3
Jak zwykle miałam dziwne sny...
Na początku śniło mi się, że jestem sama w ciemnym korytarzu. Jedyne, co widziałam to pajęcze sieci (o, fuuuj, jak ja nie cierpię pająków!) i... kogoś, a raczej czyjś cień. Zbliżył się do mnie i jak gdyby nigdy nic... pocałował. Po prostu. To uczucie było jak prawdziwe, jakby to się wydarzyło naprawdę! I było przede wszystkim... piękne.
Nagle poczułam się, jakby moje nogi wisiały w powietrzu. I rzeczywiście tak było! Pod moimi stopami nie było gruntu, tylko ciemna dziura. Jedyne, co mnie przytrzymywało to jego ręce...
- Nie puszczaj mnie, proszę! - nie prosiłam o to tylko dlatego, że groził mi upadek z nie wiadomo jak dużej wysokości, ale przede wszystkim dlatego, iż bardzo tego chciałam, tego dotyku, tego pocałunku.
Przeciągnął mnie na stały grunt, ale wszędzie, gdzie postawiłam stopę, podłoga opadała.
- Nie puszczaj mnie... - prosiłam, tym razem łagodniej, z mniejszą paniką w głosie.
- Nigdy cię nie puszczę, nawet o tym nie myśl... - wyszeptał i jednocześnie dotykał moje biodra, nogi, biust i plecy. Ja także starałam się przytulić go jak najmocniej.
Oczywiście, nie mogło być tak dobrze... Jonathan nie potrafił mnie już dłużej utrzymywać.
- Wybacz mi, chociaż ja sobie tego nie wybaczę... - wyszeptał i puścił mnie.
Spadłam w przepaść.
★ ★ ★
Ostatnie co pamiętam z tego naprawdę dziwnego snu to... ciemność.
Ale wracając do rzeczywistości: Chciałam jeszcze powiedzieć, że mieszkam w szkole z internatem ( i Internetem też! :D), obecnie jestem w pokoju z Americą Dawson (i mam nadzieję, że jednak mnie nie zabije, tak jak w moim śnie...), a ON (bo nie potrafię wymówić jego imienia na głos...) mieszka jedną ścianę, że tak się wyrażę, dalej!
- Mruczałaś przez sen. - takimi słowami przywitała mnie tego dnia America. - Chyba śniło ci się coś przyjemnego. - mocno zaakcentowała ostatnie słowo, a mi zrobiło się głupio. - Co?
- Yyyy... - nie zamierzałam się jej 'spowiadać' ze snów. - Nie pamiętam... - odpowiedziałam wymijająco.
★ ★ ★
Kilka godzin później, po lekcjach, zastałam Jonathana na progu naszego pokoju.
Chyba zrobiłam zbyt zaskoczoną (i zbyt głupią) minę, bo roześmiał się.
- Mogę wejść? Czekałem na Ciebie. - powiedział łagodnie.
- Yyy... takkk... - odparłam zgodnie z prawdą.
Razem weszliśmy do pokoju. Ale... zaraz, zaraz! ON czekał na MNIE?! Dlaczego?! Przecież nawet się dobrze nie znaliśmy.
- Chcesz coś zjeść? - zapytałam, bo w końcu chyba tak wypadało.
- Nie, ale chętnie napiłbym się herbaty...
- Ok.
Nie było tak źle, chociaż co jakiś czas bezwiednie wlepiałam w niego wzrok, a on zapewne zastanawiał się, czy wszystko ze mną w porządku.
Poza tym graliśmy w Monopol (w tym momencie zauważyłam, że jest mistrzem planszówek :D), gadaliśmy o przyjaciołach (których ja nie miałam), szkole, ale ani słowem nie wspomnieliśmy o misji, która nas czeka. O misji, z której możemy nie wrócić...
Gdzieś koło jedenastej w nocy zachciało mi się spać. Ziewałam teraz już co drugie słowo.
- Chcesz iść spać? - zapytał.
- Nie... - skłamałam, ponieważ nie chciałam, by sobie poszedł.
- Mogę tu zostać do czasu, aż zaśniesz. - zaproponował tak, jakby czytał mi w myślach.
- Dobra... - zgodziłam się, ale prawie od razu pożałowałam tej decyzji. No, cóż... teraz nie mam wyjścia.
- A tak w ogóle, to gdzie jest America? - spytał.
- Na jakiejś imprezie... - mruknęłam. - Wróci dopiero jutro...
- Czyli mamy cały pokój tylko dla siebie? - to było chyba pytanie retoryczne... - To świetnie! - tak, to było pytanie retoryczne.
Położyłam się wygodnie na rozłożonej sofie. Jonathan, ku mojemu zdumieniu, położył się tuż koło mnie!
- Jeżeli nie masz nic przeciwko...
- Nie, nie! - przerwałam mu, odpowiadając na niedokończone pytanie. I tak wiedziałam, co miał na myśli. Czułam się dziwnie, jednak chciałam, by ta chwila trwała i trwała...
Przytulił mnie albo raczej przyciągnął do siebie. Nie protestowałam. Ja też objęłam go w miarę swoich możliwości.
- Od dawna mi się podobasz... - mruknął, a ja pisnęłam z zachwytu. - Czy będziesz moją...
- Tak! - wykrzyknęłam. - Pewnie, oczywiście!
- Chociaż, może... póki co tak na próbę, ok?
- Ja... nie potrzebuję prób... Po co nam próby?!
Nie odpowiedział.
Serce zaczęło bić szybciej i mocniej w mojej piersi niż kiedykolwiek. To już nie był sen, to rzeczywistość!
- Śniłeś mi się... - wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Bałam się jego reakcji, ale on tylko się zaśmiał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top