twelve
- MAIA, DO CHOLERY, CO TAK SIEDZISZ?! SOS NAM SIĘ PRZYPALA!!!
Luke biegał po kuchni w żółtym fartuszku mojej mamy, a ja płakałam ze śmiechu.
- Co ty nie powiesz, kochanie! Brawo za spostrzegawczość!- Droczyłam się.
- Czuję spalenizne, zrób coś z tym! Ja muszę ratować makaron!
- Chciałam ci przypomnieć, że to ty uważasz się wspaniałego kucharza, który ma dyplom ukończenia kursu gotowania!
- Wspaniałego kucharza, który ma niewspaniałą pomoc kuchenną!- Rzucił we mnie ściereczką.- Wybacz Hope, ale do gotowania masz dwie lewe ręce!
Podniósłam się z miejsca.
- Ooo, nie powiedziałeś tego.
- Odłóż ten widelec, niebezpieczna kobieto.
Luke podniósł ręce do góry w geście obronnym, a ja wycelowałam w niego "ostrzem".
Okej, to była pierwsza rzecz pod ręką, nie osądzajcie mnie.
- Odwołaj swoje słowa- zażądałam.
Chłopak zaczął do mnie podchodzić, patrząc na mnie tym wzrokiem.
- Maia.
Intensywność jego spojrzenia sprawiała, że zapomniałam o otaczającym mnie świcie. Nawet zapach spelenizny mi nie przeszkadzał.
Cholera, co on ze mną robił?
Luke stał blisko mnie. Za blisko.
- Oddaj ten widelec.
Powiedział spokojnie, chwytając narzędzie i przy okazji moja dłoń.
Poczułam dziwne uczucie w swoim ciele. Jakby fala ekscytacji przelała się przez moje ciało. Jak tak dalej pójdzie, to za niedługo utonę.
Nasze ciała prawie się stykały, a to wcale nie pomagało mi trzeźwo myśleć.
On mnie rozpraszał swoją idealnością.
- Masz sos- wyszeptał- na policzku.
Patrzyłam na niego z dołu, bo był tak cholernie idealnie wysoki.
Wpatrywałam się w jasny odcień jego niebieskich oczu i pomyślałam o najpiękniejszym miejscu o którym mi opowiadał i to właśnie takiego koloru wyobrażałam sobie ocean o jakim wspominał.
Na jego malinowych ustach tańczył uśmiech.
Luke podniósł dłoń i delikatnie starł sos pomidorowy z mojego policzka, po czym włożył palec do ust i go oblizał.
- Trochę przesoliłaś- przyznał i zmarszczył nos.
Przewróciłam oczami i już miałam wrócić do makaronu, który o sobie przypominał nieustannie bulgocząc, kiedy Luke złapał mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie.
- Hope, jesteś taka piękna- powiedział, patrząc mi w oczy.- Nie mieści mi się w głowie, że możesz siebie nie akceptować.
Spuściłam głowę, patrząc na swoje puszyste kapcie.
Westchnęłam tylko.
- Czemu się nie akceptujesz? Czemu większość dziewczyn się nie akceptuje? Nie rozumiem tego, przecież każda z nich jest sobą, cudowną i niepowtarzalną wersją siebie. I takie właśnie są najpiękniejsze. Są najpiękniejsze będąc sobą.
Czy on nie jest najukochańszym człowiekiem jaki istnieje?
- To siedzi w psychice Luke- stwierdziłam, że powiem mu prawdę.- Po prostu patrzysz w lustro i nie podoba ci się to co widzisz, mało tego. Nienawidzisz tego. Czujesz się bezwartościowa i...
- Przestań- chwycił mnie za ramiona.- Przestań tak myśleć, wmawiać sobie czy cokolwiek robisz.
- Nie rozumiesz, ja nie panuje nad tym. Walczę z tym od kilku lat...
- Pomogę ci.
- Nie chce żebyś...
- Stop. Cholera. Maia przestań, okej? Jesteś piękną dziewczyną, chociaż tego nie dostrzegasz, ale ja mogę cię o tym zapewnić i do tego wspaniałą osobą, dlaczego tak cholernie trudno ci to zrozumieć?
- Bo kiedyś ktoś udowodnił mi, że jestem bezwartościowa.
Luke patrzył na mnie, a ja obserwowałam jak jego szczęka się zaciska. Wyczuwałam w nim narastającą złość. Jego spojrzenie było rozbiegane.
Po chwili opanował się jednak.
- To teraz ktoś inny, mam na myśli siebie, udowodni ci jak bardzo ta osoba się myliła i jak wspaniałą ty osobą jesteś.
Powiedział z powagą w głosie, po czym schylił się i musnął moje usta.
Okej. Zatonęłam. Czy ktoś może mi dac instrukcje jak sie oddycha? Czy coś? Cokolwiek?
Chłopak odsunął się ode mnie po sekundzie, a po jego twarzy wnioskowałam, że sam nie spodziewał się tego co przed chwilą zrobił. Może nie miał tego w planach, może to pod wpływem impulsu. Jedno czy drugie, nie bylam w stanie narzekać. Mało tego. Chciałam więcej.
Opanuj się desperatko.
- Ja, um,..- zaczął się plątać w słowach, opuszczając wzrok na swoje dlonie.
Aw, zawstydził się.
- Dziękuję.
Powiedziałam, przytulając się do niego i mocno go obejmując, nadal sciskając w ręku widelec.
Okej, jestem pieprzoną fanką przytulania, ale dopóki Luke pieprzona perfekcja Hemmings nie protestuje, będę korzystać póki mogę. W razie czego mam jeszcze misia pluszaka Mini Luke'a Drugiego.
Czułam jak dłonie Luke'a obejmują mnie delikatnie, a kolejna fala ekscytacji mnie zalała.
Najcudowniejsze było to, że w dotyku Luke'a nie czułam presji, ani tego, że mnie osądza. Nie przeszkadzało mi, że jego ręce dotykały mojego nieidealnego ciała, ponieważ jego dotyk sprawiał, ze czułam się wyjątkowo. Zapomniałam o swojej obietnicy, że nie pozwolę by ktoś mnie dotknął, zapomniałam o złych myślach, które zawsze mnie przesladowały, zapomniałam dosłownie o wszystkim.
Liczył się tylko Luke. I ja.
Czułam, że on mnie akceptuję, taką jaką jestem. Więc i ja poddałam się temu uczuciu.
I tak staliśmy w mojej kuchni, objęci, przy dźwięku gotującego się makaronu i zapachu spalonego sosu.
I to była jedna z najcudowniejszych chwil mojego życia.
W myślach podziękowałam księdzu za numer do Luke'a. Było warto odmówić te dziesięć Zdrowaś Maryjo.
W sumie, w tamtej chwili byłam pewna, że za te dziewięć cyfr odprawiłabym nawet mszę.
*-*-*-*
hej ho!
miałam dzisiaj nie dodawać, no ale za bardzo was kocham
i jak wrażenia?
to co powiecie na takie zakończenie historii?
a może powinnam pisać dalej? jeśli chcecie, piszcie:)
love lexi xox
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top