Twenty ☆


Kai POV

Przejrzałem się ostatni raz w lustrze, poprawiając tu i ówdzie, po czym popsikałem się mocnymi perfumami i z szerokim uśmiechem wyfrunąłem z mojego gniazdka, a raczej z brudnej chałupy Xiumina. Ale kto w dzisiejszych czasach patrzy na akt własności ? Prawie nikt, więc to tak jakby był mój, a poza tym znam Xiu od każdej strony.


Jak na skrzydłach podążałem do firmy, w której musiałem wykonać bardzo ważne zadanie. Jestem dumny, że ten z góry mi takie zadał. Czuję się taki doceniony i wyróżniony. Na pewno Go nie zawiodę. Po kilkudziesięciu minutach byłem na miejscu, wkraczając do środka z szerokim uśmiechem.

- Hoł, Hoł, Ho.. O kurwa, to nie te święta. - mruknąłem, strzelając facepalm'a. - Znaczy Wesołego Walentego, dzisiaj nie walimy tynki. tylko sypiemy miłością! Wiecie, jednorożce, tęcza i te sprawy! Popatrzcie na osoby wokół was, ruszcie dupy i się z nimi umówcie, bo wiecznie czekać nie będą. Znajcie moją mądrość i rzeczcie ją światu w imię Porsche, Chanel i Rolex'a. - wyciągnąłem z worka prezenty, rozdając odpowiednim osobom i przy okazji sypałem brokatem gdzie popadnie. Ja, genialny Kim Jongin stwierdziłem, że odwiedzę mojego Aniołka, więc z bananem na twarzy udałem się do gabinetu i wszedłem do środka.

- Dzieee, co tu się kurwa odpierdala?! - zdębiałem, widząc jak Empire State Building majstruje przy rozporku MOJEGO CHŁOPAKA, no dobra. On jeszcze o tym nie wie, ale kiedyś się dowie i wtedy będzie mu głupio jak diabli, że pozwolił byle jakiemu wieżowcowi zajrzeć w jego skarby. - Czy Wy nie macie za grosz szacunku?!  Kto to widział, żeby w pracy się zabawiać?! Za co wam Xiumin płaci?! Za ruchanie się po kątach czy wymianę śliny na zebraniach?! Jesteście obrzydliwi. Żeby tak publicznie się pieprzyć... Obrzydzacie mnie. I pomyśleć, że ja chciałem być dobry i posypać was brokatem. W sumie patrząc na was, to zaczynam skłaniać się do stwierdzenia, że ciągnie łatwy do łatwego. Tak szczerze mówiąc,  to spodziewałem się tego po Chanyeolu, bo z kilometra widać, że to kurwiarz jakich mało. Skąd wiesz że nie ma HIV, Rzeżączki, czy innej choroby wenerycznej. Co by było jakbym ja Cię ruchnął? Zastanowiłeś się przez chwilę nad moim bezpieczeństwem i tym co powiesz naszym przyszłym dzieciom?! To, że nie dojrzałeś jeszcze do naszego związku, to jeszcze rozumiem, ale żeby dawać antenom satelitarnym, to już wstyd. Nie tego się po Tobie spodziewałem D.O. Zawiodłeś mnie...

- Po pierwsze, ogarnij dupę i przestań się wydzierać jak jakiś psychol. Po drugie co Ty masz na sobie? Ubrania Ci się spaliły i tylko prześcieradło Ci zostało, że musisz w nim chodzić? A po trzecie, to jest moje sprawa co i z kim robię.  - rzucił Kyungsoo, jakoś nie specjalnie przejmując się moją obecnością, czy też  wywodem i przytulił się do boku Yeol'a.

- Co Ty nie poznajesz? Jestem amorem. Rozsiewam wszędzie miłość jak rolnik ziemniaki, albo banki chwilówki. Niestety mój jednorożec nie mógł wejść i został na zewnątrz, ale jak jesteś chętny to później Ci go przedstawię. Razem możemy uciec na nim do krainy szczęścia i miłości. - poruszyłem sugestywnie brwiami.

- Co Ty ćpałeś? A może masz gorączkę, że pieprzysz takie głupoty? Nie dość, że  mnie obrażasz, wyzywasz Chana od kurwiarzy, to jeszcze proponujesz mi wycieczkę?! Ty jesteś bipolarny czy jak?

- Kochanie, pieprzyć to mogę Ciebie. - uśmiechnąłem się zalotnie, odkładając worek i podszedłem do niego, ale ta wieża zasłoniła mi Kyu.

- Nie kochaniuj mi tu i odwal się w końcu od niego. Za wysokie progi na Twoje nogi. - syknął wyższy. Spojrzałem na niego z pogardą, odsuwając się trochę. Rozejrzałem się wokół i widząc zszywacz, wziąłem go, celując w stronę chłopaka.

- Radzę Ci się odsunąć i wyjść stąd, jeśli nie chcesz mieć zszytego kutasa. I tak bądź wdzięczny, że Ci go tylko zszyję, a nie potraktuje dziurkaczem. Chociaż nie wiem czy miałbym co podziurawić. - warknąłem. Chłopak się roześmiał, kręcąc głową.

- Nie ośmieszaj się jeszcze bardziej. Wystarczy już jak latasz goły po całym mieście. A co do mojej męskości, to Kyungsoo nie narzeka, więc nie wiem w czym problem.  - spojrzeli na mnie rozbawieni. Wściekły rzuciłem w niego przedmiotem, na co zaskoczony nie zdołał się uchylić i dostał centralnie w kutasa.

- Ha! 1:0, leszczu. - uśmiechnąłem się dumnie, patrząc na nich. Biedny chłopczyk zwijał się na podłodze z bólu. Tak mi przykro, że aż wcale.

- Dopadnę Cię, zobaczysz.

- Po moim trupie. - uśmiechnąłem się zwycięsko, zakładając ręce na torsie.

- Zaraz będziesz trupem! - syknął i podniósł się, a następnie szybkim krokiem zaczął się zbliżać w moją stronę. Spanikowany zacząłem uciekać, zrzucając przy okazji papiery z biurek. Przerażony Kyungsoo wszedł pod mebel, jakby miała bomba co najmniej wybuchnąć. Po kilkunastu minutach biegu zostałem złapany za ubranie.

- Co tu się odjaniepawniło?! - rzucił wściekły Xiumin, który właśnie wyszedł z Baekhyun'em z gabinetu. - Co Wy 5 lat macie, że bawicie się w berka? To nie jest miejsce dla Was, dzieciaki. Za rogiem jest plac zabaw, a trochę dalej boisko. Tam możecie urządzać sobie wyścigi, czy ki chuj a nie w moim biurze. Kto to teraz będzie sprzątał? Gdzie jest Kyungsoo? Przecież on ocipieje, jak to zobaczy!

- To przez tego wielkoluda. Dobierał się do mojego aniołka w miejscu pracy.

- To jego wina! - krzyknął Chanyeol. - Znokautował moje klejnoty.

- No normalnie jak dzieci. - wywrócił oczami, puszczając mnie i potarł skronie. - Nie obchodzi mnie jak, ani kto to zrobi, ale ma tu być posprzątane, zrozumiano?! Inaczej wszyscy wylecicie i poznacie ten miły chodnik przed biurem, który od samego początku waszej pracy się do was uśmiecha. 

***

Chen POV

Niestety nie udało mi się załatwić wolnego na Walentynki, więc właśnie w powolnym tempie wchodziłem po schodach. Dłuższa droga do piekła no i trochę wysiłku mi się przyda. Pasuje zrzucić tą oponkę z brzucha. Po 15 minutach wspinaczki wszedłem do gabinetu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na biurku zobaczyłem stos kartek, chyba z 5 pudełek czekoladek i różnych drobiazgów.

- Co tu się.. - pokręciłem głową, podchodząc bliżej i zacząłem to przeglądać. Jak nie znoszę tego dnia, tak teraz zrobiło mi się cieplutko na serduszku. Jednak są osoby, które mnie lubią.

- Dzień dobry, cukiereczku. Nie wiesz, że do pracy przychodzi się na czas, a nie pół godziny po ? - poczułem ciepły oddech na szyi, aż dostałem dreszczy.

- Ohh, bez przesady. Korki były, a po za tym wchodziłem po schodach, a to trochę czasu zajmuje. - wywróciłem oczami, odsuwając się od niego i usiadłem na fotelu przy biurku.

- A co to za prezenty? - mężczyzna skupił wzrok na pakunkach, od razu zmieniając temat.

- No normalne. Wie Pan. Takie, które..

- Nie jestem głupi. Możesz tak uważać, ale naprawdę potrafię myśleć i wiem to i owo.

- No to co się Pan głupio pyta? Dziś są walentynki, no to dostałem od moich wielbicieli. Wielka mi filozofia. - pokręciłem rozdrażniony głową, biorąc jedno pudełko i zmarszczyłem brwi, podając mu. - To do Ciebie. Nie wiem, co robi na moim biurku. -  Mężczyzna spojrzał zaskoczony, ale odebrał je i otworzył, wyciągając różowe, futrzane kajdanki.

- Uuu, ktoś ma ochotę na zabawę. Ciekawe kto. - uśmiechnął się zadziornie, spoglądając na mnie.

- Nie, to nie ja. Może to te dziecko, które się zaleca do Pana. Te maślane oczka i zalotny uśmieszek na pewno nie jest bez powodu. - mruknąłem, odkładając prezenty na bok.

- Czy ktoś tu jest zazdrosny?

- Zazdrosny? Dobre. Nie chcę być niemiły, ale jak chce Pan żartować, to proszę iść na jakiś kurs, czy coś. - zerknąłem na niego kątem oka.

- Musiałbym Cię nie znać. - uniosłem zaskoczony brwi. Przypomniał sobie ?

- Znać?

- No przecież pracujesz już tu dość długo, więc zdołałem Cię poznać. - westchnął, a ja odetchnąłem z ulgą. - Dobra, skoro to nie Ty, to idę szukać właściciela. Trzeba je wykorzystać. - puścił mi oczko, a następnie z zadowolonym uśmiechem wyszedł. Westchnąłem cicho, kręcąc głową, ale po chwili mój wzrok przykuło pudełko z Rolex'a. Zmarszczyłem brwi, otwierając je i rozszerzyłem oczy ze zdziwienia. Wyciągnąłem zegarek, nie mogąc uwierzyć w to, że dostałem tak drogi prezent. Ciekawi mnie tylko od kogo. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top