Rozdział szósty


- Kayla? - Ethan podaje mi pada ale kręcę głową odrzucając jego propozycję.

- Daj Brandonowi - mówię, a on bierze od niego pada i parska śmiechem pod nosem.

- Z kim chcesz grać? - Jackson pyta nie odwracając wzroku od ekranu telewizora.

- Alec? - proponuje patrząc na chłopaka. Wzrusza ramionami i bierze drugiego pada. Włączają grę i zaczynają.

   -  No kotek, to może teraz ty ze mną zagrasz? - proponuje Bran i całuje mnie w szyję. Skrępowana jego czułym zachowaniem, w obecności brata i jego kolegów, wiercę się na jego kolanach. Śmieje się, a ja skinam głową wywracając oczami. Odbieram drugiego pada z rąk Alec'a i włączam grę.

Śmieję się i uderzam Brandona z łokcia w rękę żeby mu przeszkodzić w pokonywaniu mnie.

- Nie ma oszukiwania - przenosi rękę za mnie i kontynuuje grę. Ale teraz siedzi tak, że mam problem z uderzeniem go tak, żeby mu przeszkodzić.

- Z którą drużyną pójdzie nam jutro najtrudniej. Jak sądzicie? - Jackson zaczyna rozmowę.

- Myślę, że z tymi ze Stempler School - wzdycha Dorian. - W końcu mają dobrego trenera, co roku przyjeżdżają z jakąś nową taktyką gry i lepszymi zawodnikami.

- Sędzia zawsze przymyka oko na ich faule. Przecież Paul za każdym razem fauluje któregoś z naszych napastników tak, że dostaje kontuzji w połowie meczu, a oni nabijają punktów bez ponoszenia strat w drużynie - warczy Michael.

- Dlatego może w tym roku spróbujmy nowej taktyki? - proponuje Ethan.

- To nie takie proste - wzdycha Jack i przeczesuje włosy palcami. - Trener nie chce nic zmieniać w drużynie. Wiesz jaki jest. Nowe zmiany nie są u niego mile widziane.

- On ma nawet problem ze zmianą składu w drużynie - wzdycha Dorian i uderza plecami o oparcie.

- Jacks, jesteś kapitanem. Chyba masz coś do powiedzenia w tej sprawie - wtrącam się i atakuję gracza którym jest Brandon. Robi unik i oddaje mi, a ja tracę część życia.

- Kayla, to że jestem kapitanem nie sprawia że mogę wdawać się w kłótnie z trenerem - wzdycha mój brat.

- Zaproponuj - wtrąca Lucas, który odzywa się pierwszy raz odkąd przyszłam do pokoju. -Zasugeruj mu że zmiana taktyki mogłaby pomóc wam wygrać. Zbierz argumenty za. Nie będzie miał zbytnio możliwości podważyć takiej propozycji - wzrusza ramionami. Pochyla się i opiera dłonie na kolanach.

- Próbowaliśmy już raz. Całą drużyną byliśmy u niego z propozycją. I tak odmówił - wzdycha Michael.

- Spróbujcie jeszcze raz - wzruszam ramionami i jęczę zrezygnowana bo Brandon mnie pokonał.

- Fifa?- pyta Jackson. Skinamy wszyscy głowami, a on podchodzi do telewizora i zmienia płyty. Siada na swoim miejscu.

- Masz - Brandon podaje pada Lucasowi.

- Grasz ze mną? - pyta chłopak spoglądając na mnie.

- Czemu nie - wzruszam ramionami i opieram się wygodnie o Brandona, a on otacza mnie rękami i zaplata dłonie na moim brzuchu.

- Jakby tak nie patrzeć to moglibyśmy w sumie drugi raz spróbować. Grasz jutro z nami? - kontynuuje Jacks. Włączam grę i zaczynamy.

- Moją jedyną przeszkoda jest trener. Byłem dzisiaj na treningu, ale krzywo na mnie patrzył -  Lucas wzrusza ramionami.

Uderzam go z łokcia w ramię bo odbiera mi piłkę. Śmieje się i gra dalej nie przejmując się tym.

- Na każdego tak patrzy za pierwszym razem. Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że dobre ma oko, a przede wszystkim jest szczery. Wie na co kogo stać i dobrze nas prowadzi. Wymaga, ale dużo za to zyskujemy. Pod jego okiem kilku z naszej szkoły dostało się po szkole do dobrych drużyn bez problemu. Poza tym trenował kiedyś drużynę wysokiej ligi.

- Zobaczymy co powie jutro - Lucas wzrusza ramionami.

- Ej - oburzam się bo znowu odebrał mi piłkę. – Oszukujesz - krzyczę bo strzela mi gola. Uderzam go w ramię. Szturcha mnie kolanem w nogę. Brandon chrząka. Zazdrośnik. Wywracam oczami.

- Z połową z nas było tak samo. Każdy stresował się na pierwszym treningu, podczas eliminacji do drużyny. Jego wzrok przyprawia o ciarki - komentuje mój chłopak, a reszta wybucha gromkim śmiechem. Tylko Jackson jest poważny i uważnie patrzy w ekran telewizora.

- Znowu? - jęczę, gdy strzela mi kolejnego gola.

- Nie martw się kotek - Bran liże mnie po szyi. Przechodzi mnie delikatny dreszcz i przykładam policzek do ramienia żeby mu uniemożliwić powtórzenie tej czynności.

- Na mnie już pora. Powinienem się zbierać - wzdycha Brandon. Trzydzieści minut meczu, a ja mam już dość. Nawet połowy nie grałam, ani jednego gola.

- Kto chce grać? - pytam i unoszę pada.

- Daj - Dorian kiwa ręka więc mu go podaję. Wstaję i czekam aż mój chłopak do mnie dołączy. Z Michaelem, Ethanem, Dorianem, Lucasem i Aleciem żegna się przybiciem piątki, z Jacksonem skinieniem głowy. Odprowadzam go na dół do drzwi, całuję na pożegnanie i wracam na górę do swojego pokoju.

Idę pod prysznic.

Ubieram na siebie czarne shorty do spania i luźną koszulkę na szerokich ramiączkach, tego samego koloru. Wpuszczam ją w spodenki, żeby było mi wygodniej spać. Siadam po turecku na łóżku. Kończę rozwiązywać ostatnie dwa zadania domowe i w międzyczasie odpisuję na sms-y Brandona.

W domu panuje spokój. Ashley i tata pewnie poszli już spać. Większość kolegów Jacksona już się zmyła, zostało jeszcze chyba tylko dwóch.

Wychodzę z pokoju i schodzę na dół do kuchni. Nalewam sobie do butelki wody, żeby mieć na cała noc. Do szklanki wlewam sok pomarańczowy i opieram się o blat. Podnoszę szklankę do ust.

- Gdzie macie szklanki? – przede mną pojawia się Lucas. Zaskoczona jego nagłym pojawieniem się zakrztuszam się sokiem i zaczynam kaszleć. Chłopak śmieje się ze mnie. Pochylam się i ostatni raz odkaszlam. Prostuję się i wskazuję mu na szafkę u góry po mojej prawej stronie. Robi kilka kroków i sięga do niej.

- Kubek z królikami jest mój - informuje go, a on odkłada go na swoje miejsce i wyciąga inny.

- Ten jest wolny? - pyta.

- Tak ten nie ma partnera - szczerzę się w odpowiedzi. Nalewa sobie wody i opiera się o stół naprzeciw mnie.

- Jak długo jesteś z Brandonem? - upija łyk wody i przygląda mi się uważnie.

- Około trzech miesięcy.

- Jak się poznaliście? - unosi brew.

- Wpadliśmy na siebie i tak jakoś wyszło - może i nie jest to do końca prawda, no ale wpadliśmy na siebie. Tylko że w dość specyficznych okolicznościach.

- Jackson chyba za nim nie przepada - zauważa.

- Posłuchaj - odkładam pustą szklankę do zlewu. - Jackson jest moim bratem i nie podoba się mu wiele, rzeczy. A już na pewno nie to że mam chłopaka. Ale to nie jest twoja sprawa i nie będę o tym rozmawiać.

- Spokojnie - unosi ręcę w obronnym geście. - Tak tylko pytam.

- Tak tylko odpowiadam - ripostuję i biorę butelkę.

- Dobranoc mała - wywracam oczami na jego słowa.

- Dobranoc duży - odpowiadam z naciskiem na drugie słowo i wbiegam po schodach na górę.

To było dziwne.

****

Rozdział poprawiła: Divergent_2003

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top