Rozdział dwudziesty czwarty


- Teraz rozumiem czemu "Half green" - śmieje się. Lucas odpowiada mi tym samym.

Patrzę jak na scenie przygotowwuje się drugi zespół. Half green. Czterech chłopaków o zielonych włosach, bez koszulek z ciałami od szyi do pasa pokrytymi zieloną farbą.

- Witajcie obywatele Dallas - jeden z chłopców krzyczy do mikrofonu, a tłum fanów odpowiada mu piskiem.

- To Francesko - Lucas kiwa głową w stronę chłopaka przy mikrofonie. Ten zauważa go i kiwa mu głową, a brunet odpowiada mu tym samym.

- No więc zaczynamy. Panie od świateł. Poproszę o ciemność - krzyczy i robi krok w tył. Tłum śmieje się głośno, a światła gasną.

- Wow - komentuje. Ciała muzyków są pokryte zielona farbą fluoresencyjną. Przez mrok panujący w klubie i połowę ich ciał pokrytą przez farbę wyglądają jakby po scenie poruszali się lewitujący goście bez nóg. Z samym brzuchem, rękoma i głową. Śpiewają, grają i skaczą po całej scenie. Tylko chłopak za perkusją siedzi i uderza pałeczkami w perkusję. Podskakuje i bawię się razem z tłumem.

Lucas miał racje, są na prawdę świetni. Zaśpiewali trzy swoje piosenki i dwie innych zespołów. Jak do tej pory. Poprzedni zespół śpiewał sześć piosenek, wiec ten pewnie też zaśpiewa tyle.

- No to teraz coś specjalnego - krzyczy wokalista i zaczyna nową piosenkę.


Lost in reality
I can feel you in the dark when i fall asleep
All that's in my head are pictures of memories
Words that you said to me
Hey hey hailey wont you save me*

Piszcze jeszcze głośniej i śpiewam razem z nimi fragment piosenki, którą tak dobrze znam. Z wielkim uśmiechem na twarzy poruszam się razem z tłumem. Słyszę za sobą śmiech Lucasa. Ale przyjazny śmiech. Kladzie dłonie na moich biodrach i poruszamy się razem w rytm muzyki.

Jest wspaniale. A nawet lepiej. Lepiej niż sobie wyobrażałam. Chłopcy są świetni, boscy,  wspaniali. Mają talent.

Po half green, na scenę wchodzą jeszcze cztery zespoły i koncert dobiega końca. Część osób opuszcza klub, bo robi się mniejszy tłum. Część zostaje na parkiecie i tańczy do rytmu muzyki, którą puszcza DJ, a niektórzy tak jak ja i Lucas podchodzą do stolików.

- Lucas - naprzeciw nas staje chłopak, którego rozpoznaje ze sceny.

- Francesko - chłopcy witają się uściskiem i klepaniem po plecach. - Poznaj moją przyjaciółkę Kaylę - uśmiecham się niepewnie do chłopaka, on odpowiada mi tym samym.

- Chodźcie do nas. Dawno się nie widzieliśmy. Stary nie masz nawet pojęcia ile cię ominęło.

Przysiadamy się do ostatniego boksu w kącie. Na kanapach siedzi już reszta członków zespołu. Lucas przedstawia mnie im, a oni kolejno Will, Troy i James uśmiechają się przyjaźnie.

Zaczynają rozmowę na temat tego co ominęło Lucasa, a ja obserwuje ich. Mam wrażenie, że James nie przepada za moim brunetem, a on za nim.

- Hej chłopy - do stołu przysiada się wysoka ciemnowłosa dziewczyna w skąpym ubraniu. James uśmiecha się do niej i wymieniają się śliną. Lucas odwraca wzrok od Franceska i przenosi go na parę na wprost nas. Nagle całe jego ciało się spina. Chłopak obok niego chrząka i para odrywa się od siebie - O hej Lu dawno się nie widzieliśmy - dziewczyna uśmiecha się do niego.

- Hej Samantha - mówi mało entuzjastycznie i odwraca wzrok.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że Sami zostanie z nami. Jesteśmy razem i wiesz - James zaczyna z uśmiechem na twarzy. Ale takim, który jest wkurzający. Nagle mam ochotę go udusić.

- Jasne - brunet skina głową. - chcesz coś do picia? - pyta i patrzy na mnie prosząco.

- Chętnie - odpowiadam. Wstajemy od stołu. Lucas kładzie dłoń w dole moich pleców i prowadzi mnie w stronę baru.

- Co podać? - barman podchodzi do nas.

- Wodę i jedno piwo - warczy Lucas. Spoglądam na niego mrużąc oczy. Ta lala wyprowadziła go z równowagi na sto procent.

- Co jest? - pytam i kładę dłoń na jego ramieniu.

- Nic - warczy. Mija chwila i wzdycha. Przeczesuje włosy dłonią i spogląda na mnie. - Przepraszam. Chciałem żeby było fajnie i przyjemnie, a on musiał ją przyprowadzić i wszystko zniszczyć. Chciałem spędzić wieczór z tobą i chłopakami w fajnej atmosferze, a teraz sam nie wiem. Czy jestem zły czy wkurwiony.

- Wasze zamówienie - barman stawia przed nami szklankę wody i kufel piwa. Brunet wyciąga dziesięć dolarów z kieszeni i podaje je mężczyźnie za ladą. Wydaje mu resztę i bierzemy napoje.

- Nie zwracaj na nich uwagi. Jest idealnie. Świetnie się bawię - uśmiecham się do niego, a on odpowiada mi tym samym.

Wieczór mija szybko. Wypiłam kilka szklanek wody, Lucas trzy piwa. Tańczyliśmy kilka razy. James i Samanta prawie wyprowadzili go z równowagi kolejnych kilka razy.

Zmęczona zamykam oczy i opieram głowę na ramieniu bruneta.

- Zmęczona? - od razu odwraca się w moją stronę przerywając rozmowę z przyjacielem. Nie mam siły się odezwać więc skinam głową. - Chyba czas iść - uśmiecha się.

- Jeszcze tylko do toalety - jęczę cicho i wstaje od stołu. Powoli idę w stronę toalet.

Płuczę ręce i przemywam twarz wodą. Wracam do stolika. Lucas siedzi cały czerwony na twarzy, a Francesko trzyma go za ramie i powstrzymuje przed wstaniem.

- Co jest? - pytam siadając obok.

- My już wychodzimy - popycha mnie delikatnie. Wstaję zdezorientowana. Nie żegna się z przyjaciółmi tylko ciągnie mnie w stronę wyjścia.

- Lucas - wołam i ciągnę go za rękę. Przeszliśmy kilka metrów, on idzie tak szybo ciągnąc mnie za sobą, że zaspana prawie potykam się o swoje nogi. - Zwolnij. Jestem zmęczona - jęcze - I spać mi się chce. Powoli, spokojnie.

Warczy i jęczy zfrustrowany. Łapie się za głowę i pociąga za włosy. Obejmuje go w pasie i wtulam się w niego.

- Oni mnie wkurwiają - wrzeszczy i oddaje gest. Opiera brodę na mojej głowie. - Mam ich kurwa po dziurki w nosie. Suka i chuj.

- Dalej, wyrzuć to z siebie - zachęcam go.

- Jebane chuje, kutasy i suki. Popaprańcy pierdoleni. Sukowata dziwka. Naćpany krzywy kutas. Mała zasrana wyruchana pizda.

- Zamknij się debilu. Ludzie chcą spać - krzyczy męski głos z góry z okna gdzieś za nami.

Nie reagujemy na to.

- Aż tak źle? - pytam cicho.

- Chciałem żeby było dzisiaj pięknie. Żeby ci się podobało i żebyś spędziła najlepszy dzień swojego dotychczasowego życia. Chciałem żebyś go zapamiętała jako wyjątkowy wieczór.

- Och... tej wiązanki przekleństw z twoich ust na te dwie osoby nie da się zapomnieć - chichoczę. - Domyślam się o kogo chodzi - dodaje dalej trzęsąc się ze śmiechu.

- Co cię tak bawi? - wzdycha brunet.

- Nie wiem - wzruszam ramionami. - Chyba ty i twoja wiązanka przekleństw. Chyba sobie nieźle zasłużyli. Jeszcze cię nie widziałam w takim stanie.

Mija chwila, a on śmieje się cicho razem ze mną.

- Mam dość - jęczę i mocniej się w niego wtulam bo nogi się pode mną uginają. - Zrzutka na taxi?

- Zostało mi tylko trzy dolary.

- Ugh... ja mam przy sobie pięć. To za mało.

- No więc idziemy na nogach - wzdychamy w tym samym momencie co bawi nas jeszcze bardziej. Czuję się jakbym była naćpana szczęściem. A może zapachem Lucasa. W końcu to on działa na mnie jak verita serum. Przy nim strasznie rozplątuję mi się język.

Jedyne co pamiętam z powrotu do domu, to to, że on podtrzymuje mnie żebym się nie przewróciła.




*****

* fragment jednej z piosenek 5SOS

Rozdział poprawiła: Divergent_2003

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top