9. Coraz bliżej końca

Minęło kolejnych kilka dni. Zarówno w Dabim, jak i w Hawskie, szalały silne, sprzeczne uczucia, od miłości aż po nienawiść. Raz chcieli ze sobą porozmawiać, miłość przejmowała nad nimi kontrolę, ciągnęło ich do siebie. Jak ćmy do ognia. Innym razem odczuwali ogromną nienawiść i nie chcieli się nawet widzieć. W konsekwencji obaj tylko wciąż nawzajem się unikali, ranili, kochali i nienawidzili jednocześnie, ale żaden z nich nie zebrał się w sobie i nie porozmawiał z drugim. A czas mijał. Oboje zapomnieli o tym, zgubili rachubę czasu, i już wkrótce nadszedł ten dzień. Ostateczne rozwiązanie, podczas którego zmuszeni byli jasno określić się, po której stronie stoją. Dziś miał się odbyć planowany od miesięcy atak bohaterów na Front Wyzwolenia Nadmocy, i nic już nie mogło powstrzymać biegu wydarzeń.

~*~

Hawks bił się z myślami od kilku dni. Stracił rachubę czasu. Znalazł się w dziwnym stanie. Wiedział, że zbliża się dzień, w którym miał mieć miejsce atak bohaterów na siedzibę Frontu Wyzwolenia Nadmocy, co mogło oznaczać koniec wszystkiego, koniec ich związku, miłości, a nawet koniec... życia Dabiego, choć Hawks usilnie nie chciał o tym myśleć.

Z drugiej strony jednak, nie potrafił skupić na tym swoich myśli. Wiedział przecież doskonale, że ten dzień się zbliża, ale jednocześnie o tym nie myślał, jakby to wszystko działo się poza jego świadomością. To był naprawdę dziwny stan, być może spowodowany faktem, że od kilku dni zamartwiał się planowaną akcją i przyszłością jego związku z Dabim. Nie znajdował się teraz w najlepszym stanie psychicznym. Czuł, że w ciągu tych kilku dni, mimo że z tym walczył, pogubił się trochę w tym wszystkim i dlatego nie dał rady ogarnąć tego wszystkiego co się działo.

Teraz jednak ten dzień nadszedł. Nie było już odwrotu, musiał przeprowadzić całą akcję, w końcu na jego barkach spoczywało bezpieczeństwo całej Japonii! Przecież nie mógł tak po prostu wycofać się z całej tej akcji dla Dabiego. Hawks był kluczowym elementem tego ataku, a jeżeli on by się nie powiódł, Front mógłby nie zostać rozbity, działałby dalej i stanowił zagrożenie dla ludzi, dla całego społeczeństwa!

Hawks podzielał zdanie, że społeczeństwo bohaterów potrzebowało wielu zmian, nie funkcjonowało najlepiej, ale nie pochwalał tego, w jaki sposób Dabi i reszta członków Frontu chciała przeprowadzić całą tą rewolucję. Nie pochwalał ich sposobów, morderstw, przestępstw. Był zdania, że społeczeństwo bohaterów trzeba zmienić, ulepszyć. Z chęcią pomógłby w tym Dabiemu, ale nie w taki sposób, w jaki złoczyńca chciał to zrobić. Hawks nie tracił nadziei, że mu się to uda.

Atak był zaplanowany na konkretną godzinę, a tuż przed nim Keigo miał w tajemnicy otrzymać odpowiedni sygnał, toteż kiedy tylko wstał i uszykował się (co zrobił błyskawicznie, mimo że poprzedniej nocy praktycznie nie spał) cały pozostały mu czas poświęcił na gorączkowane poszukiwania Dabiego. Kochał go przecież i nie chciał dla niego źle. Kilka ostatnich dni zmarnował na zamartwianie się, był strasznie niepewny i niezdecydowany, ale dziś, kiedy to wszystko miało mieć miejsce, Hawks był pewien, że NIE CHCE pozwolić, aby Dabiemu cokolwiek się stało. Za wszelką cenę chciał mu pomóc, wyciągnąć go z tego piekła. Liczył na to, że znajdzie złoczyńcę, przekona go, żeby dał sobie pomóc i Hawks poinformuje innych bohaterów, którzy mieli brać udział w ataku, że tuż przed nim Dabi poddał się i nie zamierzał walczyć po stronie Ligi. W ten sposób Hawks zapewniłby Dabiemu chwilowe bezpieczeństwo. Skoro skapitulowałby i nie walczyłby przeciwko bohaterom, zostałby po prostu aresztowany i na jakiś czas zamknięty.

Dzięki temu Dabi nie brałby udział w całej tej walce i zawierusze, co zapewniłoby mu bezpieczeństwo, a, dzięki temu, że Dabi oficjalnie skapitulowałby, później społeczeństwo i bohaterowie nie patrzyliby na niego tak krytycznie, dostałby najpewniej lżejszą karę...

Chociaż Hawks nie myślał teraz zbytnio o tym, jaka kara czekałaby Dabiego. Skupił się tylko na tym, żeby spełnić pierwszą część planu, znaleźć Dabiego i przekonać go do skapitulowania. Teraz Hawks tylko w tym widział dla nich nadzieję.

~*~

Dabi większość poranka spędził w lesie, na wzgórzu za rezydencją, w której teraz Front miał swoją główną siedzibę i która, oficjalnie, należała do jednego z ich zwolenników, Re-Destro, prezesa Detneratu. Właściwie to złoczyńca spędził na zalesionym wzgórzu praktycznie cały poranek. Wyszedł w środku nocy, gdzieś koło północy.

Cały czas bił się z myślami. Przez kilka ostatnich dni unikał Hawksa. Z początku miał wrażenie, że bohater także to robił, unikał kontaktu ze złoczyńcą, jednak kilka razy Dabi miał wrażenie, że Hawks chciał z nim porozmawiać. Brunet zwykle w takich chwilach uciekał. Nie bał się potworów, nie bał się więzienia, nie bał się śmierci, nie bał się nawet ognia i swojego ojca, przez których obecnie był, kim był i wyglądał, jak wyglądał.

Konfrontacji z ojcem Dabi wręcz nie mógł się już doczekać, żeby wreszcie wszystko mu wygarnąć i pokazać jego brudy publicznie, przed całą Japonią, żeby społeczeństwo przejrzało na oczy. Przez wzgląd na to wszystko złoczyńca sądził, że utracił zdolność odczuwania strachu, że już nic by go nie przestraszyło. Teraz jednak bał się, autentycznie się bał. Bał się Hawksa, rozmowy z nim, ich konfrontacji, dlatego unikał bohatera, a kiedy tylko wyczuwał dodatkowo, że ten może chcieć z nim porozmawiać, tym bardziej znikał jak najszybciej.

Ostatniej nocy szczególnie się z tym wszystkim męczył. Dabi wiedział, że Hawks jest gdzieś w rezydencji i coś tam sobie robi. Willa była jednak ogromna i w tym momencie prawdopodobnie bohater znajdował się gdzieś cholernie daleko. Pomimo tego Dabi miał wrażenie, że czuł przy sobie obecność Hawksa. Rezydencja była za mała, bohater był gdzieś daleko, ale wciąż za blisko złoczyńcy. Dabi dłużej nie był w stanie tego wytrzymać, dlatego po prostu wyszedł z willi i poszedł na to zalesione wzgórze, gdzie spędził całą noc i poranek.

Wzniesienie przypominało mu coś. Inne wzgórze, z innymi drzewami, z innym domem, w innym miejscu i czasie. Wciąż pamiętał wzgórze Sekot, na którym trenował jego ojciec. Przez jakiś czas mały, zapatrzony w ojca Touya, trenował tam z nim. Dopóki nie okazało się, że Touya Todoroki to tylko jakaś wybrakowana rzecz, zastępstwo za arcydzieło, które wkrótce przyszło na świat. Shoto Todoroki. Odkąd okazało się, że Touya miał za słabe ciało i nie wytrzymywało ono jego potężnego daru, i dodatkowo urodził się jeszcze idealny Shoto, ojciec olał go na rzecz najmłodszego syna. Touya wciąż chciał trenować, ale Enji go odrzucał, nie chciał, nie trenował. Chłopak więc ćwiczył sam, tam, gdzie zawsze robił to ojciec, aż pewnego dnia doszło do wypadku.

Patrząc na otaczające go drzewa, Dabi pomyślał o tamtym miejscu. Wtedy na wzgórzu spłonęło mnóstwo drzew, które tam rosły... Minęło 10 lat... Może wyrosły tam już jakieś drzewka, liche zastępstwo za potężne drzewa, które rosły tam od dziesięcioleci, nim je spaliłem - pomyślał Dabi. Przywołał w głowie obraz, jak teraz mogłoby wyglądać tamto miejsce. Zgliszcza, całe to zniszczenie, było już być może mniej widoczne, ziemia usiana była spalonymi drzewami, ale ślady ognia i sadzy nie były już na nich widoczne, bo zajęły się nimi grzyby, mech i jakieś drobne organizmy, które zaczęły ja prawdopodobnie nadgryzać, rozkładać i trawić. A na tym podłożu wyrastało pewnie już nowe życie, nowe, młode drzewa, rosły na trupach swoich poprzedników.

Tutaj otoczenie było zupełnie inne, niż teraz w tamtym miejscu. Teraz, tutaj, wszystko wyglądało tak, jak tam dawniej. To miejsce przypominało dawne wzgórze Sekot, przed pożarem i śmiercią Touyi Todorokiego.

Można by pomyśleć, że poprzez wspominanie przeszłości, Dabi będzie cierpiał. Odgrzebie dawne bolączki, powrócą stare demony. Ale tak nie było. Jego demonem, który teraz go dręczył, był Hawks. Myślenie o nim, widzenie go, nie mówiąc już o rozmowie z nim, wizja tego wszystkiego przerażała Dabiego. Dlatego właśnie zdecydował się w końcu wynieść z rezydencji i spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, na otwartej przestrzeni, żeby trochę odpocząć.

Potrzebował chwili wytchnienia. Dabi spędził noc, spacerując po wzgórzu, pośród drzew. Kiedy skończył wspominać wzgórze Sekot, zmusił się do pomyślenia o sobie i o Hawksie. Musieli przecież jakoś w końcu rozwiązać tą sytuację, nie mogli tak tego ciągnąć w nieskończoność. Dabi intensywnie myślał o ich relacji. Była zajebista na początku, kiedy łączył ich tylko seks... Choć chyba już wtedy to było kłamstwo. To nigdy nie był tylko seks. Poczuli do siebie coś więcej, obaj to wiedzieli. Według filmów, książek, komiksów, według kurwa całego świata, miłość to było takie zajebiste, piękne, wspaniałe uczucie, które nadawało sens wszystkiemu, które było istotą istnienia człowieka i nadawało życiu sens i radość... Dabi wciąż nie był w stanie określić łączących ich relacji tym gównianym słowem na "m", ale był już skłonny przyznać, że połączyło ich coś podobnego do tego czegoś. Ale w ich przypadku ta "miłość" wszystko zjebała. Wszystko między nimi było pięknie i świetnie się układało, dopóki nie pojawiła się ona, ta cała obrzydliwa, cholerna, gówniana "miłość". Zjebała wszystko po całości, i była źródłem ich wszystkich problemów. I to ona doprowadziła do całej tej sytuacji, kiedy i on i Hawks cierpieli i mieli nawzajem ochotę zamordować się albo kochać się do ostatnich sił. Ta kwestia była naprawdę skomplikowana.

Z jednej strony Dabi, na myśl o Hawksie, miał ochotę coś spalić albo kogoś zabić. I momentami pozwalał sobie na chwilę odlecieć i wyobrażał sobie, że niszczy Hawksa. I ta myśl w jakiś dziwny sposób mu się podobała. Podobała mu się możliwość zniszczenia bohatera, doszczętnie, spalenia jego, całego jego życia, uczuć, zniszczenia wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z Hawksem.

Z drugiej strony, już po chwili takich myśli, czuł, jak robi mu się gorąco, miał wrażenie, że zaczyna się pocić i trząść, bo przecież nie chciał krzywdzić Hawksa! Zależało mu na nim! Nie chciał go skrzywdzić. W takich momentach najbardziej odzywały się w nim jeszcze resztki normalności. Dabi nie był pewien, czy to dobrze. Czy powinien na to pozwolić, czy jednak powinien zniszczyć w sobie te resztki ludzkich uczuć? Zupełnie, jakby w tym momencie żyły w nim dwie osoby. Nienawistny Dabi, chcący zniszczyć bohaterów, w tym Hawksa, i młody Touya Todoroki, który polubił Hawksa, poczuł do niego coś więcej i nie chciał krzywdzić tego konkretnego bohatera, bo go... w pewien sposób może nawet kochał. Kto w nim zwycięży? Dabi czy Touya? Nie miał pojęcia, i trochę się zaczynał tego wszystkiego bać.

A najgorsze było to, że pomimo iż spędził na myśleniu o tym pół nocy i cały poranek, to wciąż nie znalazł rozwiązania. A wiedział, że nie może spędzić na wzgórzu nie wiadomo ile czasu, musiał w końcu wrócić do rezydencji. Musiał trzymać przy tym wszystkim rękę na pulsie, musiał wiedzieć, co dzieje się we Froncie, wśród jego członków. Wszystko po to, żeby nie dać się niczym zaskoczyć i przeprowadzić do końca swój plan, plan odmiany społeczeństwa. Musiał być zorientowany we wszystkim i wiedzieć o wszystkim, co dzieje się wokół, aby odnieść swój prywatny sukces i doprowadzić całą tą sprawę z bohaterami, po swojemu, do końca. Dlatego koło 11 zdecydował się wreszcie wrócić do rezydencji. Może nie było już tam Hawksa? Istniała szansa, że wyniósł się do swojego mieszkania albo agencji bohaterskiej i Dabi oraz jego myśli będą mogli wreszcie od niego trochę odpocząć. Złoczyńca bardzo na to liczył, zawracając w stronę willi.

~*~

Miał wrażenie, że z tych emocji zaraz się popłacze. Miało się tutaj już za chwilę rozpętać piekło, a on nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa osobie, którą kochał! Przekonywał sam siebie, że nie mógł już nic więcej zrobić. Z jednej strony czuł, że to prawda. Przecież Liga Złoczyńców, w szczególności ten Front Wyzwolenia, który utworzyli, była bardzo groźna. Zagrażali bezpieczeństwu i życiu wszystkich mieszkańców Japonii! Przecież zdradził Dabiemu swój sekret właśnie po to, żeby mu pomóc, uratować, umożliwić mu wyrwanie się z tego piekła... Denerwował się wtedy tym wszystkim, ale nie sądził, że Dabi tak gwałtownie odmówi i tak się to wszystko potoczy.

Mimo wszystko jednak chciał go uratować, zaproponował mu to. Dabi sam odmówił. A teraz do ostatniej chwili Hawks go szukał, łudził się, że da radę uratować jeszcze swojego ukochanego. I może i dałby radę, gdyby go dzisiaj znalazł. Ale problem polegał właśnie na tym, że go NIE ZNALAZŁ. A kolejną okropną rzeczą była myśl, że nie zrobił wszystkiego, co mógł. Mógł zrobić znacznie więcej. Po ich "kłótni" przez kilka dni tylko myślał o tym wszystkim, unikał przy tym Dabiego i lizał własne rany po tym ich starciu. To było w tym wszystkim najgorsze.

Z jednej strony próbował przecież ostrzec Dabiego, pomóc mu, uratować go przed tym piekłem, które miało mieć tutaj dzisiaj miejsce... A z drugiej strony, zmarnował kilka dni, cały ten cenny czas, który miał do tej pory, na zamartwianie się i unikanie Dabiego. Zastanawiał się, czy go kocha, czy nienawidzi, czy chce go ratować, czy wsadzić do więzienia jak resztę złoczyńców, czy go uwielbia, czy się go boi...

Widocznie jego miłość do Dabiego nie była tak wielka jak wcześniej sądził, skoro zamiast robić wszystko, żeby uratować Dabiego przed całym tym okropieństwem, przez kilka dni zastanawiał się, czy Dabi w ogóle na to zasługuje... Zachował się okropnie, był chujem, a nie kochankiem, ale teraz naprawdę chciał dotrzeć do Dabiego, w ostatniej chwili mu pomóc, zabrać go tam, przekonać go do poddania się, przejścia na stronę bohaterów.

Niestety, nie znalazł go, a szukał tak długo, jak tylko mógł. W końcu jednak musiał przejść do zaplanowanej akcji. Odwlekał ją maksymalnie długo, ale nie mógł tego robić w nieskończoność. Ważyły się właśnie losy całej Japonii, a może i nawet świata. Bohaterowie nie mogli czekać w nieskończoność, a on nie mógł ciągle odwlekać misji, ryzykując tym samym jej niepowodzeniem. Gdyby ich akcja im się nie powiodła, życie mogli stracić setki, tysiące, setki tysięcy osób!

Z bólem serca i niemal z płaczem musiał podjąć decyzję i przejść do działania. A tego nie dałoby już się cofnąć. Przechodząc do akcji, podejmował ostateczną decyzję. I stawiał dobro społeczeństwa ponad swoją miłością do Dabiego... Miał już tylko nadzieję, że jemu i jego ukochanemu będzie przynajmniej dane odnaleźć się w następnym życiu, że Dabi mu wtedy wybaczy to wszystko i że... Że będą mogli być razem, kochać się wzajemnie, obdarzać miłością, bo o niczym innym nie marzył i szczerze liczył na to, że przynajmniej w kolejnym życiu dane im będzie zaznać razem szczęścia.

~*~

Podczas powrotu do Willi Frontu Wyzwolenia Supermocy, chociaż naprawdę bardzo tego nie chciał, to jego myśli, jakby wbrew jego własnej woli, powędrowały już po raz kolejny ku osobie pewnego przebrzydłego ptaszyska, które niestety kochał. Nawet ten las, o zgrozo, Dabiemu się z nim kojarzył. Byli tutaj razem w sumie kilka razy.

A podczas którejś z tych wypraw... Cóż, gdyby ktokolwiek wcześniej powiedział Dabiemu, że ostro zerżnie bohatera numer dwa w środku lasu dwa razy pod rząd, brunet z pewnością uznałby, że ta osoba jest jeszcze bardziej chora psychicznie niż on sam. A jednak, któregoś razu wszystko tak jakoś się potoczyło, że wylądowali w łóżku. Tylko że tym razem zamiast wygodnego łóżka i ciepłego pokoju mieli ubitą ziemię, liście i szyszki. Cóż, to Hawks miał wtedy zdecydowanie gorzej, bo znajdował się na dole. Ale niespecjalnie narzekał na swój los. Dwa szalone, potężne, wszechogarniające, mocne orgazmy, które wywołał u niego Dabi, dostatecznie wynagrodziły Hawksowi wszystkie te niewygody...

~*~

To była ich kolejna wyprawa do lasu wokół Willi Frontu Wyzwolenia. Spora część członków lubiła się pałętać po okolicy. Las był dziki i gęsty, ale właśnie to sprawiało, że tak bardzo wszystkich czarował i fascynował.

Jednak las był tak duży, że na spokojnie można było się oddalić, można było unikać innych, nie stanowiło to żadnego problemu. Hawks i Dabi korzystali z tego, i dość często szukali okazji i czasu, żeby wymykać się na wspólne, "romantyczne" wycieczki po lesie. Zwiedzali okolicę, rozmawiając, żartując, przekomarzając się nawzajem, poznając się, obdarzając się przy okazji wzajemnie różnymi, drobnymi czułościami.

Aż któregoś razu te "drobne czułości" spowodowały, że Dabi wylądował na ziemi, oparty plecami o jedno z drzew, a Hawks wylądował z kolei na jego kolanach. No co mogą powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Nic, po prostu ich poniosło, niczym dwójkę napalonych nastolatków. Całowali się, a te pocałunki były coraz głębsze, coraz intymniejsze, coraz odważniejsze, badali wzajemnie swoje ciała, błądząc po nich dłońmi, aż nie spostrzegli nawet, kiedy zaczęli się rozbierać, pozbawili się góry ubrań, potem dołu...

A potem Hawks wylądował na ziemi. Narzekał, że szyszki wbijają mu się w ciało, ale Dabi skutecznie zamknął mu usta pocałunkiem. Leżenie na zimnej ziemi, wśród kamieni, gałęzi, mchu i szyszek, nie należało do najprzyjemniejszych, ale Dabi potrafił sprawić, że Hawks zapomniał o tych wszystkich niedogonościach. A kiedy brunet pewnie, agresywnie i gwałtownie wszedł w niego, bohater nie potrafił myśleć o niczym innym, tylko o złoczyńcy, jego bliskości, cieple jego ciała, całym szaleństwie, którego teraz się dopuszczali. Hawks mógł wtedy myśleć tylko o "tu i teraz", nie zwracał uwagi i nie czuł już nic, poza szybkimi, pewnymi, mocnymi ruchami bruneta w nim. Seks był tak przyjemny, a zarazem tak szalony, że niemal od razu kiedy obaj niemal równocześnie doszli, powtórzyli to wszystko jeszcze raz.

~*~

Dabi czuł serię różnych uczuć. Czuł znane mrowienie w okolicy podbrzusza, czuł lekkie podniecenie, zażenowanie, tęsknotę oraz radość dziwnie pomieszaną ze smutkiem, kiedy podczas swojej przechadzki po lesie złoczyńca przypominał sobie kolejno części ich "romantycznej przygody w dziczy".

Choć bardzo nie chciał, nie mógł nie myśleć o tym, jak z rozbawieniem obserwował po wszystkim Hawksa, kiedy ten narzekał, że jest cały podrapany i ma szyszki i gałęzie wbite w miejsca, do których słońce nie dochodzi, a w ogóle to pewnie ma wszędzie kleszcze i nie ma pojęcia, jak ukryje to przed innymi. Dabi widział jednak, że tak naprawdę udaje. Podobnie jak on, nie żałował ani trochę tego, co przed chwilą między nami zaszło, jedynie udawał, żeby sobie ponarzekać, ale zdradzał go rozbawiony uśmiech na twarzy.

Potem Dabi przysunął się do niego, pocałował go. Złoczyńca nawet teraz doskonale pamiętał tamtą chwilę, smak ust bohatera, które były wilgotne, trochę chłodne, bo w lesie zaczynało robić się zimno. Dabi nie odczuwał aż tak zmian temperatury, ale Hawks to co innego.

Kiedy tylko złoczyńca pojął, że Hawksowi zaczyna być zimno, objął go i podniósł nieco temperaturę swojego ciała. Nieraz był "żywym grzejnikiem" dla blondyna, ale złoczyńcy absolutnie to nie przeszkadzało. Lubił ogrzewać swojego kochanka.

Delikatne podnoszenie temperatury swojego ciała nie stanowiło dla Dabiego żadnego problemu, nie szkodziło mu, a w ten sposób przynajmniej mógł ogrzewać swojego małego, słodkiego, kochanego ptaszka.

Dabi doskonale to wszystko pamiętał, pamiętał wszystkie te uczucia, dotyk nieco wychłodzonego ciała blondyna, jego głos, spojrzenia, ciche szepty zapewniające o tym, że na zawsze będą razem... Choć oczywiście obaj wiedzieli, że to były kłamstwa. Obaj wiedzieli, że nigdy nie będą mogli być naprawdę razem. Dabi jednocześnie czuł nostalgię i tęsknotę za tamtymi wydarzeniami, tamtą bliskością, tamtymi uczuciami... A druga część Dabiego nienawidziła Hawksa za to, że ten go zmanipulował, rozkochał w sobie, a teraz złamał mu serce.

Najbardziej jednak Dabi nienawidził siebie. Za swoją głupotę i naiwność, za to, że pozwolił sobie zakochać się w bohaterze.

~*~

Po jakimś czasie Dabi w końcu wrócił do Will Frontu Wyzwolenia Supermocy. Przez chwilę myślał jeszcze o wspomnieniach, które zaatakowały go podczas jego przechadzki po lesie, związane w dodatku właśnie z Hawksem i z tym, jakie wspaniałe, cudowne chwile razem przeżyli, nie tylko tam, ale w ogóle, jak dobrze im było razem ze sobą... Obiecali sobie nawzajem, że się w sobie nie zakochają, ale jednak, im dłużej Dabi teraz myślał o tym wszystkim, o nim i o Hawksie, tym bardziej dochodził do wniosku, że chyba faktycznie poczuł coś do tego Jastrzębia, i dla blondyna serce złoczyńcy biło szybciej.

Kiedy Dabi zjawił się w Willi, pomyślał nawet, że skoro, chyba, kocha jednak Hawksa, to może spróbowałby go poszukać i jednak porozmawiać z nim jeszcze raz? Spróbować się jakoś z nim dogadać, wyjaśnić to wszystko? Naprawdę przez chwilę miał takie myśli, ale kiedy w końcu znalazł się w Willi i przypomniał sobie o tym, jak ich relacja się "zakończyła", krew na nowo się w Dabim zagotowała.

Przypomniał sobie, jak bohater go potraktował... Jak nie potrafił go zrozumieć, spojrzeć na świat jego oczami, oczami człowieka skrzywdzonego przez system, bohaterów, a nawet i własną rodzinę. Przypomniał sobie, jak bardzo Hawks nie potrafił go zrozumieć, a dopóki nie zrozumiałby Dabiego, nie mogliby liczyć na to, że będą razem, bo mają zupełnie inne przekonania...

Hawks i jego głupia wiara w bohaterów, system i wadliwe, nietrwałe społeczeństwo zbudowane na tym całym gównie, nie zamierzał zmieniać zdania ani strony, po której stał. Nie zamierzał zrozumieć i pomóc Dabiemu, chciał dalej pozostać po tej stronie przeciwko złoczyńcom, a więc wybrał.

Hawks sam zadecydował, że pozostanie po stronie bohaterów, i stanie naprzeciwko wszystkich złoczyńców, a więc również naprzeciwko Dabiego. Bohater jasno opowiedział się po jednej ze stron, i potwornie zranił przy tym Dabiego... Kiedy złoczyńca po powrocie ponownie sobie o tym przypomniał, o tych wydarzeniach z ich wspólnej nocy sprzed kilku dni, poczuł, że wszystko to mu się przypomina, wszystkie te uczucia, głównie negatywne... Przypomniało mu się, jak bardzo to wszystko przeżywał, i jak bardzo, potwornie, okropnie Hawks go zranił... Ból odżył w nim na nowo, a przez to również i nienawiść, co sprawiło, że jeszcze szybciej niż pojawiły się u niego te myśli, żeby się pogodzić i spróbować jeszcze raz, to tym szybciej te myśli zniknęły. Koniec, dość. Nie będę znowu z nim rozmawiał ani dawał mu kolejnej szansy. Jasno określił, po której stronie chce być. A ja nie zamierzam jak jakiś masochista pojeb łazić do niego specjalnie raz za razem, żeby mógł mnie wciąż bardziej i bardziej ranić - pomyślał zdenerwowany Dabi.

To wszystko to dowód na to, jak bardzo się tak naprawdę kochali. Bo trzeba dużo miłość, żeby kogoś tak znienawidzić**, tak jak oni się w tym momencie kochali i nienawidzili przez to jednocześnie.

Chcąc zapomnieć o tym całym gównie, i jakoś się uspokoić, Dabi postanowił odszukać pokój z grami. W Willi Re-Destro od samego początku był taki pokój, ale że właściciel nie za bardzo kwapił się do grania w cokolwiek, niezbyt też dbał o ten pokój czy o kolekcję swoich gier, ale kiedy tylko Liga tutaj zawitała, Shigaraki, naczelny fan gier, zarządził, że trzeba ten pokój odnowić, przygotować do użytkowania i sprowadzić nowe, najlepsze gry, najlepiej wszystkie rodzaje. Shigaraki spędzał tam swoje wolne chwile, w przerwach od planowania zagłady wszystkich bohaterów i całego społeczeństwa.

Inni, za zgodą przywódcy, też mogli stamtąd korzystać. Dabi nie był szczególnym fanem gier, ale poprosił kiedyś Shigarakiego o to, żeby mógł skorzystać z tego miejsca (co było dość wyjątkowe, bo Dabi zwykle rzadko o cokolwiek prosił dowódcę Ligi, zazwyczaj brał sobie i robił, to na co miał ochotę, tym razem jednak uznał, że woli nie wkurzać jeszcze bardziej Tomury, bo nie ma po co). Shigaraki, o dziwo, bez problemów się zgodził, i Dabi czasami korzystał z tego miejsca. Kilka razy nawet zagrał tam w coś razem z Hawksem.

Głównie jednak grał, kiedy naprawdę bardzo się nudził, albo kiedy chciał zająć czymś umysł i odciągnąć od czegoś swoje myśli, i praktycznie za każdym razem to działało. Tak więc skoro tym razem Dabi również chciał się po prostu uspokoić i zapomnieć o całym tym gównie, to zagranie w coś na konsoli było idealnym rozwiązaniem. Kto wie, może znowu uda mu się pobić jakiś rekord Shigarakiego? Raz przypadkiem coś takiego mu wyszło, i Tomura się bardzo zabawnie wściekł, a jeszcze zabawniej denerwował się, kiedy próbował z kolei pobić nowy, ustalony przez Dabiego rekord, w jego grze, i mu to nie wychodziło.

Oczywiście teraz Shigarakiego nawet tutaj nie było, przechodził swoją metamorfozę, a po niej miała zacząć się ich rewolucja i zniszczenie całego społeczeństwa, a bohaterów przede wszystkim, ale kto wie? Może po tym, jak wszystko i wszystkich zniszczą, zwłaszcza główną zgniliznę, która trawi i niszczy społeczeństwo od środka, czyli bohaterów, to będą mogli odetchnąć i jeszcze raz razem w coś zagrać z Hawksem?

Dabi wiedział, że było to niemożliwe, ale takie "marzenia" również pozwalały mu zająć na jakiś czas myśli, a tego teraz najbardziej potrzebował, żeby zapomnieć na chwilę o tym, jak bardzo nienawidził Hawksa za to, jak bohater go zranił.

Z tymi myślami, poszedł do pokoju gier, gdzie zamierzał się właśnie trochę zabawić, zanim pójdzie na zebranie "generałów" Shigarakiego, które na dziś zarządził Re-Destro. Facet sam siebie mianował "prawą ręką" Tomury i co jakiś czas, robiąc za ważniaka, zwoływał takie zebrania.

Oczywiście, Dabi rozumiał ich sens, musieli się co jakiś czas spotykać, żeby wymieniać się informacjami, danymi i radami, ale Re-Destro zwoływał te zebrania zdecydowanie zbyt często. Dabi po kryjomu był przekonany, że Re-Destro po prostu podnieca się, myśląc o sobie jako o "prawej ręce Shigarakiego", a po takich zebraniach, kiedy wmawia sobie, że zrobił coś ważnego dla całej ich "sprawy" i dla Shigarakiego, pewnie jeszcze lepiej mu się trzepie... Dabi był wręcz pewien, że tak jest, i że po to tak naprawdę co chwila zwołuje te ich wspólne zebrania, żeby połechtać swoje wybujałe ego, i przy tym sobie dogodzić, ale za dużo o tym nie myślał, bo to było obrzydliwe.

~*~

Hawks wiedział, co musi teraz zrobić. Nie mógł dłużej zwlekać, nieważne jak bardzo kochał Dabiego, nie mógł dla niego ryzykować bezpieczeństwem i dobrem całego społeczeństwa. Porzucił więc plan odszukania swojego ukochanego, i skupił się na swoim celu, który musiał wypełnić, dla dobra wszystkich.

Na szczęście, szukając Dabiego, dowiedział się przy okazji również, gdzie jest Twice, a to jego musiał wykorzystać, żeby osiągnąć teraz swój cel... A właściwie to nie tyle wykorzystać, ile unieszkodliwić. Twice miał bowiem jeden z najpotężniejszych, o ile nie najpotężniejszy dar ze wszystkich członków Ligi, bo jego dar, "klonowanie", pozwalał mu, odkąd przezwyciężył swoją traumę, na szybkie klonowanie samego siebie, w związku z czym z łatwością, nawet w kilka sekund, był w stanie stworzyć całą ARMIĘ złożoną ze swoich klonów. I o ile każdy kolejny klon byłby coraz słabszy i nie miałby żadnych innych zdolności ani mocy, poza swoją niewielką siłą, tak mimo to ta ARMIA TWICE'ÓW mogła pokonać wszystkich bohaterów samą liczebnością.

Dlatego właśnie Twice był tak niebezpieczny ze swoim darem, odkąd tylko przezwyciężył własną traumę, i dlatego to jego Hawks musiał na początek za wszelką cenę unieszkodliwić. Wrócił więc tam, gdzie widział ostatnio Twice'a, czyli na stołówkę, gdzie ten zamęczał jeszcze Sceptica przed zebraniem generałów Shigarakiego. I faktycznie, Twice nadal tam był, chociaż zbierał się już powoli, razem ze Scepticiem, do wyjścia. Hawks zdążył więc tak naprawdę w samą porę. Podszedł od razu prosto do tej dwójki, i przywitał się z nimi uprzejmie, posyłając im oczywiście swój urzekający uśmiech, dzięki któremu ludzie zwykle od razu byli do niego milej nastawieni, po czym niemalże od razu zwrócił się też w stronę Twice'a.

- Twice, tak sobie pomyślałem, że może chciałbyś właściwie jeszcze raz przed zebraniem generałów Armii Wyzwolenia Nadmocy, powtórzyć główne założenia ideologii Destro? Ostatnio, kiedy to trochę ci je wszystkie tłumaczyłem, mówiłeś coś chyba, że wiele już zdołałeś zrozumieć z moją pomocą, ale jeszcze nie dokładnie wszystko, plus przy okazji sprawdzilibyśmy, czy na pewno niczego nie pomyliłeś albo nie zapomniałeś, a warto zrobić coś takiego przed tak ważnym zebraniem generałów Armii, prawda? - zaproponował Hawks, starając się brzmieć przy tym jak najpewniej i jak najswobodniej, zarazem stanowczo, ale i spokojnie, żeby jego słowa z pewnością dotarły do Twice'a i przekonały go do pójścia z Hawksem, a poza tym aby nie brzmiały podejrzanie. Nastąpiła chwila niemiłego dla Hawksa oczekiwania, w końcu stresował się nieco, czy Twice da się podejść, ale na zewnątrz utrzymywał idealny spokój, w końcu został wyszkolony w tym kierunku, aby najlepiej odnajdywać się w takich sytuacjach i pracować jako szpieg, w gruncie rzeczy jednak Twice ostatecznie niemalże od razu odpowiedział, i zareagował bardzo pozytywnie, zgadzając się z ochotą na propozycję bohatera. Złoczyńca ucieszył się wręcz na widok Hawksa, którego uważał już wręcz za jednego ze swoich ukochanych przyjaciół, a jeszcze bardziej Twice ucieszył się, kiedy usłyszał propozycję, jaka padła ze strony bohatera.

- Naprawdę?! Mógłbyś to dla mnie zrobić? Dziękuję ci bardzo, Hawks! - zawołał, maksymalnie uradowany Bubaigawara. Podskoczył od razu do bohatera, wpatrując się w niego jak w ósmy cud świata, brakowało tylko świecących gwiazdek w jego oczach. Po chwili jednak trochę się jeszcze opamiętał, i spojrzał z powrotem w stronę odchodzącego już pomału Sceptica, który w sumie w rzeczywistości niewiele się tym wszystkim przejmował, a głównie to był szczęśliwy, że miał Bubaigawarę z głowy, ale Twice i tak chciał być dla niego miły.

- Przepraszam, Sceptic, będę zmuszony cię opuścić! - zawołał, nieco zasmucony i zmarkotniały tym faktem, Twice.

- No nareszcie... - wymamrotał cicho pod nosem odchodzący pomału Sceptic. Hawks to jednak doskonale usłyszał, chociaż oczywiście głównie ze zmysłów wyostrzony miał wzrok, to jednak jego słuch też nie był najgorszy, tym bardziej, że jako szpieg, nauczony był chłonąć wszystkie możliwe informacje ze swojego otoczenia, mając oczy i uszu dookoła głowy. I swoje pióra również, w końcu mógł je wykorzystywać niczym szpiegowskie pluskwy, zatem dzięki zostawieniu ich w jakimś miejscu, nawet jeśli jego samego tam nie ma, mógł słyszeć doskonale wszystko to, co działo się w obrębie jego własnych piór w całym tym miejscu, przynajmniej przez jakiś czas. Twice jednak albo nie usłyszał tych słów Sceptica, albo też po prostu nie zwrócił na nie większej uwagi. Tak czy inaczej, kontynuował dalej swoją wypowiedź.

- Przepraszam cię Sceptic, że tak nagle to wyszło, i że nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać, i w ogóle, ale to w końcu naprawdę bardzo ważna sprawa, no nie? Chcę być doinformowany i ogarnięty przed tak ważnym zebraniem, zresztą, ty pewnie to zrozumiesz, jako taki zagorzały, świetny wyznawca ideologii Re-Destro i Shigarakiego! A Hawks jest serio wspaniały w tym, że mi tak pomaga z tym wszystkim, i tak doskonale i przejrzyście, i jasno mi to potrafi wytłumaczyć, więc to wręcz grzech nie skorzystać z jego pomocy! Dokończymy jeszcze naszą rozmowę kiedy indziej, dobrze Scpetic? - spytał Twice, spoglądając na swojego dotychczasowego rozmówcę.

- Dobry Boże, mam szczerą nadzieję, że nie - odparł niemal od razu Sceptic, spoglądając na ich dwójkę, głównie jednak na Twice'a, kątem oka. Tym razem powiedział to już całkiem normalnym, słyszalnym głosem, więc nie było raczej możliwości, żeby Bubaigawara tego nie usłyszał, ale mimo to, puścił tą uwagę mimo uszu. A przynajmniej Twice sprawiał takie wrażenie, że raczej nie wziął sobie tego wszystkiego za bardzo do serca i nie zmartwił się.

- Więc do później, drogi Scepticu! - zawołał Twice, machnąwszy jeszcze kilka razy drugiemu mężczyźnie na pożegnanie. Sceptic oddalił się jednak już po chwili, bez słowa, szybkim krokiem. Za Hawksem również jakoś wybitnie nie przepadał, ale rozumiał jego ważną rolę, jako, jak jemu i innym się wtedy wydawało, szpiega dla Armii Wyzwolenia Nadmocy wśród bohaterów. No a teraz jeszcze cieszył się, że Hawks uratował go przed dalszym znoszeniem Twice'a, którego dziecinnego wręcz podejścia już całkiem nienawidził.

Twice z kolei został oczywiście z Hawksem, i od razu bez żadnej zbędnej zwłoki, dał mu się poprowadzić do pokoju, w którym bohater zamierzał tak naprawdę "unieszkodliwić" złoczyńcę. Bohater wybrał to pomieszczenie już jakiś czas temu. Odkąd tylko zjawił się tutaj, w głównej siedzibie nowoutworzonej Armii Wyzwolenia Nadmocy, i pozwolono mu się w miarę swobodnie poruszać po tym terenie, znalazł i wybrał w końcu miejsce idealnie nadające się do przetrzymania i unieszkodliwienia Twice'a na czas całej akcji bohaterów... A było to teraz jedno z jego głównych zadań, zająć się odpowiednio Twice'm, żeby swoim darem nie przeszkodził w akcji pokonania, aresztowania i przejęcia wszystkiego i wszystkich związanego z dotychczasową Ligą Złoczyńców i Armią Wyzwolenia Nadmocy.

Pokój, który sobie w tym celu upatrzył był w jak najbardziej oddalonej części Rezydencji Re-Destro, w mało uczęszczanym przez innych miejscu, dość ukryty, zapomniany, nikt tam raczej nie zaglądał, nie czując potrzeby wchodzenia do zwykłego, niczym niewyróżniającego się, niewielkiego pokoju na jednym z pięter, przy bocznej klatce schodowej, więc miejsce nadawało się idealne do zadania, którym Hawks miał się teraz zająć.

A przykrywka, jaką sobie załatwił, propozycja powtórzenia założeń ideologii Destro przed ważnym zadaniem, jak się okazało, sprawdziła się doskonale. Powtarzał sobie przy tym, że musi się skupić właśnie na swoim zadaniu, na tym, co powinien zrobić, dla dobra Japonii, a może i świata, i starał się naprawdę, ale mimo to, co jakiś czas jego myśli wędrowały automatycznie w stronę Dabiego.

Serce Keigo wyrywało się do niego, chociaż wiedział, że świat nigdy nie zaakceptowałby ich miłości. I jeszcze bardziej bolało go to, że Dabi go nienawidzi, i nawet jeśli mimo to Hawks chciałby tego złoczyńcę uratować (a naprawdę chciał i próbował), było już za późno...

**To jest cytat który znalazłam chyba na jakieś stronce typu lubimyczytac.pl, nie pamiętam, skąd dokładnie pochodzi, ale uznałam, że idealnie tutaj pasuje UwU

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top