8
Kyungsoo złapał mnie za rękę i prowadził w stronę pokoju Sehuna.
- Kyungsoo, zwariowałeś? Dlaczego mnie tam prowadzisz?- powiedziałam i zaczęłam iść wolniej.
- Nie bój się- powiedział i odwrócił się- Nic ci się nie stanie.
- Jesteś mało przekonywujący... Lepiej wrócę do Chanyeola- powiedziałam i starałam się odwrócić, ale chłopak złapał mnie i przysunął do ściany.
- Sophie, możesz być spokojna. Wejdziemy tam tylko na chwilę i obiecuję, że Sehun cię nie dotknie- powiedział spokojnym tonem.
- Obiecujesz?- zapytałam.
- Tak- odpowiedział i przewrócił oczami.
Po chwili znaleźliśmy się w pokoju najmłodszego. Kiedy do niego weszliśmy, zobaczyłam Sehuna, a obok niego stał Kai i Baekhyun, którzy przywiązywali go do krzesła.
- Kyungsoo, oszalałeś? Po co ją tutaj przyprowadziłeś? Ledwo, co go uspokoiliśmy!- powiedział na wejściu Lay.
- Tak, lepiej ją stąd zabierz!- powiedział Chan.
- Opanujcie się! Wiem, co robię- powiedział Kyungsoo.
Wszyscy oddalili się od Sehuna, a Kyungsoo podchodził do niego, trzymając mnie za rękę. W myślach prosiłam go, żeby mnie puścił, a gdybym mu to powiedziała, to i tak by tego nie zrobił.
- Sehun... jak się czujesz?- zapytał.
- Dobrze, ale chcę wiedzieć, dlaczego mnie przywiązaliście!- krzyknął.
- Przywiązaliśmy cię, bo jebło cię na głowę- powiedział Suho.
Kyungsoo tylko wysłał mu gniewne spojrzenie.
- Dobra, Sehun znasz ją?- zapytał i pociągnął mnie obok siebie.
- No tak. Sophie, jeśli się nie mylę- powiedział z irytacją w głosie.
Kyungsoo stanął za mną i kazał mi się nie ruszać. Zrobiłam tak, jak mi kazał i obserwowałam, co się dalej wydarzy.
- Słuchaj, teraz będę musiał odkryć twoją szyję. Cały czas będę cię trzymać za rękę, jeśli to coś na twojej szyi zacznie cię piec, boleć czy cokolwiek masz uścisnąć moją dłoń, ok?- wyszeptał Kyungsoo.
Kiwnęłam lekko głową.
- Sehun, skup się teraz na Sophie.
- To nie będzie trudne- powiedział i puścił do mnie oczko.
Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, a w pokoju zrobiło się ciemniej, niż było przedtem. Kyungsoo odgarnął moje włosy do tyłu, odsunął bluzkę, jednocześnie odsłaniając siniaka na mojej szyi. Robił to powoli, nie spuszczając wzroku z przywiązanego brata, który coraz bardziej się denerwował.
- Nie radzę!- krzyknął Sehun i zaczął się szarpać- Zostaw ją.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę- szepnął mi na ucho Kyungsoo, któremu odruchowo ścisnęłam rękę.
Co tu się do cholery wyprawia?! Dlaczego i co się dzieję z Sehunem? Kim, lub czym, teraz jestem, że tak się denerwuje? Czy jest zazdrosny o Kyungsoo, że mnie trzyma za rękę?
Nagle poczułam jak Kyungsoo zaczyna przejeżdżać palcami w okolicy tego jebanego siniaka. Nogi miałam jak z waty, a serce zaczęło mi bić, jakby chciało wyskoczyć. Czyli co? Kolejny zboczuch? Sehun rozerwał liny przy rękach i zaczął iść w moim kierunku. Kyungsoo odepchnął mnie na bok i wpadłam na któregoś z braci. Nawet nie mrugnęłam i nagle znalazłam się w salonie. Odwróciłam się i rozpoznałam, że to Kai. Chłopak posadził mnie we fotelu.
- Gdyby Chanyeol się obudził, nie pozwól mu, żeby stąd wyszedł.- powiedział i zniknął.
Rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie było ciemno, a jedynym źródłem światła był kominek. Dzięki niemu widziałam twarz Chanyeola, który cały czas spał. Siedziałam i patrzyłam się na ogień w kominku. Zaczęłam myśleć o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Nim się spostrzegłam, zaczęłam płakać. Zasłoniłam twarz dłońmi i oparłam się łokciami o kolana.
- Zabiję sukinsyna- usłyszałam głos Chanyeola.
Chłopak wstał z kanapy i zaczął iść w kierunku schodów, a w jego dłoni zobaczyłam kule ognia. Szybko podbiegłam do niego i pociągnęłam go za koszule.
- Gdzie ty idziesz?- zapytałam i złapałam go za rękę.
- Sophie? Myślałem, że ty jesteś... nieważne. Idę zrobić porządek z tym gówniarzem.
- Nie musisz! Reszta już się zajmuje- powiedziałam i podniosłam jego rękę z ogniem- Więc chodźmy to salonu i zaczekajmy na któregoś z twoich braci.- zaczęłam dmuchać na dłoń, żeby płomień zniknął, ale nic to nie dało.
Chanyeol tylko spojrzał się na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Kai kazał mi cię stąd nie wypuszczać, więc proszę wróćmy do salonu- powiedziałam.
- No dobra.- powiedział po chwili.
Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- Czy wiesz już co się z nim dzieje?- zapytał.
- Nie, ale Kyungsoo coś podejrzewał i pewnie niedługo zejdzie i powie co i jak- powiedziałam odgarniając włosy na jeden bok.
Przez chwilę panowała cisza, a Chanyeol patrzył się na ogień i co jakiś czas rzucał do kominka, małe płomienie. Wyglądało to niesamowicie.
- Nie boli cię to?- zapytałam, kiedy chłopak znów wrzucił płomyk.
Uśmiechnął się i stworzył kolejny płomień w dłoni.
- Nie. W zasadzie, to nawet przyjemne- powiedział i kątem oka się na mnie spojrzał.
- Jak to jest mieć w dłoni ogień i mówić, że to przyjemne?
- Chcesz sprawdzić?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Że co?- zapytałam zdziwiona.
- Wyciągnij rękę- powiedział znowu tworząc płomyk.
Wyciągnęłam niepewnie dłoń i patrzyłam z lekkim niepokojem na to, co robił Chanyeol. Chłopak złapał moją dłoń i powoli przesuwał płomyk. Po chwili nad moją dłonią unosił się malutki płomyczek ognia, którego kontrolował Chanyeol. Uśmiechnęłam się.
- Niby to ty trzymasz ten ogień, ale i tak się czuję, jakbym to ja go trzymała- powiedziałam nie spuszczając wzroku z dłoni- Możesz teraz go rzucić, tak jak to robiłeś, ale ja machnęłabym ręką tak, że wyglądałoby to, jakbym ja to wrzucała?- zapytałam chaotycznie, a chłopak z uśmiechem kiwnął głową.
- Uwaga, raz...dwa... trzy.- powiedział i zrobiliśmy to tak, jak poprosiłam.
Siedzieliśmy na podłodze obok kominka i dalej rozmawialiśmy.
- Jesteś naprawdę fajnym facetem. Szkoda, że poznaliśmy się tutaj, a ty jesteś żywiołem, a nie zwykłym chłopakiem, ale i tak bardzo się ciesze, że cię poznałam.- powiedziałam i lekko go uderzyłam w ramię.
- Ja też się cieszę, że Sehun właśnie ciebie upolował.- powiedział i się zaśmiał.
Uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok na moje ręce, którymi zaczęłam odruchowo się drapać.
- Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę.- powiedział i skierował moją twarz w jego kierunku.
Spojrzałam w jego brązowe oczy i zauważyłam, że chłopak się przybliża... a ja jakoś nie chciałam się odsunąć. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki i szybko usiedliśmy na kanapie tak, jakby się nic nie stało... bo się przecież nie stało, co nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top