Rozdział 1
Rozdział 1
Parę lat i wiele piosenek wcześniej.
Bycie samotnym wilkiem zdecydowanie posiada wiele zalet... I zdaję sobie sprawę, że to dla niektórych może być dość zaskakujące. Zawsze jesteś jakby na zewnątrz wszystkich wydarzeń, coś w stylu świadka patrzącego z boku, więc jesteś w idealnej pozycji dla obserwatora i sędziego. Ludzie zazwyczaj najpóźniej po dwóch tygodniach przestają zwracać na ciebie uwagę, więc jesteś w stanie robić cokolwiek, bez obaw, o to, co sobie ludzie o tobie pomyślą (oczywiście, o ile nie robisz czegoś naprawdę dziwnego albo niestosownego. A poza tym, płynie z tego jeszcze wiele wieele innych korzyści, które zrozumieją jedynie samotnicy albo introwertycy (albo samotnikowi introwertycy).
Jednakże, nawet najwięksi introwertycy czasem potrzebują kogoś do wygadania się, pójścia się razem napić, czy chociażby po prostu posiedzieć i nic nie porobić - sęk w tym, że robić (czy nawet nie robić) to razem.Jednak, mimo świadomości tej potrzeby, nasze wyrzutki nie robią nic w tym kierunku, zamiast jakiejś próby działania, wolą po prostu czekać aż jakiś ekstrawertyk na białym koniu ich wyciągnie z tej wieży samotności. I szczerze mówiąc, wcale im się nie dziwię - to wcale nie jest takie łatwe wyczołgać się ze swojej ciepłej, przyjemnej i przede wszystkim bezpiecznej, choć pewnie i samotnej nory i tak nagle, jakby się to robiło codziennie, zacząć udzielać się towarzysko, czy nawet po prostu rozmawiać z ludźmi. To nie jest trudne - to prawie niemożliwe dla niektórych najbardziej ekstremalnych przypadków.
Więc fakt, że zdecydowałam się wziąć udział w przesłuchaniach do grup acapella był krokiem zdecydowanie niezgodnym z moją naturą. I najprawdopodobniej osobą najbardziej zaskoczoną tym czynem byłam właśnie ja.
Ale naprawdę tam stałam, w kolejce do zaprezentowania się przed wszystkimi grupami acapella z naszego kampusu.Grupą, którą miałam upatrzoną, były Bellas. Nie, żebym była jakąś ich wielką fanką czy coś - czy istnieją w ogóle jacyś prawdziwi fani grup acapella? Jest to w ogóle możliwe?Znaczy, widziałam tam parę ich występów i nie były jakieś tragiczne; można nawet powiedzieć, że były całkiem znośne, ale to dalej tylko jakaś grupa śpiewająca piosenki acapella. Po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić kogokolwiek, kto by jakoś specjalnie marzył o byciu członkiem takiej grupy.
To co ja tam robiłam w takim razie? Szczerze mówiąc, ciężko stwierdzić tak dokładnie dlaczego. Można powiedzieć, że całkiem lubiłam występować na scenie, zazwyczaj jednak byłam bardziej w tle, niż w jakiś okolicach frontu, gdzie jest raczej skupiana największa uwaga. Ale skoro już porzuciłam moją drogę aktorską, może to był dobry pomysł wrócić na scenę, z tym że w trochę i innej formie. A po drugie, po dwóch latach studiów, spędzonych głównie samotnie w moim akademiku, grając s gry, kręcić jakieś amatorskie i raczej słabe filmiki, pisząc scenariusze, które i tak nigdy nie zrealizuję i robiąc jeszcze wiele, wiele innych żałosnych rzeczy, zdecydowałam, że powinnam w końcu chociażby spróbować... Może nie od razu zaprzyjaźnić się, ponieważ to byłoby poważne wyolbrzymienie, ale na przykład po prostu znaleźć sobie znajomych do... Po prostu pogadania? Tak od czasu do czasu? Miałam takich ludzi co prawda, kiedy jeszcze należałam do kółka teatralnego, jednakże, po moim odejściu, nie byłam w stanie spojrzeć tym ludziom w twarz, nie wspominając już o jakiejkolwiek rozmowie.
Okej, ten drugi powód to nie była do końca prawda. W życiu bym nie poszła na przesłuchanie z takiego żałosnego powodu jak potrzeba jakiegokolwiek towarzystwa w moim gównianym życiu. Znaczy, z początku jest całkiem fajnie i miło i w ogóle jak się kogoś poznaje, ale z czasem wyłażą te wszystkie okropne cechy i nawyki na wierzch i masz już naprawdę dość osoby i jej wybryków i wtedy albo ci puszczają w końcu nerwy i mówisz tej osobie, żeby się odwaliła albo po prostu urywasz kontakt. Czy tylko ja tak mam i jestem jedyną osobą, która ceni sobie wewnętrzny spokój życia bez tych wszystkich toksycznych ludzi? I bądźmy szczerzy - tak naprawdę to wszyscy jesteśmy toksyczni, w taki czy inny sposób.
Tak naprawdę to po prostu zrobiłam to z nudy, potrzeby zajęcia czymś swoich myśli i chęci spróbowania czegoś nowego. Poza tym, słyszałam, że ponoć ta nowa liderka Bellas bardzo poważnie podchodzi do występów (a nie, na przykład, do rzeczy typu nawiązywania więzi w grupie i innych bzdur), co mnie nie tylko nie odstraszyło, a wręcz zachęciło jeszcze bardziej do dołączenia.
Niestety, im dłużej tam stałam, w tej kolejce do przesłuchań, tym bardziej kwestionowałam moją decyzję. Myślałam, że to będzie dla mnie pestka, skoro już miałam doświadczenie na scenie i trema mnie z reguły nie paraliżowała, ale umknął mi taki mały, jeden szczegół - owszem, występowałam już na scenie, ale to nie dotyczyło śpiewania.W tym właśnie momencie zdałam sobie sprawę, że zjebałam.
Robiłam się z każdą sekundą coraz bardziej nerwowa. A kiedy się stresuję, to najpierw robię się bardzo cicha, a jak już poziom stresu dosięga zenitu, to mam ochotę tak bardzo uciec od tego wszystkiego, że nie jestem już w stanie tego dłużej kontrolować.
Im bardziej się kolejka przede mną kurczyła, tym mój poziom stresu coraz bardziej się zbliżał do etapu uciekania. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad wycofaniem się z tego wszystkiego, co stawało się coraz lepszym pomysłem, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że było już bardzo wątpliwe to, czy będę w stanie zaśpiewać chociażby jedno słowo.
Ale głupio mi było teraz się wycofać - po tym, jak w końcu wylazłam trochę bardziej do ludzi ze swojej nory. Postanowiłam spróbować skupić swoją uwagę na czymś innym, żeby odepchnąć chociaż trochę moje myśli od stresu: tuż za mną stała ruda, dosyć radosna dziewczyna... I bardzo gadatliwa - od samego początku prowadziła niekończącą się i dość jednostronną konwersację ze stojącą za nią ładną blondynką. Ten bezustanny potok słów powodował u mnie zmęczenie. Nie chcę wiedzieć czy byłabym w ogóle w stanie to znieść, gdybym to JA była jej rozmówczynią.
- Nawet nie wiesz jaka jestem podekscytowana. Byłam taka zawiedziona, kiedy rok temu się okazało, że nie robili naboru, więc w tym roku musimy się dostać do drużyny! Będziemy razem śpiewać, występować, tańczyć...
- Rzygać...
- Rzygać... Chwila, co? Nie! - Kompletnie zdezorientowana spojrzała na swoją przyjaciółkę.
- Nie o to chodzi, chyba chce mi się rzygać...
- Ach, rozumiem, drama queen a jeszcze nawet nie wyszła na scenę, co? - Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko. - Teraz tak mówisz, ale założę się, że jak tylko wyjdziesz na scenę i pokonasz tremę, to wyjdzie z ciebie twój wewnętrzny duch, który kocha, kiedy wszystkie oczy są skierowane na ciebie. A potem wbijesz w fotele tych wszystkich liderów swoim pięknym głosem!
Najwyraźniej jednak musiała zauważyć, że jej przyjaciółka nie wyglądała za dobrze, ani tym bardziej na jakoś specjalnie przekonaną, bowiem położyła swoją dłoń na jej ramieniu i powiedziała: - Hej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
- Naprawdę tak sądzisz? - Blondynka spytała, z pewną słodką nadzieją w głosie.
- Jestem przekonana - odpowiedziała, obdarzając przyjaciółkę wielkim, ciepłym spojrzeniem.
"Zastanawiam się jak szybko ona dostanie zmarszczek od tego nieustannego uśmiechania się"
Ta ich cała rozmowa brzmiała bardzo słodko i w ogóle, i nawet, w pewien sposób, zazdrościłam tej dziewczynie, że ma taką wspierając przyjaciółkę, ale z drugiej strony to naprawdę nienawidziłam takich pustych obietnic. Sądzę, że mogą być bardzo krzywdzące i czasem nawet niebezpieczne jeśli się okazują nieprawdziwe. Nigdy nie możesz być pewny tego, co się stanie i jak się to wszystko potoczy.
- Ciekawe czy ktoś nas wybierze - powiedziała Chloe, zerkając delikatnie na widownię. - Ci High Notes wyglądają całkiem zachęcająco... Albo ci Treblemakers, widziałam tam całkiem niemało przystojniaków... przystojniaków... Może poza ich kapitanem.
- Nie mogę uwierzyć, że to właśnie powiedziałaś, Chloe! Tylko i wyłącznie Bellas są warte uwagi i dołączenia. Nie chcę nawet słyszeć nic o innych grupach!
Łał, cóż, zdecydowanie nie spodziewałam się takiego ekstremalnego podejścia. Ale przynajmniej teraz blondynka wyglądała na bardziej urażoną, a na mniej bladą.Chloe obdarzyła ją rozbawionym spojrzeniem, pocierając czule ramię przyjaciółki.
- Aubrey, dobrze wiesz, że pójdę tylko tam, gdzie tym pójdziesz. I tak bym nie celowała w High Notes - nie potrzebuję być w grupie acapella, żeby się naćpać, poza tym zdecydowanie śpiewanie na haju to kiepski pomysł. A co do Treblemakers, wydaje mi się, że mam za duży biust, żeby się do nich dostać, więc zdecydowanie nie masz czym się martwić. - Mrugnęła łobuzersko. - Poza tym, nie ma dla mnie znaczenia gdzie i z kim śpiewam, dopóki będzie tam śpiew, nic innego mnie nie obchodzi!
Aubrey nie wyglądała na specjalnie przekonaną. Ciężko było powiedzieć, czy w ogóle jeszcze słuchała słów przyjaciółki, ponieważ teraz się starała jak najbardziej wychylić zza kurtyny, próbując zapewne zobaczyć ludzi siedzących na widowni:
- Tam jest! Tam na przodzie, w brązowych włosach. Widzisz ją?
- Nic nie zobaczę zza twoich pleców - Chloe odpowiedziała, nawet nie próbując czegoś zobaczyć. Najprawdopodobniej dlatego, że musiałaby chyba wyjść całkiem na scenę, nie wspominając już o tym, że Aubrey była znacznie wyższa od niej.
Jej przyjaciółka jednak zdecydowanie już jej w ogóle nie słuchała:
- To Alice, kapitanka grupy Bellas.
Podniosłam głowę, po raz pierwszy chyba od początku tej konwersacji słuchając z jakimś większym zainteresowaniem.
- Widziałam ją kiedy tutaj przychodziłyśmy i wydawała mi się dość apodyktyczna - odpowiedziała Chloe, najwyraźniej mało zadowolona ze zmiany tematu.
- Była już w Bellas rok temu, kiedy im się prawie dostać do finałów, a teraz została kapitanem. Jestem pewna, że ona zrobi wszystko, żeby w tym roku im się to udało! Do tego śpiewa naprawdę dobrym sopranem.
Ale zanim miałam okazję usłyszeć coś więcej o Alice, prowadzący przesłuchań podszedł do mnie, mówiąc że teraz moja kolej.
(O cholera, CHOLERA!)
Przełknęłam głęboko ślinę, czując jak cała sztywnieję. Pomimo jednak całego mojego stresu, udało mi się siebie zmusić do wejścia na scenę.
Widok tych wszystkich ludzi na widowni nie pomógł mi ani trochę. I oczywiście wszystkie oczy skierowane na mnie... No, może wyłączając członków High Notes.
Nad nimi, na samej górze rozłożyli się członkowie Treblemakers. Zwłaszcza jeden facet z brązowymi włosami , który siedział wyraźnie znudzony na samym środku z nogami na oparciu miejsca w następnym rzędzie. Założyłabym się, że to on właśnie był kapitanem tej męskiej drużyny.
Po prawej stronie znajdowała się jedyna grupa z członkami obu płci (poza High Notes) i jedyna grupa acapella, której nie pamiętałam nazwy. Jedyne co o nich wiedziałam, to to że zazwyczaj (o ile nie tylko i wyłącznie) śpiewali piosenki Madonny. Nie byli za bardzo popularni, nawet w obrębie własnego kampusu, ale zamiast to mieli opinię takiej bardziej "wyluzowanej" grupy; może nie aż tak jak High Notes, ale zdecydowanie nie mieli takich poważnych ambicji Treblemakers jak: "Wygrywać mistrzostwa acapalla co rok", ani też nie starali się za wszelką cenę dostać do tych upragnionych finałów jak Bellas.
Sęk w tym tylko, że nie chciałam dołączyć do "wyluzowanej" grupy. Nie szukałam robienia więzi, spędzania razem czasu poza próbami i tym podobnych. Liczyłam za to na dostawanie takiego wycisku na treningach, żeby nie mieć już potem siły na myślenie o głupotach.
Jednak, póki co, to tutaj doświadczyłam już wszystkiego, tylko nie luzu, więc idąc tym tropem, powinnam być już raczej dość zadowolona. A przecież jeszcze nawet nic się nie zaczęło.
I w końcu, na samym dole siedziały Bellas. Od razu rozpoznałam ich liderkę - Alice, po tym, że, podobnie jak lider Treblemakers siedziała najbardziej wysunięta na przód, na samym środku przy stoliku, gdzie notowała właśnie coś w jakiś papierach.
W tym właśnie momencie podniosła z nich głowę i spojrzała wprost na mnie. Uniosła brwi, ale wyłączając to, jej twarz pozostała niewzruszona. Przyszło mi do głowy, że gdyby nie była cała taka poważna i spięta jakby ktoś jej kijek w tyłek wsadził, byłaby nawet całkiem ładna. A przynajmniej odrobinę ładniejsza, ciężko w sumie stwierdzić. Miała śliczną twarz, a jednocześnie wyglądała trochę karykaturalnie i przerażająco. Tak czy inaczej, sprawiała wrażenie osoby, przy której lepiej się mać na baczności.
Przełknęłam nerwowo ślinę. Cholera, z każdą sekundą na scenie było coraz gorzej.A zniecierpliwione bądź znudzone spojrzenia z widowni wcale mi nie pomagały. '
Do teraz się zastanawiam jakim cudem w ogóle udało mi się coś z siebie wtedy wydukać:
- Cz-cześć, nazywam się... - nieumyślnie zrobiłam tu krótką przerwę - Lisa Arissen.Cholera, szczęka mi się niemal trzęsła.
Zdałam sobie wtedy sprawę, że jeśli spróbuję coś jeszcze powiedzieć, to naprawdę nie dam rady dłużej się już powstrzymywać. Zdecydowałam więc, że na tym się skończy moja wstępna prezentacja i przejdę do tej "właściwej" części, póki jeszcze tam daję radę ustać.
Zaczęłam śpiewać podaną piosenkę wszystkim na przesłuchanie: "Iris".
And I'd give up forever to touch you
'Cause I know that you feel me somehow
Cholera. Ten fałsz na początku to było zdecydowanie coś, czego nie planowałam. Nigdy nie byłam jakąś wybitną śpiewaczką, ale też nie wydaje mi się, żebym chociaż raz podczas próby śpiewania tej piosenki tak bardzo fałszowała.
You're the closest to heaven that I'll ever be
And I don't want to go home right now
Zauważyłam, że kapitan Treblemakers cały prychnął ze śmiechu. Alice za to zmarszczyła brwi z niesmakiem, po czym jej oczy szybo wróciły do papierów na stole, w których nakreśliła coś, co wyglądało na długą, poziomą linię.
And I don't want the world to see me
Cause I don't think they's understand
A żeby było jeszcze śmieszniej, właśnie w tym momencie mój głos już ostatecznie odmówił posłuszeństwa. Ostatnie słowa wyszły tak cicho, że założę się, że jako jedyna je słyszałam.
Najgorsze z tego wszystkiego było to, iż czułam że od paniki dzieliły mnie już tylko sekundy i naprawdę musiałam jak najszybciej stamtąd odejść.
(Coś ty sobie do cholery myślała?! Nawet nie byłaś w stanie dokończyć tej durnej piosenki!)
Na szczęście, jak i na nieszczęście, właśnie w tamtym momencie odezwała się z najbardziej nieszczerym uśmiechem na ustach Alice. Najprawdopodobniej był taki szeroki, żeby ukryć, jak bardzo zażenował ją mój występ:
- Okej, dziękujemy ci bardzo, Lisa. Następna osoba, proszę!
Nie zwlekałam ani chwili dłużej. Szybko zaczęłam się usuwać ze sceny, tak że prawie staranowałam Chloe, która właśnie wychodziła, żeby się zaprezentować. Spojrzała na mnie przez chwilę ze współczuciem w oczach i przez chwilę miałam wrażenie, że chciała mi położyć swoją rękę na ramię, jednakże obie zmierzałyśmy w przeciwnych kierunkach - ona powoli na scenę, a ja bardzo szybkim krokiem w stronę wyjścia, więc byłam już dobre parę kroków dalej zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Wychodząc minęłam dość zirytowaną Aubrey. W końcu zniknęłam za drzwiami i nareszcie wydostałam się chociaż fizycznie z tego koszmaru.
***
Przesiedziałam resztę dnia zamknięta w swoim pokoju. Dzięki bogu, mojej współlokatorki prawie nigdy nie ma, więc mogłam spokojnie nacieszyć się moją słodką samotnością, której wtedy potrzebowałam jak nigdy.
"Durna idiotka! Co ja sobie w ogóle myślałam?! Że niby ja, tak ot, po prostu, miała zacząć śpiewać przed tłumem ludzi i ten śpiew niby będzie przynajmniej minimalnie znośny dla uszu?!"
Zaśmiałam się gorzko, po czym wsadziłam do ust kolejnego chipsa. Po chwili jednak, naszła najprawdopodobniej mnie fala poczucia winy, bowiem odsunęłam od siebie paczkę, dając ją z powrotem pod łóżko. Nie byłam gruba (jeszcze?), ale też nie należałam do najchudszych. Poza tym, jeszcze niedawno te chipsy były w mojej codziennej, stresowej diecie, a nie chciałabym tego powtórzyć. A odchudzanie się nie należy do najłatwiejszych ani najprzyjemniejszych rzeczy.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na zegar. Dochodziła północ. Taka byłam zestresowana po tym pamiętnym przesłuchaniu, że kompletnie zatraciłam poczucie czasu, robiąc moją nerwo-kurującą rutynę, która składała się z: słuchaniu w kółko depresyjnej muzyki, niezdrowego żarcia i grania w gry, a wszystko to, oczywiście, w łóżku, pod ciepłym kocykiem.
I byłam nawet świadoma tego, że przez to opuszczę kilka, jak nie cały dzień zajęć, ale nie zdawałam sobie sprawy, że robiłam to aż tak długo.
(Przeklęte moje durne eskapistyczne radzenie sobie ze stresem i moje nerdowskie tendecje!)
Jakimś cudem zmusiłam się do wstania z łóżka. Już wystarczy że cały dzisiejszy dzień przesiedziałam tutaj, ukrywając się przed wszystkimi i przed wszystkim, nie mogłam sobie pozwolić, żeby mi to weszło w nawyk (zwłaszcza opuszczanie zajęć), ani żeby chodzić przez to brudna. jęć), ani żeby chodzić przez to brudna
Zwłaszcza po tym całym stresie przydałby mi się dobry, długi prysznic.
Wyprawa o północy do wspólnych, akademikowych pryszniców może się wydawać (dobra, trochę jest) przerażająca, ale ma to też swoje korzyści, jak na przykład to, że prawie zawsze jest tam pusto. Ludzie o tej porze albo śpią, imprezują albo po prostu myją się rano, zamiast w środku nocy. Pusta, spokojna, a przede wszystkim wyludniona łazienka. Tyle mi do szczęścia potrzeba.
Więc dość beztrosko wyszłam z pokoju w samym ręczniku i poszłam do łazienek. Ciągle mi po głowie chodziła ostatnia piosenka z mojej smętnej playlisty, więc mimowolnie zaczęłam ją podśpiewywać w drodze. Kiedy już weszłam do łazienki, moje podśpiewywanie zrobiło się trochę głośniejsze, głównie przez to, że dźwięk się trochę inaczej niósł po kafelkach. Skierowałam swoje kroki do trzeciej kabiny od lewej, która była czymś w rodzaju mojej ulubionej.
Rzecz w tym właśnie, że nie zauważyłam, że akurat tamta kabina, O TEJ PORZE, była zajęta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top