Thirty Five ☆

CHEN POV

Obudziłem się rano, nie wiedząc gdzie jestem ani co się wydarzyło poprzedniego dnia. Czułem się jak po tygodniowej libacji alkoholowej. Przetarłem twarz dłońmi i jakie było moje zdziwienie, kiedy pod głową poczułem czyjś ruchy. Wystraszony podniosłem ją i spojrzałem na postać leżącą obok mnie. Zmarszczyłem brwi, jednak uśmiechnąłem się szeroko i ponownie się w niego wtuliłem. Czyli to nie był sen. Ja naprawdę wziąłem ślub z Xiuminem i spędziłem z nim cudowną noc. Westchnąłem szczęśliwy, zamykając oczy.

- Dzień dobry, Kochanie. - powiedział Xiumin, obejmując mnie ramieniem. Niezwykłe uczucie móc obudzić się obok ukochanego a nie zostać obudzonym przez sukowatą żmiję, nie wiedzącą jak zrobić sobie śniadanie. Tak, musiałem wstawać rano i robić jej jedzenie. Kiedyś dosypałem jej środków przeczyszczającym, bo mnie zrzuciła z łóżka o 7 rano, w sobotę, kiedy miałem wolne, ale to temat na inny dzień.

- Dzień dobry, skarbie. - zamruczałem, spoglądając na niego i już po chwili poczułem jak mnie słodko całuje. Mmmm.

- Jak się czujesz?

- Wiesz, trochę boli, ale tak po za tym to wspaniale. - uśmiechnąłem się, przytulając się mocno i położyłem głowę na jego ramieniu. Xiumin wziął moją dłoń i dokładnie ją obejrzał.

- Pasuje Ci ten pierścionek i obrączka. Chociaż nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobiliśmy. - wypowiedział cicho, a ja na chwilę spoważniałem.

- Ale nie żałujesz? - zapytałem, patrząc głęboko w jego oczy. Zamyślił się, a ja zacząłem się denerwować.

- Oczywiście, że nie. Żałuję tylko tego, że tak łatwo pozwoliłem Ci odejść. Teraz jesteś skazany na mnie aż do końca swoich dni. - odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się, wtulając się w mojego męża. Xiumin mnie przytulił, całując w czubek głowy.

- Kocham Cię, Księżniczko.

- Po pierwsze jestem facetem, a po drugie Ja Ciebie też, szefunciu.

***

Dwa tygodnie później

- Xiumin! - krzyknąłem, biegając po pokoju. Jednak kiedy po 10 minutach się nie zjawił, wkurzyłem się. - Xiumin, do cholery. Jestem napalony na Ciebie. Ile ja mam czekać?! Mam się sam zadowolić?! - to musi podziałać. Nie myliłem się, bo po kilku sekundach w progu stał mój mąż bez koszulki.

- Jestem, jestem. Już.. - zmarszczył brwi, patrząc na mnie. - Myślałem, że jesteś już nagi w łóżku

-Gdzie jest mój eyeliner ja się pytam?! - syknąłem, celując w niego palec.

- Ale skąd ja to mogę wiedzieć? Ty go używasz. - wzruszył ramionami, zakładając koszulkę na siebie.

- Był na półce w łazience, a teraz go nie ma. Co, krasnoludki przyszły i go zabrały?Albo ufo, o a może wróżki z Nibylandii przyleciały i mi go ukradły z łazienki ? Nie denerwuj mnie lepiej, tylko gadaj co z nim zrobiłeś. - zbliżyłem się do niego, tykając palcem w jego tors.

- Nie baw się w Baekhyuna. Już wystarczy, że muszę wytrzymywać z nim w pracy i słuchać o jego miłosnych podbojach, a później wysłuchiwać marudzenia Yeola jaki to on nieszczęśliwy jest, bo Baekkie go nie chce. - wywróciłem oczami i objąłem go ramionami.

- Ale ja chcę mój eyeliner! - zacząłem się rzucać i tupać nogą.

- Dobrze, dobrze. Już cicho, cicho! Kupię Ci tyle ile będziesz chciał. Tylko się uspokój i nie płacz.

- A zabierzesz mnie na zakupy do Paryża? - spojrzałem na niego wielkimi oczami, uspokajając się. Ten spojrzał na mnie jak na głupka, więc znowu wpadłem w histerię.

- Zabiorę Cię, ale cicho. Błagam. - ukryłem twarz w jego szyi i roześmiałem się, odsuwając się od niego po chwili.

- No i z czego się śmiejesz? - przechylił lekko głowę na bok, marszcząc brwi.

- Oj, kochanie, kochanie. Chyba dostaniesz celibat. - zacmokałem, wracając do pakowania swoich rzeczy

- Jak to celibat?! Dlaczego?

- Od kiedy maluje oczy eyelinerem ? - uniosłem brew do góry, patrząc na niego, a ten pacnął się z otwartej dłoni w twarz.

- Znowu mnie nabrałeś, co?

- Dokładnie tak, ale z zakup w Paryżu się nie wykręcisz. Mimo tego, to Musisz się wiele nauczyć, a co więcej, to mniej przebywać w otoczeniu Kai'a. On naprawdę zrobił Ci papkę z mózgu i zamiast silnego, mądrego Xiumina mam... to- odchrząknąłem i po chwili poczułem uderzenie poduszki, na co jęknąłem.

- Za co to? - zmierzyłem go wzrokiem i zabrałem inną poduszkę.

- Za żywota. Byłeś niegrzeczny i teraz muszę Cię ukarać. - uśmiechnął się zadziornie, ponownie mnie trafiając poduszką. Nie byłem mu dłużny i również zacząłem go uderzać poduszką, śmiejąc się przy tym. Nie pamiętam kiedy byłem taki szczęśliwy jak teraz.

Potrzebowałem go jak tlenu. Kocham tego głupka nad życie i teraz nikt mi go nie zabierze.

Nigdy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top