#23 Myślałem, że to ja jestem twoim słońcem..

Wczorajszy dzień minął nam bardzo miło i przyjemnie. Oczywiście Dylan był lekko zdziwiony, że wróciłam tak szybko, ale jakimś cudem udało mi się go spławić. Dziś musiałam jechać, wybrać badania, o których wiedziałam tylko ja. Od rana czuję się zaskakująco dobrze w porównaniu do ostatnich paru dni. Cały czas wmawiałam sobie, że złe samopoczucie było zmianą klimatu, ponieważ uważam, że to było najsłuszniejsze wytłumaczenie.

- Mia, jesteś jakaś nieobecna - stwierdził Dylan, gdy razem siedzieliśmy na dworze i czerpaliśmy promienie słoneczne.

- Co ? Zdaje Ci się - powiedziałam, sącząc sok pomarańczowy przez słomkę.

- Znam Cię na tyle, że wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy nie i powiedz szczerze, wczoraj nie spotkałaś się z tą dziewczyną prawda ? - zapytał, a ja odchrząknęłam, miał rację, ale uważałam, że nawet jeśli wiedział, iż kłamię, to więcej go nie powinno obchodzić.

- Przestań mi coś insynuować - powiedziałam, biorąc do ręki telefon i przeglądając social media.

Chłopak tylko westchnął i poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne, a ja przeglądnęłam facebook'a, gdy nagle do zobaczyłam zdjęcie. W tamtym momencie miałam ochotę wybuchnąć tak niekontrolowanym śmiechem, że aż nie mogłam się powstrzymać. Chłopak popatrzył na mnie spod okularów, lecz nie mógł opanować uśmiechu.

- Co tam ciekawego zobaczyłaś ? - zapytał chłopak, a ja wciąż rechotałam cicho, patrząc na wyświetlacz telefonu.

Na zdjęciu znajdował się Archie i Amber, a ja wciąż zastanawiałam się, czy nie występuje w jakiejś słabej telenoweli, ponieważ ich zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Moje powstrzymywanie się nic nie pomogło, gdy zauważyłam opis "love couple". W tamtym momencie może i wyglądałam jak zwijająca się ze śmiechu foka. Z każdą sekundą śmiałam się jeszcze głośniej, a chłopak patrzył na mnie jak na wariatkę, dopiero gdy pokazałam, mu zdjęcie zaczął śmiać się razem ze mną.

- O boże chyba zaraz się posikam ze śmiechu - powiedziałam, opanowując emocję.

Kiedy się uspokoiłam, opadłam na leżak i próbowałam unormować oddech, który był nierówny.

- Ach ta zakochana parka, aż im zazdroszczę - powiedział chłopak, a ja zachichotałam.

- Zakochani są wspaniali, nie prawda? - zapytałam, a chłopak przytaknął.

- I to jak - stwierdził.

Kiedy emocję związane z tym zdjęciem opuściły nasz organizm, chłopak przeglądał telefon, a ja siedziałam i wsłuchiwałam się w melodię, która właśnie teraz leciała z radia. Czułam się przyjemnie w jego towarzystwie, nie było między nami spięć, a nasza relacja była no powiedzmy, że przyjacielska.

Popatrzyłam na chłopaka, który był skupiony na czytaniu czegoś w telefonie, a jego brązowe włosy lekko opadały mu na czoło. Mogłam patrzeć na niego godzinami. Lubiłam, gdy był nad czymś skupiony, wtedy wyglądał seksownie.

Jezu Mia masz dwadzieścia lat, a zachowujesz się na siedemnaście - skarciłam się w myślach.

- Cały czas się patrzysz - zauważył chłopak, odkładając telefon na stolik, a moje policzki lekko się zarumieniły.

- Patrzyłam na tego ładnego kwiatka - powiedziałam, po czym napiłam się soku.

- Tak, bo uwierzę - powiedział mężczyzna, a ja wzruszyłam, najbardziej obojętnie ramionami jak potrafiłam.

- Nie musisz, nie zależy mi na tym - oznajmiłam, a chłopak prychnął.

- Mam pomysł, zbieraj się, klusko - powiedział chłopak, a ja popatrzyłam na niego lekko zirytowana.

- Czy mógłbyś mi się usunąć? Zasłaniasz mi słońce - powiedziałam, wciąż wylegując się na leżaku.

- Myślałem, że to ja jestem twoim słońcem - powiedział chłopak, a ja się zaśmiałam, na co zrobił obrażoną minę.

Czasami zachowywaliśmy się gorzej niż dziesięciolatki, ale co miałam na to poradzić ? No nic tylko zniżać się dalej do jego poziomu!

- Wstań leniwa klucho i chodź, bo zabieram Cię na romantyczną przejażdżkę audi po mieście - powiedział chłopak, a ja pokręciłam głową na boki i westchnęłam.

- Wiesz, że Cię nienawidzę ? - zapytałam, a chłopak się uśmiechnął.

- Ah, te słowa to mód na moje serce - powiedział chłopak, idąc w stronę kuchni, gdzie siedziała moja mama.

Chłopak szepnął jej coś na ucho, a ona przytaknęła i posłała mu uśmiech. Czasami zastanawiałam się nad sensem życia z nimi. Westchnęłam zmęczona i poszłam się przebrać w jakieś bardziej wyjściowe ubrania. Gdy byłam gotowa, powolnym krokiem zeszłam po schodach, a w korytarzu stał brunet uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Już myślałem, że utonęłaś w tych ubraniach, bo Cię nie było i nie było - przyznał, a ja tylko fuknęłam cicho pod nosem i szybko ubrałam vansy na stopy.

- Wnerwiasz mnie, więc lepiej dla Ciebie żebyś się zamknął - powiedziałam, gdy już byłam gotowa.

- Boże daj mi siłę, żeby z nią wytrzymać - powiedział cicho chłopak, a ja zostawiłam to bez komentarza.


***

Jechaliśmy dobrze znanymi mi ulicami, ale tak naprawdę ani trochę nie wiedziałam, gdzie zmierzamy. Między nami panowała cisza, ale nie była ona jakoś bardzo denerwująca. Chłopak co jakiś czas podśpiewywał coś pod nosem, a ja patrzyłam na mijające domy. Gdy samochód się zatrzymał, dobrze wiedziałam gdzie jesteśmy.

Wesołe miasteczko.

Zawsze podobało mi się to miejsce, ale nigdy nie miałam odwagi po prostu tutaj przyjechać. Przegryzłam wargę, widząc najwyższą kolejkę, a w gardle pojawiła się gula. Od tych pieprzonych czterech lat jednak nie zmieniło się tak dużo, dalej miałam lęk wysokości, który utrudniał mi życie.


- Wiesz, że tam nie wejdę ? - zapytałam chłopaka, gdy wyszliśmy z samochodu.

- Wejdziesz, skarbie - powiedział chłopak, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Wiesz bardzo dobrze, że mam lęk wysokości ! Wjadę tam i utknę, albo – co gorsza – spadnę, łamiąc sobie każdą możliwą kość - powiedziałam, a chłopak westchnął.

- Mia, jestem obok, nie spadniesz - powiedział, podnosząc mój podbródek.

- Nigdy nie idę, mogłeś wymyślić coś bezpieczniejszego ! - krzyknęłam, wymachując rękoma, a chłopak pocałował mnie w usta.

Jego wargi całowały tak delikatnie i przyjemnie, że ani na chwilę nie mogłam się od niego oderwać.

Chodź, chciałam ! Uwierzcie na słowo.

- Nic się nie bój - szepnął chłopak w moje usta po zakończonym pocałunku, na co przytaknęłam.

Działał na mnie w uspokajający sposób, co bardzo mi się podobało.

Chłopak pociągnął mnie za rękę, a ja w duszy żałowałam, że żyję. Pierwsze, na co poszliśmy, to była właśnie ta okropna kolejka. Moje serce biło jak oszalałe, gdy mężczyzna obsługujący maszynę mnie zapinał. Przymknęłam oczy i w duchu wyklinałam wszystkich, wszystko, a najbardziej siebie, tę moją głupotę, która mnie tutaj zaprowadziła.

Brawo Mia, teraz wypadniesz z tej kolejki i się zabijesz..

Westchnęłam głośno, a na mojej dłoni pojawiła się dłoń chłopaka, która delikatnie ją masowała. Nie zaprzeczę, bo delikatnie mi to pomogło.

- Spokojnie, jestem obok - szepnął chłopak wprost do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

Uspokoiłam się, do czasu aż kolejka wystartowała, a całe moje życie momentalnie mignęło mi przed oczami. Przez cały czas przejażdżki miałam zamknięte oczy, nawet na końcu, gdy Dylan zaczął mi mówić, że to już koniec bałam się cholernie otworzyć oczy.

Na wszystkich tutaj zgromadzonych przysięgam, że nigdy w życiu nie pójdę na taką kolejkę, no chyba, że ktoś mnie zmusi.

- Nie było tak źle - powiedział chłopak, gdy wysiedliśmy z kolejki.

- Nie, nie było źle - przyznałam - było fatalnie - krzyknęłam, a chłopak się zaśmiał, za co dostał kuksańca w żebro.

Przez resztę czasu chodziliśmy na jakieś "kolejki", ale na żadną się nie zgodziłam. Chłopak poszedł do jakiejś zabawy zbijanie butelek i tak świetnie mu wyszło, że wygrał dla mnie różowego jednorożca, a ja czułam się jak mała dziewczynka. Oczywiście to było strasznie urocze, kiedy wręczył mi go i pocałował w czoło. Czułam się jak kiedyś.

- Chodźmy na diabelski młyn - prosił chłopak, a ja westchnęłam.

- Przecież ja tam umrę - powiedziała, a chłopak popatrzył na mnie tym swoim słodkim spojrzeniem i... przepadałam.

- Będę obok - powiedział chłopak, a ja przytaknęłam.

- Dobra, ale więcej nic ode mnie nie dostaniesz i tak już przekroczyłeś limit na najbliższe dwadzieścia lat - powiedziałam, a chłopak się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę kolejki.

Zanim się obejrzeliśmy, już siedzieliśmy w wagoniku. Przytuliłam się do chłopaka, ponieważ z każdą sekundą bałam się jeszcze bardziej.

- Zaraz mnie zgnieciesz, jak się tak będziesz przybliżać - powiedział chłopak przez śmiech, a ja zmroziłam go wzrokiem.

- Chciałeś to masz - powiedziałam, a chłopak wywrócił oczami.

- Nic Ci nie grozi tutaj - powiedział chłopak, tuląc mnie do siebie.

Byliśmy na górze, gdy nagle wszystko się zatrzymałam. Popatrzyłam na dół i momentalnie zrobiło mi się słabo.

- Co się stało ? - zapytałam przerażona, patrząc na chłopaka.

- Chyba coś się zepsuło - stwierdził, a ja zaczęłam panikować.

- Po co się zgadzałam, teraz na pewno umrzemy! - krzyczałam, a chłopak popatrzył na mnie, po czym złączył nasze usta w pocałunku.

Całował delikatnie i tak spokojnie, że nie mogłam racjonalnie myśleć. Mimo wszystko zaczęłam się uspokajać. Chłopak głaskał mój policzek, a ja swoją prawą dłoń wplotłam w jego włosy. Nasz pocałunek był spokojny, a zarazem taki którego nie miałam ochoty przerywać. Podobało mi się to z każdym złączeniem naszych ust jeszcze bardziej.

Sama nie wiem, kiedy diabelski młyn zaczął znów działać, ponieważ przez cały ten czas byliśmy zajęci sobą. Oderwaliśmy się od siebie dopiero w czasie, gdy byliśmy już na dole. Posłałam chłopakowi dziękujący uśmiech i wyszłam z wagonu. Popatrzyłam na zegarek i zdałam sobie, że jest już prawie 16, co świadczyło o tym, że moje wyniki badań powinny już być. Tylko jak ja teraz się tam dostanę ?

- Dylan możemy już wracać ? - zapytałam, a chłopak zmarszczył brwi.

- Coś się stało ? - zapytał, a ja zaprzeczyłam.

Powiedzieć prawdę ?

Nie powiedzieć..

Powiedzieć ?

Nie powiedzieć..

Kompletnie nie wiedziałam, czy mam mu powiedzieć, że muszę odebrać wyniki badań czy zmyślić kolejną pierdółkę..

- Wiesz... muszę jechać do apteki - powiedziałam, a chłopak uniósł brwi, a jego mina była typu "tak jasne, bo uwierzę".

- Mhm to zaraz Cię podwiozę - powiedział, a ja odchrząknęłam.

- Nie musisz, ja sobie sama pojadę, jak wrócimy do domu - powiedziałam, a chłopak pokręcił głową.

- Kręcisz coś i albo powiesz, co się dzieje, albo nigdzie nie idziemy - powiedział chłopak, stojąc w miejscu.

- Dobra, muszę jechać do lekarki po badania jakieś tam podstawowe - westchnęłam, a chłopak przytaknął.

- Nie można było tak od razu ? Coś Ci dolega ?- zapytał chłopak, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Takie tam dodatkowe badania - powiedziałam, a chłopak przytaknął.

- To zaraz Cię podwiozę i poczekam na Ciebie - powiedział chłopak.

- Dobra - oznajmiłam, wsiadając do pojazdu.


***
Do ośrodka dojechaliśmy w niecałe trzydzieści minut. Oczywiście chłopak pytał, czy ma iść ze mną, ale momentalnie zaprzeczyłam, nie potrzebowałam niańki.

Weszłam do pomieszczenia i zapytałam pielęgniarki, czy pani doktor jest wolna, na co przytaknęła. Poszłam do gabinetu i przywitałam się z kobietą, która miała na oko trzydzieści lat.

- Jak samopoczucie Mia ? - zapytała kobieta, a ja się uśmiechnęłam.

- Lepiej niż ostatnio - powiedziałam, a kobieta zaczęła szukać coś w papierach.

- Hm .. - powiedziała kobieta, przeglądając kartotekę - Mamy wyniki badań pani krwi - powiedziała kobieta, ze średnio zadowoloną miną.

- To dobrze, czy coś się stało ? - zapytałam, a kobieta wciąż patrzyła w papiery.

- Muszę panią niestety zmartwić, ponieważ nie wyszły zbyt dobrze - oznajmiła kobieta, na co zmarszczyłam brwi.

- Jak to ? - zapytałam, zdziwiona.

- Pani wyniki badań wskazują na to, że ma pani przewlekłą białaczkę szpikową. Będzie potrzebny przeszczep szpiku kostnego, ale najpierw musimy zrobić dodatkowe badania.. - powiedziała kobieta, a cały mój świat nagle zawirował.


***

Hej kochani ! Tak, tak już wiem, że chcecie mnie zabić! Mia jest chora :( Dawajcie znać, co sądzicie o dzisiejszym rozdziale i jak wam się podoba nowa okładka ? :) Ja niestety jutro wracam do szkoły, dlatego łączę się w bólu z wami wszystkimi, a na dobitkę mam same zawodowe i matematykę więc na pewno będzie super (ah ta ironia) ! Kocham was, buziaki :*

Ps. Od razu odpowiadam na pytanie : Nie wiem, kiedy będzie next :p  


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top