XXXIX. Something To Save

— Jak się ma mój drugi ulubiony Austriak? — Usłyszałem wesoły głos Gregora, a po chwili poczułem, jak usiadł obok mnie. 

Akurat wiązałem buty, przygotowując się do pierwszej serii konkursu w Wiśle, i w jednej chwili odechciało mi się skakać. W zasadzie to nie miałem ochoty nawet się podnosić, ale doskonale wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał zmierzyć się z Gregorem. Dlatego też powoli wyprostowałem się i obdarzyłem go najszczerszym uśmiechem na jaki było mnie wobec niego stać. 

— Niech zgadnę, pierwszym jesteś ty? — rzuciłem w odpowiedzi na jego zaczepkę. 

Gregor sam rozpromienił się, słysząc moją odpowiedź i szturchnął mnie lekko w ramię. 

— Widzisz, nigdy nie wątpiłem w twoją inteligencję. 

Kiwnął głową z uznaniem, choć wiedziałem, że zrobił to raczej sarkastycznie. Musiałem jednak przyznać, że wyglądał zaskakująco dobrze po tym jak go wczoraj załatwiłem. Na pierwszy rzut oka prezentował się normalnie. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się jego twarzy można było dostrzec małe, sine plamki wokół nosa. Momentalnie zrobiło mi się głupio, że go tak potraktowałem, mimo że wciąż uważałem to za słuszne. 

— Przepraszam za wczoraj — zacząłem ponuro. — Chyba nie powinienem... no wiesz. 

Wskazałem dyskretnie na swój nos, mając na myśli to, co zrobiłem z tym jego. Nie żebym jakoś specjalnie żałował tego ciosu, ale przeprosiny należały się nawet Gregorowi. Poza tym wchodziły one w część planu, który ustaliliśmy w nocy ze Stefanem i musiałem przyznać, że nie sądziłem, że tak szybko zacznie działać. 

Schlieri spojrzał na mnie uważnie, zupełnie jakby nie spodziewał się przeprosin z mojej strony, ale w końcu przyjął je, kiwając głową. 

— Oficjalna wersja jest taka, że przywaliłem w bagażnik — powiedział na tyle cicho, bym tylko ja usłyszał zmyśloną wersję. — Jeszcze tego by brakowało, by reszta dowiedziała się, że mi przywaliłeś. Fatalny PR. I mam tu na myśli nas obu.

Z entuzjazmem przyjąłem taką wersję wydarzeń. W sumie to sam nie wiedziałem, co wmówił innym Gregor, kiedy tamtej nocy wrócił do pokoju z rozbitym nosem. Kompletnie o tym zapomniałem. Przecież mógłby mnie swobodnie wydać albo wykreować jeszcze jakąś inną oczerniającą mnie historię. Ale jak widać, dokładnie przemyślał swoją sytuację. Zacząłem nawet dziękować losowi za to, że Gregor miał tak wybujałe ego. Gdyby nie ono, pewnie już dawno zleciałaby się do mnie zgraja skoczków pytająca o moją wersję wydarzeń. 

— To jak? Jest tam na dole? — Schlieri ponownie szturchnął mnie w ramię i wskazał na dół zeskoku. 

Dopiero po chwili zrozumiałem co i kogo miał na myśli. Powstrzymałem się, by nie przewrócić oczami — w końcu miałem plan, którego musiałem się trzymać. Dlatego bez żadnego zawahania rzuciłem:

— Tak, wraz ze swoimi trzema siostrami. Brunetką, blondynką i rudą. Możesz sobie wybrać, którą chcesz. 

Gregor spojrzał na mnie wymownie. Doskonale wiedział, że nie mówiłem poważnie, ale musiał być naprawdę naiwny jeśli sądził, że powiem mu prawdę w takim miejscu. Poza tym sądziłem, że zależało mu bardziej na nakryciu mnie na gorącym uczynku, a nie na słownym wyjawieniu mojej tajemnicy. Cały wczorajszy dzień czułem, jak Gregor za mną chodził, i nie mogłem zgubić go nawet na chwilę. Na szczęście złapałem oddech podczas kwalifikacji, do których on musiał podejść, a ja mogłem podziwiać jego poczynania w telewizji. Musiałem przyznać, że to były najprzyjemniejsze dwie godziny wczorajszego dnia.

— Nie rozumiem. — Wzruszyłem ramionami i schyliłem się, by zawiązać drugi but. — Przecież doskonale wiesz, że nic ci nie powiem. Po co próbować? 

Odpowiedź nadeszła szybciej niż myślałem, kiedy i Gregor schylił się, by dosięgnąć swoich butów.

— Teraz kiedy wiem, że można cię zdenerwować, mam niepohamowaną ochotę zrobić to jeszcze raz.

Klepnął mnie dwa razy w ramię, po czym wstał, zostawiając mnie z takim tajemniczym komentarzem. Chwilę wpatrywałem się w jego plecy, gdy szedł w stronę wyjścia — nie miał pucharowych punktów, dlatego skakał nieporównywalnie wcześniej ode mnie, a to był już jego czas. Próbowałem zrozumieć, co chciał osiągnąć tą uwagą, ale nie pozwoliłem, by zatruła mój umysł, a w szczególności nie przed konkursem. Jedyne, czego mogłem być pewien po tej krótkiej wymianie zdań, było to, że i Gregor miał wymyślony dokładny plan działania.

Przeniosłem wzrok na Stefana rozciągającego się w rogu sali. Od jakiegoś czasu dyskretnie przyglądał się moim poczynaniom z Gregorem, a kiedy ten wreszcie zniknął, Kraft spokojnie posłał mi ciekawskie spojrzenie. Nieznacznie pokręciłem głową w odpowiedzi, na co Stefan wyraźnie się uspokoił. Sam nie uważałem minionej rozmowy za niebezpieczną, ale miałem przeczucie, że to nie był koniec wrażeń na dzisiaj. 

~~~

Tak jak sądziłem, sobota wyjątkowo okazała się pełna wrażeń. Stefan wskoczył na podium, zajmując drugie miejsce, ale jak sam mi potem mówił, wcale nie przeszkadzało mu to, że nie wygrał. W końcu przegrał jedynie ze Stochem, a kiedy przegrywało się ze skoczkiem, który skakał u siebie, to nie można było uznać tego za porażkę. Poza tym sam widziałem, jak wymieniali między sobą przyjazne uśmiechy na podium. W zasadzie to cała trójka była wybitnie zadowolona, przecież na trzecim miejscu znalazł się też Wellinger. Dla Stefana musiało to być idealne podium, choć miałem nadzieję, że chciałby mieć i mnie obok siebie. 

Stałem i przyglądałem się całej ceremonii bez strachu, że znowu wpadnę na Gregora. Całe szczęście odpadł dzisiaj po pierwszej serii i nie musiałem już na niego patrzeć do końca konkursu. Dla odmiany miałem przy swoim boku bardzo przyjemne towarzystwo w postaci Stephana, który niemal nie skakał z radości, widząc Andiego na podium. 

Kiedy Kamil odbierał zwycięskie trofeum, Niemiec nachylił się w moją stronę.

— Słyszałem, że Gregor przywalił w bagażnik — zachichotał. 

Spojrzałem zupełnie poważnie na Stephana, kiedy przypomniałem sobie, że przecież był częściowym świadkiem mojej konfrontacji z Gregorem. Wtedy na korytarzu obiecał, że nic nie powie o mojej jednodniowej karierze bokserskiej i cieszyłem się, że zdecydował się dotrzymać obietnicy. Uśmiechnąłem się do niego, starając się w ten sposób podziękować mu za swoją dyskrecję.

— Tak, najwyraźniej nie wszyscy potrafią obsługiwać auto — rzuciłem sarkastycznie, na co Leyhe uśmiechnął się w ten jeden charakterystyczny dla niego sposób. 

— Wpadniecie dzisiaj do nas? — zaproponował nagle, a kiedy zobaczył moją nieprzekonaną minę, kiwnął głową w stronę podium i sprecyzował: — Jakby nie patrzeć, nasze dwa pokoje mają co świętować. 

No tak, przecież zarówno Stefan jak i Andreas gościli dzisiaj na podium. Uznałem propozycję Niemca za kuszącą z tym, że istniał jeden mały szczegół:

— Z chęcią wpadniemy, o ile fanki pozwolą. 

Niemal od razu po tym zdaniu rozbrzmiał hymn, do którego zdążyłem się już przyzwyczaić. Nic jednak nie mogło mnie przygotować na taki tłum ludzi śpiewający go a cappella — ta sztuka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie, co czuł w takim momencie Kamil stojący na najwyższym stopniu podium, ale musiało być to niesamowite uczucie. Zapewne podobnie myślał Stephan, którego wzrok, podobnie jak mój, uciekał w stronę polskich kibiców. Dopiero po hymnie Leyhe ponownie na mnie spojrzał i z uznaniem pokiwał głową. 

— Masz rację, może być ciężko. 

I faktycznie tak było, bo kiedy ja znalazłem się już w hotelu, Stefan wysyłał mi agresywne esemesy, sugerujące z iloma rzeczami jeszcze musiał się uporać. Współczułem mu, musiał być naprawdę zmęczony, ale z drugiej strony wiedziałem, że ogromnie cieszył się z sukcesu. Imprezę na jego cześć zacząłem sam w pokoju Niemców. Wraz ze Stephanem uznaliśmy, że nie będziemy czekać na nich osobno, skoro możemy razem. I tak w kulturalnej atmosferze przesiedziałem dwie godziny rozmawiając z przesympatycznym Niemcem. Nigdy nie sądziłem, że Stephan mógłby być taki rozmowny, ale jak widać pozytywnie się zaskoczyłem.  

W końcu do pokoju wszedł obładowany torbami Wellinger. To dało mi jasny znak, że i Stefan musiał już być w pokoju. Mając na uwadze stan w jakim znajdował się Andi, obstawiałem, że raczej się z nim już nie zobaczę tego wieczora. Dlatego też kulturalnie pożegnałem się z Niemcami i wyszedłem na korytarz. 

Wracając do pokoju, wpadłem na Karla, który z marnym skutkiem dobijał się do pokoju naprzeciwko, mrucząc pod nosem niezbyt cenzuralne słowa. Był mocno zirytowany, co lekko mnie zdziwiło; w końcu Niemiec zawsze wyglądał na spokojnego i pozytywnego człowieka. Z jednej strony nie chciałem go bardziej prowokować, ale chyba gdzieś w głębi chciałem wiedzieć, co sprowokowało Geigera do takiego zachowania.

— Coś się stało? — zapytałem ostrożnie, tak żeby nie wyjść na dość wścibskiego. 

Niemiec momentalnie odwrócił się w moją stronę i speszony spuścił wzrok, zupełnie jakby został na czymś przyłapany. Uspokoił się i szybko schował ręce za siebie, próbując ukryć fakt, że jeszcze przed chwilą dobijał się nimi do drzwi. Taka kompletna zmiana zachowania Karla zdziwiła mnie jeszcze bardziej, podobnie jak chwilę później wydukane zdanie. 

— Nie... nie. Wszystko w porządku. 

To oczywiste, że przecież nie było, ale najwyraźniej Niemiec nie chciał podzielić się ze mną palącym go problemem. Posłałem mu ostatnie kontrolne spojrzenie, dając szansę na wytłumaczenie się, ale kiedy z niej nie skorzystał, spokojnie przeszedłem obok niego. Uniosłem ręce w obronnym geście, sugerując, że nie mieszam się w nie swoje sprawy i udałem się w stronę mojego pokoju. Doskonale wiedziałem, co robię, bo chwilę potem osiągnąłem swój cel.

— Michael, poczekaj — zawołał za mną Niemiec, a kiedy się odwróciłem, dodał niepewnie: — Widziałeś... widziałeś gdzieś Markusa? 

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że staliśmy przed pokojem należącym do tego najbardziej ekspresywnego z Niemców. Nie wiedziałem, po co był mu Markus i tym bardziej, dlaczego tak emocjonalnie próbował dostać się do jego pokoju, ale zdecydowałem się pomóc Karlowi. Choć nie wiem, czy moją odpowiedź można było uznać za pomoc. 

— Wybacz, ale nie widziałem go nigdzie. — Pokręciłem głową, ale kiedy Geiger zrezygnowany złapał się pod boki, podsunąłem mu pewien pomysł. — Dzwoniłeś do niego?

Niemiec w odpowiedzi uniósł telefon do góry i rzucił mi wymowne spojrzenie.

— Nie odbiera. Poza tym słyszę jego dzwonek za drzwiami. 

— Skoro zostawił telefon w pokoju to na pewno nigdzie nie wyszedł — wywnioskowałem, a po przejrzeniem w głowie wszystkich pokoi, w których Niemiec mógłby się potencjalnie znajdować, dodałem: — Sprawdzałeś u Manuela?

— U Manuela? 

To było pierwsze miejsce, które przyszło mi na myśl. Chłopaki bardzo dobrze się dogadywały, zresztą sam byłem tego świadkiem, kiedy na siłę próbowałem spędzać czas z Markusem. Poza tym Manuel zajął, jak na niego, dość wysokie miejsce w konkursie, bo szóste, dlatego sądziłem, że chciał to opić w doborowym towarzystwie. Dlatego gdy Karl powtórzył imię Fettnera z niekrytym zdziwieniem, odpowiedziałem mu wymownym gestem sugerującym, że chłopaki najprawdopodobniej piją. Miałem wrażenie, że Geiger początkowo nie zrozumiał mojej aluzji, ale zanim zabrałem się za niezręczne wyjaśnienia, Niemiec w końcu pokiwał głową. 

— Ach, no tak. To ma sens. 

W zasadzie mógłbym zostawić Karla z tą informacją, ale ciekawość wygrała z rozsądkiem, co zdarzało się u mnie nadzwyczaj rzadko, i w końcu spytałem.

— Po co ci Markus?

Geiger zwlekał chwilę z odpowiedzią, ale chwilę potem dodał:

— W zasadzie to bardziej potrzebuję klucz do pokoju. Jestem kompletnie padnięty i naprawdę chciałbym się położyć. 

Chwilę zajęło mi połączenie wątków. Zdenerwowany Karl, brak klucza, poszukiwanie Markusa — wszystko nabrało sens, poza jednym szczegółem. 

— Jesteście razem w pokoju? — wymsknęło mi się. 

Tak naprawdę wcale nie chciałem tego powiedzieć; czułem, że w ten sposób będę nieuprzejmy. A jednak moja świadomość nie upilnowała mojego ciała i chwilę potem musiałem zderzyć się ze zmieszanym spojrzeniem Karla. Początkowo było mi głupio, że nie wpadłem na to wcześniej, ale po chwili uświadomiłem sobie, że moje wątpliwości wcale nie były bezpodstawne. W końcu kilka tygodni temu, kiedy odwiedzałem Markusa w pokoju w Ga-Pa, mieszkał sam. Nie wiem, co się zmieniło w ich kadrze, że nagle nastąpiła taka zmiana, ale już zacząłem współczuć Geigerowi tego całego bałaganu, który zostawiał po sobie Eisenbichler. Choć, gdyby spojrzeć na to logicznie, to miałem wrażenie, że Karl jako jedyny byłby w stanie znieść humory Markusa. 

Niemiec nie odpowiedział na moje pytanie, ale i nie musiał. Kiwnął niemrawo głową i rozłożył ręce, sugerując, że tak akurat wyszło. Zrobiło mi się go szkoda. Czekał tu tak samotnie, kiedy jego współlokator szalał w najlepsze. Gdybym to ja był na miejscu Karla, a to Stefan latałby gdzieś pijany z Fettnerem, to chyba wyzedł bym z siebie i stanął obok. 

— Zawsze możesz pójść do recepcji po drugi klucz — zaproponowałem. Dziwne, że dopiero teraz przyszło mi do głowy to najbardziej logiczne rozwiązanie. 

— Ach, no tak. Nie pomyślałem. — Karl uśmiechnął się krzywo, zupełnie jakby chciał przeprosić mnie za swoje nierozgarnięcie. — Dzięki za pomoc.

Kiwnąłem jedynie głową, zapewniając go, że to nie był wielki problem. Poszliśmy razem korytarzem aż do klatki schodowej, gdzie Niemiec jeszcze raz mi podziękował i zszedł na dół w stronę recepcji. Sam udałem się do pokoju, ale wciąż nie mogłem pozbyć się dziwnego uczucia towarzyszącego mi od spotkania Geigera. Niby był to zwykły przypadek, w końcu ile razy ja szukałem Krafta tylko po to, by odzyskać kluczyk do pokoju, ale coś w zachowaniu Niemca nie dawało mi spokoju. Zanim jednak mógłbym ponownie zaangażować się w totalnie niedotyczącą mnie sprawę, po prostu pokręciłem głową i wszedłem do pokoju. 

Mało co nie potknąłem się o Stefana, który leżał plackiem na podłodze. Miał zamknięte oczy, a ręce szeroko rozłożone i wyglądał jak mała Krafcikowa rozgwiazda na ciemnoniebieskim dywanie. Nawet nie zareagował, kiedy poczuł zimne powietrze, które wpuściłem, wchodząc do pokoju. Ciekawiło mnie, co też sprowokowało takie zachowanie Stefana, ale zanim zdążyłem o to spytać, moja altruistyczna dusza przejęła kontrolę nad moim umysłem i zadałem zupełnie inne pytanie:

— Widziałeś Markusa?

Mentalnie zbeształem się za te słowa, bo przecież miałem zostawić tę sprawę w spokoju, a tymczasem postąpiłem zupełnie odwrotnie. Samemu Kraftowi nie spodobało się to pytanie, bo chwilę później mruknął:

— Nie i nie chcę wiedzieć. Chcę... leżeć. 

To stwierdzenie zaciekawiło mnie jeszcze bardziej, dlatego zaintrygowany stanąłem nad Stefanem, który wciąż nie otworzył oczu. Nie wyglądał źle, ale podświadomie zaczął martwić mnie jego stan, dlatego musiałem kontrolnie spytać:

— Wszystko dobrze? 

— Fatalnie — mruknął, przez co natychmiast kucnąłem przy jego boku, gotowy interweniować. Na szczęście chwilę potem Stefan rozwiał moje obawy. — Nie mam na nic siły. Te fanki wyssały ze mnie całą energię. Ja nie wiem, jak to się dzieje. Idę sobie spokojnie, a tu rzuca się na mnie cały tabun. Masz szczęście, że wyszedłem z tego cało. Pod tym względem Polska potrafi być przerażająca. 

Zaśmiałem się. Jednak Stefan miał rację. Sam doskonale wiedziałem, że będzie nam trudno przetrwać dwa weekendy z rzędu w Polsce. To miejsce było magiczne pod wieloma względami, o których chociażby dowiedziałem się przedwczoraj na nocnym spacerze, ale nie tylko one stanowiły o wyjątkowości tego kraju. Zawsze przyjemnie się tu skakało za sprawą kibiców, którzy dopingowali w zasadzie wszystkich, nie tylko swoich zawodników. A gdy patrzyłem na trybuny z przymrużeniem oka to powiewające biało-czerwone flagi wyglądały prawie jak te czerwono-biało-czerwone. Lecz dużo z tych fanów oczekiwało czegoś w zamian za takie kibicowanie. I nie żartuję, mówiąc, że napadali na nas praktycznie wszędzie. Dlatego rozumiałem stan, w którym znalazł się Stefan. I choć było mi go żal, to w głębi cieszyłem się, że nie zdarzyło się to akurat mnie. 

— Nie chcesz położyć się na łóżku? — spytałem troskliwie, ale Stefan niemal od razu skulił się i przewrócił na bok. Wiedziałem już, że nie wstanie z podłogi.  

Westchnęłam i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniały. Nachyliłem się nad swoją walizką, a gdy nie znalazłem tam poszukiwanej przeze mnie koszulki, zerknąłem do bagażu Stefana. Oczywiście połowa moich rzeczy znajdowała się właśnie tam i nie zdziwiłem się, kiedy wyciągnąłem ze środka niebieską koszulkę. Zdziwiłem się, bo nie pamiętałem, żebym ją tam chował, ale chyba nie chciałem wiedzieć, jak się tam znalazła. Wzruszyłem ramionami i udałem się do łazienki. Sam marzyłem, by choć na chwilę się położyć, choć niekoniecznie na podłodze. 

Zdążyłem zatrzasnąć się w łazience, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Potem dosłyszałem jedynie ciche narzekanie Krafta, kiedy podnosił się z podłogi i rozmach z jakim otwierał drzwi nowo przybyłej osobie. Początkowo żałowałem, że to nie ja otworzyłem drzwi, w końcu wtedy Stefan mógłby sobie dalej spokojnie leżeć, ale kiedy uświadomiłem sobie, kto do nas przyszedł, dziękowałem niebiosom, że byłem już w łazience. 

— Gregor z łaski swojej, możesz dać mi odpocząć, jestem padnięty — narzekał Stefan, ale miałem wrażenie, że Schlieri nic sobie z tego nie robił. 

— Na pewno nie mniej niż ja — mruknął w odpowiedzi, a ja oczami wyobraźni widziałem tę jego triumfalną minę. — Ale to nie do ciebie przyszedłem. Szukam Michaela. 

Tak myślałem, że to właśnie ja byłem celem jego wizyty, ale kompletnie nie miałem pojęcia, o czym chciałby ze mną rozmawiać. To znaczy wiedziałem, jaki temat poruszy, przecież nie przyszedł spytać o moje samopoczucie. Pewnie miał już ułożony jakiś podstęp, na który nie byłem przygotowany, dlatego wciąż siedziałem cicho, czekając na rozwój wydarzeń. 

— Oj już daj mu spokój. Późno jest. Pogadacie jutro. Idź się połóż. Sen dobrze robi na cerę. 

Nie widziałem miny Gregora, ale musiała być bezcenna. Sam wyszczerzyłem zęby jak głupi, słysząc odpowiedź Krafta, która swoją drogą była wybitnie dobra. Stefan zawsze gdy był zdenerwowany, wymyślał najlepsze odpowiedzi, ale nigdy specjalnie go do tego nie prowokowałem. Choć może kiedyś powinienem. Tak na próbę.  

— Stefan, a ty od kiedy masz papiery adwokackie, co? — rzucił z przekąsem Gregor i byłem przekonany, że przy tym oparł się z założonymi rękami o framugę. — Chyba Michael umie mówić w swoim imieniu, nie? 

Usłyszałem kroki i wiedziałem już, że Schlieri musiał przepchnąć się obok Stefana w głąb pokoju. Pewnie porządnie się zdziwił, kiedy nie zastał mnie przy swoim łóżku. To sprawiło, że wpadł mi do głowy całkiem przekonujący pomysł. Był on jednak zależny od tego, jak zachowa się Stefan, dlatego musiałam cierpliwie czekać. 

— Nie ma go tu? — zdziwił się Gregor. — Wychodził?

— Nie wiem, spałem dopóki mnie nie obudziłeś — warknął Stefan. — Poza tym nie jestem jego matką, by go pilnować dwadzieścia cztery na siedem.

Wewnętrznie ucieszyłem się z takiej postawy Stefana. Kłamał Gregorowi w żywe oczy, ale robił to tak przekonująco, że nawet i ja na jego miejscu bym się nabrał. Wiedziałem, że był naprawdę zdenerwowany na wizytę Schlieriego — wcale nie musiał udawać, by brzmieć prawdziwie. Sam byłbym wściekły, gdyby ktoś przerwał mi drzemkę. Mimo wszystko fakt, że Kraft udawał obojętnego, był mi bardzo na rękę. W ten sposób odsuwał od siebie podejrzenia, a na tym zależało mi najbardziej. Miałem tylko nadzieję, że Gregor nie wpadnie na genialny pomysł przeszukiwania pokoju.

— Przecież wy wszędzie chodzicie razem. 

— Najwyraźniej nie — rzucił stanowczo, a potem dodał z większym wyrzutem: — Mogę już wrócić do łóżka?

— Czyli nie wiesz też gdzie znika wieczorami? Ani z kim? 

Na to pytanie Stefan nie odpowiedział, a ja dałbym dużo, by zobaczyć jego mowę ciała. Miałem nadzieję, że uda mu się utrzymać tę całą fasadę — wierzyłem, że nawet ktoś tak dociekliwy jak Gregor go nie złamie. Doskonale widziałem, że jak Kraft się na coś uprze, to to osiągnie, a mogłem w ciemno zakładać, że moje dobro, było jednym z jego priorytetów — podobnie jak jego było moim. 

— Nie udawaj, na pewno ci powiedział — naciskał dalej Gregor. 

— Nawet jeśli, to naprawdę sądzisz, że ci powiem? Daj spokój Gregor. Nie ma co tego rozgrzebywać. Zresztą sam pomyśl. Ile my się znamy? Michael i jakieś potajemne spotkania na boku z kimkolwiek? To nie w jego stylu. Prędzej sam by sobie coś zrobił, niż skrzywdził kogoś w ten sposób. 

Zdziwiła mnie taka opinia Stefana, ale miło było słyszeć, że właśnie tak mnie postrzegał. Pewnie jeszcze do tego sezonu bym się z nim zgodził, ale przecież oboje mieliśmy świadomość, że ten jeden raz utrzymanie wierności nie wyszło mi najlepiej. Choć jak się później okazało, nie była to wcale taka zła decyzja. Mimo wszystko wciąż uważałem się za osobę dość spokojną i nie szukającą dodatkowych wrażeń, a przynajmniej taki mój wizerunek próbował sprzedać Gregorowi Stefan.

— Przecież wiem — burknął w odpowiedzi Schlieri. — On jest zawsze taki perfekcyjnie ułożony. A jednak doskonale wiem, co słyszałem wtedy za hotelem. Tego się nie wyprze. 

— To sam już nie wiem — westchnął Stefan i mogłem się założyć, że rozłożył bezradnie ręce. — Może miał potajemną schadzkę z Borkiem, by mu w dzisiejszym konkursie lepsze warunki wyczarował. 

Natychmiast zasłoniłem usta dłonią, by nie zaśmiać się z wydumanej histoiri Stefana. Musiałem przyznać, że była całkeim dobra, ale mojego zdania najwyraźniej nie podzielał Schlieri, który rzucił ostrzej niż przed chwilą:

— Jesteście siebie warci. 

Usłyszałem jego ciężkie i zdeterminowane kroki, kiedy w szybkim tempie szedł w stronę wyjścia. Pospiesznie odsunąłem się od drzwi, przy których podsłuchiwałem większość z ich konwersacji, by przypadkowo nie zdradzić swojej obecności. Lecz zanim Gregor wyszedł z pokoju, usłyszałem krzyczącego za nim Kratfa:

— Dam mu znać, że wpadłeś!

Chwilę potem drzwi od naszego pokoju zostały zamknięte na klucz, a ja mogłem z powrotem swobodnie oddychać. Adrenalina zdecydowanie buzowała w moich żyłach i czułem, że nawet jakbym chciał, to szybko dzisiaj nie zasnę. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi łazienki i chwilę później wpuściłem Stefana do środka. 

Przepchnął się obok mnie stanowczo i udał się w stronę wanny. Widziałem, że był mocno nabuzowany; zapewne wciąż targały nim przeróżne emocje po konfrontacji z Gregorem. Obserwowałem, jak chodził w tę i z powrotem, aż w końcu obrócił się w moją stronę. 

— Już rozumiem, dlaczego mu przywaliłeś. 

Uśmiechnąłem się, słysząc taki komentarz z jego ust. Szczerze, to chyba nigdy nie spodziewałem się, że to powie. Jednak jak się okazało, istniała jedna osoba, która potrafiła wyciągać z nas wszystko, co najgorsze. 

— Jak mówił, to zastanawiałem się, czy nie zrobić tego samego. 

Zacisnął dłonie w pięści, ale po chwili rozluźnił uścisk i wziął głęboki wdech. Powoli nabrał powietrze i równie powoli je wypuścił. Potrzebował kilku takich oddechów, by się uspokoić, a kiedy znalazł się w pożądanym stanie, westchnął zrezygnowany i oparł się o wannę. Musiałem pochwalić go za jego zachowanie wobec Gregora — bardzo mi w ten sposób pomógł, a przede wszystkim odsunął od siebie podejrzenia. 

— Hej, byłeś świetny. — Położyłem dłoń na jego ramieniu, przez co musiał podnieść głowę, by na mnie spojrzeć. 

— Dzięki — mruknął. — Dobrze, że to wcześniej ustaliliśmy. W przeciwnym razie nie wiem, czy dałbym radę. 

To prawda, ostatniej nocy rozważyliśmy wszystkie możliwe strategie i zdecydowaliśmy się namieszać Gregorowi w głowie tyle ile się tylko dało. Jak widać taka taktyka opłaciła się, a przynajmniej tego wieczora. 

— Świetnie. Teraz jestem zmęczony i zdenerwowany — naburmuszył się i założył ręce na piersi. Wyglądał przy tym jak dziecko, któremu wujek Gregor właśnie zabrał lizaka, co sprawiło, że się uśmiechnąłem i usiadłem obok niego na wannie. — Teraz na pewno nie zasnę. 

— Może tym razem spróbujesz położyć się w łóżku — zażartowałem, na co Stefan posłał mi wymowne spojrzenie. — No co? Słyszałem, że pomaga. 

Kraft miał dość mojego humoru; ja na jego miejscu pewnie sam nie miałbym nastroju do żartowania. Ale najwyraźniej fakt, że uniknąłem konfrontacji z Gregorem sprawił, że miałem więcej energii niż normalnie, czego oczywiście nie mogłem powiedzieć o Stefanie. On jedynie wstał, szturchając mnie lekko w ramię i udał się w stronę pokoju. 

— Spróbuję tej twojej innowacyjnej metody — rzucił sarkastycznie i z krzywym uśmieszkiem na ustach zniknął za rogiem. A kiedy usłyszałem, jak rzucił się na łóżko, mogłem swobodnie odkręcić wodę. 



~~~

Mała prywatka od autorki.

Wybaczcie mały (tygodniowy) poślizg, ale już wracam do formy. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, bo postanowiłam trochę namieszać 😈 Sami zobaczycie!

Takie tam, jakbyście chcieli poczytać o czymś nieskocznym, to zapraszam do mojego nowego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba 🙈

Życzę miłego życia.

Unpopular opinion: Brakuje mi Karla w żółtym plastronie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top