6. Odłóż tego pilota i zluzuj trochę, dobra?
Było piętnaście minut po godzinie dziewiątej, a ja siedząc na kanapie w moim salonie z nie pewnością wpatrywałam się w karteczkę na mojej dłoni. W głowie tworzyłam różne podejrzenia co do tego co mogłoby znajdować się w jej wnętrzu. Po kilku minutach jednak dotarło do mnie, że i tak jedynym sposobem, by dowiedzieć się co jest w środku jest rozłożenie karteczki i jej przeczytanie.
Rozprostowałam końce papieru i nie mogąc dłużej wytrzymać spojrzałam na treść.
Ukazał mi się numer telefonu, a pod spodem zwykły napis: zadzwoń.
Zmarszczyłam brwi i po przeanalizowaniu tekstu, pożałowałam, że coś jednak skusiło mnie do jego odczytania. Teraz wzbudziła się we mnie niechciana ciekawość.
Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Rozum ciągle kierował się tym, by nie robić niczego czego będzie się później żałowało. Natomiast serce, aż rwało się, by chwycić ten telefon, wpisać numer i kliknąć zieloną słuchawkę.
Wpisałam cyferki z kartki do urządzenia, jednocześnie myśląc nad tym od kiedy tak szybko tracę nad sobą kontrolę. Tuż przed wybraniem połączenia, ogarnął mnie strach i stres, bo zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem kto to i co tak naprawdę ode mnie chce. Wiem również jednak, że mam tendencję do wyolbrzymiania niektórych rzeczy, więc generalnie największym prawdopodobieństwem będzie to, że to jakiś zainteresowany mężczyzna, który w niecodzienny sposób chciał zdobyć mój numer kontaktowy.
Po tym rozmyśleniu rozluźniłam się nieco i z większą łatwością wcisnęłam zieloną ikonkę. Przyłożyłam telefon do ucha i lekko zdenerwowana czekałam, aż po drugiej stronie ktoś się do mnie odezwie.
- Wow, już myślałem, że nie zadzwonisz - zaczął z entuzjazmem, stawiałabym jednak, że udawanym.
Przełknęłam ślinę.
- Z kim mam do czynienia? - Spytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie.
Sama nie wiem czym się tak stresowałam.
- Z nieziemsko przystojnym szatynem, stojącym tuż przed twoimi drzwiami, które miło by było gdybyś otworzyła - powiedział na jednym wydechu, tym samym powodując, że przez chwilę zapomniałam co to oddychanie.
Teraz jednak już dobrze wiem, czym dokładnie się stresowałam. Miałam ogromną nadzieję, że to jakiś niewinny żart. Odsunęłam słuchawkę od ucha i cała w nerwach rozłączyłam się. Zmusiłam się do wzięcia kilku głębokich oddechów.
Szybko zabrałam pilota do ręki, bo akurat to jedyne co miałam przy sobie i powolnie podeszłam do moich drzwi wejściowych. Chciałam upewnić się, że za nimi nikogo nie znajdę. Z ociąganiem przekręciłam zamek, a następnie przytrzymując klamkę nabrałam do płuc powietrza.
Nacisnęłam ją i otworzyłam drzwi na szerokość około dwudziestu centymetrów. Ostrożności nigdy za wiele. Jednym okiem starałam się wypatrzeć czy ktoś rzeczywiście nie czai się na korytarzu, ale niezbyt skutecznie, ponieważ widziałam tylko jego kawałek.
- Przestań się już tak wstydzić i wyjdź w końcu, ślicznotko.
Na te słowa odruchowo pociągnęłam drzwi z powrotem, ale nie udało mi się ich zamknąć choćby dlatego, że chłopak przytrzymał się swoją ręką ciągnąc w swoją stronę. Jeśli chodzi o siłowanie, to nie mam co rywalizować. Po chwili przede mną widzę średniego wzrostu szatyna z wymalowanym cwanym uśmiechem na twarzy.
- Czego ode mnie chcesz? - Zapytałam, trzymając w górze pilot, przez co czułam się jeszcze bardziej żałośnie.
- Chciałbym ci tylko zadać kilka pytań - wzruszył ramionami jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
- Nawet nie wiem kim jesteś! - Ponownie spróbowałam przyciągnąć klamkę do siebie, ale szatyn skutecznie przytrzymał drzwi, by pozostały otwarte.
- Odłóż tego pilota i zluzuj trochę, dobra? Jeśli o to chodzi, to nie zamierzam zrobić ci krzywdy, jak na razie. No chyba, że będę do tego zmuszony. - Znowu się uśmiechnął.
- Jak na razie? - Podchwyciłam jego słowa. - Jakoś nie zachęciłeś mnie tym do rozmowy - zacisnęłam szczękę i poczułam jak moje dłonie robią się zimne.
Nieznajomy przewrócił oczami wyraźnie zniecierpliwiony. Niespodziewanie złapał mnie za ramię, przyciągając bliżej siebie, żeby móc zatrzasnąć drzwi.
- Nie dotykaj mnie! - Zrzuciłam jego dłoń z ramienia i posłałam mu wrogie spojrzenie. - Czego ty do cholery chcesz?!
- Nie będę się powtarzał, skarbie - stwierdził, a po chwili mimo mojej przestrogi, poczułam jak łapie mnie za łokieć.
Wyrywałam się, ale i tak zdołał przejść ze mną na zewnątrz. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego byłam taka tępa, by otwierać te cholerne drzwi? I dlaczego wyszliśmy na dwór? I kim do cholery jest ten koleś?!
Nie zatrzymywał się, tylko szedł ze mną wzdłuż całej ulicy. Nie podobało mi się, że oddalam się od mojego mieszkania, którego w dodatku nie zamknęłam, z nieznanym mi facetem, który prowadzi mnie w niewiadomym kierunku, do tego w nieokreślonym celu.
- Znasz Jamesa Hudsona, nieprawdaż? - Spytał, tylko na sekundę odrywając się od drogi i obracając głowę w moją stronę.
Mimo, że jest to pierwsze pytanie jakie mi zadał, już wiem, że ta rozmowa nie będzie należała do tych miłych i łatwych. Nie miałam ochoty na spowiadanie się mu z naszej osobistej sprawy.
- Zależy od tego, po co ci ta informacja - chrząknęłam. - Możesz mi powiedzieć, czemu oddalamy się od kamienicy, jeśli miałeś jedynie zadawać pytania? - Postanowiłam na chwilę odbiec od tematu.
- Sądzę, że macie trochę do pogadania - rzucił, skręcając w jakąś dziwną uliczkę.
Rozszerzyłam oczy i automatycznie zaczęłam zapierać się nogami o bruk. Nie było mowy o tym, że mam się z nim zobaczyć. Tak nagle. Bez żadnego przygotowania.
- Wytłumacz mi lepiej wpierw, kim ty kurde jesteś, żeby się w to mieszać! Co ci do tego?! - Wrzasnęłam, próbując walczyć z jego silnymi rękami.
- Powiem ci wszystko, ale błagam, przestań w końcu krzyczeć, dziewczyno. Naprawdę, aż uszy odpadają.
Przestałam się wiercić. Naprawdę chciałam się dowiedzieć o co tu biega.
- Domyśliłem się, że coś tu śmierdzi, gdy tylko stanęliśmy tamtego wieczoru przy twoim oknie, bo nie wiem czy sobie zdałaś sprawę, ale ja też tam byłem. Miałem na sobie tą zarąbistą czapkę, w której tak świetnie wyglądałem - zmrużył oczy i zatrzymał się, prawdopodobnie przypominając sobie wydarzenia z tamtego dnia, a na samo wspomnienie o swojej czapce uśmiechnął się z zachwytem.
Przypomniałam sobie go w mgnieniu oka. Już wtedy mogłam zauważyć, że ten chłopak nie ma w sobie za grosz skromności i cóż, nie myliłam się.
- Pierwszy zauważył cię John, ten dwumetrowy natręt o jasnych włosach, kojarzysz? - Pokiwałam głową, bo w końcu to on walił kamieniami w moje okno. - Nie zwracałem na początku uwagi na Jamesa. Jak podeszliśmy bliżej, on ciągle był cicho. Słowem się nie odezwał. A to już nie było do niego podobne. Myślałem, że zajął się Evą, jego dziewczyną - mocno walczyłam, by nie pokazać jak bardzo zabolało mnie to, że tak podkreślił te słowa - ale on najzwyczajniej świecie wpatrywał się w ciebie, jakby nikogo innego obok nie było. Również stwierdziłem, że po prostu się zagapił, albo patrzy na twoje cycki, ale to też się nie zgadzało. Potem przesunęłaś zasłonę, a on przez chwilę wyglądał jakby był naprawdę zmieszany. A to jest już kompletna rzadkość! Specjalnie rzuciłem jakiś tekst, z tym, że ci się spodobałem, czy coś w tym stylu i tak jak myślałem... popatrzył na mnie w ten nieprzyjemny sposób. Normalnie, jakby był zazdrosny - pokiwał głową, by upewnić mnie, że to co mówi jest prawdą.
Westchnęłam i zmartwionym wzrokiem popatrzyłam na swoje buty. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- I tu rodzi się pytanie. Kim wy dla siebie jesteście, hm? - Chłopak kontynuuje drogę przed siebie, a ja zmuszona jestem, by iść za nim.
- Raczej kim dla siebie byliśmy - szepnęłam do siebie, ale najwidoczniej on to usłyszał.
- Racja. Gdyby między wami grało to nie zareagowałabyś tak gwałtownie na to, że miałabyś się z nim spotkać - przyznał, nawet nie rzucając mi jakiegokolwiek spojrzenia. - W każdym razie, żeby nie było. Na samym początku miałem dosłownie w pompie to co zauważyłem u Jamesa, ale od tamtego czasu chodzi wciąż całkowicie spięty i skwaszony. On jedyny śmiał się z moich, sam przyznam, niezbyt udanych kawałów, a teraz nawet to sobie odpuścił. Trochę mnie to wnerwiło, bo zdałem sobie sprawę, że musi to być ciężka sytuacja, ale zależy mi, żeby odzyskać dobrego kumpla. - Popatrzył na mnie. - I dlatego byłoby mi miło, gdybyś zgodziła się z nim porozmawiać.
- Przykro mi, ale teraz nawet trudno by mi było na niego chociażby spojrzeć - wyznałam trochę skrępowana. - To zbyt skomplikowane.
- Rozumiem - potaknął głową, a zaraz po tym wydało mi się, że do moich uszu dociera jakaś muzyka. - Ale jest już za późno.
Przeszliśmy przez ulicę, gdzie znajdował się klub, z którego głośno grała jakaś piosenka. Przez myśl przeszło mi, że ludzie mieszkający obok muszą przeżywać niezłe piekło każdej nocy.
- Za późno? - Uniosłam brew.
- James również nic nie wie o twoim przyjściu, więc oboje będziecie na tym samym poziomie. Chociaż w sumie ty jednak jesteś już na nieco wyższym...
- Ale ja nie mam zamiaru z nim rozmawiać!
Zignorował to i wprowadził mnie do wnętrza. Wcześniej oczywiście musiał pokazywać swój dowód. Było tłoczno i gorąco. Prawie dusiłam się samym powietrzem, które tam panowało. O ile można to jeszcze nazwać powietrzem. Miałam ochotę jak najszybciej opuścić to miejsce.
- O chyba widzę go przy barze! - Jego głos ledwo przebija się przez muzykę, ale zrozumiałam co powiedział.
Już miałam odwracać głowę w tamtą stronę, gdy ten nagle z powrotem zwrócił ją w swoją stronę.
- Byliście razem? - Zapytał, ponownie zerkając na bar za mną.
- Na co ci to teraz wiedzieć? - Odpowiedziałam pytaniem i nie wiedząc o co mu chodzi spojrzałam tam, gdzie szatyn patrzył cały czas od ostatnich chwil.
Poczułam dosyć mocne ukłucie w sercu. Oczy zrobiły mi się szklane. Nie chciałam już na to patrzeć, ale widocznie lubiłam zadawać sobie cierpienie.
Już wiedziałam, dlaczego szatyn o to pytał.
James na moich oczach obściskiwał się z Evą. Napierał na nią, w trakcie, gdy ona opierała się o bar, o mało nie zrzucając jakiegoś drinka na podłogę. Trzymał ją za pośladki, które co chwilę ściskał, natomiast ona błądziła dłońmi pod jego czarną koszulką. Wyglądali jakby mogli tak cały dzień. Byli tak blisko siebie... Nie wiem czy w ogóle pomiędzy nimi została jakaś wolna przestrzeń.
- Wszystko okej? - Chłopak kilka razy dotknął mojego ramienia, by zwrócić na siebie moją uwagę.
Wytarłam łzy z polików i w jednej chwili zmieniłam swoją postawę.
- Tak. Jest okej - wzruszyłam ramionami.
Zaczynało dziać się to czego najbardziej się obawiałam. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak właściwie, i na jakiej cholernej podstawie mogłam się w nim zakochać? W tym momencie sama nie umiem sobie tego wyjaśnić. Nie wydawało mi się, żeby był, aż takim zadufanym w sobie dupkiem, ale najwidoczniej musiałam coś przegapić.
^^^
Nowa osoba pojawia się w opowiadaniu, dokładnie jak pisałam w ostatnim opisie. Na razie nie znacie jeszcze jego imienia, ale obiecuję, że pojawi się ono w następnym rozdziale :) A na ten moment, co myślicie na jego temat, i na temat teraźniejszego Jamesa? Jestem ciekawa waszego zdania!
_MayBay_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top