Rozdział drugi
Brandon łapie mnie w pasie i przesadza na swoje kolana. Oplatam go nogami w pasie i zarzucam mu ręce na szyję. Chłopak pogłębia pocałunek, a ja pozwalam mu się prowadzić.
Słyszę chrząknięcie w progu drzwi. Natychmiast odrywam się od Dona i schodzę z jego kolan. Obracam głowę i spostrzegam morderczy wzrok Jacksona.
- Wróciłeś - mówię nerwowo.
- Jak widać - odpowiada opanowanym głosem i przygląda się uważnie Brandonowi.
- Cześć - chłopak wita się z nim i uśmiecha głupkowato.
- Kiedy wróciłeś? - przełykam ślinę i przyglądam mu się uważnie.
- Dobre pięć minut temu. Na tyle dawno, żeby widzieć jak prawie uprawiacie seks na kanapie.
- Stary nie przesadzaj. Nie uprawił bym z nią seksu na kanapie w salonie - prycha Brandon. Uderzam do w ramię, bo prowokuje Jacksona.
- Nie pozwolę, żebyś w ogóle z nią to zrobił - warczy mój brat w odpowiedzi.
- Skąd wiesz, że już tego nie zrobiłem? - spogląda na niego wyzywająco. Oczy Jacksona rozszerzają się. Zrywam się z kanapy i staję pomiędzy nimi, żeby nie mogli sobie za chwilę skoczyć do gardeł. Nie chcę żeby mój brat miał problemy, a Brandon złamany nos lub co gorsza na dłużej wylądował w szpitalu.
- Myślę, że powinieneś już iść - patrzę na swojego chłopaka.
- Chyba już pora - odpowiada mi z uśmiechem i wstaje z kanapy. Podchodzi do mnien, całuje mnie namiętnie w usta, ściskając mi delikatnie prawy pośladek. Odsuwam się od niego i robię krok w tył. Zaciskam usta w wąska linię i zamykam na sekundę oczy. Wiem, że prowokuje Jacksona. Przechodzi szturchając go ramieniem. Mój brat nie odpowiada jednak na tę zaczepkę, zamiast tego intensywnie się we mnie wpatruje. Będzie źle. Wychodzę z salonu i opieram się ramieniem o ścianę. Przyglądam się Brandonkwi który ubiera buty. Prostuje się i wyciąga kluczyki od samochodu z kieszeni.
- Dobranoc kotek - mówi i puszcza mi oczko. - Milo było cię zobaczyć - mówi do Jacksona i wychodzi.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. podchodzę do drzwi i zamykam je na klucz. Odwracam się przodem do brata i spoglądam na niego przyglądając mu się uważnie, czekam na wybuch złości z jego strony.
Mruga oczami i wciąga głęboko powietrze. Odpycha się od ściany i idzie do części kuchennej. Idę za nim czekając aż coś powie jak ma w zwyczaju, chyba że jest zbyt zdenerwowany żeby coś powiedzieć. Dzisiaj jest chyba ten jeden z niewielu dni gdy nie chce się odzywać.
Podchodzi do lodówki, którą otwiera, wyciąga jedno piwo i zamyka. Z szuflady wyciąga otwieracz. Wyrzuca kapsel do kosza, a otwieracz odkłada na swoje miejsce. Opiera się o blat i patrząc w przestrzeń upija łyk alkoholu.
- Spałaś z nim? - pyta po kilkunastu sekundach, które ciągnęły mi się nie miłosiernie. Mrugam kilkakrotnie powiekami i spoglądam na niego z szokiem.
- Oczywiście, że nie - oburzam się. Skina głową i upija kolejny łyk.
- Nie oto chodzi. Prawda? - dopytuję. - Jackson powiedz coś - proszę go po kilku minutach bo nie otrzymuję odpowiedzi.
- Co takiego mam ci powiedź? - warczy. - Prosiłem cię żebyś była ostrożna. A tym czasem w chodzę do domu i widzę was obmacujących się na kanapie w salonie. Żygać mi się chce jak na ciebie teraz patrzę. Jak możesz mu pozwalać na takie traktowanie.
- Tylko się całowaliśmy - bronie się.
- Przestań mi tu pieprzyć, że tylko się całowaliście. Widziałem jak cię obmacuje. Jego ręce błądziły po całym twoim ciele a ty mu na to pozwalałaś. Gdybym nie przyszedł w porę na pewno wziąłby cię na tej kanapie, nie przejmując się czy będzie to odpowiednie miejsce na twój pierwszy raz czy nie. W dupie ma twoje uczucia i to czego ty chcesz. Chce cię tylko zaliczyć, a potem cię zostawi. Kayla do cholery zrozum wreszcie że to nie jest chłopak dla ciebie. Wykorzysta cię i zostawi. Zabawi się tobą jak jakąś tanią zabawką. Potraktuje jak dziwkę - ostatnie dwa zdania wypowiada z obrzydzeniem. Powstrzymuję łzy które napływają mi do oczu na jego słowa. Czy on ma w ogóle pojęcie jak bardzo mnie zranił?
Mam ochotę tak wiele mu wygarnąć i odpowiedzieć. Nakrzyczeć na niego i walczyć o swoje zdanie. Nie mam jednak na tyle odwagi. Patrzę na niego z zrezygnowana i z bólem. Kręcę głową.
- Kto w takim razie twoim zdaniem jest mnie wart? Dlaczego nie chcesz mi pozwolić być szczęśliwą? Czemy mnie ograniczasz? - wrzeszczę i wybiegam z kuchni.
- Kayla - Jackson woła za mną i odstawia piwo na blat. Zatrzaskuję za sobą drzwi pokoju i przekręcam klucz w zamku. Rzucam się na łóżku i tłumię szloch poduszką. Nie odpowiadam na jego pukanie do drzwi, które ustaje w końcu po kilku minutach.
*****
Rozdział poprawiła: Divergent_2003
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top