20. Ratunek, wyznania i spacer pod rozgwieżdżonym niebem

Piosenkę polecam puścić dopiero w drugiej części rozdziału😉

Chanyeol miał dość.

Od ponad piętnastu minut jeździł po jednym obszarze miasta, szukając zaginionego Baekhyuna, który po swoim zniknięciu sprzed oczu Chanyeola, zapadł się pod ziemię.

Park w ciągu tego czasu zdołał zrobić kilkanaście pętelek po wyznaczonym obszarze, ale nigdzie nie było śladu Byuna, dlatego mężczyzna, wyprowadzony z równowagi był skłonny poddać się i odjechać do domu.

I Chanyeol na pewno zrobiłby to, gdyby nie czyjś głośny krzyk, dochodzący z jednej z bardzo wąskich uliczek, której wcześniej, pod osłoną nocy, nie zauważył. 

Przeklinając samego siebie, mężczyzna zwolnił prędkość jazdy, by bez problemów przejechać pomiędzy dwoma ciasnymi budynkami i znaleźć się na słabo oświetlonej ulicy, którą widział po raz pierwszy w życiu.

Z oddali ujrzał sklep monopolowy, jedyny budynek gospodarczy w tej części mieszkalnej, ale tym, co przykuło jego uwagę, była niemała grupa mężczyzn, zebrana pod minimarketem.

Szajka przekrzykiwała się nawzajem, a wśród nich panował popłoch, jak gdyby wywiązała się między nimi bójka. W pewnym momencie jeden z awanturników upadł na ziemię, a reszta osób rzuciła się w jego stronę, by udzielić mu pomocy.

Chanyeola nie bardzo interesował rozwój całej akcji, której przyglądał się z niemałym rozbawieniem, dopóki znajomy kolor nie mignął mu powtórnie przed oczami.

Kolor, którego nie dało się pomylić z żadnym innym.

— Cholera, Baekhyun! 

Park od razu docisnął gazu, gdy zdał sobie sprawę, że dostrzegł wśród mężczyzn osobę, która zdecydowanie nie powinna się tam znajdować.

Jego ciśnienie gwałtownie skoczyło w górę, a krew w uszach zaczęła nieprzyjemnie szumieć, kiedy pokonywał ostatnie metry od grupy, jak zdołał zauważyć, mocno pijanych Europejczyków. Nie przywiązywał do nich jednak zbędnej wagi, swój wzrok skupiając jedynie na różowowłosym chłopaku i jego bezwładnym ciele, które zdążyło upaść na chodnik.

— Zostawcie go! – Chanyeol zeskoczył ze swojego motoru, a jego krzyk skutecznie odwrócił uwagę mężczyzn od nieprzytomnego Byuna.

Park nie do końca wiedział, jak powinien działać. Furia wypełniała jego żyły i był skłonny rzucić się na oprawców Baekhyuna. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Europejczycy mieli przewagę liczebną i bójka nie była w tym wypadku dobrym rozwiązaniem sytuacji. 

— A ty coś za jeden, he?! Też ci życie nie miłe?! – jeden z mężczyzn, jak Chanyeol domyślił się, lider grupy, podszedł do niego, od razu wymierzając mu cios w twarz, łatwo jednak powstrzymany przez Parka. 

Chanyeol naprawdę nie lubił przemocy, jednak jego praca zawierała czasami jej elementy, kiedy jego przeciwnicy lub konkurenci odnosili się do poważniejszych metod, po to, by w teoretycznie cichy sposób zlikwidować jego, jak i jego działalność.

W takich momentach nie pozostawało mu nic innego, jak być wdzięcznym Jonginowi, który co tydzień wyciągał go na kilka godzin na siłownię.

Dlatego też Park z łatwością powalił oprawcę na ziemię. Nie przewidział jednak tego, że reszta jego bandy wykorzysta ruch Chanyeola, jako idealną okazję do napadnięcia na jego osobę. 

— Chwila, chwila, zaczekajcie. Znam tego gościa. 

Grupa ruszyła na Parka, ale w połowie wykonywanego kroku mężczyźni zatrzymali się, gdy jeden z nich wskazał na Chanyeola, przygotowującego się do obrony. 

— Czy to nie...

— To Park Chanyeol, ten od Pcy Corporation! Widziałem go ostatnio w wiadomościach. – mężczyźni zaczęli przekrzykiwać się wzajemnie, a z każdym nowo wypowiedzianym słowem, ich miny zmieniały się w niepewne, tak samo, jak postawy ich ciał. 

Lider grupy przypatrywał się z niedowierzaniem swoim kolegom, którzy w jednym momencie zaczęli wycofywać się, byleby być dalej od Parka.

— Posrało was?! I co z tego, że jest jakimś Park Czenyelem? Jest sam! Nic nam przecież nie zrobi...

W jednym momencie, Park wykonał półobrót i kopnął przeciwnika w brzuch tak, że ten zatoczył się do tyłu i poleciał wprost w ramiona swoich towarzyszy.

Chanyeol spojrzał po raz ostatni na mężczyzn, którzy przypominali mu teraz bardziej stado wystraszonych saren, niż grupę zagorzałych awanturników.

— Nie byłbym tego taki pewien. Spieprzajcie stąd. 

Nie musiał długo czekać na reakcję z ich strony. Już po kilku sekundach został sam z nieprzytomnym Baekhyunem i kilkoma pustymi puszkami po trunkach, które walały się teraz pod jego nogami.

Chanyeol natychmiastowo uklęknął przy różowowłosym chłopaku, sprawdzając jego puls. Był w normie, dlatego mężczyzna wypuścił z ust powietrze, nieświadomy tego, że do tej pory je wstrzymywał.

Park podciągnął wiotkie ciało Byuna na swoje kolana, od razu dostrzegając jego rozcięty policzek i krew spływającą wzdłuż jego twarzy prosto na czarny podkoszulek.

W jednym momencie cała nienawiść, jaką kumulował w sobie od pierwszego spotkania z Baekhyunem uleciała z niego, zastąpiona wszelkimi innymi emocjami, buzującymi w jego żyłach. Chanyeol miał ochotę rzucić się w pogoń za osobami, które doprowadziły różowowłosego mężczyznę do takiego stanu i tym razem rozprawić się z nimi tak, jak należy, by zapłacili za swoje czyny. Złość przepełniała jego umysł do takiego stopnia, że dopiero po kilku dłuższych chwilach Park zorientował się, że wbija dość mocno swoje paznokcie w skórę drobnego, nadal nieprzytomnego chłopaka.

Chanyeol z powrotem przeniósł swój wzrok na bladą twarz Baekhyuna, przejeżdżając kciukiem po spływającej krwi, by chodź trochę ją zetrzeć.

I zabijcie go, ale będąc tak blisko Byuna, widząc jego nieco rozwarte, różowe usta oraz czując pod palcami jego delikatną skórę, Park nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w jednej chwili jego serce przyspieszyło nieco swoje tempo.

— Dlaczego nie mogłeś krzyczeć głośniej... – westchnął, kierując swoje słowa do Baekhyuna, który i tak nie był w stanie go usłyszeć. 

Chanyeol musiał zadzwonić po pomoc, ponieważ Baek cały czas pozostawał nieprzytomny, a Park nie mógł w takim stanie przewieźć go na swoim motorze.

W tym celu sięgnął do kieszeni po telefon i wybierając numer Jongina, odczekał parę sekund, zanim połączenie zostało odrzucone. Po kilku nieudanych próbach, Chanyeol powtórzył czynność, tym razem wybierając numer Soo, ale otrzymując taki sam, negatywny efekt, cisnął telefonem w złości o asfalt, ostatecznie dostając w zamian jedynie pękniętą szybkę i uszkodzoną baterię.

— Świetnie. Po prostu świetnie.

Chanyeol spojrzał na swój niedziałający telefon, a następnie przeniósł wzrok na Baekhyuna, leżącego bezwładnie w jego ramionach. Różowowłosy mężczyzna wyglądał teraz niczym śpiący, może trochę zakrwawiony anioł, nieświadomy w ogóle sytuacji, w jakiej się znalazł. 

A przynajmniej tak pierwotnie pomyślał o nim Chanyeol, dopóki nie przypomniał sobie, że chłopakiem tym, był Byun Baekhyun, który zostawił go sześć lat temu ze złamanym sercem i zalążkami depresji.

Zapowiadała się naprawdę długa noc. Co do tego, Chanyeol nie miał żadnych wątpliwości. 

🌃🌃🌃

Ulice Seulu, mimo piątkowego wieczoru, wydawały się być puste, jakby wszyscy imprezowicze postanowili jednak zostać dzisiaj w domach lub zabalowali do tego stopnia, że nie byli w stanie do nich wrócić. 

Chanyeol nie należał jednak do żadnej z obu grup, chociaż kilka razy przyłapał się na myśleniu o tym, że chyba wolałby już upić się w barze lub w ogóle nie wychodzić ze swojego gabinetu, gdyby wcześniej wiedział, że noc spędzi na niesieniu na plecach sześćdziesięciu kilogramów żywej wagi.

Może jak na dorosłego mężczyznę, którym był Byun Baekhyun, liczba ta powinna być zdecydowanie większa, ale Park, czując na plecach wcale nie tak ogromny ciężar chłopaka i widząc jego drobną budowę, śmiało wątpił w to, że jego ex ważył więcej. Widać, dawne nawyki żywieniowe i stosowana niegdyś przez Baekhyuna dieta, nadal miały ważne miejsce w życiu różowowłosego chłopaka.

Noc należała do tych przyjemnych.

Akurat na pogodę Chanyeol nie mógł narzekać, ponieważ pomimo późnej pory roku, temperatura stanęła na kilkunastu stopniach na plusie, a niebo było przejrzyste i spokojne, dzięki czemu mężczyzna z łatwością mógł obserwować gwiazdy, których obecność umilała mu drogę powrotną. 

Przez to, że ani Kyungsoo, ani Kai nie odbierali telefonów (Chanyeol mógł tylko domyślać się, czemu tego nie robili), mężczyzna zmuszony był zabrać Byuna do siebie, ponieważ nie znał jego obecnego adresu zamieszkania. Swój motocykl zostawił już na wstępie pod barem, idąc od tego czasu z nieprzytomnym Baekhyunem na plecach w stronę swojego apartamentu. I pomimo tego, że jego sytuacja dla powszechnego obserwatora musiała wyglądać w pewnym sensie komicznie, Chanyeol nie przejmował się tym, nadal zmierzając przed siebie.

Właściwie, dla niego obecna chwila również była na swój sposób zabawna, ale to chyba jednak zdezorientowanie dominowało w jego umyśle. Park zwyczajnie nadal nie mógł pojąć, jak doszło do tego, że obecnie opiekował się swoim ex, którego nie widział taki szmat czasu i którego planował już nigdy więcej nie zobaczyć na oczy.

— Aish... czemu musiałeś zjawić się akurat wtedy, gdy zaczynałem o tobie zapominać, co? – Chanyeol prychnął pod nosem, poprawiając jednocześnie Baekhyuna, by nie zsunął się z jego pleców.

Jego słowa skierowane były do różowowłosego chłopaka, mimo że Park wiedział dobrze, iż ten go nie słyszy. 

I może to właśnie spowodowało, że Chanyeol nagle otworzył przed nim swoje zamknięte na długi czas serce.

— Kiedy odszedłeś, –Chanyeol zrobił przerwę, by zaciągnąć więcej powietrza do płuc. – było mi naprawdę ciężko. Na początku w ogóle nie rozumiałem, co się dzieje. Nagle, z dnia na dzień, wszystkie twoje rzeczy zniknęły z naszego mieszkania, tak samo zresztą, jak ty sam. Zacząłem cię szukać, wiesz? Szukałem cię po całym Seulu, ale nigdzie nie było po tobie śladu, tak, jakbyś zapadł się pod ziemię. 

Chanyeol przełknął gulę, która z nerwów utworzyła się w jego gardle. Mówienie o wydarzeniach sprzed lat naprawdę nie przychodziło mu z łatwością.

— Później, gdy zrozumiałem, że po prostu zniknąłeś, nastąpił moment, w którym straciłem kompletnie grunt pod nogami. Zacząłem pić, przestałem chodzić na uczelnię i nie udzielałem już dłużej korków. W naszym mieszkaniu wszystko mi o tobie przypominało, dlatego wyprowadziłem się z niego i zamieszkałem z Jonginem, który chciał mnie mieć pod obserwacją przez całą dobę. Na początku cholernie mnie to irytowało, ale później dopiero zacząłem to doceniać. To za jego namową zacząłem chodzić na sesje, które pomogły mi wyjść z depresji. Kiedy skończyliśmy studia, a Jongin poznał Kyungsoo, postanowiliśmy założyć wspólny biznes. Właściwie, głównie dzięki temu zacząłem zapominać o wszystkim związanym z tobą, ponieważ rozkręcanie działalności zabierało cały czas, który miałem. Nie mogę powiedzieć, że zapomniałem o tobie całkowicie, nie. Po prostu dotarło do mnie, że już nigdy nie wrócisz, że cię straciłem i to z niewiadomych dla mnie powodów. Mówią, że nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem, prawda? – Park zaśmiał się gorzko, wspominając dobrze znane mu przysłowie. — Może tak po prostu musiało być? Może jednak nie byliśmy sobie przeznaczeni, tak, jak obaj zakładaliśmy?

Po zapadnięciu głębokiej ciszy, Chanyeol zupełnie nagle zdał sobie sprawę z tego, jak wiele przeszedł w swoim życiu. Podświadomie zawsze o tym wiedział, ale zazwyczaj jest tak, że dopiero, gdy mówimy o czymś głośno, dociera do nas cały sens wcześniej niemych słów. 

Pamiętał dobrze, jak sześć lat temu był przekonany o tym, że nigdy już nie odnajdzie szczęścia, że Baekhyun, uciekając od niego, zabrał ze sobą wszystko, co przytrzymywało go przy życiu.

Nie było to prawdą i Chanyeol zrozumiał to, streszczając teraz na głos całą swoją historię. 

Ponieważ Park naprawdę był szczęśliwy.

Może nie miał kochanka, któremu codziennie szeptałby na ucho czułe słówka, może nie miał ukochanego, przy którego boku mógłby zasypiać i budzić się każdego dnia.

Może po prostu to jedno, wyjątkowe miejsce w jego sercu już na zawsze miało pozostać puste, a odpowiedni puzzel do wypełnienia układanki nigdy nie być odnaleziony?

Zamiast tego miał firmę, w której rozwój wkładał całe swoje serce. Miał przyjaciół, na których zawsze mógł liczyć i miał nawet, co śmieszne, Leslie, jedyną ważną kobietę w swoim życiu, która zawsze była przy nim. 

Dlatego, chociaż brakowało mu czasami miłości, Chanyeol nie czuł się nieszczęśliwym człowiekiem. Nie zawsze dostajemy od życia to, na czym nam zależy, mimo tego że wydaje nam się to przeznaczone.

Park zdążył się już pogodzić z tą myślą, dlatego bez problemu ruszył w dalszą drogę, wbrew obciążeniu na plecach.

Szkoda tylko, że Chanyeol nie mógł zobaczyć pojedynczej łzy, która wypłynęła spod zaciśniętej powieki Baekhyuna i spłynęła po jego policzku, kończąc swoją drogę dopiero na twardym betonie. 

🌙🌙🌙

TBC

Tak trochę płaczę, nie nic😭💔
Mam nadzieję, że zrekompensowałam się po ostatnim rozdziale, bo nie dość, że ten jest cholernie długi to jeszcze dużo się w nim dzieje😉 Kocham was bardzo💕 Do następnego! 😘

#HappyLuhanDay💕🦌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top