Rozdział 2: Fan komiksów

Chyba nie powinnam składać obietnic, bo nigdy nie potrafię dotrzymać słowa, zwłaszcza, jeśli chodzi o opowiadania xD Przepraszam za ogromne opóźnienie (kilka miesięcy!) i zapraszam do lektury.

Drżałam z zimna. Kolejka wydawała się nie mieć końca, a ja znowu zapomniałam się ciepło ubrać. Westchnęłam cicho i stwierdziłam, że nie ma sensu się wycofywać, skoro i tak już dobrą godzinę tutaj stałam. Następnym razem postaram się nie mieć długów u Gabriela. Potem muszę stać i marznąć w takich miejscach, jak to. Tutaj spotykają się sami dziwacy.

Sklep z komiksami.

Była premiera jakiegoś ważnego komiksu, ponoć hit sezonu. Cospleyerzy gdzie okiem nie sięgnąć, przebrani za jakichś superbohaterów. Pryszczate dzieciaki z aparatami na zęby i okularami, mówiące w tym swoim kujońskim języku. Nie, żebym coś do nich miała. Po prostu jestem dziewczyną i nigdy nie zrozumiem tych zabaw. Co prawda pojawiło się kilka innych przedstawicielek płci pięknej, które z resztą całkiem normalnie wyglądały, ale wolałam im się nie przyglądać.

Wypatrzyłam za to coś ciekawszego w tłumie.

Chłopak z jeżowymi włosami właśnie podszedł do blondyna, który stał przede mną. Podał mu coś do picia i stali ramię w ramię, również czekając, aż ta upiorna kolejka się skróci.

Pochyliłam się nad ich ramionami, by dobrze mogli mnie usłyszeć.

- Najwidoczniej nawet ninja mają swoje dziwactwa.

Blondyn odskczył w bok, przestraszony, za to Kai zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się szczerze.

- Hej, Caroline. Kiedy obiecałem spotkanie, nie sądziłem, że zobaczymy się w sklepie z komiksami. Co taka dziewczyna jak ty tutaj robi? - zapytał, podczas gdy Lloyd (chyba tak się nazywa) nieufnie na mnie spojrzał.

Ciężko westchnęłam.

- Miałam dług u mojega brata i teraz muszę tu stać i kupić mu ten zakichany komiks. A ty jesteś fanem, co? - Uniosłam brwi.

- Nie! - zaprzeczył. - Nic z tych rzeczy. To ten dzieciak się tym interesuje. - Zmierzwił mu włosy, a on się skrzywił.

- No ej! - zaśmiałam się. - Zastanów się, jak ty byś się poczuł, gdyby to tobie ktoś tak zrujnował fryzurę.

- Nie przejąłbym się - prychnął.

- Czyżby? - I już było po jego misternie ułożonych kosmykach, bo wepchałam w nie swoje ciekawskie łapy. Jak się okazało, jego włosy wcale mnie nie pokłuły. Były zaskakująco miękkie.

- Przesadziłaś! - mruknął złowróżbnie, lecz nic nie zrobił z tym faktem. - Tym razem ci daruje, bo ślicznie wyglądasz z tymi lokami i szkoda by było to psuć.

Uśmiechnęłam się i poczułam, jak ciepło przeszywa moją twarz. Postanowiłam zmienić temat.

- A ty nazywasz się Lloyd, prawda? - zapytałam.

- Taa - mruknął, schował ręce do kieszeni swojej bluzy i opuścił wzrok.

- Twoje towarzystwo źle na niego wpływa - zwrócił się do mnie Kai. - Zazwyczaj jest przyjacielski i rozmowny.

- To nieprawda! - szybko zaprzecza zielony ninja. - Stoję tu już godzinę i nogi mi zdrętwiały, a nie ma nic gorszego niż zdrętwiałe nogi.

- Masz rację - przyznałam. - Sama już swoich nie czuję.

- Niedługo kolejka znowu ruszy - zapewnił Kai.

Okazało się to prawdą. W ciągu kilkudziesięciu minut udało mi się kupić komiks dla Gabriela (cholernie drogi, całe szczęście, że dał swoje pieniądze), za to Lloyd kupił aż dwa.

- Po co ci? - zdumiał się czerwony ninja.

- Jay też chciał - blondyn zbył swojego przyjaciela i wczytał się w pierwsze strony.

- Skoro Jay też chciał, to on mógł tutaj z tobą marznąć! - oburzył się Kai.

- Widzę, że niezła ta wasza drużyna - parsknęłam. - Fani komiksów i pięknisie.

- Kogo nazywasz pięknisiem?

- Ciebie, idioto.

- Niby czemu?

- Skojarz fakty.

- Możecie być ciszej? - poprosił Lloyd. - Ktoś tu czyta.

- Co tu jeszcze robisz? - westchnął Kai. - Idź do klasztoru, bo jeszcze wiatr zabierze ten twój skarb.

Zielony ninja mruknął coś niezrozumiałego, ale postanowił posłuchać i, nie odrywając wzroku od kolorowych obrazków, ruszył przed siebie.

- Jak myślisz, nic mu się nie stanie? - zapytałam.

- To zielony ninja, Caroline. Przecież nie przewróci się o byle kamień.

Jak na zawołanie, Lloyd przewrócił się o byle kamień.

- Cholera jasna, nie mógłbyś być choć trochę ostrożniejszy? Dołożyłem się do tego komiksu myśląc, że nic mu nie zrobisz! - Kai podbiegł do swojego przyjaciela, pomógł mu wstać i przejrzał komiks w poszukiwaniu porwanych stron.

Wnioskując po jego minie, nie znalazł ich.

- Wybacz, Caroline. Muszę zaprowadzić tego nieudacznika do klasztoru, bo mocno zarył kolenem w chodniku i krew mu cieknie - odezwał się czerwony ninja.

- Nic się nie stało, Kai - odparłam, opierając się o słup, do którego przylepia się ulotki.

- Zdzwonimy się, no nie?

- Tak, jasne. Leć już, bo wykrwawi ci się na śmierć.

Posłał mi ostatni uśmiech i ruszył, podtrzymując Lloyda.

Westchnęłam cicho i już miałam iść do domu, ale jedna z ulotek wywieszonych na słupie przykuła moją uwagę.

Zamarłam na chwilę, wczytując się w jej treść. Rozejrzałam się na wszystkie strony i zerwałam broszurkę.

Natychmiast muszę porozmawiać z mamą.

~~

Nie, żebym coś obiecywała, ale następny rozdział będzie zdecydowanie szybciej. :D
Nie wiem, czy już to pisałam, ale opowiadanie odbywa się pomiędzy drugim a trzecim sezonem, więc Lloyd jest już starszy. Przepraszam, że zrobiłam z niego nieudacznika, ale musiałam, wybaczcie ;~;
No nic, pozdrawiam serdecznie tych, którzy wytrzymali te kilka miesięcy i zapraszam do ponownego czekania xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top