6. Udręka
Dabi był już w łazience. Usłyszał oddalające się kroki, potem trzaśnięcie drzwi. Hawks wyszedł. Dabi odczekał chwilę. Stał w swojej łazience, przed umywalką, nad którą z kolei wisiało lustro. On tylko tępo wpatrywał się w podłogę. Zupełnie, jakby zawiesił mu się system.
Trwało to dosłownie chwilę, po czym Dabi wybuchł. W mgnieniu oka znalazł się przy umywalce, i walnął w nią pięścią z całej siły. Poczuł, jak paraliżujący, mrowiący ból rozprzestrzenia się po jego ręce. Podniósł wzrok, i spojrzał na siebie w lustrze. Ból w ręce pozwalał mu zapomnieć o bólu w sercu, ale nie dało się go całkiem zamaskować. Dabi poczuł piekący ból w oczach... Po chwili z kącików oczu zaczęła mu spływać rozrzedzona krew... Odkąd spaliły mu się kanaliki łzowe, właśnie tak wyglądały jego łzy.
Dabi otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, choć właściwie nie wiedział po co, w końcu był sam. Jednak zamiast jakichkolwiek słów, przez kilka chwil po prostu stał przed lustrem i patrzył na własne odbicie. Widział siebie, z głupio rozchylonymi ustami i spływającą po policzkach krwią.
W końcu z jego gardła wydobył się jakiś dźwięk... Był to krzyk, krzyk pełen bólu i rozpaczy. Dabi brzmiał jak jakieś ranne zwierzę. Na zmianę krzyczał, jakby coś rozrywało go od środka, albo łkał, jak jakieś zaszczute, ranne zwierzę. Obiecał sobie, że już nigdy nie będzie tak cierpiał. Obiecał sobie, że już nigdy nic nie poczuje. Obiecał sobie, że skupi się tylko na swojej misji. Obiecał sobie, że nie pokocha nikogo. Obiecał sobie, że nie będzie już nigdy więcej cierpiał przez innych, przez jakieś bzdurne uczucia...
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że po złożeniu sobie tych wszystkich obietnic, zakochał się w Hawksie, a teraz był tu, gdzie był, we własnej łazience w siedzibie Frontu Wyzwolenia Supermocy, i beczał, bo jakiś durny ptak złamał mu serce...
~*~
Wszystko zadziało się tak szybko i niespodziewanie, że kiedy Hawks, cały roztrzęsiony, wściekły, ale i zrozpaczony wyszedł z pokoju Dabiego, trzaskając przy tym głośno drzwiami, dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że... był nagi. Kierowały nim nienawiść i wściekłość. Przeszedł kilka metrów i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego faktu. Stanął jak wmurowany.
Odwrócił się i spojrzał na drzwi pokoju Dabiego. Tam zostały wszystkie jego ciuchy. Jednak na myśl, że miałby tam wrócić, żeby zabrać swoje ubrania czy nawet ubrać się, Hawks od razu poczuł narastający w nim bunt. Nie zamierzał tam wracać.
Odwrócił się ponownie i odmaszerował w stronę swojego pokoju, niewiele myśląc o czymkolwiek innym, poza sytuacją z Dabim. Miał jednak szczęście, że przyznany mu pokój znajdował się dość blisko, a w międzyczasie nikt inny nie postanowił wybrać się na spacer po korytarzu. Na szczęście nikt poza Dabim nie zobaczył ptaka tego ptaka.
W końcu Hawks znalazł się we własnym pokoju. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Jego serce biło jak szalone. Czy to naprawdę tak miało się skończyć? Sądził, że zna Dabiego. Myślał, że Dabi go kocha, że odwzajemnia to, co czuł do niego Hawks, a tu coś takiego. Keigo czuł się oszukany i zdradzony. Do oczu napłynęły mu łzy. Zsunął się w dół, plecami wciąż opierając się o drzwi. Schował twarz w dłoniach i zaczął płakać. Tak bardzo kochał Dabiego, i tak bardzo go nienawidził.
~*~
Dabi skończył opłukiwać twarz zimną wodą. Uwielbiał zimno. Choć swoją moc otrzymał w genach od ojca, to ciało dostał od matki. Uwielbiał przez to zimno i chłód. Gdy wreszcie się uspokoił, po pierwsze, zdecydował się właśnie opłukać twarz zimną wodą. Uznał, że dzięki temu jeszcze bardziej ochłonie, dzięki temu nabierze do tego wszystkiego dystansu i przy okazji, zmyje z twarzy ślady swoich krwawych łez.
Gdy skończył, zabrał z twarzy dłonie i ponownie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Ponieważ nie wytarł się, krople wody wciąż spływały po jego twarzy, kapiąc do umywalki. Nie miał pojęcia, jak długo wcześniej tak stał i płakał, jak jakaś beksa. Może dwadzieścia minut? A może dwie godziny? Nie wiedział, stracił poczucie czasu. Wydawało mu się jednak, że spędził tam całą wieczność. Rozpaczając za stratą, które od samego początku była oczywista. W końcu wiedział, że on i Hawks nie stworzą nigdy normalnego związku, więc obiecał sobie, że to między nimi to będzie tylko seks, nic więcej. Kolejna obietnica złożona sobie samemu, której nie dotrzymał. Przymknął oczy i oparł się czołem o chłodną powierzchnię lustra.
- Jestem idiotą - wyszeptał, sam do siebie. Oczy znów zaczęły go piec, a to oznaczało tylko jedno. Po chwili poczuł, jak ponownie po jego policzkach coś spływa. Znów płakał. - Jestem cholernym idiotą, zakochanym w cholernym ptaku, który jest cholernym zdrajcą, cholernym szpiegiem i cholerną najgorszą szumowiną! - zawołał. Znów rozpłakał się na dobre. - DLACZEGO?! - wrzasnął najgłośniej, jak tylko mógł. - Dlaczego to się musi dziać?! Dlaczego znowu ja?! Dlaczego on... nie może mnie kochać naprawdę?! Gdyby tak było, Hawks, ty cholerny głupku, wybrałbyś mnie, zamiast tego jebanego, zepsutego społeczeństwa! - krzyknął.
Wciąż zmagał się z tymi samymi rozterkami. Czy naprawdę kochał Hawksa? Może tylko mu się wydawało? Może Hawks wydawał mu się atrakcyjniejszy, bo seks z nim był przyjemny, ale tak naprawdę był nim tylko zauroczony, nic poza tym? Skąd miał to w końcu wiedzieć, przecież zanim kogokolwiek w swoim życiu szczerze pokochał, stał się już zepsutym do szpiku kości złoczyńcą.
Czy ktoś taki, jak on, zasługiwał na miłość? Czy on w ogóle potrafił kochać? Jak miał rozpoznać prawdziwą miłość? To już była masa rozterek, a dotyczyły one tylko jego samego... Co do Hawksa, miał podobne wątpliwości. Czy bohater mówił prawdę? Kochał go? Ale przecież, gdyby tak było, gdyby Hawks go kochał, zostawiłby w pizdu to cholerne, bohaterskie społeczeństwo, i zostałby z nim, z Dabim, już na zawsze, prawda? Postarałby się go zrozumieć, a nie naprawiać...
A może jednak nie? Może jednak to on, Dabi, źle rozumiał miłość? Może Hawks oczekiwał, że, skoro Dabi go kocha, to on rzuci dla niego wszystko, zaakceptuje spojrzenie bohatera na świat, i dołączy do niego? Ale czy miał rezygnować z tego wszystkiego dla Hawksa? Musiał przecież naprawić społeczeństwo. Kto, jeśli nie on? Nikt inny się przecież do tego nie nadawał. Przez cały ten czas targały nim różne uczucia.
~*~
Hawks rozpaczał we własnym pokoju, a Dabi w łazience. Dwa złamane serce. Kochali się, więc teoretycznie nic nie powinno stanąć na drodze ich miłości, prawda? Niestety, życie nie było tak fajne jak bajki, gdzie wszystko pięknie i łatwo się układało, a na koniec dwójka zakochanych żyła długo i szczęśliwie. Nie mogli się w nieskończoność oszukiwać.
Teraz już i Dabi, i Hawks wiedzieli, że im nie było pisane żadne długie i szczęśliwe życie, happy end nie był dla nich. Zdrada, ale zarazem myśl, że żaden z nich nie kochał drugiego na tyle, by zmienić dla niego swoje życie i porzucić plany, potwornie raniły i bolały. Ale nie to było najgorsze.
Niemal przez całą noc, zarówno Hawks, jak i Dabi, cierpieli w samotności, tęskniąc za sobą, za swoją miłością, za swoim dotykiem. Opłakiwali utraconą miłość, a rozterki, które wciąż pojawiały się w ich umysłach, tylko potęgowały całe to cierpienie.
Hawks zastanawiał się, czy naprawdę kochał Dabiego, czy tylko mu się wydawało? Może to było tylko zauroczenie? A może jednak nie, może z jego strony to było prawdziwe uczucie... Skąd miał wiedzieć, nie znał się na miłości, a Dabi był pierwszą osobą, do której Hawks poczuł coś więcej.
Dabiego męczyły podobne myśli. Czy kochał Hawksa szczerze? Jak rozpoznać w ogóle miłość? A czy Hawks kochał jego? A może to wszystko były kłamstwa, jakaś kolejna pułapka ze strony bohatera? Może Keigo planował w taki właśnie sposób, po kolei, pozbyć się każdego ważniejszego członka Ligi, mamiąc go pustymi obietnicami i skłaniając do zdrady?
Wciąż też wspominali cały czas wcześniejsze wydarzenia, te sprzed kilku tygodni, ale też te sprzed paru godzin. Czyli miłość, obawę, smutek, strach, rozpacz, złość i nienawiść. Na zmianę zarówno Hawks, jak i Dabi, mieli ochotę wybiec ze swojego pokoju, pobiec do drugiego, przeprosić i zapewnić o swojej miłości. A chwilę później Dabiemu przypominały się słowa Hawksa. Wolę być zdrajcą, niż mordercą.
Hawks z kolei wspominał zimno, nienawiść i bezwzględność emanującą momentami od Dabiego. Co było prawdą? Co naprawdę do siebie czuli? Nienawiść, czy miłość? Czy mogli sobie nawzajem zaufać? Byli złoczyńcą i bohaterem, ale zarazem dwojgiem kochanków, których miłość właśnie napotkała na swojej drodze przeszkodę, która ją zmiażdżyła.
Cóż, zarówno Hawks, jak i Dabi, darzyli się wzajemnie szczerymi uczuciami. Ale stali po dwóch przeciwnych stronach, mieli zupełnie inne plany na działanie, wiele w życiu przeszli i nie mieli za dużego doświadczenia w miłości. To wszystko sprawiało, że trudno było im zaufać sobie nawzajem, zwłaszcza po tym, jak nawzajem się zranili i dali pokaz wzajemnej nienawiści.
Niechcący sprawili, że zarówno Hawks, jak i Dabi, po tym wszystkim, wiedzieli, że jest tylko jedno rozwiązanie. Nie mieli pewności, czy druga strona kocha szczerze. Nie mieli dowodów na to, że mogą ufać drugiej stronie.
Poza tym każdy z nich miał ważne dla społeczeństwa zadanie do wypełnienia. Jeden chciał je zniszczyć, drugi uratować. A do tego dopiero co potwornie i boleśnie zranili siebie nawzajem. Czego by nie myśleli, o czym by nie marzyli, pozostało im tylko jedno wyjście, dla własnego dobra, aby już nie cierpieli i aby ich plany były bezpieczne. Musieli zamknąć na siebie nawzajem swoje serca. Dabi w głębi serca wiedział, że, od teraz, musi szczerze nienawidzić Hawksa, tak jak innych bohaterów. A Hawks wiedział, że od teraz Dabi musi być dla niego takim samym wrogiem jak inni złoczyńcy. Nikim więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top