"Awantura" , pokój Claire i scyzoryk.


— Wiesz co?! Żałuję, że w ogóle tutaj przyjechałem! — Krzyknął Jack, gdy tylko przekroczyłam próg domu.

Musiał być naprawdę zdenerwowany.
Rozsądniejszym posunięciem byłoby tu zignorowanie jego uwag i nie wszczynanie dalszej kłótni, jednakże nie mogłam powstrzymać się przed tym, aby mu się odgryźć.

— Tylko dlatego, że odkryłam prawdziwy powód powrotu tutaj?! Przecież i tak bym się dowiedziała.

— Wszyscy uważali, że to dla twojego dobra! — Bronił się. — Miałem ten adres, na wypadek, gdybyś po powrocie tutaj potrzebowała wsparcia.

— Nie, to nic nie da. Czy nie potrafisz tego zrozumieć? Chociaż ty?

Chłopak nie odpowiedział  już na moje pytanie. Zamiast tego wyszedł z korytarza, zostawiając mnie samą. Poczułam się dziwnie winna. Chociaż, ta "awantura" wcale nie była moją winą, jeśliby się tak bardziej w to zagłębić. Nigdy się nie kłuciliśmy. Nigdy. Czy to coś oznacza? Czy od tego momentu nie będziemy ufać sobie tak samo, jak kiedyś? Czy jedna mała karteczka była w stanie zepsuć naszą relację? Do oczu napłynęły mi łzy. Płacz to jedyne, co w danym momencie mogłam zrobić. Pobiegłam schodami na górę i otworzyłam jedno z trzech drzwi. Przed oczami stanęło mi wnętrze pokoju mojej siostry. Powoli weszłam do pomieszczenia i zamknęłam za sobą białe drzwi. Podłoga skrzypiała pod moimi krokami, kiedy powoli szłam przez całą długość pokoju, by w końcu dotrzeć do okna. Idąc, uważnie przyglądałam się temu, co znajdowało się w owym pomieszczeniu. Ściany były oklejone bladoróżową tapetą w białe zawijasy.  W pokoju było jeszcze kilka białych mebelków, które, jeśli dobrze pamiętam, przemalowała moja mama, gdy Claire miała zaledwie trzy lata oraz małe łóżko. Pokój Claire. To właśnie tutaj były jej wszystkie rzeczy, które reprezentowały mnóstwo wspomnień z nią w roli głównej. Moi rodzice nie brali ze sobą żadnych przedmiotów, które do niej należały, ponieważ mamie to wszystko przypominało o mojej siostrze. Tacie również, ale to właśnie mama była najbardziej wrażliwa, choć silna zarazem. Okno zasłonięte było czarną zasłoną, którą zerwałam, gdy tylko dotarłam do tego miejsca, a następnie rzuciłam ją gdzieś w kąt.  Poleciała na puste biurko, roznosząc po prawie całym pokoju nagromadzony przez tyle miesięcy kurz. Podeszłam jeszcze bliżej okna, ale na nieszczęście ustałam na coś twardego, co wywołało u mnie natychmiastowy ból.

— Ałć! — Syknęłam i spojrzałam w dół.

Była to lalka mojej siostry, jej ulubiona zabawka. Ustałam jej na stopę. Podniosłam ją. Claire ją kochała. Babcia Rose przysłała ją na jej pierwsze urodziny. Lalka miała długie kasztanowe włosy i jasne, niebieskie oczy. Takie jakie miała Claire i takie, jakie mam ja. Włosy odziedziczyłyśmy po tacie, zaś oczy po mamie. Claire nazwała swoją zabawkę ''Małą Claire''', ponieważ z wyglądu bardzo ją przypominała.

W końcu odłożyłam ową lalkę na biurko, tuż obok zasłony i otworzyłam szeroko
okno. Muszę usunąć stąd ten zaduch. W pokoju zrobiło się jasno oraz czuć było przyjemny wiaterek. Letnie promienie słoneczne raziły mnie w oczy, na co odwróciłam głowę. Następnie podeszłam do średniej wielkości komody. O doniczkę, w której znajdował się uschnięty kwiat, była oparta ramka na zdjęcie, cała pokryta kurzem. Obok były jakieś książki, spinki do włosów, małe, różowe pudełeczka oraz bańki mydlane. Nie zwróciłam jednak większej uwagi na owe przedmioty, bardziej zainteresowałam się ramką ze zdjęciem w środku. Opuszkami palców bardzo powoli, jakbym bała się tego, co może się na nim znajdować, starłam kurz.
Tak, jak przeczuwałam, zdjęcie przedstawiało mnie i moją siostrę. Z westchnieniem odłożyłam zdjęcie, a potem poszłam zamknąć okno.
Gdy wychodziłam, odwróciłam się jeszcze raz w stronę pokoju siostry.  Uśmiechnęłam się przez łzy i wyszłam, zamykając za sobą białe drzwi. Zaraz zejdę schodami w dół. Być może (Jeśli nie będzie na mnie zły, lub  przestanie mieć na mnie focha) Jack spyta się mnie o co chodzi, czy gdzie byłam. Całe szczęście nic takiego nie nastąpiło i spokojnie, bez żadnego uprzedzenia wyszłam z domu. Nawet nie skorzystałam z okazji i nie odwiedziłam swojego pokoju, ale to definitywnie może zaczekać.

Nogi niosły mnie w stronę lasu.
Do miejsca, w którym byłam zaledwie  pół godziny temu z Beverly Marsh.
Zdecydowałam się na malutką wycieczkę po lesie, który tak swoją drogą znałam bardzo dobrze, chociaż nigdy nie chodziłam tędy samotnie, ponieważ rodzice zawsze mi tego zabraniali.
Ścieżka prowadziła mnie wśród drzew.
Uwielbiam tego typu miejsca, gdyż łatwo znaleźć w nich spokój oraz sposób na wyciszenie się lub odstresowanie.
Szłam przed siebie, rozglądałam się i nuciłam pod nosem jakąś banalną melodię.
Spojrzałam w dół , kiedy poczułam pod stopą twardy przedmiot.
Pięta nadal bolała mnie po ustaniu na nodze Małej Claire. Skrzywiłam się z bólu. Pod nogami leżało coś, co przypominało scyzoryk.
Po dłuższym wpatrywaniu się w dany obiekt, stwierdziłam, że to po prostu składany nóż.

— Jakie z was głupki! Szukajcie teraz tego noża! — Nieopodal mnie echem rozniósł się głos, którego właścicielem mogła być tylko jedna osoba w Derry.

Henry Bowers.

Mam przejebane...

Bez komentarza.

x-X-Girl-X-x🍋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top