Twenty One ☆

Chen POV

Minął tydzień od czasu feralnych Walentynek, a ja wciąż szykam mojego cichego wielbiciela lub wielbicielki. Chcę się dowiedzieć od kogo dostałem te zegarek i podziękować, bo na pewno musiał sporo zapłacić. Dzień w dzień chodzę po firmie i pytam każdego, na co reagują śmiechem, albo patrzą na mnie jak na Kai'a  w prześcieradle tydzień temu, czyli jakbym się urwał z psychiatryka. No przecież jestem atrakcyjny, mam to i owo, to czego oni chcą? Ugh, nie znają się. Ja rozumiem, że mój wielbiciel się ukrywa, ale mógłby dać mi jakiś znak. Czy ja proszę o tak wiele? Po męczącej wyprawie wróciłem do gabinetu i opadłem na fotel, zaczesując włosy do tyłu. Moją uwagę przykuła karteczka z moim imieniem, więc sięgnąłem po nią i przeczytałem zawartość.

O 20 bądź gotowy przed domem.

 Ubierz się elegancko i koniecznie załóż ten zegarek

 ~M.

Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się o co może chodzić. Nie wiem kto to, ani o co mu chodzi, ale miło mieć wielbiciela. Odłożyłem karteczkę z uśmiechem, po czym otworzyłem bombonierkę, która leżała obok liścika i zjadłem jedną czekoladkę. Moja ulubiona, mniam. Ten dzień będzie o wiele lepszy. Nie mogę się doczekać kiedy poznam mego wielbiciela. Mam nadzieję, że jest wysoki, wysportowany z niezłym ciałkiem. Chciałbym, żeby to był Xiumin, żeby wróciła mu ta cholerna pamięć i żebym mógł to wszystko wyjaśnić. Albo nie. Niech jest jak jest. On będzie z Baekhyunem, a ja zajmę się tym wielbicielem.  Tak będzie najlepiej, prawda? Każdy pójdzie swoją drogą. Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. W tym przypadku także. Ale.. Nie. Cholera, przecież mam narzeczoną, co prawda nie kocham jej i nie pokocham, ale jestem wierny. Nie zdradzę jej. Nieważne jaką suką by była, nieważne ile ma wad, jak  bardzo nienawidzę jej matki i jak bardzo pragnę, żeby Yoo wpadła pod pociąg, albo porwali ją kosmici, to nie zrobię tego. Jednak niewinny flirt nie zaszkodzi. A jak coś by z tego wyszło, to wtedy ją zostawię. Znajdzie sobie kogoś, kogo pokocha i to z wzajemnością i każdy będzie szczęśliwy. Łatwo się mówi, a trudniej zrobić.

***

Xiumin POV

Cholera, jestem spóźniony. Jest 5 minut po 20, a ja stoję w korku. Mam nadzieję, że Chen łaskawie będzie na mnie czekał , a nie trzaśnie drzwiami przed nosem, jak mnie zobaczy. Jestem pewien, że to nie mnie się spodziewa. Co prawda podpisałem się "M", ale nie oszukujmy się. Chen nie jest tak bystry, jak reszta społeczeństwa i się nie domyśli, że chodzi o "Minseok", ale pomińmy ten szczegół. W końcu po przeprawie przez pół miasta, byłem na miejscu. Zaparkowałem i wysiadłem, biegnąc w jego stronę. Będąc niedaleko chłopaka, zwolniłem, poprawiając się i szedłem umiarkowanym krokiem. Przełknąłem ślinę, mierząc wzrokiem jego ciało. Cholera, wygląda tak seksownie. Mógłbym go wziąć tu i teraz. Znaczy, ugh nie. Stop, co ja..

- Kurwa. - powiedziałem na głos, kiedy moje ciało spotkało się z całkiem potężnym słupem. Tak sie zagapiłem na tego idiotę, że go nie zauważyłem.

- Xiumin? Co Ty tu robisz? - zapytał chłopak, patrząc na mnie uważnie i pomógł mi wstać.

- Pieniądze mi wypadły z kieszeni i ich szukam. - wypaliłem.

- Nie jestem głuchy ani ślepy. Przywaliłeś w słup tak, że huk rozniósł się po całej okolicy i wylądowałeś dupą na ziemi, a Twoje " Kurwa " było słychać w sąsiednim mieście. - pokręcił głową, po czym roześmiał się.

- Cicho. Nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś. Jesteś z natury głupkowaty, więc czemu akurat dziś odwiedziła Cię inteligencja ? - mruknąłem, poprawiając ubrania.

- Mhmm, jasne. A tak serio, to co Ty tu robisz? Nie chcę być niemiły, ale czekam na kogoś i jakbyś mógł się tak sprawnie zwinąć stąd.

- No to właśnie na mnie czekasz.

- Jak to na Ciebie? - spojrzał na mnie zaskoczony - Nie, nie. Ma tu przyjść jakiś "M".

- Czy Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? M, czyli Minseok. Czy ty myślałeś, że ja na serio nazywam się Xiumin?!

-Nie, ale..  - zrobił przerwę, zastanawiając się. -Tak w ogóle, to  się spóźniłeś!

-O której tu przyjechałem? O 20, co prawda troszkę się spóźniłem, no ale jestem. Wiesz, nic by się nie stało, jakbyś od czasu do czasu włączył ten mózg i złączył fakty. - westchnąłem, kręcąc głową.

- To od Ciebie dostałem ten zegarek?! Czyś Ty oszalał? Ty wiesz ile to kosztuje? Nie.. No idiota, kompletny idiota. -pokręcił głową z rezygnacją. - Weź się kolego zdecyduj, a nie latasz z kwiatka na kwiatka. Wczoraj Baekhyun, dzisiaj ja, a jutro może Kyungsoo, co? Lubisz to? Mógłbyś się ogarnąć, bo jak Kai, albo Chanyeol się dowiedzą co odwalasz, to raczej nie będą zbyt szczęśliwi. - zaczął chodzić w kółko, nadal coś mrucząc pod nosem, ale nie słuchałem go, tylko przerzuciłem przez ramię, idąc z nim do samochodu.

- Ej! Baranie jeden, stój. Co Ty wyprawiasz? Weź mnie postaw matole jeden, bo nie ręczę za siebie. Tak Cię załatwię, że Cię własna matka nie pozna. Pozwę Cię do sądu!

- Nie wiem, czy wiesz, ale nie zdążysz tego zrobić. - pokręciłem głową.

- Jak to?

- Znów nie myślisz. Co najczęściej robi porywacz? - zapytałem, unosząc brew.

- No porywa.

- No to co najczęściej dzieje się z ofiarą? - cisza. - Eh, no porywa, żąda okupu, albo gwałci i w najgorszym przypadku morduje. Czaisz czaczę? - po chwili Chen zaczął się jeszcze bardziej rzucać i szarpać, krzycząc wniebogłosy. Roześmiałem się, a następnie wsadziłem go do samochodu.

- Żartowałem, zluzuj majty. Jedziemy na bankiet, dlatego zachowuj się. - odparłem, wsiadając za kierownicę i ruszyłem.

- Idiota. - prychnął obrażony, zakładając ręce na torsie.

- Też Cię kocham. - po wypowiedzeniu tych słów, Chen spojrzał na mnie zdziwiony, ale zbyłem go machnięciem dłoni i strzeliłem mentalnego facepalm'a.

Gorzej już chyba być nie może..

***

Po dwóch godzinach trwania bankietu Chen był nieźle nawalony. Ja nie wiem kto temu dziecku pozwolił pić? Zostawiłem go dosłownie na 10 minut. No dobra, może godzinę, ale miałem ważne załatwienie! Nie, to nie to o czym myślicie. Teraz Siedzi przy barze i podrywa jakiegoś innego dzieciaka. Ugh, ciągnie swój do swego. Ruszyłem w jego stronę, a kiedy usiadł na kolanach białowłosego, myślałem, że mi żyłka pęknie.

- Co tu się odpierdala?

- Jak to co.. Bawimy się! - krzyknął i zaczął się śmiać. - Mam do Ciebie prośbę. Możesz sprawdzić czy nie ma Cię  w toalecie? Bo tak jakby jestem teraz bardzo zajęty. O, idź do tego niebieskowłosego, który się na Ciebie gapi. - wskazał palcem na faceta. -  No, ruszaj tę dupę. Boże, jesteś taki sztywny, trzeba Cię rozruszać. Ale to później. Teraz idę z moim przyjacielem na konika. Mówi, że ma takiego dużego. - rozłożył ręce z uśmiechem. Potarłem skronie, starając się nie wybuchnąć.

- Na żadnego konika nie idziesz.

- Jak zechcę uprawiać jeździectwo, to pójdę! Tobie nic do tego. Jak przywiozę medal z olimpiady, to pogadamy. - mruknął obrażony, zakładając ręce na torsie.

- Teraz, to wracamy do domu. 

 -  Teraz, to ja chcę na konika! - krzyknął, zwracając uwagę niektórych gości. Spojrzałem na nich przepraszająco i bez zastanowienia wziąłem Chena, wychodząc z nim. Wsadziłem do samochodu, jadąc do siebie. Normalnie kiedyś go zamorduję. Przysięgam.

-Posłuchaj, na tym jego koniu, to nie zajechałbyś daleko. -  Wtrąciłem, widząc jego naburmuszoną minę. 

-A Ty skąd możesz wiedzieć? Może ma w stajni ogiera, o. - Patrzył na mnie zdenerwowany. Całkiem uroczy widok. 

-Sądząc po właścicielu, to nie wydaje mi się.- Pokręciłem głową z rozbawieniem. On nawet nie wiedział o czym my rozmawiamy. Jak można się tak nawalić?- Poza tym skąd ty możesz wiedzieć jakie sporty uprawiam?

-Patrz lepiej na drogę, a nie rozmawiaj ze mną!  - fuknął obrażony, odwracając się w stronę okna.

***

Godzinę później byliśmy w moim domu. Na szczęście Kai gdzieś zniknął, więc mieliśmy spokój. Położyłem go na łóżku w pokoju, wzdychając ciężko. Do lekkich nie należał, no ale mniejsza. Myśląc, że śpi odsunąłem się, jednak złapał mnie za rękę i przyciągnął tak, że wylądowałem na łóżku, a ten usiadł na moich biodrach. Cholera.

- Jongdae, co robisz?

- Shh. - położył palec na moich wargach, a następnie zaczął całować mnie po szyi. Nie powiem, przyjemne to, ale musimy zachować pewne granice. Odsunąłem go od siebie, na co mruknął niezadowolony i poruszył mocno biodrami, ocierając się o mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony, ale także przestraszony.

- Jongdae!

- No Xiuminnie, proszę. Ten jeden raz. - wymruczał, całując mnie w usta. Nie mogąc się oprzeć, oddałem go, ale nic więcej nie będzie. To tylko niewinny pocałunek, jednak Chen zaczął mocniej poruszać biodrami i zabrał się za rozpinanie mojego paska. Czym prędzej zrzuciłem go z siebie, jednak niefortunnie wylądował na ziemię. Ups..

- No nie tak ostro, mój pierwszy raz ma być delikatny, a później się zobaczy. - wymruczał, wracając na łóżko, ale położył się obok. Odetchnąłem z ulgą, okrywając Nas kołdrą i zamknąłem oczy, ale Jongdae uparcie się do mnie dobierał. Złapałem go za dłoń i spojrzałem na niego.

- Chcę, żebyś mnie rozdziewiczył! - mruknął oburzony. Spojrzałem na niego zaskoczony i mimowolnie się uśmiechnąłem.

- Kochanie, jak będziesz trzeźwy, to wtedy rozdziewiczę Twój tyłeczek, ale teraz idziemy spać. Musisz mieć dużo siły na to i specjalnie się przygotujemy. Wiesz, taki full romantic klimat, okej? - spojrzałem na niego wyczekująco, na co ten po chwili namysłu pokiwał głową i przykleił się do mnie. W mgnieniu oka zasnął. Uśmiechnąłem się rozczulony tym widokiem i sam zasnąłem po dłuższej chwili. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top