#1
Budzi mnie dźwięk kropel,uderzających o metalowy dach,trzęsę się z zimna ,owijam się jeszcze ciaśniej granatową bluzą.Deszcz bez ustanku bębni o metal,przez dziury wpada do środka tworząc kałużę na betonowym podłożu.Typowa zimna,słotna jesień.Kule się się w kącie małego,zapuszczonego,zniszczonego,budynku.Przyglądam się swojemu odbiciu w kałuży.Szara skóra,jasno niebieskie włosy schowane pod kapturem,i nienaturalne pastelowo różowe oczy.Zamykam oczy nie che patrzeć na to co ze mną zrobili.Teraz nie żyją,zapłacili.Nie umierali w takim cierpieniu jak on.Z oczu kapią mi czarne łzy.Odtwarzam w głowie jego głos gdy śpiewał mi kołysanki,jego ciepło gdy mnie przytulał...jego zimne ciało w moich ramionach,martwe oczy,sine usta.To żyje we mnie,wspomnienia.Kule się jeszcze mocniej,nie ustanie trzęsąc się z zimna.Czarne krople spływają po moich policzkach.
-Demon,potwór,szatańskie nasienie,monstrum...-Wymieniam te wszystkie obelgi jakie słyszałam na swój temat.Bo byłam inna,niepowtarzalna silniejsza.To oni byli potworami to oni go zabili.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top