Eleven ☆

Chen  POV

- Kurwa mać, no ja pierdolę. Czy ten człowiek postradał wszystkie rozumy? Co on sobie myśli? To, że jest szefem firmy, nie upoważnia go do traktowania mnie jak śmiecia. Nie może przyjść i ot tak kazać mi się rozbierać. Czy ja wyglądam jak jakiś manekin albo wieszak? Jego ubrania są stanowczo za wielkie ( nie, żeby Xiumin był gruby, czy coś ). - warczałem pod nosem, unosząc się coraz bardziej.

- Chen, uspokój się. Każdy się na Nas patrzy, w szczególności, kiedy mówisz o rozbieraniu.Takie tematy zostaw na później jak będziemy sami... - mruknął Kyu, spoglądając na mnie groźnie.

- Ale taka jest prawda! Czaisz, że przylazł do firmy cały brudny, mokry i ot tak rzucił "Rozbieraj się, jeśli nie chcesz stracisz roboty". Dziwką nie jestem, nie mam zamiaru upadać do takiego poziomu. To, że jest moim szefem nie uprawnia go do noszenia moich ubrań! Jak kiedyś zapomni przebrać slipów, to też mam mu oddać swoje, żeby w brudnych nie łaził?! No ja przecież mogę chodzić z dupą na wierzchu!

- Ale na najwyższym także nie jesteś, jeśli chodzi o te poziomy. - zauważył mój przyjaciel.

- No dzięki, ale Ty umiesz człowieka pocieszyć. Normalnie dostaniesz kiedyś ode mnie po ryju za takie pocieszanie. - wywróciłem oczami, wchodząc do domu. Rozebraliśmy się, odkładając kurtki na wieszak, natomiast buty do szafki.

- Yoo! - zawołałem kobietę.

Cisza.

- Yoo! Gdzie Ty znowu jesteś?! - krzyknąłem, idąc na górę.

Cisza. 

Będąc już na piętrze, zaniepokoił mnie fakt, że drzwi do mojego gabinetu były otwarte, które miałem w zwyczaju zamykać. Coś mi tu śmierdzi. A raczej  ktoś.

- Yoo, do jasnej cholery gdzie.. Kurwa mać, co Ty tu robisz?!-krzyknąłem, wchodząc do pokoju. -  Czy ktoś pozwalał Ci tu wejść?! Masz swój pokój, a od mojej przestrzeni prywatnej masz się trzymać z daleka! Czy Ty jesteś jakaś głucha, czy nie zrozumiałaś co do Ciebie mówię? Mam Ci to na kartce napisać, czy na migi pokazać?! Masz tu nie wchodzić, Zrozumiano?! - krzyczałem, patrząc na kobietę, która próbowała śrubokrętem otworzyć szafkę. Była ona zamknięta na klucz, który nosiłem zawsze przy sobie. Yoo, widząc mnie schowała narzędzie zbrodni za siebie i z głupim uśmieszkiem spojrzała na mnie.

- O..Kochanie.. Cześć.. Jak miło Cię widzieć. - zaśmiała się nerwowo, cofając się powoli do tyłu.

- Nie kochaniuj mi tu, Po co tu przylazłaś? I Co masz za sobą?!

- J-ja.. Nic nie mam.

- Czyżby? - uniosłem brew do góry, zatrzymując się i założyłem ręce na torsie. - Pokaż ręce.

- Ale po co, wolę je trzymać w tyle.

- Pokaż mi te swoje pazurki. - uśmiechnąłem się sztucznie, chcąc ją podejść. Miała świra na punkcie paznokci i uwielbiała się nimi chwalić. Oczy wręcz jej się zaświeciły i jak na zawołanie z bliska oglądałem jej żelowe szpony.

- Patrz, byłam..

- Gówno mnie obchodzi gdzie byłaś, z kim i po co. Ja chcę wiedzieć, co Ty kurwa robisz w moim pokoju i dlaczego próbujesz otworzyć śrubokrętem szafkę?! Czy Twoja bezczelna matka nie nauczyła Cię, że w cudzych rzeczach się nie grzebie?! W sumie patrząc na nią to zbyt dużo nie ma do przekazania dziecku!- krzyknąłem, patrząc na kobietę.

- Bo szukałam dokumentów. Są mi potrzebne do urzędu. - rzuciła bezmyślnie. 

- Po pierwsze, na drzwiach masz napisane jak byk "NIE WCHODZIĆ". Jeśli jesteś ślepa, a zakładam, że tak jest, to idź do lekarza. Radzę Ci sprawdzić w internecie, jak się nazywa specjalista od oczu.

- Oczolista, oczolekarz? Oczolog? - zapytała, przechylając głowę na bok.

- Nie przerywaj mi. Po drugie, w moich rzeczach się nie grzebie. Ile razy mam Ci to powtarzać?! Powinienem na czole Ci to napisać, żebyś za każdym razem, jak patrzysz w lustro, uświadamiała sobie, że między Nami są pewne granice?! Ale dziwię się, ze lustra mamy całe. Muszą być naprawdę z grubego szkła.. A po trzecie, Ty nawet nie wiesz po co się jeździ do urzędu, jakie sprawy się tam załatwia. Jesteś na to za g ł u p i a ! Kobieto nie bierz się do czegoś na czym się nie znasz. Sprawy urzędowe zostaw komuś bardziej rozwiniętemu. Myślę, że kot sąsiadów się nada, przekaż mu papiery, bo Tobie boję się powierzyć opiekę nad spinaczem biurowym! - wykrzyczałem jej prosto w twarz.

- Nieprawda, kłamiesz! Jestem inteligent.. itelige.. No wiesz, jestem.. jestem o, mądra! Tak, mądra. - uśmiechnęła się dumnie, zakładając ręce na piersi. Strzeliłem facepalma, wzdychając. 

- Nawet nie wiesz jak się nazywa lekarz od oczu. Nie wspominając, że w urzędzie trzeba podpisać papiery, a to może być dla Ciebie za trudne. Nawet prostego słowa wymówić nie umiesz. 

- Przecież mówię, że oczolista, pajacu. - fuknęła.

- Okulista, idiotko. O K U L I S T A.  Naucz się w końcu czegoś. Ja pierdolę, z kim ja muszę żyć?! Nie dość, że głucha, ślepa to jeszcze tępa. Co jeszcze? Więcej pożytku miałbym z mopa niż z Ciebie. Tym przynajmniej posprzątam, a Ty tylko potrafisz zrobić syf wokół siebie i nic poza tym!- wyrzuciłem ręce do góry, kręcąc głową.

- Ciesz się, że w ogóle chce ktoś z Tobą być. Jestem pewna, że Twój nieboszczyk prędzej czy później by Cię zostawił, bo kto by wytrzymał z takim psychicznym człowiekiem?! Nie potrafisz nawet zadbać o mnie a co dopiero dzielić z kimś życie. Może jestem według Ciebie głupia, ale nie ukrywam przed światem siebie, nie zadaję się z przygłupim cieniasem, który bez meldunku nie pójdzie sam do kibla. Jesteś żałosny i nie potrafisz być dla drugiego człowieka i iść dalej. Twój ojciec ma racje, jesteś jego największą porażką i nie dziwię się że się ciebie wstydzi! - dziewczyna ostro się zdenerwowała i mierzyła mnie wzrokiem. 

- Zamknij tę paszczę, bo zaraz te pazurki Ci powyrywam i wypcham nimi Twoją jadaczkę. W dupę bym Ci je wepchał, ale jeszcze by się zapchało tym plastikiem, a nie mam zamiaru sprzątać kolejny raz. Jak Ci tak ze mną źle i się wstydzisz, to spierdalaj na bambus, bo przypominam, że jesteś na moim utrzymaniu. Tylko uważaj żeby gałąź się nie złamała od tego plastiku. Może być ciężko z utrzymaniem na takim cienkim patyku. - warknąłem, celując w nią palcem.

- Jesteś życiowym niedorajdą, który bez mamusi i tatusia gówno potrafi zrobić. Jesteś mocny tylko w gębie, sam od siebie i z własnej woli nie zrobisz nic. Czemu przy ojcu nie jesteś taki rozmowny i nie powiesz co myślisz? - syknęła, wymijając mnie i skierowała się w dół po schodach. - Jesteś  tchórzem. 

- Odezwała się ta, która nie potrafi wody zagotować, a co dopiero obiad zrobić. Ode mnie się odpierdol i spójrz na siebie w lustrze. Zwykła, pusta i wytapetowana lala. Pójdę do sklepu po szpachlę, żebyś mogła ściągnąć ten cement z siebie. - odgryzłem się, odwracając się w jej stronę. Ta tylko fuknęła oburzona i odrzuciła utlenione, blond włosy do tyłu, rzuciła we mnie śrubokrętem trzymanym w dłoni i zniknęła z pola widzenia. Odetchnąłem głęboko, opadając na łóżko,  ukrywając twarz w dłoniach. Policzyłem do 10. Wyobraziłem sobie Kai'a nago, co mnie szybko orzeźwiło i migiem stanąłem na nogach, jak nowo narodzony. Nigdy więcej nie chcę widzieć takiego obrazu. N I G D Y. 

~~~~~~~~~

Witajcie kochani. Chciałybyśmy Wam bardzo podziękować za każdy komentarz, gwiazdkę, a także zwykłą odsłonę, co dla Nas wiele znaczy. Jest nam miło, że są takie cudowne osóbki, które mając ochotę czytać Nasze wypociny. Liczymy, że będzie Was coraz więcej i więcej. Dziękujemy i zapraszamy do czytania. <3

~K&P. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top