, Baekhyunie.
Tembr głosu mężczyzny działał na szatyna kojąco, a jego twarz momentalnie rozświetlił ogromny uśmiech, kiedy Park rozłożył przed nim swoje ramiona, zapraszając go w ten sposób do siebie.
Baekhyun prawie natychmiast oderwał się od ziemi, by jak najszybciej znaleźć się w ciasnym uścisku ukochanego, ale gdy tylko zrobił jeden krok, upadł na ziemię po odbiciu się od szyby, która nagle pojawiła się tuż przed nim. Mężczyzna szybko wstał na nogi, by znaleźć inną drogę, a w jego oczach pojawiło się przerażenie, kiedy dostrzegł, że znajduje się w szklanej gablocie, bez możliwości ucieczki.
— Tak bardzo za tobą tęskniłem, skarbie. Ty za mną też, prawda? – Chanyeol kontynuował swoją mowę, ani trochę niewzruszony pułapką, w której znalazł się Baekhyun.
— Oczywiście, że za tobą tęskniłem, Chanyeol. Proszę, wypuść mnie st...
— Kłamiesz! – Przeraźliwy krzyk opuścił usta wyższego mężczyzny, przez co Byun poczuł, jak zimny pot oblewa jego ciało.
Park cały czas stał w jednym miejscu, jednak mimika jego twarzy uległa totalnej zmianie. Nie był już spokojnym i opanowanym chłopakiem sprzed chwili. Teraz przed Baekhyunem stał mężczyzna z furią w oczach, który ani trochę nie przypominał jego Chanyeola.
— Chan...
— Nienawidzę cię, Baekhyun. Nienawidzę, słyszysz?! Patrz co ze mną zrobiłeś! Jesteś z siebie zadowolony? Podoba ci się to, co widzisz?!
Wraz z kolejnymi słowami Parka, Byun czuł, jak jego serce rozpada się na drobne kawałeczki, a ciało odmawia posłuszeństwa, przez co chłopak runął na kolana.
— Zniszczyłeś mnie. Ty i twój bachor. Sprawiliście, że oszalałem! – Kontynuował mężczyzna, jednak Baekhyum starał się go nie słuchać, zasłaniając swoje uszy dłońmi. — Powiedz Baekhyun, lepiej ci jest beze mnie? Właśnie widziałem, jak okropnie cierpiałeś z tęsknoty za mną w ramionach innego! Było ci tak cholernie dobrze, gdy on cię pieprzył, Baekhyun, a ty masz czelność mówić jeszcze, że za mną tęsknisz? Jesteś żałosny Byun, brzydzę się tobą.
— Nie... przestań, Chanyeol... przestań... – Szatyn nie był w stanie powstrzymać łez, które zaczęły wypływać z jego oczu z powodu bólu, który rozchodził się z jego klatki piersiowej po całym ciele.
Wiedział dobrze, że większość słów wypowiedzianych przez Parka była szczerą prawdą, a on zawinił, zostawiając chłopaka bez słów wyjaśnienia, jednak Baekhyun nie był teraz psychicznie przygotowany na starcie z problemem sprzed lat.
— Mój słodki, mały Baekhyunie. Naprawdę myślałeś, że ci wybaczę? Że wrócimy do dawnej relacji? Do tego, co było? Pobawiłeś się mną przez chwilę, żeby później wyrzucić mnie i moje uczucia do kosza!
— Nie, Chanyeol... to nie prawda...
— Ale wiesz co, Baekhyun? Żałuję, że nasze ostatnie spotkanie wygląda w taki sposób. Moją ostatnią wolą było zobaczenie, jak cierpisz, wiedząc, że doprowadziłeś do śmierci ukochanej osoby. Mam nadzieję, że tam z góry będę mógł w spokoju na to patrzeć.
— Co? Chanyeol, o czym ty... – Mężczyzna przerwał, widząc, jak Park zaczyna cofać się, zbliżając się tym samym niebezpiecznie w stronę kilkumetrowego klifu, który nagle pojawił się za nim.
Wzrok Chanyeola był cały czas utkwiony w twarzy ukochanego, który zrozumiał, co się dzieje dopiero wtedy, kiedy pięty wyższego mężczyzny znalazły się już za krawędzią.
— Chanyeol!
— Żegnaj Baekhyunie.
— Nie! – Baekhyun otworzył gwałtownie oczy i podniósł się do siadu, dusząc się z powodu nagłego napadu kaszlu.
— Baekhyun! Już, spokojnie. Oddychaj.
Minęło parę dłuższych chwil, w których Byunowi udało się nabrać powietrza do płuc i uspokoić swoje drżące ze szlochu ciało, w czym pomagał mu Luhan siedzący na łóżku obok niego.
Szatyn rozglądnął się po pokoju, który okazał się być jego sypialnią, a swój wzrok zatrzymał na zatroskanej twarzy przyjaciela, który przyglądał mu się z zaciekawieniem, by następnie, bez uprzedzenia, przyciągnąć go do siebie.
— Boże, Baekhyun! Nigdy więcej tak nie rób, słyszysz?! Tak strasznie się o ciebie martwiliśmy! Kiedy Sehun zadzwonił do mnie i powiedział, że zemdlałeś na środku jego gabinetu, myślałem, że sam zaraz zemdleje! Co ty w ogóle sobie myślałeś, żeby...
— Lu, one wróciły. – Baekhyun przerwał monolog swojego przyjaciela, powtórnie zanosząc się szlochem. Pomimo tego, że sylwetka Luhana była podobna do tej jego, czuł się teraz taki drobny i zanikający wręcz w ramionach bruneta. — Koszmary, wróciły...
Szatyn nie musiał dwa razy powtarzać, żeby Luhan załapał sens jego słów i przyciągnął Baekhyuna bliżej swojej klatki piersiowej, zaczynając uspokajająco nim kołysać.
— Cii, Baekkie. Już dobrze, jestem tutaj.
Przez następne minuty, Luhan starał się uspokoić płaczącego chłopaka, który łzami moczył jego koszulkę. Nie było to jednak dla niego ważne, ponieważ wiedział dobrze, o jakich koszmarach była tu mowa i nie obchodziło go obecnie nic innego, jak komfort psychiczny przyjaciela.
Gdy w końcu Luhanowi udało się doprowadzić Baekhyuna do porządku, streścił mu on przebieg wydarzeń, które miały miejsce po jego omdleniu.
Byun uważnie słuchał opowieści o tym, jak to Sehun skontaktował się z Luhanem, jak młodszy przywiózł go do domu i jak brunet poszedł po Changmina do szkoły, gdy mężczyzna nadal się nie budził. Był naprawdę wdzięczny przyjaciołom za pomoc, ale też zły na siebie samego, że swoim zachowaniem przeszkodził im w pracy.
— Gdzie jest teraz Sehun? – Wraz z pytaniem Baekhyuna o czarnowłosego Koreańczyka, ciało Luhana automatycznie spięło się, co nie umknęło uwadze szatyna.
— Z tego co wiem, bawi się z Changminem i Arnoldem w salonie. – Luhan odpowiedział z nikłym uśmiechem, jednak Byun dostrzegł w oczach przyjaciela niepokojący go smutek, przez co mocnej ścisnął dłoń mężczyzny, którą nadal trzymał.
— Lu? Chcesz mi o czymś powiedzieć? – Baekhyun wyraźnie widział po minie chłopaka, że coś go trapi, a widok nieszczęśliwego przyjaciela wręcz rozrywał mu serce.
Luhan westchnął głęboko, następnie odwracając swoje spojrzenie na jedną ze ścian sypialni. Baekhyun nie wiedział, że mężczyzna bije się obecnie w głowie z własnymi myślami i toczy wojnę pomiędzy tym, co podpowiada mu rozum, a co serce.
Byun nastawiał się, że jego przyjaciel w ostatniej chwili zmieni temat i wywinie się sprawnie od odpowiedzi, jednak na pewno oboje nie byli przygotowani na to, co stało się w następnym momencie.
— To chyba nie jest najlepszy moment, ale trudno. Chodzi o Sehuna. Bo ja...
— Tatusiu! Obudziłeś się! – w chwili, w której z ust Luhana zaczęły wypływać słowa, drzwi od pokoju otworzyły się, a Changmin z głośnym krzykiem wpadł do pomieszczenia, od razu przerywając tym rozmowę dwóch mężczyzn.
Baekhyun, chcąc nie chcąc, musiał wysilić się na uśmiech, gdy jego skarb wpadł w jego ramiona, przytulając się mocno do jego klatki piersiowej. Wiedział dobrze, że jego szansa na szczerą rozmowę z przyjacielem właśnie minęła, jednak nie zamierzał na wstępie poddawać się w dochodzeniu do prawdy. Teraz jednak najważniejszy był Changmin i Baekhyun wiedział, że Luhan rozumie to i nie ma mu tego za złe.
— Tak strasznie się o ciebie bałem, tatusiu! Dlaczego zemdlałeś? Nawet hyungowie nie wiedzieli co się stało! Nie rób tak nigdy więcej, dobrze? – Chłopczyk wtulił się mocno w jego ciało, a jego rączki zaczęły gładzić delikatnie włosy Baekhyuna, co działo się zawsze, gdy Min był zdenerwowany i chciał poradzić sobie ze stresem. Mężczyźnie natomiast w ogóle to nie przeszkadzało, ponieważ uwielbiał mieć swojego synka blisko siebie, gdyż wtedy czuł, że pustka, którą na co dzień ma w swoim sercu, wypełnia się dzięki obecności Changmina.
— Mały ma rację. Napędziłeś nam niezłego stracha. Lepiej się czujesz? – Sehun, który wszedł do pomieszczenia zaraz za dzieckiem, uśmiechnął się lekko w jego stronę, jednak Baekhyun dostrzegł powagę w jego oczach, która wywołała w nim mieszane uczucia. Oh wyglądał dokładnie tak, jakby znał powód zasłabnięcia szatyna i to nie tylko przez swoje umiejętności lekarskie.
Byun westchnął, gdy dotarło do niego, że jego omdlenie spowodowane było stresem związanym ze zwolnieniem i że będzie musiał porozmawiać o tym z przyjaciółmi oraz ze swoim synkiem. Nie wyobrażał sobie życia bez pracy w kawiarni i nigdy nie miał opracowanego planu awaryjnego na wypadek takiej sytuacji, dlatego zupełnie nie wiedział co robić.
— Kochanie, pójdziesz na chwilę do swojego pokoju pobawić się z Arnoldem? Muszę porozmawiać o czymś ważnym z wujkami.
— A dlaczego ja nie mogę słuchać waszej rozmowy? Jestem przecież już duży, tatusiu! Umiem dochować tajemnicy! – Changmin był wyraźnie oburzony tym, że Baekhyun w delikatny sposób wypraszał go z sypialni, na co szatyn zaśmiał się głośno, cmokając synka w czółko.
— Oczywiście, że jesteś duży, skarbie. Po prostu tatuś musi uzgodnić coś z wujkami, zanim powie o tym tobie. W porządku? – po słowach Baekhyuna, Changmin nadal nie wydawał się być zbytnio przekonany, co w zasadzie w ogóle nie zdziwiło mężczyzny, ponieważ wiedział dobrze, że ciekawość chłopczyk odziedziczył po nim.
Miał jednak skrytą nadzieję, że jego słynny urok osobisty przekona synka do ustąpienia od tematu.
— No dobrze, tatusiu. Ale powiesz mi później, tak?
— Oczywiście, skarbie. Kocham cię bardzo mocno.
— Ja ciebie bardziej, tato. – Changmin uśmiechnął się uroczo, następnie składając ostatniego całusa na policzku Baekhyuna, po czym wybiegł z sypialni, zostawiając za sobą trójkę mężczyzn.
Byun odwrócił wzrok na przyjaciół, którzy wpatrywali się w niego z ciekawością, jak i niepokojem w oczach, czekając na jego pierwsze słowa. Wiedział dobrze, że obaj martwią się o niego, a swoim ciągłym milczeniem nie ułatwia wcale sprawy, jednak dla Changmina musiał stawić czoła swoim problemom, jakkolwiek trudne by to dla niego nie było.
W tej samej chwili, przez jego myśli przeszedł cytat z bajki, która była jedną z ulubionych bajek Disneya jego synka. Słowa niebieskiej rybki Dory, idealnie wydawały się pasować do jego obecnej sytuacji.
Mówi się trudno i płynie się dalej
Baekhyun miał nadzieję, że pomimo odczuwalnego bólu i strachu przed zderzeniem z rzeczywistością, da radę dostosować się do tej myśli i wcielić jej sens we własne życie.
🐟🐟🐟
TBC
Dziękuję za 1,5K wyświetleń💕Kocham was😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top