Rozdział piąty
Wkładam przyprawy do plecaka, a wodę biorę do ręki i wychodzę ze sklepu żegnając się z kasjerem, który rok temu chodził jeszcze do tej samej szkoły co ja.
Wzdycham cicho i odkręcam butelkę z wodą. Ostatnimi czasy robi się na dworze naprawdę ciepło.
Jackson wróci do domu za jakieś półtorej godziny, więc mam jeszcze dużo czasu zanim on i kilku jego kumpli zacznie swój poniedziałkowy pięciogodzinny maraton gier na xbox’e.
Brandon po treningu musi wrócić do domu, więc dzisiaj się raczej już z nim nie zobaczę. Będę miała popołudnie dla siebie.
Przechodzę na drugą stronę jezdni i powolnym krokiem idę w stronę domu, słuchając ulubionej playlisty. Słowa piosenki Zayna zakłóca mi dźwięk motocyklu. Odwracam się, żeby spojrzeć. Mija mnie jakiś motocyklista na czarno czerwonym ścigaczu. Dostrzegłam, że przygląda mi się przez kilka sekund. Zapewne zastanawia się czemu gapię się na niego z bananem na twarzy. Uwielbiam gdy robi się ciepło, a wracając ze szkoły mijają mnie motocykle. Lubię dźwięk ich silnika.
Przebieram się i pomagam Ashley przygotować obiad zanim tata i Jacks z kolegami wrócą ze szkoły. W między czasie rozmawiam z nią o tym jak spędziłam dzisiaj dzień. Narzekam na Brandona, a ona śmieje się ze mnie i naświetla mi jak sytuacja mogła wyglądać z jego perspektywy. Czas mija szybko i zanim się obejrzałam do domu weszło kilki mężczyzn, Jacks przyprowadził kolegów. Na szczęście przewidziałyśmy to i zrobiłyśmy więcej obiadu. Witam się w z tatą i bratem. Pomagam Ashly nałożyć jedzenie na talerze.
Biorę swoją porcję i idę do pokoju. Przechodzę przez salon, w którym Jack siedzi razem z kumplami i jedząc rozmawiają o meczu. Dopiero teraz zauważam między nimi ciemnobrązowe włosy nowego chłopaka. Mrużę oczy. Brunet nagle odwraca się, a ja uświadamiam sobie, że to Lucas. Przyspieszam i wbiegam schodami na górę. Zamykam się w pokoju i siadam przy biurku.
- Kayla do ciebie - słyszę z dołu głos Ashley. Wzdycham cicho i odpycham się od biurka. Odwracam się na krześle i schodzę z niego. Wychodzę z pokoju i zbiegam na dół.
- Brandon? Co ty tu robisz? - pytam ze zdziwieniem i podchodzę do chłopaka.
- To ja zostawię was samych - Ashly mija mnie, a ja posyłam jej wdzięczne spojrzenie.
- Chciałem przeprosić - wkłada dłonie do kieszeni i spuszcza wzrok. - Głupio się dzisiaj zachowałem. Nie powinienem tak mówić o twoim bracie, w szczególności, że wiem, że za nim tęsknisz.
Wzdycham cicho i podchodzę do niego. Otaczam go rękami w pasie i ponoszę głowę do góry żeby na niego spojrzeć.
- Ja też trochę zbyt szybko zareagowałam. Mogłam ci na spokojnie wyjaśnić. Czasem po prostu brakuje mi słów.
- Czyli między nami znów okay? - pyta z uśmiechem i kładzie ręce na mojej tali. Spogląda mi w oczy, a ja się do niego uśmiecham. Skinam głową. Pochyla się nade mną i delikatnie mnie całuje.
- Masz ochotę coś oglądnąć albo razem poleżeć i nic nie robić? - pytam.
- Z tobą zawsze - odpowiada w moje usta. Odsuwam się od niego i łapię go za rękę. Ciągnę go na górę do swojego pokoju.
- Bran - piszczę i próbuję go od siebie odepchnąć bo mnie łaskocze. Kładzie się na mnie i opiera się na łokciach żeby nie leżeć na mnie całą swoją ciężkością. - Przestań już nie mogę oddychać - mówię między napadami śmiechu. - Tyle.
Łapię go za nadgarstki i próbuję odciągnąć jego ręce od swojego ciała. Zatrzymuje swoje dłonie i spogląda na mnie poprawiając się na moich udach, na których siedzi żeby mieć nade mną większą kontrolę i żebym nie mogła go kopać. Pochyla się nade mną i delikatnie całuje mnie w usta. Puszczam jego ręce i owijam mu je wokół szyi. Przyciągam go bliżej siebie i jęczę w jego usta. Przekręcam nas i teraz to ja na nim siedzę. Odgarniam włosy na lewą stronę żeby mu nie przeszkadzały. Kładzie dłonie na mojej tali i przyciąga mnie bliżej siebie. Przejeżdża językiem po mojej dolnej wardze prosząc o wstęp udzielam mu go z cichym jękiem rozkoszy. Co jak co. Ale przyznać muszę, że on całuje nieźle. Aczkolwiek dużego porównania nie mam.
Odrywam się od niego i prostuję, bo słyszę pukanie. Kładę dłonie na jego ramionach i spoglądam w stronę drzwi. Chcę zejść z jego ciała ale za mocno mnie trzyma i rezygnuję.
- Proszę - wołam. Drzwi uchylają się i Alec kolega Jacksona wkłada głowę do środka.
- Sorki że przeszkadzam. Nie wiedziałem że masz gościa. Hej - kiwa głowa w stronę Brandona, a on odpowiada mu skinieniem. Przenosi z powrotem wzrok na mnie. - Jack chciał żebyś przyszła do nas zagrać - kontynuuje lekko zakłopotany.
- Powiedz mu że zaraz przyjdziemy - uśmiecham się do niego. Skina głowa i wychodzi, chociaż mogłabym powiedzieć że nie bardzo wszedł bo tylko głowę wsadził między drzwi, a futrynę.
- Zagrasz? - pytam Brandona.
- Twój brat za mną nie przepada. Nie wiem czy to dobry pomysł - zaciska usta.
- Bran - wzdycham. - Jackson może za tobą nie przepadać. Jesteś moim chłopakiem i czy mu się to podoba czy nie musi to zaakceptować i znosić twoją obecność gdy do mnie przychodzisz. Gracie w jednej drużynie, nie może być tak źle - puszczam mu oczko.
- Gramy, ale nie przepada za mną.
- Jego problem. Zagrasz z nami? - pytam po raz kolejny.
- Jeżeli chcesz - wzrusza ramionami.
Cmokam go w usta i wstaję. Łapię go za rękę, a on przyciąga mnie do siebie i schyla się dając mi znak żebym wskoczyła mu na plecy. Robię to i owijam ręce wokół jego szyi. Łapie mnie pod kolanami i wynosi z pokoju przechodzi przez korytarz. Kopię nogą w klamkę przy drzwiach od pokoju brata, a one otwierają się i Bran wchodzi do środka. Chłopcy spoglądają na nas. Jackson włącza pauzę i odwraca głowę. Warczy pod nosem na widok Brandona ale nie komentuje tego.
- Zróbcie im miejsce – spogląda z powrotem na ekran telewizora i włącza grę. Samuel podąża za jego wzrokiem energicznie klikając w pada i wymachując nim próbuje pokonać Jacksona w grze.
- Wystarczy jedno - mówię do Ethana, który przesunął się na sam koniec sofy. Skina głową i poprawia się tak żeby mieć więcej miejsca. Zeskakuję z pleców chłopaka, a on siada.
******
Rzodział pierwszy: Divergent_2003
Co sądzicie o nowym opowiadaniu.
Może mały maraton na weekend?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top