9. Przez ciebie, James
- Nie wiem... - zaczęłam niepewnym głosem i od razu odchrząknęłam. - Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Masz lepszy? - zapytał z ironią, otwierając drzwi.
Byliśmy tuż przed wejściem do jego mieszkania. Gdy zmierzaliśmy w tą stronę cały czas zastanawiałam się nad tym, czy nie lepiej będzie zawrócić. W tym momencie było już za późno. Poza tym miał rację. Nie miałam lepszego pomysłu.
Zaprowadził mnie do środka, a pierwsze co zwróciło moją uwagę to jeden wielki bajzel. Przynajmniej dla mnie. Natomiast James zachowywał się jakby jeszcze dzisiaj tutaj sprzątał. Przypomniało mi się, że rzeczywiście zawsze był z niego niezły bałaganiarz.
Rzucił swoją kurtkę na fotel, a zaraz po tym opadł całkowicie na kanapę w swoim, jak mi się wydaje, salonie. Ponownie rozejrzałam się po wnętrzu mieszkania i stwierdziłam, że gdyby nie porozrzucane rzeczy wszędzie dookoła, jest naprawdę pierwszorzędne. Na pewno nie należało do tanich.
- Mógłbyś tu posprzątać - nadmieniłam nadal nie czując się zbyt pewnie w jego towarzystwie.
Zmarszczył brwi i przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu.
- Przecież jest posprzątane.
Wzruszyłam ramionami i zdjęłam kurtkę, a następnie powiesiłam ją na wieszaku stojącym przy drzwiach. Spojrzałam na zegar nad nimi i znów automatycznie ogarnęło mnie zmęczenie. Chciałam, żeby sam skapnął się, by zorganizować dla mnie jakieś miejsce do spania, ale chyba nie mogłam od niego za wiele wymagać. Zbyt zajęty był prawdopodobnie wymienianiem z kimś wiadomości. Z kim on może rozmawiać o tej godzinie?
- Więc... co tam u ciebie? - wypaliłam, po czym miałam ochotę puknąć się za to w głowę.
Dopiero po kilku sekundach wbił we mnie swoje spojrzenie. Skarciłam się za to, że w myślach pochwaliłam jego wygląd. Był naprawdę przystojny.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie - odparł.
- Ale nie zadałeś.
Wygasił telefon i odłożył go na stolik.
- Bo mam inne - rzucił, a następnie podniósł się powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku i podszedł do mnie parę kroków. Wydawał się być jednocześnie zaciekawiony, jak i całkowicie skupiony. Albo był po prostu zmęczony? Kiedy zbliżył się jeszcze bardziej zdołałam zauważyć coś dziwnego w jego oczach.
Odsunęłam się trochę, będąc zmieszana nagłą zmianą jego zachowania. Poczułam za sobą zimną ścianę.
- Powiedz mi, dlaczego płakałaś - ściszył głos, na skutek czego, przeszedł mnie dreszcz. Nie takiego pytania się spodziewałam.
Zdezorientowana przygryzłam wargę i spuściłam wzrok na podłogę. Zauważyłam, że wśród męskich ciuchów, ukryła się tam również damska koszulka. Kolejne ukłucie.
- Nie płakałam - syknęłam, trochę zbyt ostrym głosem.
- Nie musisz zaprzeczać. Widziałem cię, Maddie - usłyszałam jak mówi tuż obok mojego ucha. - Zdradź mi powód.
Mój oddech przyśpieszył, a wszystko dookoła lekko zawirowało. Zdecydowanie powinien się odsunąć.
- Powód? - spytałam, unosząc głowę delikatnie do góry przez co przypadkowo musnęłam nosem o jego ramię.
Pokiwał głową, a ja poczułam jego ciepły oddech na karku. Jestem pewna, że na tym miejscu pojawiła się gęsia skórka.
Musiałam to zakończyć. Nie wiedziałam do czego dokładnie zmierzał, a jego bliskość nie pomagała mi tego ustalić. Nie myślałam wtedy racjonalnie.
Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go od siebie. Zaraz po tym spotkałam się z jego zmieszanym spojrzeniem, które szybko spróbował zamaskować obojętnością. Mimo to, wiem co widziałam. Wyglądał jakby sam nie wiedział, co się przed chwilą działo.
- Chcę się położyć - wydukałam, ledwo wciąż patrząc mu w oczy.
- A ja chcę usłyszeć odpowiedź na moje pytanie - przechylił głowę.
Wezbrała się we mnie wściekłość pomieszana z zawodem. Myślałam, że gorzej już nie będzie, a okazuje się, że James nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak mnie zranił. To wyjaśnia, dlaczego od samego początku zachowuje się jakby kompletnie nic między nami nie zaszło. Jakby spotkał mnie po raz pierwszy.
- Moi rodzice się pokłócili - wycedziłam przez zęby, planując jednocześnie ucieczkę z tego miejsca.
Kącik jego ust poszedł ku górze.
- Nie umiesz kłamać. Nigdy nie umiałaś. - Wyznał i oparł rękę o ścianę przy mojej szyi. - Lubiłem to w tobie.
Lubiłem.
- Nie mam zamiaru bawić się w te twoje gierki. Do czego ty zmierzasz? - zapytałam zakłopotana i przełknęłam głośno ślinę.
- Staram się upewnić, czy nadal coś do mnie czujesz - nagle jego twarz przybrała poważny wyraz. - Nie jestem głupi, Madison. Widzę, jak reagujesz na wszystko co robię.
Zacisnęłam szczękę. Wyznanie mu prawdy w tej chwili byłoby dla mnie najbardziej korzystne, bo to jedyne normalne wytłumaczenie. Musiałam się niestety liczyć też z tym, że się ośmieszę. Traktował mnie tak, że czułam się poniżana. Równie dobrze, jakbym zdradziła mu prawdziwy powód mojego płaczu, mógłby później wykorzystywać to, by wywołać moje cierpienie. Nie wiem czego tak naprawdę on chce, ale stawiam, że zwyczajnie mu się nudzi, a ja jestem losową osobą, którą ma pod ręką. Ma ochotę wymęczyć mnie tym dialogiem.
- Wiem, że chcesz się tylko ze mnie ponabijać - fuknęłam. - Daruj sobie. Już wystarczająco zepsułeś mi dzisiaj nastrój.
- Wyglądam jakbym chciał się z ciebie nabijać?
Wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj, po prostu musimy sobie coś wyjaśnić - zaczął i oderwał swoją rękę od ściany. Spojrzał prosto w moje oczy.
- Musimy? Nie sądzę - warknęłam, ale prawda była taka, że wyjaśnienia to coś, czego pragnęłam już od samego przyjazdu.
Kiedy zrozumiał, że go sparodiowałam, chwycił mnie za ramię i mocniej przytwierdził do twardej powierzchni.
- Potrafiłabyś czasem nie być taka uparta? Umiałabyś tak? - tym razem on powtórzył moje wcześniejsze słowa. Dziwne, że je pamiętał. Wtedy zdawało mi się jakby nawet mnie nie słuchał.
Byle, żeby ta rozmowa skończyła się jak najszybciej. Wzięłam głęboki oddech.
- Płakałam przez ciebie, James - wyznałam, od razu tego żałując. Ale nie było już możliwości odwrotu. Chłopak nadal stał nieruchomo - Przez to, że znalazłeś sobie dziewczynę, a ja wierzyłam, że zdołasz na mnie poczekać. Przez to, że całowałeś ją na moich oczach. Przez to, że traktujesz mnie obojętnie, jakbym nigdy nic ciebie nie obchodziła. Przez to, że twoje zachowanie sprawia, że zaczynam wątpić, czy byłeś ze mną szczery co do swoich uczuć. A przede wszystkim przez to, że robiąc to wszystko, nie zdajesz sobie nawet sprawy jak wielką przykrość mi wyrządzasz - skończyłam i zwilżyłam wargi. Chyba powiedziałam za dużo naraz. Moje serce za to biło w oszalałym tempie, a moje oczy mimo zaciętej walki samej ze sobą stały się szklane.
Znowu zdałam sobie sprawę z tego jak blisko mnie był w tamtej chwili. Miał delikatnie otwarte usta, a jego grdyka nieznacznie się poruszyła. Wstrzymałam oddech.
Widziałam, że chciał. Chciał mnie pocałować. Coś jednak go powstrzymywało. Nie wydawało mi się, że powodem jest Eva.
W ostatniej chwili, odwrócił się tyłem do mnie i przeczesał swoje włosy trochę za mocno za nie ciągnąć. Odezwał się dopiero po kilku długich sekundach.
- To było tylko zauroczenie - wydukał oschle, nie patrząc w moją stronę. - Zabawne, że jeszcze ci to nie przeszło.
Łza spłynęła po moim policzku. Nie wytarłam jej. Teraz przynajmniej mam dobry powód do płaczu.
- Co się z tobą stało? - stanęłam przed nim i resztkami sił uniosłam na niego swój wzrok. - Dobrze wiem, że nie było to chwilowe zauroczenie. Nie wmówisz mi tego.
Przez moment zagapił się na słonej łzy, która wolno leciała w dół.
- Nawet jeśli, to i tak nic nie zmienia. - Zauważyłam, że co raz trudniej słowa wydobywały się z jego ust. - Oprócz twojego studenckiego życia, ja też miałem swoje, Maddie. Jak widać to ci umknęło.
Sama gubiłam się już w tym co tak naprawdę James chciał mi przekazać. Co chwilę zmieniał wątek, ale najwidoczniej tak właśnie było mu najprościej.
- Nieważne - odezwał się znów po chwili. - Powinnaś się już położyć.
Nie polemizowałam. Zaprowadził mnie do drugiego pokoju. Miał on ciemne ściany w kolorze granatowym i było w nim straszliwie duszno. Pachniało w nim perfumami pomieszanymi z resztkami pizzy. Po boku znajdowało się niepościelone dwuosobowe łóżko. Serce podeszło mi do gardła, ale tuż po tym znów usłyszałam jak mówi:
- Spokojnie, zmienię pościel.
Przecież nie o to mi chodziło.
Podszedł do dużej, szarej komody i wyjął stamtąd czyste prześcieradło i poszewki.
- Sprostam temu zadaniu. Nie musisz robić tego za mnie. - Podeszłam do niego i z rozdrażnieniem wyrwałam mu te rzeczy z rąk.
- Chciałem być miły - powiedział i wzruszył ramionami.
Obszedł mnie i zaraz znalazł się przy oknie, by je lekko uchylić. Chyba również zdał sobie sprawę z tego, że trudno się tu oddycha. Następnie oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi nogami i wlepił we mnie swój natarczywy wzrok.
Postanowiłam go zignorować. Złapałam za poduszkę leżącą na jego łóżku i z niecierpliwością zaczęłam zdejmować z niej poszewkę. Targały mną emocje, nic na to nie poradziłam.
- Wyluzuj trochę. Ta poduszka też ma uczucia - wygarnął żartobliwie. Niestety mi nie było do żartów.
Zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
- W przeciwieństwie do ciebie - rzuciłam.
Atmosfera w mgnieniu oka z powrotem stała się gęsta. Postanowiłam po prostu wrócić do tego co robiłam. James stał tam jeszcze chwilę, po czym dodał tylko:
- Śpię na kanapie w salonie. Jak coś.
Nie odwróciłam się w jego stronę, natomiast po kilku sekundach dobiegł mnie trzask drzwi. Wyszedł z pokoju. Od razu nabrałam głęboko powietrza, a z moich oczu popłynęły kolejne strumienie łez. Chyba nigdy jeszcze tyle nie wypłakałam, co w ciągu tych kilku dni. Czułam się okropnie.
Po nałożeniu pościeli, usiadłam na łóżku i wpatrywałam się bezmyślnie w okno. Starałam się wykasować Jamesa z mojej głowy i zając mój mózg czymś zupełnie innym.
Kto wtargnął do mojego mieszkania i je przede mną zamknął? Kto i dlaczego? Przecież nikomu nie podpadłam. Ba! Prawie nikogo nie znam, jeśli chodzi o tę dzielnicę. I dlatego mnie to tak przytłacza. Jutro w pierwszej kolejności, będę musiała wypytać mieszkańców kamienicy, czy może nie wypatrzyli kogoś podejrzanego w tamtym czasie. Chyba to będzie najrozsądniejszy początek.
***
Przesunęłam się na środek łóżka, zdejmując wcześniej swoje buty. Już chciałam zasunąć kołdrę na siebie, kiedy drzwi z impetem otworzyły się na oścież. Do pokoju wpadła smuga światła, razem z nią cień mężczyzny.
James stanął we framudze drzwi i posłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie. Był teraz bez koszulki, a na jego biodrach wisiały szare, szerokie dresy. Przełknęłam ślinę.
- Szkodzisz sobie - stwierdził, robiąc jednocześnie parę kroków w moim kierunku. - Jak tak bardzo ci przeszkadzam, to może znajdziesz sobie nowe miejsce do spania?
Stał tuż przy łóżku, na którym siedziałam. Nie spuścił ze mnie wzroku, choćby na sekundę.
- O czym... mówisz? - Głos sam mi się załamywał.
Zacisnął swoje pięści z całej siły. Wyglądał jakby tracił cierpliwość.
- Czasami lepiej sobie darować - fuknął. - Wstań.
- Ale... - zaczęłam, ale on skutecznie mi przerwać.
- Wstań!
- Nie krzycz na mnie! - przekrzyknęłam go, ale i tak podniosłam się i stanęłam na nogach. - O co ci chodzi, co?
- O co mi chodzi? - prychnął. - Słuchaj, jeśli chciałaś mnie zdenerwować, to z pewnością ci to wyszło. Ale nie myśl, że teraz ujdzie ci to płazem.
Złapał za moją koszulkę i zaczął pchać mnie w tył. Próbowałam się wyszarpnąć, ale zablokował mnie, dociskając tym samym do ściany.
- Puść mnie! Odwaliło ci?! - krzyczałam wprost na niego i wciąż próbowałam odciągnąć jego rękę.
Moje krzyki go nie ruszyły. Jednak poluźnił nieco swój uścisk.
- Przecież nie musiałaś tego pisać. Możesz powiedzieć mi to w twarz. Śmiało, nie wstydź się.
Uniosłam brwi. Jego obecność nadal wzbudzała we mnie falę nieopanowanych emocji. Serce łomotało o moją klatkę piersiową.
- Naprawdę nie wiem o czym mówisz - zająknęłam się.
Odpuściłam sobie już szarpaninę, bo to tylko i wyłącznie pogarszało sytuację. Popatrzyłam na niego z niewinnością w oczach. Miałam nadzieję, że rzeczywiście nie jestem odpowiedzialna za jego złość. Widziałam w jego tęczówkach wzburzenie i irytację. Jeżeli ja do tego doprowadziłam, to mogę przywitać się już ze śmiercią.
James przypatrywał się mi jeszcze chwilę, po czym wreszcie puścił moje ubranie i odsunął się o krok.
- W takim razie, kto wysłał do mnie tą wiadomość?
Z tylnej kieszeni dresów wyciągnął w swój telefon i włączył ekran.
Maddie: Daj mi do cholery spokój. Jesteś skończonym palantem. Nie wierzę, że kiedykolwiek mogłam spędzać czas z takim debilem jak ty.
- Gdzie masz swój telefon? - spytał podejrzliwie, chowając komórkę tam skąd ją wcześniej wyjął od razu po tym jak zauważył, że przeczytałam już całość esemesa. Zupełnie zignorował swoje początkowe pytanie.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się przez moment. Nie potrzebowałam dużo czasu, by odpowiedzieć na to pytanie, jednak martwiło mnie, dlaczego rzeczywiście pomyślał, że mogłabym skierować do niego takie słowa. Chyba nie myśli, że mam go za palanta. Taką mam nadzieję.
Bardziej jednak przeraziłam się tym, czemu ktoś pisze do Jamesa akurat z mojego telefonu i do tego obraża go w moim imieniu. Bezradność ogarnęła mnie od środka.
- Został w moim mieszkaniu. Tak samo jak wszystko inne co należy do mnie.
°°°
Bardzo was przepraszam za ten długi okres nie wstawiania tego rozdziału. Jakoś nie mogłam porządnie połączyć ze sobą tych wszystkich akcji naraz. Trzymam jednak kciuki, że się nie zawiedliście :)
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. Dodają otuchy :*
Do następnego 🌼
_MayBay_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top