28. Lody, spacer, plaża i szczere wyznania pod rozgwieżdżonym niebem

Idk, ale przy tej piosence naprawdę dobrze pisało mi się ten rozdział, szczególnie końcówkę. Pewnie dlatego wyszedł taki długi 🤔... Enjoy! 🙋

❗A no i koniecznie przeczytajcie notkę u dołu❗

— Ej, Chanyeol? Nadal nie powiedziałeś mi, dlaczego ludzie w tamtym lokalu zaczęli bić nam brawa, jak tylko weszliśmy do środka.

— Aish, Byun, dlaczego to cię tak bardzo interesuje? Zamiast tyle gadać jedz, bo ci się lody roztapiają.

— Ale kiedy ja naprawdę chcę wiedzieć! Nie na co dzień obcy ludzie ekscytują się tak moim widokiem. A mogliby...

Mężczyźni już od dłuższych minut prowadzili zażyłą dyskusję na temat, który od początku dręczył Baekhyuna, a sprawiał kłopot Chanyeolowi. Brunet miał już dość rozgadanego pracownika, któremu buzia od tego momentu nie zamykała się nawet na chwilę.

Wprawdzie od czasu, kiedy zostali posądzeni o bycie młodą parą minęło już dobre parę godzin, podczas których zdążyli zjeść obiad i zmienić swoją lokalizację, ale Baekhyun cały czas nie dawał za wygraną, ciekawy wyjaśnień zdarzeń, które miały miejsce tego wieczoru.

Koreańczycy spacerowali po kamiennej drodze, powoli zmierzając w stronę własnego hotelu. Drogę umilały im lody zakupione w jednej z mijanych lodziarni, które obaj pałaszowali delektując się ich smakiem, równocześnie przyjmując na twarz ostatnie promienie słońca, które powoli zmierzało za horyzont.

Baekhyun cały czas nie mógł wyzbyć się wrażenia, że to wszystko, cały ten wyjazd, to tylko piękny sen, podczas którego choć na chwilę zapomnieć może o wszystkich problemach i oddać się przyjemności. Nie przeszkadzało mu nawet to, że w owej wyprawie towarzyszył mu Chanyeol, który stanowił główny powód jego zmartwień. Byun, zapytany jeszcze przed wylotem, odparłby bez dwóch zdań, że nie wyobraża sobie choćby chwili spędzonej sam na sam z prezesem w obawie, że obaj od razu skoczyliby sobie do gardeł. Właściwie, tego głównie dotyczyły jego myśli, kiedy starał się znaleźć jeszcze jakikolwiek pretekst do pozostania w kraju, by tylko być jak najdalej od swojego obecnego szefa i byłego kochanka.

Teraz jednak, spacerując z nim ramię w ramię po spędzeniu razem prawie dwóch dni, Byun nie czuł się ani trochę zdenerwowany, ani choćby zawstydzony obecnością Parka.

Owszem, jego policzki niespodziewanie przybierały czerwony odcień, gdy chłopak wspominał w myślach o nocy spędzonej w jednym łóżku, czy niezrozumiałym dla obu momencie sprzed kilku godzin, podczas którego ich twarze przez krótką chwilę znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko siebie, ale podświadomie Baekhyun czuł, że nie ma to nic wspólnego z nienawiścią, czy raczej niechęcią do wysokiego bruneta.

Zastanawiał się nawet, czy nie miało to związku z zupełnie z czymś innym...

Chanyeol również nie czuł się ani trochę skonfundowany obecnością Baekhyuna.

Wprawdzie nie wyobrażał sobie momentu takiego jak ten, w którym beztrosko spacerowałby z Baekhyunem po Majorce, do tego jedząc w spokoju lody, a przynajmniej nie po chwili, w której Byun opuścił go sześć lat temu bez choćby słowa wyjaśnienia. Tamto wydarzenie, mimo upływu czasu, cały czas wydawało się być żywe w umyśle Chanyeola, tak jakby mężczyzna nigdy już nie mógł pozbyć się go ze swojej pamięci. Rany w jego sercu, nieudolnie zaszyte, bezustannie dawały o sobie znać, a Chanyeol, nawet bardzo tego nie chcąc, powracał wspomnieniami do momentów, w których obaj byli jeszcze zakochani i w pełni szczęśliwi.

Dzisiaj jednak coś się zmieniło. Coś ważnego, czemu Chan nie potrafił zaprzeczyć, ale też do końca tego zaakceptować. W jednej chwili Park zaczął postrzegać Byuna w zupełnie innym świetle, tym dawnym, jakby ktoś przykręcił wciąż działającą żarówkę sprzed sześciu lat i postawił niskiego chłopaka centralnie pod kloszem lampy.

Chanyeol odwrócił swój wzrok patrząc na Baekhyuna, który po raz kolejny zaczął prosić go o wyjaśnienie sytuacji z restauracji. Nawet w tej scenerii, wśród drzew, na kamienistej drodze, z twarzą ubrudzoną lodami niczym małe dziecko, Park nie mógł pozbyć się wrażenia, że szatyn błyszczał. Wokół niego roznosiła się jasna poświata, której do tej pory Chanyeol nie dostrzegał, lub raczej starał się nie zauważać, bo to ona sprawiała, że jego serce wybijało ten niespokojny rytm, a on sam tracił kontrolę nad swoim ciałem, mimo tego, że to nie powinno mieć miejsca.

Dlaczego więc Chanyeol miał wrażenie, że obecnie tonął gdzieś, gdzieś głęboko, gdzieś, gdzie nie było dostępu dla reszty świata i tylko Baekhyun mógł go przed tym ocalić?

A może po prostu wariował? Może dostał udaru słonecznego lub jego mózg płatał mu figle przez zmianę strefy czasowej? To było jedyne racjonalne wyjaśnienie tego, że jego dawno zakopane na dnie serca uczucia nagle dawały o sobie znać i to w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie.

— Chanyeol? Znowu mnie nie słuchasz. Dlaczego nie możesz mi w końcu odpowiedzieć na moje pytanie?

Baekhyun dopiero po dłużej chwili zauważył, że Park zupełnie wyłączył się z ich konwersacji, a jego myśli przeniosły się do alternatywnego świata, do którego tylko on sam miał dostęp. Świadczył o tym kamienny wyraz twarzy mężczyzny, oraz pojedyncze zmarszczki tworzące się na jego czole i nosie, gdy mężczyzna w dość zabawny sposób marszczył buzię, będąc nadzwyczajnie skupionym.

— Ugh, a ty nadal o tym? – Brunet westchnął ciężko, patrząc równocześnie prosto w oczy swojego towarzysza, jednak napotykając jego świdrujące spojrzenie, speszony odwrócił wzrok.

Może jednak towarzystwo Baekhyuna trochę go krępowało. Tylko trochę.

Szatyn natomiast przyglądał się całemu zdarzeniu w niemałym zdziwieniu, ponieważ dzisiejsze zachowanie Parka intrygowało go i powodowało, że Baekhyun sam gubił się w swoich odczuciach. Równocześnie irytowała go niepewność, jaką wyczuwał w ruchach Chanyeola oraz słyszał w jego głosie, ponieważ sprawiała, że sam tracił grunt pod nogami.

— W porządku, jeśli nie chcesz mówić. Już odpuszczam. Po prostu byłem ciekawy.

Po słowach Byuna zapadła głucha cisza, której obaj przez jakiś czas nie chcieli przerywać. Po prostu nadal spacerowali, tym razem w ciszy, dokańczając swoje lodowe desery.

— Ci mieszkańcy, - w końcu zaczął Chanyeol, a Baekhyun od razu przeniósł wzrok na jego osobę ciekawy jego dalszych słów. – uznali nas za nowożeńców. Dlatego zrobili tyle zamieszania.

— A nie chciałeś mi tego mówić, bo...?

— Nie wiem. Po prostu nie chciałem. To i tak niczego by nie zmieniło.

Baekhyun po odpowiedzi Chanyeola, która zupełnie zbiła go z tropu przystanął na chwilę, niepewny tego, czy usłyszał poprawnie. Jednak zachowanie Parka, który od tego momentu nawet nie spojrzał w jego stronę utwierdzało go w tym, że jego słuch go nie zmylił.

— Czego by nie zmieniło? O czym mówisz? – szatyn drążył temat dalej, nie mając zamiaru się poddawać. Nie zamierzał odpuszczać, kiedy w końcu, na jego własne życzenie, została rozpoczęta dyskusja, mimo że miał równocześnie wrażenie, jakby zmierzała ona w zupełnie innym od pierwotnie założonego kierunku.

— Dotarliśmy. – Chanyeol zupełnie zignorował pytanie Baekhyuna, przenosząc swój wzrok na coś znajdującego się za mężczyzną, który po chwili również spojrzał w tamtą stronę, od razu otwierając swoje oczy szerzej pod wpływem szoku.

— Wow... – Baekhyun oniemiał, kiedy ujrzał miejsce, do którego Chanyeol ich doprowadził.

Przez ten cały czas myślał, że zmierzają w stronę hotelu, jednak teraz, stojąc na olbrzymiej skarpie z widokiem na morze i zachodzące słońce oraz ze stojącą na środku okrągłą kapliczką zrobioną z białego marmuru, zrozumiał, jak sprytnie dał się wykiwać prezesowi.

— Tu jest naprawdę pięknie. – wyszeptał do siebie pod nosem Baekhyun, jednak Chanyeol nie pozostał na jego słowa obojętny, po cichu przyznając mu rację.

Po dłużej chwili obaj usiedli obok siebie na trawie, oddając się w ciszy własnym myślom i przyglądając się z zapartym tchem pięknemu krajobrazowi rozciągającemu się przed nimi.

Żaden z nich nie przyznałby się oczywiście, że podczas tego magicznego momentu dyskretnie rozmyślał o drugim, ale równocześnie nie mogliby zaprzeczyć, że było w tamtej chwili inaczej.

🌅🌅🌅

Mężczyźni nie liczyli czasu, który spędzili na obserwowaniu zachodu słońca chowającego się za horyzont. Byli zbyt zajęci głuchym wspominaniem wspólnej przeszłości, której momenty cały czas nie potrafiły zostawić ich w spokoju i nachodziły ich myśli, sprawiając im mętlik w głowach.

W końcu to Chanyeol był tym, który przemówił jako pierwszy, wyrywając Baekhyuna z zadumy i przez to skupiając uwagę szatyna na sobie.

— Uwielbiam to miejsce. Wszystko tutaj wydaje się być takie magiczne. Zawsze, jak tylko znajdę się na wyspie, przychodzę tu i oddaję się swoim myślom, ponieważ jedynie tutaj przychodzi mi to z łatwością. W Seulu przez pracę i inne obowiązki czasami naprawdę niewykonalnym jest zatrzymać się nagle i pozwolić sobie na chwilę namysłu nad swoim życiem, problemami, czy choćby uczuciami... – brunet zrobił chwilową przerwę, by upewnić się, że Baekhyun cały czas uważnie go słucha. — Będąc tutaj masz wrażenie, że nagle to wszystko nie stanowi już dla ciebie problemu, a ty jesteś zdolny rozłożyć skrzydła i polecieć aż tam, za horyzont, gdzie nikt nie będzie już od ciebie niczego wymagał, a ty w końcu staniesz się wolny. Wolny nie jako człowiek, którym teoretycznie jesteś na co dzień, ale jako marzyciel, zdolny polecieć nawet do gwiazd. W końcu każdy z nas skrywa w sobie jakieś głęboko ukryte pragnienia, prawda? A możliwość ich spełniania zależy w głównej mierze od siły, z jaką o nich myślimy.

Po słowach Chanyeola po raz kolejny zapadła głucha cisza.

Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, że stał się niezdolny do wypowiedzenia czegokolwiek, kiedy sens słów Parka dotarł do niego.

To o czym skrycie marzył? To czego pragnął? Byun wyobraził sobie od razu swojego synka, który przytulał się do niego mocno i śmiał się na cały głos z jego żartów. Wyobraził też sobie Sehuna, Luhana i Kyungsoo, którzy stali obok niego i jak gdyby nic prowadzili z nim zażyłą konwersację.

I Baekhyun wyobraził sobie również Chanyeola.

Stał tam, przed nim, na skarpie, rozkładając swoje ramiona w zapraszającym geście, kiedy Byunowi w końcu udało się do niego podejść.

Tym razem nie było krzyków, nie było szklanych pułapek, ani bruneta spadającego w dół, tak jak kiedyś, w jego koszmarach.

Byli tylko oni dwaj w swoich objęciach, oddający się chwili niczym zakochani głupcy, nie widzący świata poza sobą.

— Myślę, że masz rację. – Baekhyun w końcu postanowił się odezwać, starając się przy tym panować nad swoim drżącym głosem oraz odpowiednim doborem słów, co nie przychodziło mu z łatwością. — Sądzę jednak, że niektóre pragnienia są złudne. Czasami nasze serce powraca do starych planów i marzeń, które przez nasze własne błędy i niewłaściwe wybory stają się już jedynie wspomnieniami, nie mającymi prawa się spełnić... – po słowach Baekhyuna minęła chwila, podczas której szatyn zdołał uspokoić swoje drżące ciało i szybko bijące serce, a Chanyeol zyskał szansę na zastanowienie się nad właściwą odpowiedzią, która po pewnym czasie wydała mu się zupełnie oczywista.

— Fakt, ale czy to, że popełniamy błędy oznacza, że wraz z tym od razu mają być przekreślane nasze marzenia? Tak, jak mówiłem wcześniej, to tylko od nas zależy, czy damy im szansę się rozwinąć i spełnić. Czasami nawet największe błędy można naprawić, jeśli tylko bardzo się tego chce, wiesz Baekhyun?

Park w końcu nie wytrzymał i przeniósł na szatyna swoje spojrzenie, nie spodziewając się ujrzeć w jego błyszczących oczach tyle bólu i cierpienia, ile dostrzegł w nich w tamtym momencie.

Chanyeol otworzył usta, chcąc znowu zabrać głos, jednak jego gardło było zbyt ściśnięte, by mogło opuścić je jakiekolwiek słowo.

Tym razem to Baekhyun był tym, który jako pierwszy odwrócił swój wzrok, nie mogąc dłuższej znieść spojrzenia Chana, które paliło wręcz jego skórę. Nie chciał, by mężczyzna widział go w takim stanie, w którym nigdy nie powinien go ujrzeć.

Szatyn naprawdę nie wiedział, co się z nim działo.

Dosłownie czuł, jak z każdą kolejną minutą, z każdym kolejnym momentem, coraz bardziej tracił kontrolę nad swoim ciałem, a jego mózg przestawał myśleć racjonalnie.

To nie tak miało być. Nie miał już nigdy więcej czuć tego jednego, konkretnego uczucia, które nie wiadomo kiedy na nowo zbudziło się w nim i teraz szalało w jego sercu.

Baekhyun nigdy więcej już nie miał być zakochany.

A jednak chyba był. I to w dodatku w osobie, do której już od dawna nie powinien nic czuć.

Przez oddanie się swoim myślom, Byun ominął moment, w którym Chanyeol podniósł się z trawy, a następnie otrzepał swoje ubranie z brudu i wystawił dłoń w jego stronę, by w ten sposób pomóc mu wstać. Dopiero w chwili, w której prezes prawie siłą postawił go na nogi, Baekhyun oprzytomniał.

— Chanyeol...?

— Chodź, musimy udać się jeszcze dzisiaj w jedno miejsce. – brunet uśmiechnął się do niego czarująco, nie wiedząc nawet, w jak wielkim stopniu podziałał ten gest na Baekhyuna.

— Co? Ale jak to? Gdzie? – Byun był zdziwiony słowami Chanyeola, ale jeszcze bardziej zaskoczył go moment, w którym mężczyzna chwycił jego drobną dłoń w swoją większą i pociągnął go z powrotem w dół drogi, w ogóle nie przejmując się tym, że Byun ze swoimi krótkimi nogami zupełnie nie nadążał za szybkim krokiem drugiego Koreańczyka.

Do tego dopiero po dłużej chwili, Park przypomniał sobie, że nawet nie odpowiedział na pytanie Baekhyuna, dlatego odwrócił się do niego przez ramię, posyłając w jego stronę tym razem bardziej tajemniczy uśmiech.

— Na plażę.

🏖🏖🏖

— Mieliśmy iść na plażę. Na plażę, a nie do morza! – Baekhyun krzyknął, gdy Park Chanyeol stojący kilka metrów od niego zaczął nagle, bez większego powodu ściągać z siebie ubrania, pozostając jedynie w samych bokserkach oraz perłowym uśmiechu, który od kilku minut przyozdabiał jego twarz. Wcześniej oczywiście chłopak zapowiedział, że spędzanie czasu na Majorce równa się kąpieli w morzu, ale Baekhyun nigdy nie spodziewałby się, że Park tak po prostu zacznie się przed nim rozbierać i do tego namawiać go do równoczesnego wejścia do wody.

— Nie ma mowy żebym tam wszedł. Nie mam nawet kąpielówek!

— A po co ci kąpielówki? Masz przecież bieliznę, prawda? Ona pełni taką samą funkcję.

— Ale jest ciemno!

— Wcale nie, księżyc świeci.

— Nie wejdę do morza prawie nagi w nocy! Jeszcze nas ktoś zobaczy i co? Jako twój sekretarz powinienem dbać o to, by twoi konkurenci myśleli o tobie, jak o młodym, lecz rozumnym prezesie, który... – Baekhyun rozkręcił się na dobre, wpadając w słowotok, który odwiódł go od paniki, wywołanej przez propozycję Chanyeola.

Może i perspektywa nocnej kąpieli była dla niego dość kusząca, ale nie zamierzał świecić klatą, albo raczej jej brakiem przed Chanyeolem, który stał tam przed nim niczym bóg seksu w najlepszej z możliwych odsłon i gapił się na niego świdrującym spojrzeniem. O nie.

Teraz nie liczyło się dla niego nawet to, że Park w przeszłości nie raz oglądał go w pełnej okazałości, ponieważ ludzie pod wpływem wieku się zmieniają, ciała z upływem czasu się zmieniają, a sylwetka Baekhyuna raczej cofnęła się w rozwoju, wzbogacona jedynie o kilka blizn po porodzie na brzuchu i dość mocno zaokrąglonych kształtach na bokach.

Mężczyzna od zawsze miał dość kobiecą sylwetkę, a wygląd jego ciała wcale nie przeszkadzał mu tak bardzo, jednak rozebranie się przed wręcz zbyt majestatycznie zbudowanym Park Chanyeolem wymagało odwagi, której Baekhyunowi akurat w tamtym momencie brakowało.

—... i dlatego, jeśli nie chcesz skończyć pod jakimś mostem, z kanałowymi szczurami jako jedynymi towarzyszami do rozmowy, prosząc przy okazji przypadkowych przechodniów o jedzenie i parę groszy, by móc chociaż raz na tydzień skorzystać z publicznych toalet, nie powinniśmy tam wchodzić. – szatyn, zakańczając swój monolog, wskazał w stronę spokojnego morza, którego gładka tafla i zadziwiająco wysoka temperatura nadal ani trochę nie wpłynęły na zmianę zdania, dotyczącego idiotycznego wręcz pomysłu Parka. Mężczyzna nadal za nic w świecie nie chciał wejść do wody. No, może ewentualnie za pudding waniliowy.

— Aish, no naprawdę...czy ty musisz zawsze tyle gadać? – Chanyeol w końcu stracił swoją cierpliwość i podchodząc do drugiego mężczyzny jednym, płynnym ruchem uniósł go do góry niczym pannę młodą.

Park zrozumiał i zaakceptował to, że Baekhyun musiał wcześniej odreagować cały dzisiejszy dzień i dlatego właśnie nie przerwał mu, kiedy ten wygłaszał brunetowi kazanie na temat jego nierozsądnego zachowania i wszystkich rzeczy z tym związanych, jednak będąc szczerym, stanie w samych bokserkach na plaży również nie wydawało się Chanyeolowi zbyt atrakcyjną opcją, dlatego chłopak zdecydował się na taki, może odrobinę drastyczny ruch.

Oczywiście Baekhyun, z początku mocno zszokowany, nie zareagował na postępowanie prezesa, ale gdy tylko dostrzegł, że woda zamiast oddalać się od niego niebezpiecznie się przybliża, zaczął okładać Parka po klatce piersiowej, przy okazji krzycząc i wyrywając się w nadziei, że Chanyeol okaże mu łaskę i wysłucha jego żałosnych próśb.

Jednak, tak się nie stało.

— Park! Postaw mnie na ziemi! Dlaczego mi to robisz?! Ja naprawdę nie chcę! Tylko spróbuj mnie puścić, to jak stąd wyjdę, to... – Baekhyun nawet nie zdążył dokończyć zdania, kiedy uścisk Chanyeola niespodziewanie zelżał, a on sam wylądował z głośnym pluskiem w wodzie, zanurzając się w niej po klatkę piersiową.

Baekhyun od razu wstał z miejsca, w którym puścił go Chanyeol, a dzięki temu, że nie było ono zbyt głębokie, szatyn mógł normalnie stanąć na nogach i wyczuć miękki piasek pod palcami.

— Park Chanyeol! Jesteś martwy! – Byun, nie zwlekając z czasem, od razu rzucił się w stronę drugiego mężczyzny, ochlapując mu twarz wodą, dzięki czemu zyskał przewagę, kiedy słona ciecz wleciała chłopakowi do oczu i na chwilę pozbawiła go dobrej widoczności.

Baekhyun od razu ruszył do ataku, nie dbając już o to, czy on sam będzie cały mokry. Teraz liczyło się tylko to, żeby Chanyeol w końcu na dobre nauczył się, że z Byun Baekhyunem się nie zadziera.

— Ty! Ty wielki, słoniowaty gigancie! Masz za swoje!

Szatyn machał rękami na prawo i lewo, co chwilę ochlapując zarówno Parka jak i samego siebie, jednak tylko do pewnego czasu. Chanyeol otworzył w końcu swoje oczy i oczywiście dołączył do wodnej bitwy, za punkt honoru wyznaczając sobie, by pokonać zmokłego i równocześnie wściekłego do granic możliwości Baekhyuna.

— I mówi to ktoś, kto wygląda jak zmokły szczeniaczek! Nie obrażaj słoni, Byun. Są całkiem fajne!

— Ty też nie obrażaj szczeniaków, Park, bo są fajniejsze i do tego potrafią gryźć!

Sami nie zauważyli momentu, w którym ich mała wojna zamieniła się bardziej w przyjacielskie ochlapywanie, do którego wkrótce dołączyły ich nad wyraz męskie piski i głośne śmiechy.

Obaj zupełnie zapomnieli o tym, że nie są już małymi dziećmi, i że jeszcze chwilę temu byli skłonni nawzajem się pozabijać. Baekhyun w końcu wydawał się odzyskiwać dobry humor, a przecież właśnie o to od początku chodziło Chanyeolowi.

— Już ci lepiej?

Kiedy w końcu stracili siły na dalszą zabawę, a do Baekhyuna dotarła rzeczywistość, widok nagiego, do tego przemoczonego Parka tuż przed swoją twarzą, ani trochę nie pomógł mu w zebraniu do kupy myśli, oraz przede wszystkim swoich uczuć.

Była jednak inna rzecz, która w głównym stopniu powodowała te dolegliwości, a dręczyła jego umysł już od dłuższego czasu.

I Baekhyun właśnie w tym momencie zdobył się na odwagę, by się z nią skonfrontować.

— Nie. Właściwie nie jest mi lepiej. – Byun w końcu, zbierając w sobie wszelkie siły, spojrzał prosto w oczy Chanyeola, który przypatrywał mu się z uwagą. — Cały czas myślę o tym, co powiedziałeś wcześniej. Naprawdę myślisz, że człowiek jest w stanie naprawić wszystkie swoje błędy? I co więcej, jest w stanie je również wybaczyć? Przede wszystkim, czy jest w stanie wybaczyć samemu sobie?

— Tak, tak właśnie myślę, Baekhyun. – Park odpowiedział bez choćby chwili zawahania, domyślając się już do czego zmierza ta konwersacja.

Nie zamierzał jednak wymigiwać się od odpowiedzialności w tej sprawie, szczególnie, że mężczyzna stojący przed nim ledwo powstrzymywał swoje łzy, które po pewnej chwili wypłynęły z jego oczu, spływając potokami po twarzy szatyna i kończąc swoją podróż w słonym jak one morzu.

— Jak... jak możesz tak mówić? Jak możesz myśleć w taki sposób po tym wszystkim, co ci zrobiłem? – Baekhyun nie był już w stanie dłużej powstrzymywać swoich emocji. Nie mógł więcej udawać, że wszystko było w porządku, że był szczęśliwy, kiedy Chanyeol zamiast go nienawidzić i gardzić nim, tak po prostu otaczał go opieką i swoim zachowaniem sprawiał, że z każdą kolejną minutą Byun na nowo zakochiwał się w tym głupku, równocześnie coraz bardziej uświadamiając sobie, jak wielki błąd popełnił zostawiając go te sześć lat temu.

— Dlaczego to wszystko robisz? Dlaczego jesteś dla mnie miły, gdy nawet o to nie proszę? Dlaczego interesujesz się moim samopoczuciem, mimo tego, że powinieneś traktować mnie jak najgorszego śmiecia? – Baekhyun mówił dalej, równocześnie krztusząc się swoimi łzami. Nie zamierzał jednak przerywać, ponieważ w końcu nabrał odwagi, by powiedzieć to wszystko, co już od dłuższego czasu chodziło mu po głowie. — Dlaczego zaraz na początku, gdy po raz pierwszy zobaczyłeś mnie w swoim biurze nie wyrzuciłeś mnie na zbity pysk? Dlaczego przyjąłeś mnie do swojej firmy, zamiast po prostu zrównać mnie z błotem? Dlaczego stojąc tu przede mną i cudownie się do mnie uśmiechając sprawiasz, że tak bardzo nienawidzę samego siebie za to wszystko, co zrobiłem, mimo tego, że chciałem dobrze dla nas obu?

Przy końcówce szatyn zakrył swoje oczy dłońmi, by nie patrzeć już dłużej na Chanyeola, który przez ten cały czas stojąc w bezruchu, jedynie obserwował go w skupieniu spod swoich długich, czarnych rzęs.

Baekhyun starał się zapanować nad swoimi łzami, których wylał już dość, by przez niego podniósł się poziom morza śródziemnego, jednak nie potrafił ochłonąć do momentu, w którym usłyszał blisko siebie szum wody, a następnie jego ręce po raz drugi tego dnia zostały przechwycone w te większe dłonie, należące do prezesa.

Mężczyzna po chwili wahania uniósł swoje szkliste spojrzenie, od razu napotykając na swojej drodze łagodny wzrok Chanyeola.

To wszystko, cała ta chwila wydawała się być tak nierealna, a zarazem tak cudowna, że Baekhyun znów miał ochotę uronić łzy. Chanyeol jednak nie pozwolił mu na to, swoim kciukiem ścierając pozostałości cieczy z twarzy Baeka, by zaraz po tym posłać w jego stronę lekki uśmiech, równocześnie gładząc szatyna po policzku.

— Pytasz dlaczego? Myślę, że obaj znamy odpowiedź na to pytanie... – po słowach Parka, mężczyźni jeszcze tylko krótką chwilę wpatrywali się nawzajem w swoje oczy, dopatrując się w nich wzajemnego zrozumienia.

Dopiero po tym wpili się nawzajem zachłannie w swoje usta, nie kłopocząc się z delikatnością i romantyzmem podczas pocałunku. Obaj zbyt długo czekali na ten moment, by teraz zamartwiać się tym, co przerobili już jako nastolatkowie.

Baekhyun jęknął, gdy Chanyeol zassał się na jego wardze, automatycznie niwelując odległość między ich ciałami i wplatając palce w przydługie kosmyki włosów bruneta. Ich języki wirowały wokół siebie walcząc o wzajemną dominację, a oddechy bardzo szybko stały się krótkie i urywane, jednak jednocześnie zadziwiająco równe, jak gdyby te sześć lat rozłąki nie stanowiło żadnej przeszkody.

Byun pisnął, gdy ręce drugiego mężczyzny spoczęły niespodziewanie na jego pośladkach, unosząc go w górę. Nie przerywając pocałunku, chłopak zaplótł swoje nogi wokół bioder Parka równocześnie ciągnąć za jego włosy, wywołując tym gestem u niego ciche, ostrzegawcze warknięcie.

Baekhyun czuł, jak jego serce wariuje gotowe wyrwać się z piersi, a jego żołądek szaleje niczym rollercoaster od momentu złączenia się ze sobą po raz pierwszy od dawna ich ust.

Chanyeol równocześnie oddawał wszystkie zachłanne pocałunki Baeka, cały czas w głowie powtarzając sobie tylko jedno zdanie – to naprawdę się dzieje.

Po takim czasie, Park w końcu miał możliwość posmakowania tych ust, tych pocałunków, za którymi tak bardzo tęsknił, i których tak cholernie brakowało mu przez te wszystkie lata. Dotyk Baekhyuna na jego skórze, zapach jego perfum, struktura jego ciała – to wszystko wpływało na zmysły bruneta, przyprawiając go o zawroty głowy.

Kiedy w końcu zabrakło im powietrza, mężczyźni odsunęli się od siebie na małą odległość, równocześnie stykając ze sobą swoje czoła i patrząc w swoje oczy, będące obecnie mieszanką wszelkich uczuć.

A Baekhyun po raz pierwszy od dawna zaśmiał się w końcu całkowicie szczerze mimo łez, które znowu spłynęły po jego policzkach, gdy uświadomił sobie, jak bardzo, mimo tyluletniej rozłąki, kochał cały czas tego przerośniętego idiotę o imieniu Park Chanyeol.

🌊🌊🌊

TBC

No więc tak...cześć 😁 ZASZALAŁAM. STAŁO SIĘ.

Spokojnie, dam wam jeszcze moment na przetrawienie tego, co działo się powyżej...

Ok, już?

No więc słuchajcie:
Po 1: kto się spodziewał, że to wszystko będzie dziać się już w tym rozdziale?! Jeśli znajdzie się tu taka osoba, to jesteście naprawdę dobrzy, bo nawet ja tego do końca nie przewidywałam 😂😅

Po 2: To jest najdłuższy rozdział tego opowiadania! Ma dokładnie 4141 słów 😱😱😱 widzicie jak was kocham? To wszystko dla was 💗

I po 3: obiecana niespodzianka 😇
Cóż...ostatnio zorientowałam się, że powoli zbliżamy się do 30 rozdziału ynk (wow, co?! 😵) i dlatego właśnie wpadłam na pomysł, żeby zrobić coś typu Q&A z bohaterami. Co wy na to?

Pod tym rozdziałem i tylko i wyłącznie pod nim możecie zadawać dowolną liczbę pytań dowolnym bohaterom na dowolne tematy (wiecie, oczywiście w granicach rozsądku 😎). Pytania mogą być też skierowane do mnie jeśli macie taką ochotę 😊 w sumie trochę boję się, że ten pomysł nie wypali, ale cóż...raz kozie śmierć! 😁 niech wyjdzie z tego dobra zabawa! 😊
Macie na to dość dużo czasu, ponieważ odpowiedzi na pytania pojawią się dopiero po rozdziale 29, który oczywiście postaram się dodać w terminie, czyli w przyszły czwartek.

Ale tak czy inaczej, ZACHĘCAM DO WZIĘCIA UDZIAŁU W ZABAWIE! 😘😁😂🎈🎆🎇🎉🎊

Kocham was 💗 (ostatnio zauważyłam, że bardzo lubię to mówić (pisać), a jeszcze bardziej lubię czytać wasze odpowiedzi 😇😘)
Do zobaczenia! 👋

Ah no i napiszcie koniecznie, która piosenka z "The War" jest waszą ulubioną! 😊 Ja osobiście uwielbiam wszystkie, ale KOCHAJCIE FOREVER, BO TO ZŁOTO, PROSZĘ❗❗❗💗💗💗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top