epilogue.

ROSIE

Spoglądałam przez okno jak Niall odśnieża pełen białego puchu, chodnik i uśmiechałam się lekko pod nosem. Dzisiaj, trzeciego stycznia, blondyn zaczynał swój pierwszy dzień pracy w firmie Grega i był przez to był nieco bardziej roztargniony niż zazwyczaj, ale też przede wszystkim zdenerwowany i to nie tyle samą pracą, jak tym, że musiał mnie zostawić na całe sześć godzin samą w domu w ósmym miesiącu ciąży bliźniaczej.

Jest przewrażliwiony, uh.

Oh, właśnie bliźniaczej... Lekarka pierwotnie nie zauważyła, że w moim brzuchu rozwija się drugi organizm, którego płci nie znamy, gdyż taką podjęliśmy decyzję. Właściwie płeć nie była nam do niczego potrzebna, bo nawet dla dziewczynki wciąż nie ustaliliśmy imienia.

Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę.

Wróciłam na łóżko, czując, że długo już nie wystoję przez ból kręgosłupa, który ostatnio coraz bardziej się nasilał przez wciąż rosnącą wagę mojego ciała.

- Wszystko w porządku, kochanie? - Niall otworzył drzwi do pokoju i usiadł obok mnie, zapewne chcąc się pożegnać przed wyjściem.

- Tak, po prostu jest mi troszkę ciężko, ale daję radę - wysiliłam się na lekki uśmiech.

- Czuję, że to nie jest najlepszy pomysł, żebym szedł dzisiaj do pracy... - mruknął z troską.

- Oh, przestań! Przecież nie zacznę rodzić czy coś, spokojnie - zaśmiałam się.

- Wszystko byłoby okej gdyby została z tobą chociaż pani Emily - upierał się. - Może zadzwonię po moją mamę, hm?

- Nawet nie próbuj. Pani Emily jest w sanatorium i nie będziemy jej stamtąd wywozić dopóki sama nie będzie chciała wrócić- sprzeciwiłam się. - No już, wstawaj i jedź, bo spóźnisz się na pierwszy dzień w nowej pracy - próbowałam zmotywować go do podjęcia szybkiej decyzji.

- Okej, ale jakby coś się działo to dzwoń, dobrze? - westchnął zrezygnowany.

- Dobrze - zgodziłam się. - A teraz czy mógłbyś zamknąć drzwi i w ogóle? Chciałabym jeszcze pospać - oznajmiłam na co zaśmiał się, zapewne myśląc, że żartuję, dlatego posłałam mu karcące spojrzenie.

Spojrzał na mnie szybko, a następnie pokręcił głową z rozbawieniem i podniósł się z łóżka.

- Pa, kochanie - pożegnał się szybkim całusem, a ja wreszcie mogłam w całkowitym spokoju spróbować zasnąć.

Chociaż, właściwie prawie zawsze mój odpoczynek polegał na rozmyślaniu nad tym, czy sprawdzę się w roli matki i to dwójki maleńkich dzieci...

'~*

Obudziłam się, czując niewiarygodny ból w okolicy podbrzusza. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej i z przerażeniem zauważyłam, że odeszły mi wody. Moje oczy natychmiast zaszkliły się, a ja wpadłam w panikę.

- Uspokój się, stres Ci w niczym nie pomoże - próbowałam przekonać samą siebie, ale nie bardzo mi to wychodziło.

Rozpłakałam się na dobre, kiedy poczułam kolejny, dużo silniejszy od poprzedniego, skurcz. Powoli podniosłam się z łóżka i wzięłam telefon, przy okazji upadając na kolana z braku jakichkolwiek sił.

Najszybciej jak potrafiłam drżącymi rękoma, wystukałam numer do Nialla, ale ten jak na złość nie odbierał.

Boże, proszę Cię... niech on odbierze chociaż ten jeden pieprzony raz.

Za drugim, trzecim i piątym razem to samo. Ostatecznie poddałam się i zadzwoniłam do kolejnego kontaktu na liście, czyli do Louisa.

- Elo Rosie - usłyszałam jego śmiech po drugiej stronie słuchawki. - Jak tam?

- Mógł-mógłbyś po mnie przyjechać? Proszę...

- Rosie? Rosie, co się dzieje? - zapytał przejęty.

- Uh, j-ja... rodzę! - krzyknęłam rozpaczliwie do słuchawki. - A Niall nie odbiera moich telefonów...

- Będę za kilka minut, trzymaj się - rozłączył się szybko, a ja nie mając pojęcia co powinnam teraz zrobić, usiadłam na ziemi i starałam się spokojnie oddychać.

Po kilku minutach rzeczywiście usłyszałam głos Louisa, tyle, że był to raczej krzyk proszący, o otwarcie mu drzwi.

Myśląc o swoim beznadziejnym życiu podniosłam się z ziemi i przytrzymując się ściany, ostrożnie zeszłam po schodach, co było nie lada wyczynem w moim obecnym stanie. Otworzyłam mu drzwi, a on na nic nie czekając wziął mnie na ręce i włożył mnie do swojego samochodu, gdzie czekał też Zayn.

- Spokojnie Rosie - szeptał szatyn, a ja uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Zamknij się, kurwa. Po prostu jedźmy już do tego pieprzonego szpitala, proszę- zacisnęłam zęby, czując nadchodzący skurcz, a oni jedynie zgodnie kiwnęli głowami.

Przez całą drogę żaden z nich nie odezwał się już ani słowem, ale to i tak nie pomagało, bo ból był coraz mocniejszy.

Ukradkiem zobaczyłam jak Zayn odczytuje jakiegoś sms-a, a następnie się uśmiecha, więc automatycznie zapytałam go, co się stało.

- Niall już jedzie - zapewnił chwilę przed tym, jak zaparkowaliśmy samochód pod placówką zdrowotną.

Tym razem to Zayn wziął mnie na ręce, a ja szczerze mu tego współczułam, bo mój brzuch był niesamowicie ogromny, nie wspominając o tym jak urósł mój tyłek przez ciągle zachcianki.

Lou przywiózł nam wózek na którym mnie posadzili, a następnie szybko zawieźli pod rejestrację, gdzie pokrótce wyjaśnili całą sytuację, a pielęgniarka widząc mój rosnący grymas bólu na twarzy, natychmiast stwierdziła, że prowadzi mnie na porodówkę.

Kilka minut później znalazłam się w białej sali, gdzie można było wyczuć typowo szpitalny zapach, a nade mną stała już pani ginekolog, prowadząca moją ciążę.

- Nie przejmuj się, dziecko. Znieczulimy Cię tak jak było w planie i będzie po wszystkim. Musisz być silna - uśmiechnęła się pokrzepiająco, a ja pokiwałam jedynie głową, czując jedynie narastający wewnątrz mnie, strach o dzieci.

Poczułam wbijającą igłę w okolice kręgosłupa i po tym, moje ciało zaczęło drętwieć, a ja czułam się coraz słabsza. Na szczęście dosłownie w ostatniej chwili na salę wpadł zdyszany Niall, który natychmiast chwycił mnie za rękę, pokazując tym samym, że jest gotowy.

No to rodzimy.

'~*

- Nie dam rady! - krzyknęłam kilkanaście minut po tym, jak nasza córeczka przyszła na świat.

Wciąż musiałam sobie poradzić z drugim maleństwem, ale byłam totalnie wyczerpana z sił i ledwie patrzyłam na oczy.

- Jeszcze tylko troszkę, księżniczko. Dasz radę - motywował mnie Niall, a ja przymknęłam oczy z całej siły starałam się, aby drugie dziecko opuściło moją macicę.

- Jest! - oznajmiła wreszcie lekarka, a moja głowa opadła na łóżko. - To chłopiec! Niech tata przetnie pępowinę - poprosiła.

W tym momencie na dobre się rozpłakałam, po czym spojrzałam na Nialla, u którego również zauważyłam łzy w oczach.

Jestem największą szczęściarą na tej planecie. Przysięgam.

Chwilę po tym dostałam do swoich rąk naszego synka, a Niall córeczkę. Wyglądałam zapewne jak siedem nieszczęść, ale byłam tak cholernie podekscytowana faktem, że moje... nasze maleństwa są już z nami, że nawet zbytnio nie odczuwałam wyczerpania organizmu po ciężkim i długim porodzie, bowiem ten trwał jakieś 6 godzin z hakiem.

- Popatrz, mają niebieskie oczy - zauważył Niall.

- Tak jak ty - zaśmiałam się.

- 10 na 10 w skali Apgar - wtrąciła lekarka, a ja z dumą spojrzałam po raz kolejny na nasze dzieci, po czym uświadomiłam sobie, że nie mamy przecież wymyślonych imion.

- Nialler? Jak je nazwiemy? - zapytałam nieśmiało.

Blondyn popatrzył przez chwilę na zawiniątko w swoich rękach, po czym uniósł swoją głowę z uśmiechem, oznajmiając tym samym, że ma już pomysł.

- Nadine Emily Horan - wyrecytował, a ja musiałam przyznać, że zakochałam się w tym imionach. - Ty wybierz dla naszego piłkarza.

Zastanawiałam się przez chwilę nad drugim imieniem, ale już po chwili doskonale wiedziałam co powiedzieć.

- Noah Oliver Horan - stwierdziłam z dumą, a mój chłopak przytaknął z uśmiechem.

- To skoro już mamy trzech Horanów, to może pasowałoby żeby była również Rosalie Elizabeth Horan? - uniósł lekko brew, a ja zaniemówiłam na jego propozycję. - Domyślam się, że szpital nie jest odpowiednim miejscem na takie wyznania, ale... uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał, klęcząc na jednym kolanie i wciąż trzymając Nadine na rękach.

Nawet nie próbowałam ukryć swojego zaskoczenia, więc po prostu się popłakałam.

Debilne hormony, uh.

- A pierścionek masz? - zaśmiałam się przez łzy. - Oczywiście, że zostanę głupku!

Słysząc moją reakcję pochylił się nade mną i złączył nasze usta w krótkim pocałunku, który został przerwany przez płacz Noaha. Zaśmialiśmy się cicho, a następnie wymieniliśmy się dziećmi i teraz to ja mogłam nacieszyć się widokiem mojej ślicznej, małej księżniczki, a Niall wymarzonego syna.

'~*

Wieczorem, po tym jak udało mi się zasnąć dosłownie na godzinkę, do drzwi mojej sali zawitali Harry, Louis i Zayn z dwoma ogromnymi misiami.

- Gdzie są te małe Horaniątka? - zapytał cicho Lou, a ja wskazałam na dwa łóżeczka obok siebie.

- Jakie one śliczne, o mój Boże- zachwycał się Harry. - Jak mają na imię?

- Nadine i Noah - wyjaśniłam, ale oni mnie już nie słuchali, bo obecnie byli zainteresowani tylko tym, czy mogą wziąć je na ręce.

Oczywiście zgodziłam się, ale cały czas ich pilnowałam, żeby nie strzeliło im nic głupiego do głowy. Nie byliby też sobą, gdyby nie zaczęli się kłócić to będzie ojcem chrzestnym któregokolwiek z dzieci. Ostatecznie Niall wygonił ich po 9 PM, kiedy praktycznie zasypiałam na siedząco.

- Udało mi namówić salową i pozwoliła mi z tobą dzisiaj zostać na noc - przyznał, spoglądając na słodko śpiące dzieci.

- Dziękuję - szepnęłam. - Położysz się obok mnie? Chociaż na chwilkę, proszę.

Nic nie odpowiedział, ale po chwili poczułam jak łóżko ugina się pod jego ciężarem, a jego ramiona obejmują moje.

- Kocham Cię - mruknęłam w jego tors.

- Kocham się, księżniczko - ucałował moje czoło. - Ale na drugi raz mnie tak nie strasz. Wiesz jaki byłem przejęty, kiedy Zayn zadzwonił, że rodzisz? - zaśmiałam się lekko, co nie uciekło jego uwadze. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że mamy dwójkę małych dzieci - wyznał, a ja zachichotałam. - Nigdy nawet nie marzyłem o tym, aby być ojcem.

- Będziesz najlepszym tatą dla Nadine i Noaha, zobaczysz - wtuliłam się mocniej w jego ramię.

- A Ty najlepszą mamą - uśmiechnął się, po czym na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza, podczas której słyszalne były jedynie szybkie oddechy bliźniaków.

- Jestem z Ciebie bardzo dumny, Rosie - Niall odezwał się po chwili.

- Powinieneś być dumny z siebie - stwierdziłam, a on popatrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem.

- Niby z czego?

- To Ty sprawiłeś, że stałam się silna... W zasadzie, wciąż to robisz - popatrzyłam w jego niebieskie tęczówki. - Wiesz czego teraz chcę? Jednej, jedynej rzeczy. Szczęścia, z Tobą.

- Więc, bądź ze mną szczęśliwa kochanie - złączył nasze usta w leniwym pocałunku, który oczywiście przerwał nam płacz dzieci.

Zaśmiałam się cichutko i poprosiłam Nialla, żeby podał mi Noaha, a on zajął się Nadine, siadając obok mnie.

I wiecie co?

Teraz, nareszcie czuję czym jest miłość, która daje niewyobrażalne szczęście.

Jest największą i niepowtarzalną siłą, którą odbarował mnie Niall.

________________

hey baes ♡

otóż postanowiłam, że to ostateczny koniec historii nialla i rosie. wiem, że zaczęłam drugą część, ale nie mam czasu na jej pisanie, a nie chcę zepsuć tej historii, dlatego tamta część zostanie usunięta.

nie jestem do końca przekonana do tego co napisałam, ale mam nadzieję, że to zakończenie chociaż troszkę się wam podoba i podzielicie się ze mną wrażeniami w komentarzu ♡ to dla mnie naprawdę bardzo ważne. nawet najkrótszy komentarz jest największą motywacją. chciałabym też wiedzieć co u was.

jest mi troszkę smutno, że to już koniec, ale cóż. trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. czy to mój koniec tutaj? nie, na pewno nie. być może to koniec z fanfictions, ale nie koniec ze mną i moją twórczością.

dziękuję każdej osobie, która przeczytała tę historię. bez Ciebie nigdy by to nie powstało

do zobaczenia wkrótce x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top