XXXI. Nobody Wants To Be Lonely
Obudził mnie dźwięk rozbijanego szkła. Gwałtowne podniosłem się, by zidentyfikować źródło hałasu. Jak się okazało Severin stał na środku pokoju nad okazałą kałużą, w której pływały mniejsze bądź większe kawałki szkła. Zapewne przez przypadek upuścił szklankę.
— Wybacz — speszył się Niemiec. — Zaraz sprzątnę. Uważaj, jak chodzisz.
Kiwnąłem głową i musiałem powstrzymać się, by nie przewrócić oczami. Choć z drugiej strony wcale nie przeszkadzała mi nieposprzątana podłoga. I tak nie miałem zamiaru wstawać z łóżka.
Severin zaczął krzątać się po pokoju, a ja ponownie się położyłem. Przykryłem twarz poduszką, próbując ukryć się przed promieniami słońca, które barbarzyńsko wdzierały się do pokoju. Gdybym tylko mógł to zgasiłbym to cholerstwo. Austriackie słońce jednak nie było takie wspaniałe, jak sobie wyobrażałem.
Musiałem zdrzemnąć się na chwilę, bo ponownie odzyskałem świadomość, kiedy usłyszałem zamykające się drzwi od pokoju i towarzyszące im ciche szepty. Usiadłem na swoim łóżku, próbując dowiedzieć się więcej o zaistniałej sytuacji. Pewnie Richi wrócił po swoje rzeczy, a zapewne widok mnie rozwalonego plackiem na jego łóżku, nie mógłby być nadzwyczaj przyjemny.
Zacząłem doprowadzać się do porządku, ale kiedy ponownie zauważyłem Freunda, coś mi nie pasowało. Gdyby wpadł do nas Freitag, zachowywałby się normalniej, luźnej. A tym czasem Niemiec stał spięty niczym agrafka i speszony zdążył wydukać tylko jedno zdanie:
— Umm. Michael? Chyba masz gościa.
Severin lekko zmieszany wszedł w głąb pokoju. Podrapał się nieśmiało po karku, wskazując ręką na nowo przybyłą osobę. Posłałem mu pytające spojrzenie, po czym odwróciłem wzrok we wskazanym przez Niemca kierunku. Zacząłem obawiać się niespodziewanej wizyty, ale chwile później zza rogu powoli wychyliła się Claudia. Kamień spadł mi z serca, choć wciąż mocno zastanawiała mnie jej obecność.
Patrzyłem się na nią w poszukiwaniu odpowiedzi. Wyglądała na mocno roztargnioną i niewyspaną. Sam musiałem nie najlepiej się prezentować, bo i Claudia przyglądała mi się uważnie.
— Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś.
Może dlatego, że wszystko, wraz z moim telefonem, zostało w tamtym pokoju? Ale tego wolałem jej nie mówić, może sama się już domyśliła.
— Powiedzieli mi, że jesteś tutaj — tłumaczyła się, widząc wzrok wciąż sceptycznego Niemca, po czym dodała nieco łagodniej: — Jak się czujesz?
Wiedziałem, że było to tylko pytanie kontrolne, dlatego powoli kiwnąłem głową. Nie mogłem w zasadzie powiedzieć nic więcej, w końcu Severin uważnie nas obserwował. Zresztą sam nie miałem pojęcia, co więcej mógłbym dodać. Jeśli to było możliwe, wolałbym już nic nie mówić. Dlatego kiedy Claudia nie usłyszała żadnej konkretnej odpowiedzi, przepchnęła się w głąb pokoju i stanęła nade mną.
— To dobrze. Idziemy?
Ściągnąłem brwi, zdziwiony, a może zniesmaczony, jej propozycją. Nie miałem zamiaru ruszać się z tego pokoju, nie ważne gdzie miała zamiar mnie zaciągnąć.
— Ale... — próbowałem protestować.
— Chodź.
Złapała mnie za nadgarstek i chcąc nie chcąc musiałem za nią pójść. Pomachałem Severinowi na pożegnanie, serdecznie dziękując za użyczenie mi schronienia na jedną noc. Odpowiedział mi mocno zmieszanym, ale szczerym uśmiechem. Miałem tylko nadzieję, że Niemiec nie odnajdzie w sobie wewnętrznego Koflera i nie będzie zawracał mi głowy, próbując dociekać prawdy.
Kiedy znaleźliśmy się już na korytarzu, nie rozumiałem dlaczego Claudia wciąż ciągnęła mnie za sobą. Uparła się i nie chciała puścić mojego nadgarstka, zupełnie jakby bała się, że za nią nie pójdę. Przyholowała mnie na inne piętro i dopiero w połowie długiego korytarza, zrozumiałem dokąd zmierzamy.
W jednej chwili zatrzymałem się i nie było siły, która zmusiłaby mnie do pójścia dalej. Claudia odwróciła się, widząc, że jej starania przestały być efektywne i spojrzała na mnie zdziwiona. Jeszcze raz szarpnęła mnie za rękę, próbując zmienić moje zdanie, ale byłem nieugięty.
— Nie chcę tam iść — oznajmiłem.
Puściłem zrezygnowany ręce wzdłuż ciała i spuściłem głowę. Naprawdę jeszcze nie byłem gotowy, by tam wracać. Miałem nadzieję, że jeśli wejdę do tego pokoju, to tylko po to, by zabrać swoje rzeczy przed podróżą. Po wszystkim, co się tam wydarzyło, dziwiłem się, że Clauida próbowała mnie tam z powrotem zaprowadzić. Podobnie też nie rozumiałem jej zaskoczonego spojrzenia.
— Przecież byłaś tam wczoraj. Wiesz, dlaczego nie chcę wracać.
Czy naprawdę musiałem jej przypominać, dlaczego nie byłem w nastroju na powrót? Choć z drugiej strony ciekawiło mnie z jakiego powodu ją aż tak ciągnęło do tego pokoju.
— Wiesz przecież... — zacząłem się tłumaczyć, ale szybko weszła mi w słowo:
— Marisa tam jest. Rozmawiają.
Przerwałem w połowie zdania i stałem dłuższą chwilę z wciąż otwartymi ustami. Zaskoczyła mnie. Czyżby Stefan wreszcie poszedł po rozum do głowy i zdecydował się wtajemniczyć blondynkę w nasz związek? Najwyższa pora. Szkoda tylko, że wpadł na to tak późno. Ciekawiło mnie, co skłoniło go do zmiany zdania, skoro jeszcze wczoraj nie pałał entuzjazmem na myśl o tej rozmowie. Sam na to wpadł przez noc czy może ktoś mu w tym pomógł?
— Jak to? — wydukałem.
Sądziłem, że może Claudia chociaż po części odpowie na moje pytania. Ale widząc moje zmieszanie, jedynie spojrzała się na mnie zdziwiona.
— Nie wiedziałeś? Przecież kazałeś mi z nią przyjechać.
Po tym wyznaniu zrobiło się jeszcze dziwniej, przecież nie rozmawiałem z nią od wczorajszego wieczoru. Skąd więc założenie, że mógłbym je tu dzisiaj sprowadzić? Rozłożyłem bezradnie ręce, sugerując jej, że nie mam pojęcia o czym do mnie mówi. Claudia zaczęła szukać czegoś po kieszeniach, aż w końcu wyjęła z jednej z nich telefon. Długo wpatrywała się w ekran, aż w końcu pokazała mi jedną z wiadomości. Była wysłana z mojego numeru.
— Ja tego nie wysyłałem.
Przyjrzałem się jeszcze raz ekranowi. To chyba był dobry moment, by przyznać się, że zostawiłem telefon w pokoju. Z tego powodu jedyną, sensowną osobą, która mogła to zrobić był Stefan, w końcu znał hasło. Ale coś w mi w tym nie pasowało. Przecież mógłby po prostu napisać do Marisy, zamiast posługiwać się moim telefonem. Wzruszyłem ramionami, sugerując, że nie znam odpowiedzi na zaistniałą sytuację.
— Jak nie ty, to kto?
Spytała, ale nie zdążyliśmy poznać odpowiedzi. Drzwi od mojego pokoju otworzyły się i wyszła z nich zapłakana blondynka. Widziałem, jak próbowała założyć płaszcz, ale trzęsące się ręce wcale nie ułatwiały jej zadania. Szarpała się z materiałem, jednocześnie oddalając się od drzwi. Kiedy wreszcie oswobodziła dłonie, wyciągnęła z kieszeni kolejne chusteczki i wydmuchała nos.
Dopiero gdy podniosła głowę, zauważyła nas stojących na korytarzu. Wodziła wzrokiem między mną a Claudią i widziałem, że mocno się zastanawia, łącząc kolejne wątki. W jednym momencie obrzuciła nas nienawistnym spojrzeniem i nie zatrzymując się ruszyła w naszą stronę. Przeszła między nami, mając pewność, że nas rozdzieli. Wiedziałem, że zrobiła to specjalnie. Gdybym się nie odsunął, pewnie dostałbym od niej z łokcia. Emitowała aurą złości i rozczarowania, a to była najgorsza możliwa mieszanka. Dlatego nawet kiedy Marisa zniknęła za rogiem, czułem, jak temperatura na korytarzu spadła niemal do zera.
— Lepiej, jak za nią pójdę — zauważyła Claudia, kiwając głową w stronę blondynki. — Ty idź do Stefana.
Miałem nadzieję, że się przesłyszałem. Nie uśmiechała mi się wycieczka do tamtego pokoju, dlatego zaparłem się w miejscu i nawet nie drgnąłem, słysząc jej propozycję. Claudia chciała iść, ale kiedy zauważyła, że ja wciąż stałem niewzruszony bez jakiejkolwiek chęci udania się we wskazaną przez nią stronę, klepnęła mnie lekko w ramię.
— Nie udawaj. Założę się, że kiedy w Engelbergu miałeś taką samą sytuację, to on był przy tobie. Dlatego teraz powinieneś tam iść. — Wskazała ręką na wciąż otwarte drzwi od naszego pokoju. — To trudne, ale jeśli nie możesz tego zrobić jako jego chłopak, to zrób to jako jego przyjaciel.
Ściągnąłem brwi niezadowolony z tego, co usłyszałem. Dobra, Claudia jak zwykle miała rację, ale ja wciąż nie rozumiałem, dlaczego aż tak bardzo chciała nas pogodzić. Jej pomysł sam w sobie nie był głupi. Ja na miejscu Stefana, od razu się na niego rzuciłem, próbując zapomnieć o bolesnym rozstaniu. Zapewne teraz, on musiał czuć to samo. Wiedziałem, że przeżywanie tego w samotności jest okropnym wyborem, ale bałem się, że nie będę w stanie mu pomóc. Nie umiałem rozdzielić naszej przyjaźni od miłości, więc wchodząc do pokoju, nie potrafiłbym zachować się profesjonalnie.
— Nie powinien być teraz sam — nalegała.
— Po czyjej ty stronie jesteś?
Posłałem jej pytające spojrzenie, na które odpowiedziała tym mocno wymownym. Nie oczekiwałem żadnej konkretnej odpowiedzi, ale z drugiej strony kompletnie nie rozumiałem jej zachowania. Jeszcze wczoraj miałem wrażenie, że rozszarpie Stefana gołymi rękami, a teraz każe mi do niego wracać? To nie miało sensu.
Claudia jednak uważała zupełnie inaczej, bo jeszcze raz kiwnęła głową w stronę pokoju. Kiedy spuściłem wzrok, nie mogąc znieść jej rozkazującego spojrzenia, wreszcie odpuściła. Wzięła głęboki wdech i machnęła zrezygnowana rękami, po czym bez słowa pobiegła wzdłuż korytarza, by dogonić zapłakaną Marisę. Odprowadziłem ją wzrokiem i dopiero gdy byłem pewien, że zniknęła za rogiem, odwróciłem się w stronę nieszczęsnego pokoju.
Wiedziałem, że muszę to zrobić, pewnie gdzieś w głębi nawet chciałem to zrobić, ale nie potrafiłem się do tego zabrać. Najtrudniejszy był pierwszy krok - niemal zmusiłem się, by go wykonać. Z każdym kolejnym było coraz łatwiej, ale czułem, że im bliżej drzwi się znajdowałem, tym trudniej było mi oddychać. W końcu odważyłem się i wstrzymując powietrze, zajrzałem do środka.
Stefan z założonymi rękami opierał się o biurko i patrzył się beznamiętnie w podłogę. Jego ramiona lekko się trzęsły, podobnie jak i szczęka, sugerując, że mocno się denerwował. Nie słyszał mnie, kiedy wchodziłem do środka, może to i lepiej. Nie wiedziałem, jak zareaguje na mój widok, tak samo jak trudno było mi przewidzieć moją reakcję. Postanowiłem jednak zamknąć za sobą drzwi na wypadek, gdybym w przypływie zwątpienia chciał uciec na korytarz.
Delikatnie trzaśnięcie wybudziło Krafta z transu. Podniósł głowę, by doszukać się źródła hałasu i wbił swój zaszklony wzrok we mnie. W pewnym momencie miałem wrażenie, że to nie mnie spodziewał się zobaczyć; wydawał się na zaskoczonego, może nawet jeszcze bardziej smutnego, ale nie zdążyłem tego ustalić, bo szybko zamknął oczy.
Stefan próbował stworzyć jakieś sensowne zdanie, ale nie potrafił. Wielokrotnie otwierał usta, ale nie był w stanie wydobyć siebie żadnego dźwięku. W końcu wzruszył ramionami tak, jakby kompletnie się poddał. Schował głowę między dłonie i zaczął energicznie pocierać nimi twarz. Chciał znaleźć rozwiązanie, ale jedynie walczył sam ze sobą. Nie wiedziałem tylko, kto wygrywał.
Nie potrafiłem na niego patrzeć, kiedy był w takim stanie. Czułem, że gdy on cierpiał, ja cierpiałem razem z nim, a z tym nie mogłem sobie poradzić. Nie wytrzymałem. Spanikowałem i musiałem wydostać się z tego pokoju. Sięgnąłem swoją kurtkę wiszącą w przedpokoju. Może byłbym bardziej przydatny gdzieś indziej. Odwróciłem się, ale nie zdążyłem nawet zrobić kroku. Poczułem, jak Stefan objął mnie od tyłu i wtulając się w moje plecy, nie pozwolił mi iść dalej.
— Nie idź. Proszę cię, chociaż ty nie idź — szepnął zapłakany.
Szarpnął mocniej za moją koszulkę, splatając ręce na moim brzuchu. Jego dłonie lekko drżały, jakby bał się, że zaraz wyrwę się z jego objęć. I muszę przyznać, że na początku właśnie to chciałem zrobić. Fakt, że powiedział Marisie, wcale nie rozwiązywał naszego problemu.
Poza tym sam wciąż biłem się z myślami i nie uważałem żadnego z naszych uścisków za odpowiedni na ten moment. Nie czułem potrzeby mieć go tak blisko siebie, skoro on wciąż mnie odtrącał. Trochę obawiałem się tego ruchu, ale delikatnie złapałem go za rękę i rozplotłem jego mocny uścisk. To pozwoliło mi wreszcie się od niego odsunąć. Nie miałem zamiaru odwracać się w jego stronę; wiedziałem, że to wcale nie ułatwi mi decyzji. A mimo to spojrzałem.
Szybko tego pożałowałem. Stefan patrzył się na mnie z ogromną nadzieją w oczach. Jego spojrzenie niemal błagało mnie, abym został. Chciałem wciąż być nieugięty i nie dać się sprowokować, ale to nie było proste. Kraft od razu wyczuł, że się waham. Postanowił wykorzystać sytuację i jeszcze raz się do mnie przytulił. Nie protestowałem. Mimo wszystko wciąż trzymałem ręce swobodnie opuszczone wzdłuż ciała - nie potrafiłem znaleźć siły, by je podnieść i go objąć. Wciąż byłem skrzywdzony i zły, a przytulanie powodu moich problemów wcale nie wydawało się dobrym rozwiązaniem.
Słysząc jednak, jak Stefan pociąga nosem, uświadomiłem sobie, że jeśli teraz zrezygnuję, to będę tego cholernie żałował. Przecież zależało mi na tym skrzacie, bardziej niż na wszystkich innych na całym świecie. Nie wiedziałem, czy dałbym sobie bez niego radę, nie po tylu latach spędzonych razem. Nie mogłem pozwolić, by ten jeden incydent przekreślił wszystko, co udało nam się wywalczyć. I choć wciąż czułem się okropnie, to nie mogłem odpuścić.
Wziąłem głęboki wdech i powoli objąłem Stefana, dopełniając uścisk.
Nie oznaczało to, że zapomniałem o wczorajszym dniu i jego fatalnym zachowaniu - na to było jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Nasz uścisk miał jedynie sugerować, że byłem na dobrej drodze do wybaczenia. Wciąż pozostawał jeszcze jeden element, który umożliwiłby mi pełne zrozumienie. I choć chciałem spytać, to tym razem ja miałem problem z odnalezieniem odpowiednich słów.
Nawet nie wiem jak długo staliśmy tak wtuleni w siebie, kiedy Stefan wreszcie lekko odsunął się ode mnie, by złapać oddech.
— Nie rozumiem — wybełkotał zapłakany. — Dlaczego tak się czuję? Przecież już dawno temu wybrałem ciebie. A jednak teraz płaczę przez nią.
Rozumiałem go, w końcu niedawno sam byłem w identycznej sytuacji. Wiedziałem, że nie będzie mu łatwo zapomnieć o przeszłości, nie ważne jak bardzo zarzekałby się, że nic już nie czuł. Nie chciałem, by pozbywał się swoich uczuć, naprawdę to nie na tym mi zależało. Chciałem, żeby zrozumiał, że poza nim inni też je mają.
— To normalne — tłumaczyłem mu. — Mówiłem ci, że ona nigdy nie będzie ci obojętna. Czy tego chcesz czy nie, była częścią twojego życia. Nie mogę ci zabronić płakać za kimś, kogo straciłeś. Tylko czy to naprawdę musiało się tak skończyć?
Czy musieliśmy spotkać się tu w Innsbrucku i zamienić skoczne święto w istne piekło? Czy musieliśmy zawalić konkurs, poświęcić zdrowie, pokłócić się i stracić nadzieję na szczęśliwe zakończenie? Czy musieliśmy przelać tyle łez, tych wypłakanych w swoich objęciach i tych pozostawionych w samotności na poduszce? Czy to tak właśnie miało wyglądać?
Nie chciało mi się wierzyć, że los to tak perfidnie zaplanował. Szukałem innej odpowiedzi, uważnie obserwując Stefana. Przecież coś powstrzymało go przed łagodniejszym rozwiązaniem tej sprawy. Chciałem wiedzieć, jaka rzecz aż tak bardzo zepsuła nam wczorajszy dzień.
— Czego się tak bardzo boisz? Przed czym uciekasz? — spytałem delikatnie, choć mój głos był nieco zachrypnięty. — Proszę, powiedz mi.
Stefan w odpowiedzi jedynie jeszcze mocniej się we mnie wtulił. Zupełnie jakby wciąż uciekał od prawdy. To jedynie umocniło mnie w przekonaniu, że problem tkwił niesamowicie głęboko. A może nie był wcale taki straszny, ale odkładany tak długo urósł do rozmiarów, z którymi Kraft nie potrafił sobie poradzić? Chciałem znaleźć rozwiązanie, ale dopóki Stefan siedział cicho, miałem związane ręce.
Delikatnie pocałowałem czubek jego głowy, dając mu trochę odwagi, po czym niemal siłą, ale wciąż łagodnie, odepchnąłem go od siebie. Musiałem się od niego odsunąć, bo w przeciwnym razie Stefan z własnej woli nigdy by tego nie zrobił. Oznaczałoby to wyjście z jego strefy komfortu, a to nigdy nie wpływało na niego dobrze. Dlatego, by dać mu jeszcze trochę siebie, złapałem za jego drżącą dłoń.
Kraft wolną ręką, otarł łzy i spojrzał na mnie zawstydzony.
— Pomyślisz, że to głupie.
— Nie dowiesz się, co myślę, jeśli mi nie powiesz.
Mrugnął kilka razy, jakby nie był pewien, czy ma się przede mną otworzyć. Byłem już tak blisko poznania prawdy, że zupełnie zapomniałem o jakichkolwiek obawach związanych z samym problemem. Stefan mocniej ścisnął moją dłoń i wreszcie podniósł wzrok.
— Widzisz, to przez te wszystkie wahania — zaczął, a ja słyszałem, jak dokładnie dobierał słowa. — Tyle razy... Tyle razy byłem na ciebie zły za to, że nie potrafisz się zdecydować, a sam nie byłem pewien. Zasypiałem i budziłem się obok ciebie szczęśliwy, ale nie wiedziałem, ile to szczęście potrwa. Bałem się, że to cholerny sen, z którego pewnego ponurego dnia się obudzę. Dałeś mi tyle, a... Popatrz na mnie. Kto chciałby mi dać tyle, co ty?
Odsunął się i rozłożył ręce, prezentując siebie. Kiedy jedynie przyglądałem mu się w ciszy, kontynuował mocno trzęsącym się głosem:
— Czułem, że prędzej czy później zmienisz zdanie. Bałem się, że jeśli postawię wszytko na jedną kartę i powiem o nas Marisie, to zostawcie mnie oboje. A ja nie potrafię być sam. Nie chcę być sam.
Stefan ponownie się rozpłakał. Kiedy patrzyłem tak na jego bezradność, zrozumiałem wreszcie dlaczego okłamał mnie i oszukał dziewczyny. Kierowała nim niepewność, która nie raz i mi namieszała w głowie. Zdarzało mi się myśleć nad tym, co by było gdyby nam nie wyszło. Przecież nasz związek zostałby tajemnicą, a każde z nas zwyczajnie wróciłoby do poprzedniego życia. Nie potrafiłem jednak wybrać tej opcji, bo czułem, że jest ona niezgodna z moim sumieniem. Dlatego też przyznałem się Claudii do wszystkiego.
Wątpię, że Stefan wybrał bezpieczną opcję świadomie. Bał się, a to wystarczyło, by podjął kilka nieprzemyślanych decyzji. Choć z drugiej strony dziwiło mnie, że mógł w ogóle pomyśleć, że po tylu latach byłbym w stanie tak z dnia na dzień go zostawić. Cóż, nierzadko miałem problem z rozczytaniem jego poplątanych myśli, a ta w stu procentach nią była.
Żałowałem tylko, że swoim zachowaniem nie dałem mu poczucia bezpieczeństwa i miłości, które zapewne nie popchnęły go do tak drastycznych działań. Od razu chciałem to naprawić i delikatnie otarłem łzy z jego policzków.
— Nie będziesz sam — zapewniłem go. — Przecież jestem tutaj.
— Teraz... Teraz to wiem. Kiedy powiedziałeś mi w Ga-Pa, że... Że mnie kochasz, zrozumiałem, że niepotrzebnie się obawiałem, że ty naprawdę mnie nie zostawisz. Było mi głupio, że kiedykolwiek mogłem mieć jakieś wątpliwości. Postanowiłem, że przyznam się do wszystkiego, ale... Nie zdążyłem. Dziewczyny przyjechały i resztę historii już znasz. Znowu wszystko zepsułem.
To by wiele wyjaśniało. W szczególności fakt, dla którego Stefan był aż tak rozkojarzony ostatniego wieczora tego roku, dlaczego zadał to pytanie i dlaczego aż tak emocjonalnie zareagował na moją odpowiedź. Po prostu zrozumiał, że nie potrzebnie się martwił. Wiedziałem, że już wtedy podjął decyzję, ale po prostu nie zdążył jej wcielić w życie. Gdyby zdecydował się wcześniej, nie musielibyśmy się tu spotykać, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, chyba nie chciałbym, aby zrywał z Marisą przez telefon. Stefana jednak dręczyła jeszcze jedna kwestia, do której odważył się przyznać:
— A wczoraj? Byłem zły na ten cholerny konkurs, a do tego wy... Tak dobrze się ze sobą dogadywaliście, dbaliście o siebie i pomyślałem, że to może się stać. Że ty naprawdę możesz mnie zostawić i że właśnie to robisz. Ja...
Ponownie schował głowę między dłonie, nie mogąc dokończyć zdania. Zareagowałem szybko i przysunąłem go do siebie. Chciałem go uciszyć, uspokoić, ale on nadal wiercił się w moim uścisku.
— Wybacz. Spanikowałem i powiedziałem rzeczy, których nie powinienem. — Pociągnął nosem, wspominając wczorajszą kłótnię. — Przepraszam cię. Wcale nie chcę, żebyś szedł.
— Nigdzie się nie wybieram — zapewniłem go. — Pamiętasz, co ci mówiłem? Jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie ważne czy będziemy razem, czy zostaniemy jedynie przyjaciółmi, czy nasze drogi zupełnie się rozejdą. Nigdy nie będziesz sam, bo zawsze będę przy tobie. Tak już jest nam pisane. Jesteś moją bratnią duszą, moją drugą połową, moimi skrzydłami. Część mnie żyje w tobie, a część ciebie we mnie.
Już nie bałem się tych słów, bo wiedziałem, że są prawdziwe. I choć wciąż czułem się źle, to byłem przekonany, że kiedy zupełnie mi przejdzie, będę szczęśliwy, że trafiło mi się takie niesforne przeznaczenie jakim był Stefan.
— Przepraszam cię. — Wypłakiwał się w moją koszulkę. — Byłem taki głupi. Bałem się samotności, przez co nie doceniałem tego, co mam. A przecież dopóki jesteś tu ze mną, nie muszę się już o nic martwić. Jesteś wszystkim, czego potrzebuje. Kocham cię.
Cieszyłem się, że wtulony we mnie Kraft nie miał jak na mnie spojrzeć, bo i ja pozwoliłem sobie uronić kilka łez wzruszenia. Odkąd wyznałem mu wszystko na balkonie kilka dni temu, czekałem aż on zrobi to samo. I choć wolałbym usłyszeć te słowa w zupełnie innej sytuacji, to cieszyłem się, że w ogóle padły z ust Stefana. Jakiś kamień, o którym najwyraźniej nie miałem pojęcia, spadł mi właśnie z serca. Wiedziałem, że szybko nie zapomnę o tym całym zajściu, ale to był znak, że jednak powinienem puścić je w niepamięć. Dlatego odpowiedziałem zgodnie ze swoim sumieniem:
— Ja ciebie też kocham, skrzacie.
Przytuliłem go mocniej do siebie i złożyłem delikatny pocałunek na jego czole. Zacząłem łagodnie głaskać jego włosy, próbując w ten sposób uspokoić Stefana, jak i siebie. Nawet nie wiem, jak długo staliśmy wtuleni w siebie. Już dawno odkryłem, że kiedy jesteśmy we własnych objęciach, czas przestaje istnieć. Zupełnie jakbyśmy odpływali do innej krainy, do której wstęp mamy tylko my.
Po jakimś czasie Kraft odsunął się ospale i przepchnął pod moim ramieniem. Posnuł się w stronę łazienki, jakże by inaczej. Oparłem się o framugę i przyglądałem się jego powolnym ruchom. Stefan nachylił się nad umywalką, by zimną wodą przemyć twarz. Potrzebował takiego odświeżenia; po tych wyczerpujących rozmowach wyglądał fatalnie.
— Jak z Marisą? — spytałem.
Chciałem wiedzieć cokolwiek o tym, co stało się tutaj zanim przyszedłem. W szczególności, że blondynka wyglądała nie najlepiej, kiedy miała nas na korytarzu. Stefan słysząc moje pytanie, podniósł głowę i spojrzał w lustro, gdzie spotkały się nasze spojrzenia. Obserwowałem dokładnie jego zmieszaną reakcję i próbowałem ignorować irytujący szum wody cieknącej z kranu.
— Źle. — Stefan nie był wylewny w przekazywaniu informacji. — Nie chciała mnie słuchać. Po prostu... Wyszła.
To było do przewidzenia. Nie sądziłem, że Marisa będzie próbowała go zrozumieć. Jeśli miałbym obstawiać jej reakcję, to wyjście bez słowa byłoby najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Zawsze uważałem blondynkę za bardziej delikatną od Claudii, może bardziej przywiązaną. Wiedziałem, że przekazanie jej prawdy będzie trudniejsze niż w moim wypadku. Żałowałem, że Stefan nie poprosił mnie o pomoc. Może byłbym w stanie coś wymyślić?
— Jak to jest? — zaczął enigmatycznie. — Że wy się tak dobrze dogadujecie? Przecież... To nie powinno tak wyglądać.
Stefan miał po części racje. Nigdy nie sądziłem, że moje relacje z Claudią będą aż tak dobre po naszym rozstaniu. Szykowałem się na to, że już nigdy jej nie zobaczę, jak i liczyłem się z tym, że nie będzie chciała mnie znać. Uzupełniłem sobie jej nieobecność Stefanem, w końcu po to się rozstaliśmy. I choć chciałem być tylko z Kraftem, to ona wciąż siedziała mi gdzieś z tyłu głowy. Pozbycie się uczuć nie było łatwe, ale nie niemożliwe.
— Nie wiem — odpowiedziałem szczerze. — Może to kwestia czasu?
Krafti pokiwał powoli głową. Zapatrzył się tępo w strumień wody, aż w końcu jednym zdecydowanym ruchem zakręcił kran. Poczułem ulgę. Miałem dość tego irytującego szumu. Pozostawała jeszcze jedna nierozwiązana kwestia, którą musiałem poruszyć.
— Stefan? — Chciałem zwrócić jego uwagę. — Wiesz, że musisz...
— Zachowałem się jak palant — wszedł mi w słowo. — Ją też przeproszę. Obiecuję.
Cieszyłem się, że tak szybko to zrozumiał, w końcu właśnie to chciałem mu powiedzieć. Claudii również należały się przeprosiny i to całkiem spore. Skoro ja aż tak odczułem tę całą sytuację z wydumaną zdradą, to i ją musiało to zaboleć.
Nie zdążyłem jednak dodać nic więcej, bo rozmyślania wybił mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Wreszcie sięgnąłem po swój telefon, by sprawdzić, kto mnie szukał. Tak jak się spodziewałem, była to Claudia. Machnąłem telefonem w stronę Stefana, parafrazując wiadomość.
— Marisa czeka na ciebie na dole. Chyba jednak chce porozmawiać.
Kraft pokiwał głową, ale widziałem, że wcale nie chciał tam iść. Wciąż się trząsł, a na samą myśl o kontynuowanie tej trudnej rozmowy, miał jeszcze większy problem z opanowaniem nerwów. Niepewnie przetarł włosy i przejrzał się w lustrze, zupełnie jakby chciał sobie udowodnić, że potrafi to zrobić. W końcu posnuł się w stronę drzwi, ale zamiast mnie wyminąć, stanął tuż przed mną.
— Pójdziesz ze mną? Potrzebuję cię tam.
Uśmiechnąłem się blado. Cóż, taka pomoc na pewno by mu się przydała; nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać tam na dole. Poza tym sam chciałem się przekonać, jak to się wszystko skończy, jakby nie patrzeć, byłem częścią tej całej afery. Lecz chyba najważniejsze było to, że kiedy Stefan prosił mnie o pomoc, ja nie umiałem odmówić. W odpowiedzi podałem mu kurtkę i sam zabrałem się za ubieranie swojej. Łapałem już za klamkę, kiedy Kraft ponownie się zawiesił.
— Gotowy? — spytałem, by zmusić go działania.
Stefan podniósł wzrok i wziął głęboki wdech. Zacisnął dłonie w pięści i próbując ukryć wciąż drżący głos, dodał stanowczo:
— Gotowy.
~~~
Mała prywatka od autorki.
No i proszę. Można to rozwiązać? Można. 😂 Co prawda jeszcze nie wszystko wyjaśnione, ale co za dużo na jeden rozdział, to niezdrowo.
W ogóle miałam ostatnio dylemat życia, bo stojąc w księgarni wybrałam pięć reportaży, a stać mnie było tylko na dwa. No i jak tu się zdecydować? Najgorzej. 🙃 #biednistudenci
No ale ja rozwiązałam problem, tu się problemy rozwiązują, żeby jeszcze w skokach nie było problemów (nie tak jak dzisiaj) i będzie dobrze.
Życzę miłego życia.
PS: Wow. Napisałam fan fiction, w którym trzeba czekać trzydzieści jeden rozdziałów na obustronne wyznanie miłości. Wow.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top