11. Starcie


Jak wszystkim stało się później lub wcześniej wiadomo, Twice wtedy zginął. Zdołał jedynie stworzyć jeszcze swojego ostatniego klona, który jakimś cudem dotarł do Mr. Compressa i Togi. Pomógł im, uratował ich, i wtedy przeżył swoją "drugą" śmierć. I chociaż był "tym złym", to nawet Hawks wiedział, że w głębi duszy Jin Bubaigawara był po prostu dobrym gościem, który miał pecha. Jego osoba, życie i śmierć mogą być różnie oceniane, ale z pewnością był tym "dobrym gościem". Tylko czy był po dobrej stronie? Czy miał pecha, czy szczęście? To kwestie sporne. Sam Hawks jednak nie nienawidził Twice'a. Chciał mu w końcu pomóc, chciał załatwić to wszystko po dobroci, ale nie pozostawiono mu innego wyboru. Keigo Takami jednak tym bardziej rozumiał, utożsamiał się i współczuł Jinowi Bubaigawarze, bo czuł, że sam, gdyby nie miał tej odrobiny szczęścia, i gdyby nie został wyrwany ze środowiska, w jakim się urodził, mógłby skończyć bardzo podobnie.

~*~

W końcu Hawks również wydostał się z ciasnego pomieszczenia, w którym do tej pory walczył z Dabim. O tyle dobrze, bo walka z ogniem w małym pokoju była dla niego naprawdę niekorzystna, przez wzgląd na jego dar, którego słabością był właśnie ogień. Ale teraz raczej niestety już i tak nie miało to większego znaczenia, bo z kolei większość jego daru, cóż, już spłonęła. Złoczyńca jednak nie dawał mu chwili wytchnienia, podążył tuż za nim. Bohater starał się gorączkowo ugasić przynajmniej ogień na sobie.

- Dabi... Czy ty naprawdę zamierzasz mnie zabić? Po tym wszystkim? - spytał z dołu Hawks, bo jeszcze nie zdążył się nawet podnieść. Dabi zmrużył oczy. Tym razem poczuł, jak coś w jego sercu drgnęło... Ale nie pozwolił akurat temu płomieniowi rozpalić się na dobre. Użył całej swojej nienawiści, żeby go zdusić już w zarodku.

- Tak, kurwa! - warknął zamiast tego w odpowiedzi.

Walka między nimi trwała dalej, i Hawks zdecydowanie był na przegranej pozycji. W końcu, wręcz ostatkiem sił, Keigo wyznał mu jeszcze raz miłość... A potem zapytał go o jego prawdziwą tożsamość. O dziwo, Dabi, pod wpływem impulsu, i wiedząc, że już niedługo będzie miał miejsce wielki finał, zrobił to. Zdradził Hawksowi swoją prawdziwą tożsamość. To przeraziło Keigo, ale nie mógł niestety nic więcej zrobić. Już wkrótce zemdlał, a przeżył tak naprawdę tylko dzięki pomocy jego ucznia - Tokoyamiego.

~*~

Jak wszystkim wiadomo, w trakcie następnych wydarzeń, Hawks został uratowany i opatrzony, Dabi zaś udał się wraz z resztą Ligi do szpitala, gdzie działa się "główna akcja". Tam Dabi wyjawił swoją tożsamość i historię całemu światu, zaczął wgniatać całą swoją rodzinę w ziemię, i bardzo się tym cieszył, aż pozwolił sobie na mały "taniec zwycięstwa". Jednak plany i działania Ligi zostały niestety na razie wstrzymane, bohaterom tymczasowo udało się ich odeprzeć. Złoczyńcy zaszyli się w ukryciu, na jakiś czas...

~*~

Po jakimś czasie Hawks obudził się w szpitalu. Nie czuł właściwie... Całego ciała, był naszprycowany mocnymi środkami przeciwbólowymi. Słyszał jedynie delikatny szum klimatyzacji i pikanie urządzenia monitorującego funkcje życiowe, które stało obok, i było do niego podłączone. Powoli wracał do siebie... Wiedział, że powinien teraz wezwać pielęgniarkę przyciskiem i poinformować, że odzyskał przytomność, ale nie potrafił się na to zdobyć. Za bardzo męczyły go inne myśli, głównie o tym, co się wydarzyło. Potem było mu z tym głupio, ale nie pomyślał wtedy wcale w pierwszej kolejności o tym, czy i jak poszło ich starcie z Frontem Wyzwolenia Nadmocy. Myślał o tym, co stało się między nim, a Dabim, i co Dabi mu powiedział... A raczej nie Dabi, tylko Toya Todoroki...

~*~

Po wszystkich tych wydarzeniach, Dabi odpoczywał w jednej z ukrytych, mało znanych, niewielkich siedzib Frontu Wyzwolenia. Mógł się cieszyć w tym miejscu prywatnością, i do woli wspominać ostatnie wydarzenia, czyli to, jak wygłosił światu całą prawdę o Endeavorze i całej ich rodzinie... To wszystko było wspaniałe, przez długi czas z przyjemnością napawał się tymi wszystkimi wspomnieniami... On wypoczywał chwilowo na kanapie, w połowie rozebrany, oglądał swoje blizny. Pod wpływem ostatnich wydarzeń rozrosły się i wyglądały jeszcze gorzej, pewnie też cholernie powinny boleć, ale on miał w dużej mierze zniszczone "receptory bólowe" w skórze i pod nią, i, co tu dużo mówić, jego odczuwanie bólu było dość mocno otępione i zwyczajnie nie działało. Nie czuł prawie nic... W kominku za nim płonął niebieski ogień i ogrzewał pomieszczenie. Dabi długo wspominał tamte wydarzenia, ale, nie wiedzieć czemu, jego myśli wkrótce same z siebie powędrowały w stronę Hawksa. Wczoraj nienawidził go z głębi swojego serca... Ale o dziwo, dzisiaj te negatywne uczucia przygasły, znów właściwie czuł... miłość. Może nie odczuwał jej tak jak wcześniej, a już na pewno nie tak samo, jak normalni ludzie, ale czuł coś znowu... Zastanawiał się, czy Hawks przeżył ich "starcie", a jeśli tak, to z jakim skutkiem, czy udało mu się jakoś pozbierać...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top