#3: we have a guest.
ROSE
Każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo. Za każdym razem w nocy budziłam się ze zduszonym krzykiem, a późnej nie byłam w stanie zasnąć
i zatapiałam się w lekturze.
Następnie wspólne śniadanie, sprzątanie i zakupy. Choć to ostatnie robiłam już sama.
Od tygodnia praktycznie codziennie chodziłam do sklepu, ale nie udało mi się już spotkać tamtego blondyna.
Podświadomość podpowiadała, że tym lepiej dla mnie, bo ludzie jego pokroju to nie towarzystwo dla mnie, o czym zdążyłam się już niestety w przeszłości przekonać, ale jednak było w nim coś, co mnie intrygowało.
Oczywistym jest, że skoro już nie spotkałam tego chłopaka, to przez tydzień czasu, papierosy zdążyły mi się skończyć, a ja nie miałam jak zdobyć kolejnej paczki.
Nie było mowy, że poproszę kogoś, żeby mi je kupił, bo po pierwsze: nie mam nikogo znajomego tutaj, a po drugie: jakoś nie jestem na tyle odważna, żeby zagadać do obcej osoby.
To chore, że mając prawie 19 lat nie mogę sobie kupić legalnie papierosów...
No cóż, jakoś będę musiała sobie poradzić bez nich, przynajmniej na razie.
W ciągu tego tygodnia, tak jakby trochę oswoiłam się z tym miejscem i nie odczuwałam już takiego... hmm, strachu?
Jak na przykład wtedy, kiedy pierwszy raz szłam do sklepu. Teraz byłam trochę spokojniejsza, co nie znaczy, że wszystko było idelanie.
Cały czas szukałam jakiejkolwiek pracy i nic.
Było o tyle źle, że pieniądze, które miałam pozwoliłyby mi jeszcze na jakieś max. 3 tygodnie normalnego życia.
Pewnie, że zawsze mogłam poprosić o pomoc panią Emily, ale chciałam sama na siebie zapracować...
Prowadziłabym pewnie dalej swój wewnętrzny monolog, ale usłyszałam obok jakieś głosy.
- Dziecko proszę Cię, pośpiesz się - kobieta poganiała na oko 3- letniego chłopca. - Nie zdążę do pracy, jeżeli nadal będziesz się tak wlekł...
- Mamo, ale ja nie chcę iść z Tobą do pracy - tupnął nóżką.
- Musisz ze mną iść. Twoja niania zrezygnowała i gdzie mam Cię teraz zostawić? Na ulicy? - tłumaczyła mu.
- Ale ja nie chcę - protestował.
- Kochanie, obiecuję, że po południu poszukamy Ci nowej niani i nie będziesz musiał chodzić ze mną do pracy, ale dziś jeszcze musisz - westchnęła zrezygnowana.
- Um, przepraszam - postanowiłam włączyć się do rozmowy. - Usłyszałam kawałek Waszej rozmowy i... podobno szuka pani niani, tak?
- Tak, szukam. Nawet pilnie.
- Mam na imię Rosie i mieszkam tutaj niedaleko u pani Emily Stweart, więc jeżeli nie miałaby pani nic przeciwko i oczywiście pański syn też, to chętnie zostanę jego nianią - przedstawiłam się i dopiero po chwili zrozumiałam jak głupio zabrzmiało to co powiedziałam. - Um, to znaczy...
- Nie, nie, spokojnie. Pani Emily to dobra kobieta, więc raczej nie wzięłaby byle kogo pod swój dach - uśmiechnęła się. - Dałabyś radę zająć się nim już dziś? - zapytała z nadzieją.
- Jeżeli tylko nasz królewicz zechce...
- Chcę zostać z Rosie! - zakomunikował.
- Dobrze, więc Rosie, podałabyś mi swój numer telefonu? - kiwnęłam głową na znak zgody, po czym podałam jej ciąg dziewięciu cyfr i umówiłyśmy się, że będę dzwonić co trzy godziny. - Odbiorę go o 6 P.M., okej?
- Jasne, nie ma problemu. Zna pani adres?
- Tak, nie raz ją odwiedzam i ugh, nie mów mi pani, jestem Denise - podała mi rękę, po czym szybko pożegnała się z synem i ruszyła do pracy.
- A ja mam na imię Theo - odezwał się po chwili ciszy chłopiec.
- To jak Theo, idziemy do sklepu? - wskazałam dłonią na budynek, który znajdował się kilkanaście metrów dalej, a on ochoczo przytaknął głową.
- Kupisz mi M&Ms? - poprosił.
- Jeżeli chcesz, to dlaczego nie. Tylko pamiętaj, że w domu czeka na Ciebie jeszcze obiadek.
- Jesteś super, Rosie - przytulił się do mnie i... zabijcie mnie, to dziecko jest najbardziej uroczym stworzeniem jakie chodzi po tej planecie.
Szybko uwinęliśmy się z listą zakupów i tym razem przy kasie na szczęście była jakaś młoda dziewczyna, więc postanowiłam skorzystać z okazji, że w sklepie nie było nikogo oprócz nas i poprosiłam ją o trzy paczki papierosów.
O dziwo, bez słowa je podała, więc zapłaciłam za wszystko i wspólnie z Theo ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Było dopiero kilka minut po 10, a nie śpieszyło nam się jakoś bardzo, więc szliśmy powoli.
Kiedy w końcu dotarliśmy pod drzwi mieszkania, zwinnym ruchem otworzyłam nam drzwi i krzyknęłam:
- Już jestem! Mamy gościa! - w odpowiedzi usłyszałam jedynie stukot stóp uderzanych o podłogę i po chwili pojawiła się przed nami pani Emily z ciastem czekoladowym w ręce i uśmiechem wymalowanym na ustach.
Oj tak, ta kobieta jest niesamowita.
~~~
tak ładnie proszę o gwiazdki i komentarze :) to naprawdę motywuje 💕
to jak, 20 gwiazdek i 10 waszych komentarzy, a dodaję nowy rozdział 😏
najlepszy komentarz = dedykacja w kolejnym rozdziale x
All the love,
N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top