Rozdział dwudziesty piąty
- Śpisz? - słyszę szept Lucasa.
- Tak - odpowiadam ledwo słyszalnym głosem. Jedną nogą będąc już w krainie Morfeusza, a drugą tylko palcami stopy.
- Mogę? - odchyla kawałek kołdry pytając nadal szeptem.
- Taaa - mamroczę pod nosem.
Lucas pov's
Kładę się na łóżku obok Kayli i przerzucam rękę przez jej brzuch. Przyciągam jej ciało do siebie i wtulam głowę w zagłębienie jej szyi. Mruczy coś niezrozumiałego pod nosem. Chichocze cicho. Jest cholernie słodka gdy prawie śpi i ledwo kontaktuje z rzeczywistością.
Wróciliśmy do domu prawie godzinę temu. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się w swoim łóżku, ale przekręcałem się tylko z boku na bok przez kolejne kilkanaście minut. Nie wytrzymałem w końcu i przyszedłem do niej.
To jak uspokoiła mnie, gdy wkurwiony zacząłem się wydzierać na środku ulicy. To jak przytuliła się wtedy do mnie, powiedziała żebym sobie pokrzyczał, a potem zaczęła chichotać. W końcu sam zacząłem się śmiać.
Chciałem żeby to był wyjątkowy niezapomniany wieczór, a tymczasem James i Samantha musieli wszystko spieprzyć. Jestem pewien, że ten chuj wiedział, że przyjadę i po to ją ściągnął do tego klubu.
To takie pojebane, że ta dwójka tak szybko potrafi wyprowadzić mnie z równowagi, a ta mała bruneta tak szybko sprawić, że się uspokajam. Nie żałuję, że ją tu ze sobą zabrałem. Poza tym mam ochotę ją całować. Ma takie śliczne, miękkie usta. Mam ochotę je całować odkąd ją zobaczyłem.
Do tej pory pamiętam jak spadła z podwyższenia przy oknie do środka pokoju, gdy nasze oczy się spotkały.
Dziewczyna znowu mamrocze coś pod nosem i przekręca się twarzą w moją stronę. Uśmiecham się i przytulam ją troszkę mocniej. Ślicznie pachnie. Była taka wykończona jak wróciliśmy do domu. A do tego taka pociągająca.
Kayla pov's
Otwieram oczy i przecieram je dłońmi. Gdzieś w tyle umysłu jak przez mgłę pamiętam sen, w którym Lucas wchodzi do pokoju i pyta czy śpię, potem odchyla kołdrę i pyta czy może. To taki piękny sen. A potem to uczucie, że mnie do siebie przyciąga i przytula. Takie boskie. Po raz pierwszy odkąd mama nie żyje zasnęłam bez problemu, bez słuchania muzyki. Tak to zawsze nawet gdy jestem zmęczona wiercę się z boku na bok bo nie mogąc zasnąć. Muzyka sprawia, że szybciej mi to przychodzi. Ziewam i przecieram oczy dłonią.
Obracam głowę. Piszczę cicho zszokowana i cofam się na łóżku. Spadam z niego z cichym hałasem lądując na podłodze.
- Ała - jęczę i z powrotem wchodzę na łóżko. Przykrywam się kołdrą i siadam opierając się o wezgłowie.
Mrugam kilkakrotnie powiekami.
- Jeszcze pięć minut - brunet mamrocze pod nosem i przysuwa się w moja stronę. Przerzuca rękę przez moje ciało i kładzie głowę w dole mojego brzucha. Po raz kolejny mrugam zszokowana powiekami.
Czyli to jednak nie był sen - jęczę w głowie. Emm co ja mam zrobić z rękoma. Przytulić go to tak trochę dziwnie jak się wtedy obudzi. Spuszczam wzrok w dół. Kuszą mnie jego włosy. Kładę na nich dłonie i delikatnie masuję mu głowę. Porusza nią z cichym pomrukiwaniem. Łasi się prawie tak słodko jak kotek.
Przypominam sobie o sms-ie do Ashley. Sięgam po telefon starając się nie obudzić bruneta. Jedna ręką nadal masuję jego głowę, a drugą odpisuje na sms'y Ahsley, które są w mojej skrzynce pocztowej. Że też zapomniałam jej wczoraj napisać, że wróciłam. Ale było już tak późno, że nie miałabym nawet siły wcisnąć jednej literki. Sama sobie się dziwię jak wzięłam prysznic. Co z tego, że to było tylko wejście pod wodę, dwuminutowe stanie pod nią z zamkniętymi oczami. Wyjście spod prysznica i wytarcie się. Ubranie się i dojście do łóżka to nie wiem już jak zrobiłam. Byłam tak zmęczona, że ledwo pamiętam. Ale i tak wierciłam się na łóżku.
Brunet mamrocze po raz kolejny coś pod nosem i porusza się. Wyciągam dłoń z jego włosów.
- Ejjj - jęczy. - To było przyjemne - dodaje i szuka swoją ręką mojej. Kilka razy uderza o materac łóżka aż w końcu natrafia na to czego szukał. Łapie mnie za nadgarstek i przenosi moją rękę na swoją głowę. - Możesz tak robić - mruczy.
Zatapiam palce w jego włosach i masuje mu delikatnie głowę, a on znowu porusza nią jak kotek.
- Co ty tutaj robisz? - pytam po kilku minutach, bo jestem pewna, że jest rozbudzony na tyle żeby rozmawiać.
- Przyszedłem w nocy, bo nie mogłem spać - odpowiada nadal leżąc głową na moim brzuchu. - Przyjęłaś mnie bez sprzeciwów.
- Chyba tylko po to żebyś nade mną nie siedział - prycham z krótkim śmiechem.
- Och jak miło to słyszeć. Jakoś nie słyszałem w twoim głosie cienia sprzeciwu. Wręcz przeciwnie mówiłaś. "Tak misiaczku połóż się obok. Możesz mnie nawet przytulić. Tylko się połóż i leż obok" - nieumiejętnie próbuje naśladować mój głos.
- Na pewno tak nie mówiłam - zaprzeczam ze śmiechem.
- Jesteś pewna? - ciągnie.
- Na sto procent. Nie kłam. Wiem co mówiłam. Pamiętam to jak przez mgłę, ale pamiętam - zapewniam go.
- Powiedziałaś tylko Tak i Taaa - śmieje się.
- No widzisz? Wiem co mówię - uśmiecham się.
- Lucas - z korytarza dobiega głos jego mamy. Słyszę dźwięk otwierających się drzwi w pokoju obok. - Lucas - nawołuje. Spoglądam z przerażeniem na chłopaka obok. Jego mama zapewne zaraz tutaj wejdzie. Brunet wydaje się tym w ogóle nie poruszony. Nadal leży głową na moim brzuchu i z ręką przerzuconą przez moje ciało. Kobieta stuka dłonią w drzwi.
- Proszę - Lucas mówi głośno w ich stronę, a one uchylają się.
- Lucas - wchodzi do środka i obrzuca nas karcącym spojrzeniem. - Śniadanie jest już na stole. Ja wychodzę do pracy. Mara zostaje w domu. Kiedy wyjeżdżacie?
- Po śniadaniu - odpowiada jej nadal leżąc z głową na moim brzuchu. Jestem tą sytuacją skrępowana. Delikatnie mówiąc.
- W takim razie zaczekam jeszcze aż zejdziesz na dół. Ubierzcie się - dodaje krzywiąc się i wychodzi.
- Twoja mama chyba mnie nie lubi - szepcze cicho.
- Ona nikogo nie lubi. Nie przejmuj się. Wystarczy, że ja cię lubię.
- Pocieszające - uśmiecham się delikatnie i wywracam oczami. - A teraz wstawaj - spycham jego głowę ze swojego ciała. - Idź się ubrać i śniadanie zjeść - nogami spycham go z łóżka. Owinięty w kołdrę z hałasem ląduje na podłodze.
****
Rozdział poprawiła:
Divergent_2003
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top