Rozdział czterdziesty szósty

Budzę się wyspana, z poczuciem spełnienia. Najpierw otwieram jedno oko, dołączam do tego drugie i uśmiecham się szeroko, patrząc w sufit. Przypominam sobie nocne pieszczoty i zaciskam mocniej uda. Odwracam głowe w bok i spoglądam na Lucasa.

Wygląda bardzo spokojnie gdy tak śpi, a jego klatka piersiowa równomiernie opada i unosi się.
Cieszę sie,że po tym wszystkim co miało miejsce, nie wrócił do domu, a został na noc.

Lepiej się czuję, budzęc się teraz gdy on jest obok. Dziwnie bym się czuła gdyby sobie od razu potem poszedł. Było by to po prostu jakby miał zrobic swoje i iść bo już po wszystkim.

Mrużę oczy na przebłyski wspomnienia, które powstają w mojej głowie.

Odczuwam wrażenie, że Lucas zapytal mnie w nocy czy chcę być  jego dziewczyną. Otwieram szerzej oczy. Czy on pytał na serio? Czy to na prawdę sie stało? Czy my jesteśmy parą? Tak oficjalnie?

- Dzień dobry maleńka - na jego ochrypły poranny głos przechodzi mnie dreszcz. Obracam głowę w jego stronę i spoglądam na niego. Przekręca się na bok i podpiera na ręce. Patrzy na mnie z góry. Ma na twarzy szeroki uśmiech i świecące ze szczęścia oczy.

Chciałabym go zapytać o to pytanie z nocy, ale nie wiem jak. Co jeśli okaże się to snem.

- Czemu masz taka minę? - wyrywa mnie z zamyślenia i delilatnie gładzi mój policzek palcami drugiej ręki.

- Lucas... - zaczynam ale urywam nie wiedząc jak to sformułować, żeby nie zabrzmiało głupio.

- Tak Kayla - droczy się ze mną z uśmiechem.

- Czy... czy ty... pytałeś mnie o coś w nocy? - wyjakuję cicho.

- Możliwe - odpowiada z głupkowatym uśmiechem. - A co?
- Bo... bo wydaje mi się, że...

- Że co? - przerywa mi.
-Żewnocypytałeśczychcębyćtwojądziewczyną - mówię to tak szybko, że brzmi jak jedno słowo.

- Pytałem - odpowiada i przekręca się. Zawisa swoim ciałem nade mną podparty na rękach. Powoli pochyla się i przykłada usta do mojej szyi. - I dostałem takiej odpowiedzi jakiej oczekiwałem - sunie ustami w stronę mojego ucha i zagryza delikatnie jego płatek. -  Bardzo poprawnej odpowiedź -  ciągnie sunąc ustami w stronę moich, ale je omija i całuje mnie w nos. - Takiej jaką chciałem - składa pocałunek w kąciku mojego lewego oka. - I mam nadzieję, że mówiłaś to świadomie - całuje kącik mojego prawego oka. Jęczę sfrustrowana domagając się jego ust na swoich. Wie o co mi chodzi i chichocze cicho.

- Świadomie to może nie - mówię cicho i przenoszę dłonie z jego brzucha, po którym sobie nimi jeździłam. Przenoszę je na jego szyję i oplatam ją. - Ale teraz mogę te słowa potwierdzić - szepczę mu do ucha. Chce zabawy? To będzie ją miał. Podejmuję wyzwanie.

- To dobrze - wnioskuje i wreszcie łączy nasze usta w pocałunku.
Pukanie do drzwi sprawia, że się od siebie odrywamy. Jęczę i zakrywam glowę kołdrą.

- Nie ma mnie, zostaw wiadomość - krzyczę. Pościel tłumi mój głos ale osoba za drzwiami na pewno mnie słyszy. Lucas śmieje się cicho za co kopię go w nogę.

- Chciałem tylko sprawdzić czy żyjesz - słyszę zza drzwi głos brata. Chyba ma niezłego kaca. Chichoczę cicho. Ale będzie jazda. - Jest przed dziesiątą. Ashley mówiła, żebys wstała wcześniej i zabrała się do roboty. Jej nie ma, wróci późno, masz ogarnąć dom.

- Nie możesz ty tego zrobić? - wystawiam głowę spod kołdry.

- Sory siorka. To twoje urodziny -  wzdycham na jego odpowieź. Mam brata dupka. Mogłby być milszy. No sam wspomniał,że to moje urodziny. Dzisiaj te oficjalne.

- Spadaj - mruczę pod nosem.
Brunet zakłada mi kosmyk włosów za ucho i cmoka mnie szybko w usta.

- Wiesz ja już się będę zbierać. Chyba już ci nie jestem potrzebny -  wstaje z łóżka, a ja mam idelany widok na jego ciało, odziane tylko w bokserki.

- Jasne, trzeba sprzątać to się wszyscy zmywacie - mówię z ironą i siadam na łóżku. Patrzę jak Lucas naciąga na siebie spodnie i skarpetki. Rozgląda się po pokoju i jego wzrok zatrzymuje się na mnie.

Podchodzi do łóżka i rzuca się na nie przygwożdżając mnie do materaca. Piszczę cicho i czerwienię się przypominajac sobie o obecności brata w domu.
Brunet zaczyna błądzić dłońmi po moim ciele i ustami po mojej szyi. Wsuwa dłonie pod koszulkę i gładzi nimi skórę mojego brzucha. Łączy nasze usta w szybkim i namiętnym pocałunkiem. Jęczę w jego usta z rozkoszą. Tak to by mnie mógł całować codziennie na rozpoczęcie dnia.

- Masz na sobie moją koszulkę - szepcze odrywając ode mnie swoje usta. Łapie za brzeg wspomnianego ubrania i jednym ruchem ściąga ją ze mnie.

Boże. Jak on to robi? Z taką łatwoscia, szybkoscią i mocą. On cały jest boski. Taki normalnie Lucas Boski Walker. Wzdycham z rozmarzeniem, a on się śmieje głośno i dźwięcznie.

- Ślicznie w niej wyglądasz ale bez niej jeszcze lepiej - całuje mnie w jeden sutek i drugi, a ja wzdycham.  - Ale muszę już iść. Do zobaczenia później - zakłada na siebie koszulkę i odsuwa się ode mnie. Puszcza mi oczko i wychodzi przez szklane okno.

Patrzę na niego przez kilka chwil zszokowana, aż znika mi z oczu za ogrodzeniem. To zdecydowanie najlepszy poranek mojego zycia.
Schodzę z łóżka owinięta w pościel i zasuwam szklane okna. Dobrze, że teraz świeci słońce, a szkła pod jego wpływem sie przyciemniają i z zewnatrz nic nie widać.

Wyciągam czystą bieliznę i czyste ubrania. Czas na szybki prysznic i zacząć ogarnianiać dom.

Zbiegam schodami na dół nucąc pod nosem piosenkę, którą wczoraj słyszałam tańcząc z Lucasem. Z uśmiechem wchodzę do kuchni. Nie dziwi mnie nawet widok Rafaela siedzącego przy stole i jedzącego śniadanie razem z Jacksonem.

- Hej - uśmiecham się do nich i podchodzę do lodówki. Wyciągam z niej jajka i masło. Jajecznica to nalepszy pomysł i najszybszy.

- Ciszej kobieto - jęczy Jack i zakrywa uszy dłońmi. - Głowa mi pęka - dodaje.

- Co ty dzisiaj taka radosna? - pyta Rafael i upija łyk kawy.

- A co nie wolno mi? - wzruszam ramionami i wbijam jajka na rozgrzaną patelnie z olejem.

- Nie no, wolno. Nic nie mówię - unosi ręce w geście obrony i patrzy na mnie porozumiewawczo. Oszzz kuźwa... on wie. On wie,że Lucas był u mnie na noc. Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami i pokazuje mu ruchem ręki, że jak coś piśnie Jacksonowi to go zabiję. Śmieje się w odpowiedzi i skina głową, na znak, że rozumie.




*****

Rozdział poprawiła: Karolina.

Okay. Chyba już czas na powrót. Początek miesiąca jutro. Mam nadzieję, że nie zaniedbam opowiadania.

Coś.... informacyjnego.

Jeszcze kilka lub kilkanaście rozdziałów do zakończenia opowiadania.

Z mojego pomysłu wynika, że powstanie jednak kolejna część.

I w sumie to chyba tyle.

Miłych dni wakacji :).













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top