Twenty Seven ☆
XIUMIN POV
Po skończonym zebraniu z pracownikami, zakończeniu z sukcesem najważniejszego zlecenia i wręczeniu premii - mogłem odetchnąć. W końcu nie trzeba biegać z jednego miejsca do drugiego, sprawdzać wszystkie projekty, dokumenty do późna w nocy. Stresować się i denerwować, czy wszystko wypali. Nasze dotąd największe zlecenie wyszło znakomicie i z tej okazji, postanowiłem urządzić firmową imprezę. Pracownicy dostali wolne popołudnie, a o 20 mieli się zjawić odprężeni, aby wspólnie świętować. Bo przecież było co. Mimo tego, nie byłem w pełni szczęśliwy. Męczyła mnie sytuacja z Chenem. Cholera, ja się naprawdę w nim zakochałem i jak zwykle wszystko musiałem zjebać. Zacząłem od dupy strony zamiast grać w otwarte karty. Co ja poradzę, że taki jestem? W dodatku żyję z Kim Jonginem pod jednym dachem, więc udziela mi się czasem jego głupota. Uwierzcie, przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu grozi utratą IQ.
***
Tak więc nadeszła godzina 20. Wszyscy się zebrali w sali bankietowej, było kilka przemówień, bla bla bla i nadeszła pora na zabawę. Zgaszono światła, nadano odpowiedni klimat i w końcu można było się zrelaksować i zabawić. Każdemu się należy. Siedziałem przy barze z Kai'em i D.O, sącząc powoli drinka.
- Zrobiłbyś w końcu coś pożytecznego, a nie siedzisz z założonymi rękoma, czekając na cud. - westchnął Kyungsoo, siedząc obok mnie.
- A co mam zrobić? Paść na kolanach przed nim przy wszystkich i błagać o wybaczenie? Chciałem go przeprosić i wszystko wyjaśnić, to poszedł sobie z tym dziwakiem. - mruknąłem, wracając do drinka.
- I po jednym razie chcesz się poddać? Gdzie jest ten uparty, dążący do celu Kim Minseok? Bo jak na razie widzę tu ciotę, bojącą się wyznać uczucia. Człowieku, on może być Twoją Izoldą, a Ty tak po prostu odpuszczasz? Jesteś największą cipą jaką znam. Czy Ty czasem między nogami nie masz waginy? Bo na penisa raczej nie zasługujesz. - prychnął Kai.
- Lepiej uważaj na słowa, bo wylądujesz na nowej posadzce przed domem. Już i tak długo wytrzymałem z Tobą pod jednym dachem, co nie było łatwe. - warknąłem, mierząc go wzrokiem.
-Nie zmieniaj tematu, panie wagino. Poza tym mieszkanie ze mną to zaszczyt. Chociaż zamiast mnie, powinien być Chen, ale jesteś takim tchórzem, że nawet do usranej śmierci mu nie powiesz co czujesz. Jest mi za Ciebie wstyd, bo cierpisz na własne życzenie. Może powinieneś się nawalić? Wtedy podskoczy Ci ciśnienie i może w końcu się w sobie zepniesz i wykrzyczysz mu: Ja, Kim Minseok kocham Cię Kim Jongdae i tak pozostanie do końca mojego życia, czy Ci się to podoba czy nie. Potem przyprzesz go do ściany i spenetrujesz usta. Wiesz, takie full romantic. A jakby się rzucał to powiedz , że sprawdzasz jakiej pasty używa i czy czyści dokładnie te zęby. No plan idealny, a teraz pij i do dzieła.- Podsunął w moją stronę kilka kieliszków, a ja miałem ochotę obić mu ten krzywy ryj.
- Ty naprawdę jesteś pojebany. - fuknąłem, patrząc na niego złowrogo.
- Panowie, ale spokojnie. Xiumin, wdech i wydech, bo zaczyna Ci żyłka pulsować, a Ty Jongin się hamuj, bo celibat będzie przedłużony. -spojrzał na na Nas, a następnie kontynuował. - Xiumin, musisz w końcu wziąć się w garść i iść do Chena, wyznać mu wszystko. Bo go stracisz już na zawsze. I nie będzie zmiłuj się.
- Jak? Skoro nawet nie raczył się tu zjawić. - mruknąłem, wypijając do końca drinka. Po kilku sekundach obok mnie zjawił się wspomniany wcześniej chłopak. Wyglądał zniewalająco. Miał na sobie czarne, obcisłe rurki i do tego granatową koszulę. Jak na złość nie zapiął do końca guzików, więc spod cienkiego materiału dało się ujrzeć obojczyki. Co mnie zaskoczyło, to zegarek na ręce, który dostał ode mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie, jednak widząc, że chłopak dziwnie na mnie patrzy, otrząsnąłem się i przygryzłem dolną wargę. Uświadomiłem sobie, że się na niego zapatrzyłem.
- Mam coś na twarzy, że tak Pan na mnie patrzy? - zapytał, a ja spaliłem buraka, odwracając głowę.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Tylko czemu nie byłeś punktualnie? - uniosłem brew, spoglądając na niego.
- Miałem coś do załatwienia.
- Co mogło być ważniejszego od bankietu?
- A to już nie jest Pański interes. - mruknął, odbierając drinka i spojrzał na Nas. - A teraz przepraszam, ale idę się zabawić. - uśmiechnął się, a następnie poszedł do innych. Westchnąłem ciężko, odprowadzając go wzrokiem. Po chwili poczułem szturchanie, więc spojrzałem na osobę, która naruszyła moją przestrzeń.
- No zrób coś. Idź i pogadaj z nim. To jest Twoja ostatnia szansa. Więcej ich nie będzie. - powiedział Jongin, co chciałem skomentować, ale mi nie dano, bo wtrącił się Kyungsoo
- Do jasnej cholery, pokaż, że masz jaja i jesteś facetem,a nie wątłą cipką.Z tobą gorzej niż z kobietą - warknął, na co zmierzyłem ich wzrokiem i z cichym westchnięciem wstałem, idąc do Chena.
***
Po pół godzinie szukania udało mi się odnaleźć obiekt moich westchnień na dachu wieżowca. Siedział sam, pijąc drinka i.. i płakał? Zmarszczyłem brwi, obserwując go przez chwilę, jednak zaraz podszedłem bliżej, siadając obok bez słowa. Nie raczył nawet zaszczycić mnie spojrzeniem.
- I co, fajnie się bawiłeś przez ostatnie miesiące? - zapytał.
- Chen.. to nie tak.
- A jak? No powiedz mi. Dobrze się bawiłeś, traktując mnie jak zabawkę? Tu pięknie, ładnie, prezenty, kwiaty, maślane oczka, a za chwilę zimny, zaborczy dupek. Wiesz, jak ja się wtedy czułem? - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - Co Ty chciałeś osiągnąć tym zachowaniem?
- Chciałem, żebyś był mój. Próbowałem Cię poderwać, ale kiedy widziałem Cię z kimś innym, coś we mnie pękało. Później rozumiałem, że to było nie w porządku i tak w kółko. To za daleko zabrnęło. Pogubiłem się w tym. - powiedziałem cicho, wzdychając. - Zakochałem się w Tobie, ale nie umiałem Ci tego pokazać. Zacząłem błądzić, napotykając przeszkody na drodze i zamiast wyznać Ci uczucia, to zadawałem ból. Przyznaję się, byłem dupkiem i pewnie nadal nim jestem, ale Cię kocham. - spuściłem głowę, zamykając oczy. Po dłuższej chwili poczułem oplatające moje ciało ramiona i twarz, opartą o moje ramię. Chen się do mnie przytulił. Z własnej woli. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, obejmując go i wtulając w swoje ciało.
- Mogłeś od razu wyznać co i jak. Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. - wyszeptał, tuląc się mocniej.
- Skoro już znasz całą prawdę, to może zaczniemy od nowa, hm? - spojrzałem na niego, odgarniając mu włoski z czoła.
- Myślę, że to doskonały pomysł. - skinął głową, prostując się i wyciągnął w moją stronę dłoń. - Kim Jongdae, miło mi Pana poznać.
- Kim Minseok, mnie również. - uścisnąłem jego dłoń z uśmiechem.
Po tym wszystkim leżeliśmy, wtuleni w siebie i patrzyliśmy w gwiazdy, mimo iż na dworze było chłodno. Nas to jednak nie obchodziło. Liczyło się tylko tu i teraz. A było cudownie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top