One ☆


Siedzę w klubie już którąś godzinę, pijąc 6 czy 7 kolejkę. Uwierzcie, nie ma nic lepszego na złamane serce niż wódka. Pewnie się teraz zastanawiacie, co takiego okropnego się stało, że zapijam swoje smutki w alkoholu? A nie powiem. Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Chociaż.. Dobra. To będą ostatnie chwile, kiedy będę miły.
A więc, ponad dwa lata temu rodzice zapisali mnie na obóz. Cale wakacje spędzone na nauce surfingu. Na początku byłem pesymistycznie nastawiony, no bo miałem całkowicie inne plany. Chciałem imprezować, w końcu ukończyłem szkołę. Coś mi się należy od życia. Jednak wyjścia nie miałem. Muszę przyznać, że będąc już na miejscu zmieniłem nastawienie.

 A to wszystko dzięki jemu. Wysoki, przystojny, ciemnooki chłopak. Na swój sposób bardzo uroczy i słodki. Jego uśmiech zwalał człowieka z nóg. A śmiech.. Mógłbym go słuchać godzinami. Jednym słowem był idealny. Bez skazy. Mleczna skóra tak gładka. Cudownie wystające obojczyki, tak mam fetysz na nie. Nogi wręcz do nieba. A tyłek.. Mm, ale to pozostawię tylko dla siebie. W ciągu tych wakacji zakochaliśmy się w sobie i zostaliśmy parą. Mimo, iż dzieliły Nas 3 lata, to świetnie się dogadywaliśmy. Byliśmy szczęśliwą i udaną parą, mimo iż mieszkaliśmy w różnych miastach. Po obozie wróciliśmy do siebie, jednak się nie rozstaliśmy. Kochaliśmy się w końcu. Związek trwał dwa lata. Rozumiecie? Dwa, pieprzone lata. Zmarnowałem je, ponieważ ten przygłup mnie nie kochał. Byłem taki głupi i naiwny. Myślałem, że łączy Nas coś cudownego, magicznego. Jeździliśmy do siebie, pisaliśmy wiadomości, dzwoniliśmy.. Wyglądał jakby mnie kochał, był szczęśliwy.. I niby przez te lata kłamał? Nie sądziłem, że może okazać się takim dupkiem. Cóż. Życie mnie nie lubi. Owszem, jego rodzice nie tolerowali Naszego związku, ciągle słyszałem, jak obrażają mnie, jego. Bolało to, jednak Nasza 'miłość' była silna. No właśnie, była i się skończyła. A jak? Przez sms. Śmieszne. Nawet nie miał tyle odwagi, żeby powiedzieć mi tego prosto w twarz. Jednak nic dla niego nie znaczyłem. Nie kochał mnie. Byłem dla niego.. zabawką (?) Tak. Grał idealnie. Może znajdzie pracę w teatrze, chociaż nadaje się do pracy w tanim burdelu. Jestem pewien, że nie jeden by nie pogardził takim towarem. Ciągle się zastanawiam, czemu muszę mieć takiego pecha w życiu? Boże, czemu mnie tak każesz? Bawi Cię moje cierpienie? Heh, Ja świetnie się bawię - jak widzisz. Siedzę w klubie, uchlany, pijąc wódkę i rozmawiam sam ze sobą, a czasami się wysilę i powiem coś do barmana, który po kątach się ze mnie śmieje. Ubaw po pachy, nie? Ja naprawdę kochałem tego dzieciaka. Zrobiłbym dla niego wszystko. A ten co. Hah, teraz pewnie się cieszy i bawi na całego z innym. Albo z inną. Chuj tam wie co robił, kiedy ja siedziałem i zastanawiałem się nad Naszą przyszłością. Chciałem kupić Nam mieszkanie, iść do pracy, jednocześnie studiując. Chciałem mu się oświadczyć. Jaki ja głupi byłem. Miałem tyle planów, które szlak trafił. A jebać wszystko i wszystkich. Zostało mi trochę do rozpoczęcia studiów. Zamierzam wykorzystać ten czas i bawić się na całego. Chciałem nadrobić to, co ten sukinsyn mi zabrał, czyli pół młodości. Obiecałem sobie, że będę szaleć I bzykać co popadnie. Jego mi się nie udało, bo niby cnotka. Nie wierzę w to. Pewnie dawał innemu, więc ode mnie tego nie potrzebował.

Może, w którymś momencie szczęście się do mnie się uśmiechnie. Kto wie...

Z moim rozmyślań wyrwał mnie jakiś osobnik, który śmiał zająć miejsce obok mnie. Ale okej, miejsce publiczne, każdy może. Nawet na niego nie spojrzałem, dopóki się nie odezwał.

- Koleś widzę, że coś z Twoją głową nie tak, skoro gadasz sam ze sobą. Ducha świętego zobaczyłeś, że pieprzysz do pustej przestrzeni? - powiedział nieznajomy, uśmiechając się pod nosem. 

- Kim Ty jesteś, żeby mnie oceniać? - zapytałem, spoglądając na chłopaka.

- Kimś, kto Cię rozkręci I pokaże, co znaczy lose control. - powiedział niskim głosem, przesuwając dłonią po moim udzie, przez co po moich plecach przeszły dreszcze.

- Jasne. Co Ty robisz?

- Coś, co może Ci się spodobać, Kochanie. Nie chcę się chwalić, ale dobry ze mnie cukiernik, a moja lodziarnia jest dla Ciebie otwarta . Właśnie w tej chwili. - ścisnął moje krocze, na co tylko jęknąłem. Skarciłem się w myślach, jednak po chwili stwierdziłem, że mogę się zabawić. Co mi szkodzi. 

- Chodź, pokażesz mi, na co Cię stać. - niewiele myśląc, zapłaciłem za alkohol i wziąłem wysokiego chłopaka za dłoń, wychodząc z nim z klubu. Wiadomo chyba gdzie. A jak nie, to się domyślcie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top