Rozdział trzydziesty trzeci



- Ashley - krzyczę z pokoju stojąc przed otwartą szafą.

Nigdy nie mam problemu z doborem ubrań na żadną okazje. Tymczasem dzisiaj stoję już prawie godzinę przed szafą i nie mam pojęcia co na siebie włożyć, a za półtorej godziny mam randkę z Lucasem. Chyba mogę to nazwać randką?

- Możesz tutaj przyjść? - proszę krzycząc.

- Jestem. Co tak wrzeszczysz. Pali się? - kobieta wchodzi do mojego pokoju.

- Nie wiem co mam na siebie ubrać - jęczę. - Za półtorej godziny mam wyjść z Lucasem. Nigdy nie mam tego problemu, a teraz nie wiem co mam na siebie włożyć.

- Spokojnie. Masz dużo czasu. Zobaczymy co tam masz i coś wybierzemy - uśmiecha sie do mnie szeroko i przytula mnie delikatnie. - Gdzie się wybieracie? - podchodzi do szafy i zagląda do niej. Przesuwa kilka wieszaków.

- Do kina, a potem coś zjeść - siadam na łóżku i opieram dłonie na kolanach. Podpieram nimi głowę i przyglądam się Ashley, która przepatruje moje ubrania.

- A może ta? - pokazuje mi fioletową sukienkę. Kręcę głową. Odkłada ją na miejsce i przesuwa kilka kolejnych wieszaków. - A co powiesz na to? - pokazuje mi spódnicę i bordową bluzkę. Przyglądam się zestawowi i w końcu stwierdzam, że nie bardzo.

- Już wiem - mija kilka minut, a ona krzyczy uradowana. - Zaraz wracam - szybko wychodzi z pokoju zostawiając mnie zdezorientowaną.

Wraca niosąc w dłoniach pokrowiec na ubranie. Marszczę brwi, przyglądając jej się z niecierpliwoscią i fascynacją.

- Miałam ją dla ciebie zostawić na urodziny, żebyś poszła na nie w czymś niezłym i żeby był to prezent. No ale cóż okazja jest wyjątkowa. Odsuń zamek i powiedz co o niej sądzisz - kładzie rzecz na łóżku obok mnie

Powoli odsuwam zamek i zakrywam usta dłonią. Przenoszę wzrok z buraczkowej sukienki na Ashley i robię to kilka razy. Koronkowy materiał z podszewką i czarnym cieniutkim paskiem. Jest tak bardzo śliczna. Piszczę cicho zachwycona i szczęśliwa przytulam kobietę.

- No już, już. Wystarczy tych pisków, zachwytów i przytulania - śmieje się i odsuwa ode mnie. - Idź ją przymierz. Trzeba zobaczyć czy będzie dobra.

Uśmiecham się szeroko i biorę sukienkę w dłonie. Wchodzę z nią do łazienki i zamykam za sobą drzwi.

Materiał leży idealnie. Przylega do ciała tam gdzie trzeba i delikatnie luźniejszy od tali w dół. Czarny cienki paseczek jest świetnym dodatkiem. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.

- No już? - słyszę zniecierpliwiony głos Ashley, przez co uśmiecham się jeszcze szerzej.

- Tak - wychodzę z pomieszczenia. Ashley siedzi na moim łóżku. Podnosi głowę z nad książki, którą przeglądała i spogląda na mnie z uśmiechem.

- Jest idealna - okręcam się wokół własnej osi demonstrując jej ubranie.

- Cieszę się, że ci się podoba. - Wstaje i podchodzi do mnie. Łapie mnie za ręce i patrzy mi w oczy. - Jesteś już piękną dojrzałą kobietą. Mama była by z ciebie dumna - uśmiecha sie delikatnie, a ja czuje łzy napływające do oczu. Mrugam kilka razy powiekami, żeby je odepchnąć. - Ja też jestem z ciebie dumna. Lucas ma szczęście, że zgodziłaś się na randkę z nim - śmieje się cicho, a ja jej wtóruję.

- Nie Ash, to ja mam szczęście, że mnie zaprosił.

- Oboje je macie - całuje mnie w czoło i ściera z mojej twarzy jedną łzę, która uciekła. - Wyglądasz ślicznie. Twój chłopak będzie zachwycony.

- Ale on nie jest jeszcze moim chłopakiem - zaprzeczam.

- Jeszcze - uśmiecha się i puszcza mi oczko. No i weź tu powiedz o czymś dorosłym. Na moje policzki wpływa delikatny rumieniec. - Będę czekać na dole. Spokojnie dokończ się przygotowywać.

Całuję ją w policzek, a ona odsuwa się, obraca i idzie w stronę drzwi.

- Ashley - przystaje z dłonią na klamce i odwraca głowę w moją stronę. - Dziękuję ci za wszystko - skina głową z uśmiechem i wychodzi.

Patrzę jeszcze raz na swoje odbicie w lustrze na szafie i uśmiecham się szeroko sama do siebie.

Wygładzam materiał sukienki i wracam do łazienki. Żeby rozczesać włosy i zrobić delikatny makijaż, który składa się z tuszu do rzęs i błyszczyka.

- Kayla - słyszę krzyk Ash,  w momencie,  w którym wychodzę z toalety.

- Tak? - odkrzykuję przechodząc przez pokój w stronę drzwi. Naciskam klamkę wychodzę i zamykam je za sobą.

- Lucas przyszedł - odpowiada. Drzwi pokoju brata otwierają się i wychodzi on na korytarz.

- Nie mówiłaś mi, że idziesz na randkę - patrzy na mnie mrużąc oczy.

- Tak jakoś wyszło - wzruszam ramionami i śmieję się nerwowo. - Zaraz zejdę - odpowiadam kobiecie i spoglądam na brata. - Denerwuję się -przyznaję mu się szeptem.

- Nie ma czym maleńka - przytula mnie delikatnie. - Będzie dobrze. Znasz Lucasa nie od dzisiaj.

- Czy on ci czasem nie płaci żebyś był dla niego miły i pozwalał mu się ze mną umawiać? - unoszę brew żartując. - Czy to może przez jego brata jesteś taki miły?- szturcham go w ramię.

- Po prostu wiem, że Lucas jes okay. Dobra? To nie ma nic wspólnego z jego bratem - dodaje przyciszonym głosem.

- Jasne - puszczam mu oczko, a on się ode mnie odsuwa. Schodzimy na dół ramie w ramię.

- Cześć. - Jack wita się z brunetem przybiciem piątki.

Stoję na podeście nerwowo przestępując z nogi na nogę. Denerwuję się i to strasznie. Nie wiem w sumie czemu. To chyba przez to, że to nasza pierwsza randka. A może druga? Bo pierwszą mógł być koncert?

- Ślicznie wyglądasz - z zamyślenia wyrywa mnie głos Lucasa. Spoglądam na niego i uśmiecham się niepewnie.

- Za to czuję się strasznie - przyznaję.

- Źle się czujesz? Możemy zostać w domu, jeżeli nie masz ochoty nigdzie iść - zapewnia mnie.

- Denerwuje się - szepcze Jackson ale tak głośno, że wszystko słyszę. Patrzę na niego wymownie.

- Och... - brunet uśmiecha się. - Nie ma czym. Nie pogryzę cię. Połykam w całości - puszcza mi oczko. Śmieję się krótko na jego słowa.

- Idźcie jak macie iść, żebyście się nie spóźnili - Ashley wchodzi do korytarza i ponagla nas wymachując rękoma.

- Czy ty chcesz sie nas pozbyć? - unoszę brew.

- Ależ oczywiście. Wynocha mi stąd - śmieje się. - Tylko o dwudziestej drugiej najpóźniej chce cię tu widzieć spowrotem - dodaje grożąc mi palcem.

- Oczywiście - mówię grzecznie i dygam delikatnie. - Pożyczę twoje baletki - dodaję podchodząc do półki z butami.

- Daj temu jedno, a oskubie cię ze wszystkiego - kręci głową  mamrocząc pod nosem i wraca do kuchni.

Wsuwam stopy w baletki.

- Gotowa? - Lucas uśmiecha się do mnie.

- Tak - odpowiadam i łapię go za rękę którą wyciąga w moją stronę

- Uważaj na siebie siostrzyczko - mówi mi Jackson i zamyka za nami drzwi.





******

Rozdział poprawiła: Karolina





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top