Rozdział siedemnasty

- Alec zaraz przyjdzie - Michael i Britt podchodzą do samochodu Jacksona przy którym stoję ja, Lucas, Rafaell, Taylor i mój brat. Skinam głową i opieram się o maskę samochodu jak brat.

- Udało się. Jakiś gościu zrezygnował z rezerwacji dosłownie sekundę przed tym jak zadzwoniłem - dołącza do nas Alec z uśmiechem na twarzy.

- No więc jedziemy - Michael wzrusza ramionami - Jedziemy na dwa samochody czy jak?

- Na trzy - poprawia go Jackson i skina głową. - Mogę wziąć czworo. Troje musi jechać osobnym.

-  Ja pojadę sam - Alec odchodzi w stronę swojego samochodu.

- Kayla jedziesz ze mną? - Proponuje Lucas.

- Chętnie - odpowiadam i robię kilka kroków w stronę samochodu obok.

- Tylko przyzwoicie - woła Britt. Wsiadam do samochodu i zapinam pas.

- Nie martw się będę dżentelmenem. Rączki przy sobie - Lucas przekręca kluczyk w stacyjce i wyjeżdża za Jacksonem z parkingu.

- Wierzę - szczerzę się i obracam telefon w ręce. To trochę krępujące. O czym moglibyśmy porozmawiać?

- Jaka muzykę gra ten zespół? - przerywam ciszę.

- Gdy widziałem się z nimi ostatni raz grali wszystko. Minęło trochę od ostatniego razu. Jak rozmawiałem z Netanem mówił, że głównie rock, pop-rock i temu podobne - wzrusza ramionami. Skinam głowa i patrzę przez okno na budynki, które mijamy.

- Poprawiły ci się stosunki z Jacksonem? Przez cały tydzień sprawialiście wrażenie pokłóconych. Nie chcę się wtrącać ani nic. Pytam z ciekawości. Jak nie chcesz to nie odpowiadaj.

- Nie pokłóciliśmy się. W sobotę chyba nie tylko pobił się z Brandonem. Coś jeszcze musiało się wtedy stać. Nie wiem tylko co. Mam nadzieję, że nic złego i mi o tym powie - wzdycham cicho pod nosem.

- Będzie dobrze - Lucas kładzie dłoń na moim kolanie i ściska je lekko.

- Dzięki - uśmiecham się do niego. Bierze dłoń i przenosi ją z powrotem na kierownicę.

- Może tobie coś powiedział? - Brunet kręci przecząco głową w odpowiedzi.

- Aż tak się nie przyjaźnimy - wyjaśnia.

- Myślałam, że bardziej. Często u nas bywasz - zauważam.

- Dobrze się dogadujemy. Mamy podobne zainteresowania więc mamy co robić. U nas przyjaźń wygląda trochę inaczej. Nie rozmawiamy o wszystkim. Po prostu gramy razem na xboxie, najczęściej. Rozmawiamy i w ogóle, ale nie zwierzamy się sobie z wszystkiego.

- Rozumiem - skinam głową.

- A ty i Britt? Mówicie sobie wszystko?

- Różnie bywa. Są tematy,  o których nie rozmawiamy. Albo raczej temat na których ja się nie wypowiadam - prostuję. Chłopak skina głową.

- Nie umiem grać w kręgle - przyznaję mu się. Parkuje samochód i czekamy aż Jackson znajdzie wolne miejsce.

- Nie martw się, nauczę cię - puszcza mi oczko i wychodzi z samochodu. Robię to samo i czekam, aż sześcioro pozostałych do nas dołączy.

Uświadamiam sobie, że jak już zaczęliśmy rozmowę to była ona luźna i nie wymuszona. Rozmawia mi się z nim na prawdę bardzo dobrze i swobodnie. Nie często się tak dogaduję z chłopakami.

- Dzielimy się na drużyny - oświadcza Alec. Kończę zawiązywać buty do kręgli, a on staje przed nami. - Dzielimy się na drużyny dwu osobowe. Taylor i Jackson. Nie ma mowy żebyście byli razem bo za dobrze gracie - dodaje.

- Ja jestem z Michaelem - mówi szybko Britt.

- Razem? - pytam Lucasa. Skina mi głową.

- Ja z Lucasem - oświadczam.

- To ja w sumie mogę zagrać z Aleckiem - Tay wzrusza ramionami całuje Jack'a w policzek i staje obok wspomnianego chłopaka.

- To ja z Rafaellem - skinają sobie głowami.

- Jak wam wpisać na tablicy?- pyta kasjer.

- Blue Hair - pierwszą nazwę podaje Britt i przybija piątkę ze swoim chłopakiem. Pasuje im ze względu na włosy.

- Holiday - kolejną podaje Taylor.

- Jaką? - Lucas uśmiecha się do mnie.

- Może Bananowapizza? - śmieje się.

- Okay. To my chcemy BananowaPizza - kasjer skina głową tłumić śmiech.

- Ja żartowałam - śmieję się.

- Ja nie - wzrusza ramionami.

- To może wy będziecie SadSex? - Britt pyta ze śmiechem Jacksona i Rafaella.

- Czemu Sad? - oburza się mój brat. -  Wpisz pan HappyBoySex - wybuchamy wszyscy gromkim śmiechem przez co zwracamy na siebie uwagi kilkorga klientów przy barze.

  - Jak na razie to HappyBoySex, prowadzą - śmieje się mój brat i podchodzi do kul. Bierze jedną. Robi zamach i rzuca tak, że zbija wszystkie kręgle.

- Oszukujesz - piszczę cicho. Puszcza mi oczko, a ja wystawiam mu język. - Mówiłam, że przegramy - jęczę i uderzam głową o ramię Lucasa.

- Nie przejmuj się maleńka, pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi - głaska mnie po głowie i próbuje pocieszyć.

- Jasne - komentuję z sarkazmem.

- Kayla. Teraz twoja kolej - ponagla mnie Britt i siada na kolanach swojego chłopaka.

- Może chcesz za mnie rzucić? - pytam Lucasa.

- Nie. Ale chodź pomogę ci - łapię mnie za rękę i ciągnie w stronę toru. - Wybierz kulę.

Biorę do rąk czarną, która jest prawie najlżejsza, a poza tym w poprzedniej kolejce strąciłam nią jednego kręgla.

- Włóż palce i odchyl rękę do tyłu - wykonuje jego instrukcje. - Jeszcze troszkę - staje za mną i łapie mnie za nadgarstek. - pomogę ci.

Odchyla mi rękę do tyłu, a potem szybko z zamachem w przód. Kula leci prosto, ale skręca i zbija pięć kręgi. I tak to mój najlepszy wynik jak do tej pory. Czekam aż kręgle się ustawią i biorę kule do ręki. Lucas znów staje za mną i mi pomaga. Strącam pozostałe kręgle. Piszczę ze szczęścia i rzucam mu się na szyję.

- Sorki - mówię zawstydzona i cofam się od niego.

- Gratulacje - przyjaciele biją mi brawo. Kłaniam się teatralnie i wracam na swoje miejsce. Przyglądam się uważnie Lucasowi jak wybiera kulę, robi zamach i strąca wszystkie kręgle za jednym zamachem. Biję mu brawo i z uśmiechem czekam, aż wróci na swoje miejsce.

Pomaga mi rzucać stając za mną aż do samego końca gry. Śmiejemy się razem, a ja po każdych udanych rzutach, czy kilku strąconych kręglach cieszę się od nowa.

- Widzisz? Mam magiczne palce - Lucas porusza nimi zginając i prostując je.

- Dosłownie palce wirtuoza - potwierdzam i całuję go w policzek.

******

Rozdział poprawiła: Divergent_2003

A może maraton?





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top