#28 Lepiej niż wczoraj, gorzej niż jutro.

Ostatnie tygodnie były pełne nieprzewidzianych zdarzeń. Tych złych, jak i tych dobrych. Śmierć Davida wstrząsnęła nami wszystkimi, a najbardziej matką chłopaka, która od tamtego czasu ani razu nie wyszła z domu. Oczywiście jej mąż próbuje na wszystkie sposoby jej pomóc, ale jak sam twierdzi, jest ciężko i to bardzo, ale nie ma co się dziwić, w końcu stracenie ukochanego dziecka, jest traumatyczne. Kolejną złą, a zarazem dobrą nowiną była moja choroba, oczywiście na początku miałam czarne myśli, ale wiadomość, że nie jestem chora, była najlepszym, co mogłam usłyszeć. Oczywiście nie tylko to sprawiło, że jestem najszczęśliwszą osobą. Po czterech latach w końcu wiem, że mam przy sobie miłość, bez której nie wyobrażam sobie życia. Wiem, że mimo przeciwności losu już na zawsze będziemy szczęśliwi, że kochamy się miłością prawdziwą i niepowtarzalną. Wiem też, że nic i nikt nas nie rozłączy mimo wszystko.

- Mia, tata Davida prosił nas żebyśmy przyjechali do ich mieszkania - powiedział Dylan, wchodząc do sypialni.

- Już wstaję jeszcze pięć minut - ziewnęłam, a na mojej twarzy pojawiło się coś mokrego. Otworzyłam lekko oczy, a nade mną wisiał zadowolony Wafel. Tak, sama nie wiem, jak można nazwać psa waflem, ale tak potrafi tylko Dylan. - Ooo nie mogę jeszcze pięciu minut no nie ? - zapytałam, głaszcząc psa, który merdał zadowolony ogonem - Już wstaję - powiedziałam, siadając wygodnie na łóżku i przeciągając się. 

Mieszkanie Dylana było małe, ale przytulne. Czułam się w nim naprawdę dobrze. Mimo że czarny nie był moim ulubionym kolorem i zapewne sama bym czegoś takiego nie wymyśliła, to jednak mieszkanie było oryginalne, jak i w jego stylu.

Wstałam, zabierając szlafrok z krzesła i ruszyłam w stronę kuchni, z której dobiegała cicha melodia. Wafel szedł zadowolony obok mnie, a gdy tylko po drodze zauważył swoją zabawkę, niemal od razu się na nią rzucił.

- Co robisz dobrego ? - zapytałam, stając obok chłopaka, a na jego twarzy zobaczyłam zadziorny uśmiech.

- Gofry z truskawkami i bitą śmietaną - powiedział ruszając brwiami, na co dostał kuksańca w bok. 

- Pycha. Nie wiesz może po co mamy jechać do rodziców Davida ? - zapytałam, a chłopak zaprzeczył ruchem głowy.

- Prosili żeby przyjechać, ale nie powiedzieli po co - powiedział, a ja przytaknęłam.

Rodzice chłopaka po jego śmierci dość często do nas dzwonili to, aby ich podwieźć na cmentarz czy do szpitala. Widziałam, że cierpieli i jak najbardziej chcieliśmy im pomóc. Czułam, że oni potrzebowali naszej pomocy, w końcu byliśmy bardzo blisko z nimi, nawet w dzieciństwie, byli dla nas jak rodzina, która przymykała oko na nasze wygłupy. Pamiętam, jak nie raz za nastolatka wymykałam się z domu, gdy miałam szlaban i szłam do Davida, a jego rodzice śmiali się, że musiałam wychodzić przez okno. Nigdy nas nie podkablowali, gdy wróciliśmy narąbani jak szpadel, a zdarzało nam się to dość często. Byli zawsze uśmiechnięci i nigdy nie ograniczali Davida, wręcz przeciwnie pozwalali mu na wiele.

- Jedz i się zbieramy, bo jeszcze muszę jechać do firmy - powiedział Dylan, kładąc mi gofry i kawę na stół. 

- Kiedy wracasz do pracy ? - zapytałam, biorąc kęsa dobrze dosmażonych gofrów.

- Od poniedziałku wracam, bo urlop mi się skończył - powiedział chłopak, biorąc łyk kawy.

- Zastanawiałam się co z moją pracą w Nowym Yorku, będę musiała tam wrócić żeby wszystko uregulować - powiedziałam, a chłopak przytaknął.

- Chyba musimy się zastanowić nad tym wszystkim i na spokojnie przemyśleć - powiedział, drapiąc się po karku.

- Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że zwolnię się za porozumieniem stron, jeszcze będę musiała pogadać z szefem co i jak, bo nie wiem czy czasami nie da mi trzy miesięcznego wypowiedzenia i będę musiała tam na te trzy miesiące zostać, ale myślę, że spokojnie uda nam się dogadać - powiedziałam z uśmiechem.

- Cieszę się że mimo wszystko jesteś tutaj ze mną i nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy, że w końcu po tak długim czasie mam Cię przy sobie - powiedział, trzymając moją rękę. 

- Ja też się cieszę - przyznałam szczerze. 

Jesteśmy zakochani po uszy i nawet sami nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak bardzo nasze życie próbowało nas rozdzielić, lecz prawdziwej miłości nie da się rozdzielić. Ona zawsze będzie trwała w naszych sercach i nieważne jak bardzo chcielibyśmy się jej pozbyć i się od niej odsunąć to zawsze powracając do tej osoby, zdamy sobie sprawę, że ta miłość nie wygasła, tylko jeszcze bardziej się wzmocniła.

Odłożyłam talerz do zmywarki i ruszyłam do łazienki się przygotować, co zajęło mi niewiele czasu, ponieważ nie miałam ochoty się "tapetować". Nałożyłam podkład, trochę podkreśliłam brwi, a na rzęsy dałam tusz. Po niecałych dwudziestu minutach weszłam do salonu, gdzie siedział gotowy Dylan, a na kolanach trzymał wafla i go głaskał. Piesek słodko spał, a ja miałam ochotę patrzeć na ten widok cały czas.

- Może zdjęcie zrobisz ? - zapytał Dylan, czym zbudził małego z zimowego snu. 

- Już nie mam czego, bo go obudziłeś - pokręciłam głową, a chłopak się zaśmiał. 

- Gotowa ? - zapytał, odkładając wafla do jego legowiska. 

- Tak, możemy jechać - powiedziałam, biorąc torebkę z stolika. 

Chłopak szybko wsunął na stopy swoje buty sportowe i zabrał pętle kluczy która leżała na blacie kuchennym. Wyszliśmy z mieszkania i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę samochodu, który zaparkowany był na parkingu przy bloku. Pogoda od tygodnia była różna, raz świeciło piękne słońce i było wręcz cudownie, a raz padał deszcz cały dzień i tak było i dziś. Deszcz padał dość intensywnie, co powodowało, że duża część chodników była pusta, bo jak to bywa w takie dni, każdy wolał leniuchować w domu niż wychodzić w taką pogodę. Po nie całych dwudziestu minutach dojechaliśmy do mieszkania rodziców Davida. Oczywiście w progu powitał nas uśmiechnięty mężczyzna, który nawet w ciężkich sytuacjach potrafił się śmiać.

- Dobrze że jesteście, kawy? herbaty ? - zapytał mężczyzna, gdy weszliśmy do środka. 

- Ja poproszę wody - powiedziałam, posyłając mu uśmiech.

- A tobie Dylan ? - zapytał w stronę chłopaka.

- Ja tak samo - powiedział, na co mężczyzna przytaknął i ruszył w stronę kuchni, a my weszliśmy do salonu, gdzie przy kominku siedziała jego żona. 

- Dzień dobry - powiedziałam, co wyrwało kobietę z zamyślenia. 

- O dzień dobry dzieci. Co tam u was słychać ? Siadajcie - powiedziała kobieta, wskazując na kanape. 

- Wszystko dobrze, a pani jak się czuje ? - zapytał Dylan, a kobieta lekko się zaśmiała.

- Lepiej niż wczoraj, gorzej niż jutro - powiedziała, posyłając nam uśmiech.

- Dzieci mamy do was ogromną prośbę - powiedział mężczyzna, wchodząc z szklankami i sokiem oraz wodą do pomieszczenia.

- O co chodzi ? - zapytałam, gdy mężczyzna usiadł na fotelu obok żony. 

 - Chodzi o Davida, a bardziej jego mieszkanie. Wiecie, jak ciężko nam jest i sami nie jesteśmy jeszcze na to wszystko gotowi.. Bardzo byśmy chcieli, abyście pozabierali kartony i ogarnęli mniej więcej mieszkanie Davida, ponieważ chcielibyśmy je sprzedać, a wszystko, co tam się znajduje, bardzo nam o tym przypomina - powiedziała kobieta.  

- Dobrze nie ma sprawy, a co mamy zrobić z jego rzeczami ? - zapytałam.

- Wszystkie pamiątki, zdjęcia i inne rzeczy, które będą wspomnieniami, pamiątkami czy elektronikę prosilibyśmy, żebyście zapakowali w jeden większy karton i przywieźli, a rzeczy jak ubrania czy mniej praktyczne rzeczy oddali potrzebującym. - powiedział mężczyzna, na co przytaknęliśmy. 

- Nie ma sprawy - powiedział Dylan. 

Jeszcze chwilę posiedzieliśmy i pogadaliśmy na różne tematy, lecz później uznaliśmy, że jak mamy ogarnąć mieszkanie i jeszcze wstąpić do firmy, w której pracuje Dylan, to powinniśmy się zbierać. Zabraliśmy klucze do mieszkania Davida i ruszyliśmy do firmy, a później do mieszkania, w którym chłopak zapijał smutki.

***

Hej kochani ! Dziś rozdział bez smutków. Dawajcie znać jak wam się podoba ! Mam do was pytanie czy chcecie abym dalej ciągnęła tą historię o losach ich lub ich dzieci ( o ile będą mieć) czy lepiej zakończyć tą serię i pisać inną książkę? Dawajcie znać co byście woleli czytać !. Koniec roku szkolnego już za nami i upragnione wakacje! Jak średnia w tym roku ? Do następnego, buziaki :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top