Rozdział czterdziesty
- Kayla, zejdź na dół - głos Ashley przyprawia o dreszcze.
Za chwile pewnie się zacznie jej wykład o chłopcach. To będzie najgorsze kilkanaście minut mojego życia. Czy my naprawdę musimy o tym rozmawiać?
Jęczę w duchu i podnoszę się z łóżka. Nie mam ochoty schodzić na dół, ale co mus to mus.
- Musimy porozmawiać - oświadcza widząc mnie wchodzącą do kuchni. - Chłopcy, dzieci i kobiety w ciąży na górę - macha dłońmi odpychając ich w powietrzu. Jackson, Chris ze synem i Camille wstają od stołu i wychodzą. Najstarszy z braci posyła mi pokrzepiający uśmiech, a Jackson klepie po ramieniu.
Zamyka oczy, otwieram je i robię kilka kroków do przodu.
- To naprawdę nie tak jak wyglądało - zaczynam, ale Ashley mi przerywa, unosząc dłoń do góry.
- Rozumiem, dojrzewasz masz swoje potrzeby - moje policzki oblewają się czerwienią. Jęczę głośno zażenowana. - To normalne w twoim wieku. Potrzebujesz chłopca. Odczuwasz pragnienie dotyku. Hormony ci buzują - zakrywam twarz dłońmi. To najbardziej żenująca rozmowa w moim dotychczasowym życiu. Czy to naprawdę konieczne? - Masz już siedemnaście lat, jesteś odpowiedzialna, ale pod wpływem nacisku chłopaka mogłabyś zrobić coś wbrew sobie. Dlatego ważne jest, abyś umiała odmówić. Wyrazić swoje zdanie. Jeżeli jeszcze nie jesteś na to gotowa to tego nie rób. - Przez chwilę jej nie słuchałam, a to wystarczyło, żebym od razu nie zorientowała się, że chodzi o odmowę w seksie. - Bardzo ważne jest zabezpieczenie. Są różne jego formy. Od tabletek po spiralki. Jednak każde mają jakieś skutki uboczne. Kategorycznie odmawiam ci spiralek i innych. W tym domu tolerować mogę jedynie tabletki i prezerwatywy. Jednak to nie oznacza, że zgadzam się, żebyś uprawiała seks. Jesteś jeszcze na to za młoda. Jeżeli czujesz się gotowa, okay, ale bym odradzała. Umówię cię na wizytę u ginekologa, on cię zbada i przepisze ci tabletki.
Uderzam delikatnie czołem w stół i kładę ręce pod głową. Jęczę zażenowana.
- Ashley.
- Rozumie, że to dla ciebie krępujące, ale musimy o tym porozmawiać.
- Niby po co? - unoszę głowę i spoglądam na nią.
- Żebyś nie zaszła w niechcianą i nieplanowana ciążę - odpowiada.
- Na razie z nikim nie zamierzam się pieprzyć. - Może to w końcu do niej dotrze?
- Słownictwo - karci mnie. - Na razie. Skąd masz pewność, że za miesiąc czy dwa nie zmienisz zdania? - unosi brew. - Lepiej się zabezpieczyć wcześniej.
- Mogę już iść? - mam nadzieję, że jej wykład dobiegł końca.
- Jeszcze nie skończyłam rozmowy z tobą. - Jednak nadzieja matka głupich. - Lucas jest twoim chłopakiem? - unoszę brwi i wytrzeszczam na nią oczy.
- Skąd takie pytanie? - odpowiadam tym samym. - Poza tym, co to ma do rzeczy?
- Nie odpowiedziałaś mi na nie - spogląda na mnie wyczekująco.
- Nie, nie jest.
- Co robił tutaj w nocy? - czuję się jak na przesłuchaniu. - Kayla im szybciej mi odpowiesz, tym szybciej skończymy tę rozmowę - ponagla mnie.
- Poprosiłam go, żeby do mnie przyszedł, bo go potrzebowałam - zawstydzona odwracam od niej wzrok.
- Akurat jego? Nie mogłaś poprosić Jacksona albo Chrisa? - rozkłada ręce w pytającym geście.
- Nie mogłam. Jackson ma swoje sprawy, a Chris... - urywam niepewna co jej powiedź. - A Chris się zmienił i już nie jest taki jak dawniej. Nie jest, tym do którego biegłam najpierw, gdy coś się działo - dokańczam.
- Patrz na mnie, gdy ze mną rozmawiasz - prosi łagodnie. - Czy ty i Lucas... - spoglądam na nią, a jej policzki delikatnie się rumienią. O co ona znowu chce zapytać. - Czy wy się dotykacie? - mrugam powiekami. No ja się chyba przesłyszałam.
- Ashley. Nie chce być niemiła, ale co ci do tego? Rozumiem, że pełnisz nade mną obowiązki matki i w ogóle, ale to czy ja i Lucas się dotykamy to już nie bardzo twoja sprawa. To jest sprawa prywatna. Moja i jego. Nikogo więcej. Ale tak dotykamy się, często trzyma mnie za rękę jak gdzieś idziemy.
- Nie o takie dotykanie mi chodziło - wzdycha. - Chodziło mi raczej o to bardziej niestosowne.
- Nie, nie dotykamy się bardziej niestosownie - podkreślam trzecie i ostatnie słowo. Akurat to jest minimalnym kłamstwem. Bo ostatnio jego dłonie błądziły po górnej części mojego ciała. Ale to moja sprawa osobista. Nie będę jej o tym mówić.
- Nie okłamujesz mnie? - unosi brew.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - odpowiadam jej pewnie pytaniem. - Czy mogę już iść do siebie?
- Zamierzasz z nim uprawiać seks? - gdybym miała teraz w ustach jakiś napój to, to wszystko wylądowałoby w tej chwili na jej twarzy i bluzce.
- Nie zamierzam uprawić z nim seksu. Nie jesteśmy nawet parą. Całowaliśmy się tylko kilka razy, ale to nic nie znaczy - odpowiadam zdenerwowana.
- Okay. Rozumiem - unosi dłonie w geście kapitulacji. - Jesteś wolna. Możesz iść na do siebie - wzdycha.
- Dziękuję - odpowiadam z ironią i wstaję od stołu. Odwracam się i warczę zdenerwowana pod nosem.
Do cholery. To ostatnie pytanie mogła sobie darować. Z tym już przesadziła. To nie jej sprawa. Może jej, ale mogła go nie zadawać. Martwi się, okay. Ale pewnie rzeczy może sobie darować. Znanie chyba na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie będę uprawiać seksu z pierwszym lepszym i to w dodatku bez zabezpieczenia. Może jestem młoda, ale nie głupia. Wiem, jakie są konsekwencje. Ciąża w tym wieku mi się nie uśmiecha. Poza tym Lucas nie jest nawet moim chłopakiem więc...
Zamykam za sobą drzwi i rzucam się na lóżko. Sfrustrowana wydaje z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, które tłumi poduszka.
Dźwięk otwieranych drzwi powoduje, że odwracam głowę w ich stronę. Do środka wchodzi mój brat i zamyka za sobą drzwi.
- Czego chcesz? - warczę. Nie jestem teraz w humorze na pogawędki z tym dupkiem, przez którego jest ta rozmowa. Mógł sie nie wydzierać tak rano. Też mi halo. Nie dał sobie nawet wytłumaczyć sytuacji.
- Pogadać - siada na brzegu łóżka i głaszcze mnie po plecach. Wiercę się i on bierze rękę. - Nie złość sie na mnie. Zdenerwowało mnie to, że on tutaj był w nocy.
- Jackosn. Nie jestem małą dziewczyną. To moja sprawa kto jest w moim łóżku - może w końcu to do niego dotrze.
- Jeszcze kilka lat temu by mi to zwisało i powiewało. Ale sama wiesz, że się do siebie zbliżyliśmy i nasze kontakty się poprawiły. Nie chce tego psuć...
- Co to ma do rzeczy? - przerywam mu zniecierpliwiona.
- A to, że nie chcę, żebyś pieprzyła się z pierwszym lepszym - wzdycha.
- Lucas nie jest pierwszym lepszym. Nic nie robiliśmy. Poprosiłam go, żeby przyszedł, bo nie mogłam zasnąć - nie zamierzam go okłamywać. Pomijam tylko jeden drobny szczegół.
- Mogłaś mnie o to poprosić.
- Jackson. Zrozum, że chciałam,żeby to on był przy mnie - jęczę sfrustrowana. - I daj sobie spokój z odgrywaniem bohaterskiego brata. Martwisz sie, to zrozumiałe. Ale Lucas do niczego mnie nie zmusza i nie robi nic wbrew mojej woli. Jest naprawdę bardzo ułożony, że tak powiem i stosowny do danej sytuacji. Umie się zachować.
- Niech by tylko spróbował cię zmusić - warczy i zaciska dłonie w pięści. - Po prostu sie martwię i denerwuje mnie, że jakiś facet jest u ciebie całaą noc w łóżku.
- Nie całą i nie tylko u mnie są w nocy faceci w łóżkach. Ale ja przynajmniej nie zabawiam się z nimi - uświadamiam go. - Narazie - dodaję pod nosem. - Poza tym na noc był tylko kiedyś Brandon i to raz. A teraz Lucas. Tylko dwóch.
- Mogłabyś nie wtrącać sie do mojego życia łóżkowego - chrząka i przeczesuje włosy dłońmi.
- Więc ty się nie wtrącaj do mojego - odpowiadam mu. - Chcesz ze mną poleżeć w ciszy i przestać sie sprzeczać o to, kto i co z kim w łóżku?
- Chętnie - skina głową z uśmiechem. Robię, mu miejsce, a on kładzie sie obok mnie i zaczynamy prowadzić luźną rozmowę.
*****
Rozdział poprawiła Karolina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top