Rozdział 3: Ulotka
Wbiegłam do domu, uciekając przed ulewą. Może i nie udało się całkowicie, bo byłam trochę mokra, ale patrząc przez okno z ulgą przyznałam, że ominęło mnie najgorsze.
Zdjęłam buty i mozolnym krokiem weszłam do kuchni. Mama jeszcze nie skończyła pracy. Westchnęłam i usadowiłam się na krześle. Spojrzałam na zegar, dochodziła dwudziesta. Za chwilę powinna się pojawić.
Tak jak przewidywałam, mama po pięciu minutach wparowała do przedpokoju, co udało mi się zobaczyć z kuchni. Wiedziałam, że była zmęczona, ale postanowiłam nie przekładać tej rozmowy na jutro.
- Mamo... - wymamrotałam, stając niedaleko niej i obserwowałam, jak zdejmuje płaszcz.
- Tak, kochanie? - zapytała czule, ale w jej oczach zauważyłam wyczerpanie.
- Wiem, że jest już późno i że marzysz o ciepłej kąpieli, ale musimy porozmawiać - oznajmiłam, unosząc w górę zerwaną ze słupa ulotkę.
Moja matka nawet dobrze się jej nie przyjrzała, a już wiedziała o co chodzi.
Westchnęła przeciągle, minęła mnie i weszła do kuchni. Usłyszałam jeszcze tylko głośne "Nie!".
- Ale mamo... - Odwróciłam się i spojrzałam jej w oczy, rzucając nieme wyzwanie.
- Nie i koniec - powiedziała melodyjnie, zaparzając sobie herbatę.
Zrobiłam zrozpaczoną minę i usiadłam na krześle. Po chwili poczułam na plecach jej ciepłą dłoń.
- Caroline... Wiem, że chcesz poznać swojego ojca, ale nie ma drogi powrotnej przez najbliższe pięć lat. A my za bardzo będziemy za tobą tęsknić.
Westchnęłam i zaczęłam układać w głowie monolog, który ją przekona.
- Jeśli nie teraz, to kiedy, mamo? - zapytałam. - Szykują się wybory na prezydenta, a znasz Liquicka, ludzie znowu mu nie zaufają. A tylko on był na tyle głupi, by robić wycieczki pomiędzy wymiarami. Już nigdy nie będę miała okazji poznać taty, jeśli teraz tego nie zrobię. Błagam, pozwól mi!
Kobieta usiadła na drugim krześle i zaczęła masować swoje skronie.
- Nie wiem. Po prostu...
- Hej! Masz mój komiks, Caroline? - Do kuchni wszedł Gabriel. Razem z mamą spojrzałyśmy na niego, jakby był piątym kołem u wozu.
- Taa, jest w mojej torbie. - Machnęłam na nią ręką, a mój przyrodni brat od razu się rozpromienił.
- A wy co macie takie smutne miny? Stało się coś? - zapytał, przeglądając zdobycz.
- To się stało - odparła mama zmęczonym głosem i podała swojemu synowi ulotkę.
Zaczął ją oglądać, a jego wyraz twarzy stawał się coraz bardziej rozzłoszczony.
- Chyba nie masz zamiaru nas zostawiać, co, Caroline?! - wykrzyczał i uderzył ręką o stół, nadając sytuacji, złowrogi nastrój.
Przez chwilę się nie odzywałam, ale w końcu musiałam wybuchnąć.
- Łatwo ci tak mówić! Ty znasz swojego ojca, a ja?! Nawet nie wiem, jak wygląda! Nie wiem, jakim był człowiekiem! Nie wiem, czy by mnie pokochał! - Schowałam twarz w dłoniach, starając się za wszelką cenę nie rozpłakać.
Gabriel najwyraźniej zrozumiał swój błąd, bo postanowił mnie przytulić. Odwzajwmniłam gest i zaczęłam ryczeć, robiąc mu mokrą plamę na bluzie.
Na tej czerwonej bluzie.
Brat zaczął mnie uciszać i głaskać bo włosach. Wtedy poczułam, jak mama dołącza się do uścisku.
Po chwili skończyliśmy siedząc na podłodze i wzajemnie się uspokajając, bo pozostałe dwie osoby też zaczęły płakać.
- Co, u licha?! - Usłyszałam niski głos swojego ojczyma. Wtedy wszyscy oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy głupio się uśmiechać.
Muszę przyznać, że nie mam aż takiej złej rodziny.
Jednak nadal brakowało mi w niej mojego taty.
Posłałam ostatnie spojrzenie w stronę ulotki, sprawcy całego zdarzenia.
Wyjazd do wymiaru Ziemia - tylko 18.04 br. za opłatą stu złotych monet*.
~~~
*nie wiem, jaka waluta obowiązuje w Ninjago, więc wymyśliłam jakieś złote monety xD
Przepraszam, że ten rozdział jest krótki i słaby, ale sporo wnosi do fabuły, więc stwierdziłam, że musi być taki, a nie inny.
Pozdrawiam Was serdecznie, kochani 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top