Rozdział trzydziesty ósmy

Otwieram oczy i wiercę się delikatnie, tak żeby nie obudzić Lucasa, w którego jestem wtulona.

Spoglądam na zegarek w telefonie. Za chwilę zadzwoni mój budzik do szkoły. Patrzę na drzwi, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.

Gdy Lucas przyszedł w nocy, gdy całowaliśmy się i pieścił moje piersi. Był taki czuły i delikatny, a zarazem pewny siebie. Wiedział, co robi i jak to robić.

Jak próbował stłumić moje jęki. To uczucie, które formowało się w moim podbrzuszu. Jak próbował odwrócić moją uwagę od Chrisa.

Przy nim czuję się wyjątkowo, jakbym była kimś wyjątkowym.

-  Śpisz? - słyszę za sobą jego szept. Odwracam twarz w jego stronę i podpieram się na ramieniu.

- Nie - kręcę głową.

- W porządku? - przekręca się na bok i  podpiera na łokciu. Zaczesuje mi kosmyk włosów za ucho i uśmiecha się do mnie.

- Chyba tak - odpowiadam mu z delikatnym uśmiechem.

- Maleńka - przykłada dłoń do mojego policzka. - Widzę, że zachowanie Chrisa i rodziny działa ci na nerwy. Ciągle chodzisz wkurzona odkąd twój brat się pojawił, ale spróbuj też ich zrozumieć. Twój ojciec nie widział syna przez kilka lat. Jackson odzyskał starszego brata. Ashley jest szczęśliwa, że wszyscy jesteście w domu. Oni też na pewno prowadzą ze sobą wewnętrzną walkę, ale cieszą się z powrotu Chrisa i mu wybaczyli.
                                                                                                                                     
- Też bym chciała mu wybaczyć - przyznaję i spuszczam wzrok.

- Porozmawiaj z nim. Sama wczoraj powiedziałaś, że byś tego chciała. Jeżeli nie czujesz się na siłach stanę za tobą i cię wesprę, ale to nie będzie miało sensu. Powinniście porozmawiać. Oboje. Powinnaś mu powiedzieć o tym, że cię zranił.

Podnoszę na niego wzrok i spoglądam mu w oczy.

- Boję się - przyznaję.

- Nie masz czego. To jest twój brat. Posłuchaj, nie chcę cię teraz zranić. Miałaś brata bliźniaka. Straciłaś go, zginął. Cierpiałaś po jego śmierci jak sama mówiłaś. Straciłaś matkę. Było ci z tym ciężko. Za każdym razem, gdy kłócisz się z Jacksonem chodzisz przygnębiona, nie masz humoru. Ciężko ci z tym. Masz Chrisa. Jest twoim bratem. Wiele dla ciebie znaczył. Nie przekreślaj go przez jeden błąd.

- To nie takie proste. Przecież do niego nie podejdę i mu nie powiem tego od tak.

- A to niby dlaczego? Przecież jest twoim bratem, a nie obcym człowiekiem - wzrusza ramionami.

- Łatwo ci mówić - odpowiadam i odwracam od niego wzrok.

Po pomieszczeniu rozlega się dźwięk mojego budzika. Sięgam po telefon i wyłączam go.

- Muszę się zbierać do szkoły. Radziłabym ci zrobić to samo, jeżeli nie chcesz się spóźnić na lekcje - mówię do niego i wstaję z lóżka.

Chłopak wzdycha i robi to samo.

- Mogłabyś mi przynieść jakieś dresy z pokoju Jacksona? Trochę to będzie dziwne jak wyjdę od ciebie przez okno w samych bokserkach, a ktoś to zobaczy - drapie się po karku i spogląda na mnie prosząco.

- Jasne – zaciskam usta w wąską linie i wychodzę.

- Ja tylko na chwilę - wchodzę do pokoju brata. - Pożycz mi swoje dresy - proszę go zamykając drzwi.

- Po co ci moje dresy? - pyta ze zdziwieniem i zakłada koszulkę przez głowę. - Chyba nie zamierzasz zmieniać stylu ubierania na moje ubrania - śmieje się.

- Jack. Proszę - jęczę. Nie uśmiecha mi się mówić mu, że Lucas jest u mnie w pokoju. Mógłby to złe zrozumieć i mogłoby się to źle dla mnie skończyć.

- Nie, bo nigdy mi nie oddajesz. Ciągle mi podbierasz jakieś ubrania - zaprzecza ruchem głowy.

- Bo twoje koszulki są wygodne do spania. Poza tym, tylko je ci podpierdzielam. Reszty nie ruszam.

- W takim razie, po co ci moje dresy?

- Jackson. Proszę - jęczę błagalnie.

- A może jest u ciebie Lucas? - unosi pytająco brew i przygląda mi się uważnie. Nie umiem powstrzymać rumieńca zażenowania, który wpływa mi na policzki. - Czy ciebie do reszty popierdoliło?! - wrzeszczy na cały dom i wypada z pokoju. Szybkim krokiem idę za nim do swojego.

- Co ty tu robiłeś? - krzyczy i przyszpila go do ściany. Brunet odpycha go od siebie i schyla się, żeby uniknąć ciosu w twarz.

- Jackson - proszę i doskakuję do brata. Łapię go za rękę, ale on się wyrywa przez co mnie odpycha. Lecę w tył i ląduje tyłkiem na podłodze.

- Co się tutaj dzieje? - do pokoju wpada Ashley. Zamiera w drzwiach, widząc Lucasa w bokserkach, który stara się uniknąć ciosów Jacksona.

- Chłopcy - krzyczy. – Jackson, uspokój się. Lucas, co ty tutaj robisz? - żaden nie zwraca na nią uwagi. 

Niewiele myśląc podnoszę się szybko z podłogi i staję pomiędzy nimi w momencie, gdy Jackson zamachuje się na Lucasa. Zamykam oczy przestraszona, że mnie uderzy. Otwieram oczy, nic nie czując. Okazuje się ze Lucas zatrzymał cios Jacksona. Patrzę przerażona na brata. Prawie mnie uderzył. Niechcący, ale jednak.

- J...JJJ...Jackson- jąkam.

- Kayla. Ja nie chciałem - cofa się patrząc na mnie ze strachem.

- Co się tutaj do cholery dzieje? Lucas, dlaczego jesteś u Kayli w pokoju w samych bokserkach? Jackson, czemu go bijesz? Kayla, co się tutaj dzieje? - Ashley zaplata dłonie pod piersiami. Drzwi za nią się otwierają i do środka zagląda Chris. Jeszcze jego tutaj brakowało. Wywracam oczami.

- Co się tutaj dzieje? Czemu wszyscy krzyczycie? A ty to...? - spogląda na bruneta. Przestępuję skrepowana z nogi na nogę.

- Lucas - odpowiada mu chłopak. - Sąsiad. Ten z domu obok- szczerzy się i kciukiem wskazuje na swój dom.

- W takim razie, skąd się tutaj wziąłeś w samych bokserkach? - unosi brew i przygląda się naszej trójce uważnie.

- Prz... - uderzam go z łokcia w żebra, żeby się przymknął.

- Wpadł na chwilę, żeby pogadać - odpowiadam za niego. - Jackson źle zinterpretował sytuację i tyle. Robicie niepotrzebną aferę z niczego. Naprawdę, nic takiego się tutaj nie działo. Ani w nocy, ani teraz. Poza ich bójką.

- W nocy? - Ashley wytrzeszcza oczy. Spalam buraka. Sama siebie wydałam. - Jackosn idź do siebie i przynieś mu jakieś dresy czy coś. Chris zajmij się swoją rodziną. Lucas, wrócisz do swojego domu, a my, młoda damo - wskazuje na mnie. - Będziemy musiały sobie porozmawiać wieczorem. Teraz muszę iść do pracy. Chris, sprawujesz nad nimi opiekę, żeby zrobili, co mają zrobić.

Kobieta wychodzi z pokoju. Chris patrzy na naszą trójkę zrezygnowany i też wychodzi.

- Przyniosę ci te spodnie - Jackson idzie w ich ślady.

- Nic ci nie jest? - Lucas przerywa ciszę, która między nami zapanowała odkąd wyszli.

- Nie - odpowiadam cicho i odwracam się w jego stronę. – Dziękuję, że go zatrzymałeś.

- Niepotrzebnie między nami stawałaś. Mogło ci się coś stać - karci mnie.

- Jackson jest moim bratem, a ty... – urywam, nie wiedząc, co powiedzieć. Właściwie, kim on dla mnie jest? Kolegą? Przyjacielem? Chłopakiem? Sąsiadem? Znajomym ze szkoły?

- A ja...? - pyta z uśmiechem.

- Kimś ważnym - przyznaję cicho.

- Cieszy mnie to - pochyla się i całuje mnie delikatnie.

- Masz - odrywamy się od siebie, słysząc warknięcie mojego brata. Chłopak rzuca spodnie w stronę bruneta, a ten je łapie i skina mu głową. Jack wychodzi, a Lucas naciąga odzienie na swój tyłek.

- Porozmawiamy o tym później - puszcza mi oczko i wychodzi tak jak wszedł w nocy.

To będzie najdłuższy i najgorszy dzień mojego życia.







*******

Rozdział poprawiła Klaudia

Dziękuję wam za to trzecie miejce w kategorii dla nastolatków. Uwielbiam was 😘😘

Życzę udanych wakacji, połamania nóg no i oczywiście wiele wrażeń.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top