XXX. Losing My Religion

Zaczął się konkurs. Oglądałem go szczelnie opatulony kocem - tym razem było mi cholernie zimno. Czułem, jak od czasu do czasu przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze. Sam nie potrafiłem się zdecydować, czy wolałem, kiedy było mi nad wyraz gorąco, czy wręcz przeciwnie. Przede wszystkim chciałem poczuć się lepiej, a do takiego stanu było jeszcze daleko. Nie chciałem jednak patrzeć na znienawidzoną już przeze mnie szklankę z lekami. Musiało być inne, mniej brutalne, wyjście z tej sytuacji.

Wolałem skupić się na konkursie, choć i to nie dawało upragnionej ulgi. Posmutniałem, kiedy zamiast zobaczyć siebie na belce, ujrzałem informację o mojej rezygnacji z konkursu. Cholera, gdybym tylko był w stanie skakać, wszystko byłoby inaczej. Nie mogłem pozbyć się tego okropnego uczucia podpowiadającego mi, że zaprzepaściłem swoje szanse w tym turnieju. Ale nie byłem sam. Równie mocno zdziwiła mnie informacja, że i mający skakać ze mną dzisiaj w parze Severin, również nie stawił się na skoczni. Uśmiechnąłem się nieznacznie. To dopiero idealny pojedynek.

Nerwowo pocierałem dłonie, kiedy na belce zasiadał Stefan. Nigdy nie życzyłem mu źle, nawet teraz, kiedy byłem na niego niesamowicie zły. Gdzieś z tyłu głowy liczyłem, że jeśli nie ja, to może chociaż on triumfuje w całym turnieju. Lecz gdy tylko wylądował na marnym sto szesnastym metrze, wiedziałem już, że oboje przegraliśmy. Niby miał jeszcze szansę w drugiej serii, ale takowa nigdy się nie odbyła. Bergisel, jak to Bergisel, okazała się okrutną skocznią. No bo jak mam inaczej nazwać skocznię, która zniechęciła Morgiego do skakania? Co z tego, że byłem jej rekordzistą. Powinni ją rozebrać.

Wyłączyłem telewizor, bo nie chciałem patrzeć na cieszącego się z triumfu Norwega. Jeśli tak dalej pójdzie to wygra cały turniej. Nie, że go nie lubiłem, ale fakt, że mogłem być na jego miejscu nie dawał mi spokoju. 

W pokoju zapadała cisza, a ja odwróciłem się powoli, by sprawdzić, co robi Claudia. Ostatnim razem, kiedy sprawdzałem siedziała z moim laptopem, wysyłając jakiegoś podobno ważnego maila. Teraz jednak jej głowa opadła swobodnie na ramię i mogłem się założyć, że wcale nie była zainteresowana wciąż świecącym się ekranem. Wiedziałem, że opieka nade mną porządnie ją zmęczyła, dlatego wcale nie zdziwiłem się, że po prostu zasnęła. Wstałem i powoli zabrałem od niej laptopa, odkładając go na szafkę nocną.  

— Hej. — Szturchnąłem ją delikatnie w ramię. — Może po prostu się położysz?

Zaproponowałem jej, jak dla mnie, dość racjonalne rozwiązanie. Rozespana wymruczała jedynie jakąś mało zrozumiałą odpowiedź i przewróciła się na drugą stronę. Uśmiechnąłem się, widząc brak jakiejkolwiek współpracy między nami. Nie mogłem jednak jej winić. Jedynie przekryłem ją kołdrą i pozwoliłem dalej spać w moim łóżku.

Co prawda sam wpadłem na podobny pomysł, w końcu było mi cholernie zimno i miałem nadzieję, że kołderka porządnie mnie wygrzeje. Musiałem jednak zmienić swoje plany i znaleźć coś, co w podobnym stopniu zapewniłoby mi ulgę. Nie myśląc za dużo, udałem się do łazienki. Nawet nie wiem, jak długo tam siedziałem. Minuty mijały z niesamowitą prędkością, kiedy ja oddawałem się w objęcia kojącej ciepłej wody. Siedziałem tam dziesięć minut, a może całą godzinę? Nie wiedziałem i mało mnie to obchodziło.

Wychodząc z łazienki, poczułem wielką ulgę. Po raz pierwszy od kilku godzin było mi przyjemnie zimno. Chciałem delektować się tym uczuciem, tak odmiennym od wiecznej gorączki lub okropnych dreszczy, dlatego nie założyłem na siebie żadnej koszulki. Jedynie opatuliłem się lekko ręcznikiem, jednocześnie wycierając nim włosy. Przechadzając się po pokoju, starałem się robić wszystko najciszej jak to możliwe, w końcu Claudia cały czas spała. Sam bym się położył, ale nie chciałem wyrzucać jej z łóżka, a to Stefana nagle wydało mi się jakoś mało atrakcyjne.

Nie musiałem jednak długo się zastanawiać, bo do pokoju wparował względnie zdenerwowany Kraft. Założyłem, że jego humor związany był ze słabym występem w konkursie, który uniemożliwił mu, tak jak i mi, zajęcie wysokiego miejsca w turniejowej klasyfikacji. Stefan wyraził swoje skrajne niezadowolenie głośnym trzaśnięciem drzwiami i rzuceniem swoich rzeczy gdzieś pod biurko. W końcu stanął na środku pokoju, złapał się pod biodra i spojrzał się na mnie agresywnie. Przestałem energicznie wycierać włosy ręcznikiem i posłałem mu niepewne spojrzenie.

— Podobno miałeś być chory — rzucił oskarżycielsko.

Nie rozumiałem jego zarzutów. Przecież byłem chory. Może i wyglądałem lepiej, w końcu takie było moje założenie, kiedy zdecydowałem się wziąć prysznic, ale nie czułem się kompletnie wyleczony. W zasadzie bałem się, że zaraz całe to mycie się pójdzie na marne, a ja wrócę do mojej znienawidzonej pozycji siedzącej na kafelkach. Wtedy chyba już nie mógłby kwestionować mojej choroby.

Odwróciłem wzrok, by spojrzeć na Claudię, która właśnie zaczęła wiercić się w łóżku. Zapewne głośne zachowanie mojego współlokatora ją obudziło. Nie chciałem, aby musiała słuchać naszej kłótni, a na taką właśnie się zanosiło. Stefan powędrował za moim wzrokiem, po czym zaśmiał się pod nosem.

— No i wszystko jasne. — Rozłożył ręce.

— O co ci chodzi, co? — Tym razem to ja na niego naskoczyłem.

— Wściekasz się, że nie powiedziałem Marisie, a sam nie jesteś lepszy.

Ściągnąłem brwi niejako zaskoczony jak i rozgniewany jego wydumanymi zarzutami. Wciąż nie rozumiałem, co tak naprawdę miał w głowie. Jeśli chciał mi coś powiedzieć, to powinien zrobić to szybko i jasno, a nie bawić się w jakieś podchody.

— Ona leży w twoim łóżku, ty praktycznie nie masz nic na sobie. Michael, ja umiem dodać dwa do dwóch.

Miałem nadzieję, że to nie dzieje się naprawdę, a to tylko jakieś omamy wywołane przez wysoką gorączkę. Przecież on nie mógł mi właśnie zarzucić tego, co zarzucił, prawda? Przesłyszałem się. Musiałem się przesłyszeć.

Kiedy jednak Stefan wciąż zabijał mnie wzrokiem, zrozumiałem, że jednak to powiedział.

— Widocznie nie potrafisz. Obejrzeliśmy konkurs, Claudia zasnęła, a ja poszedłem wziąć prysznic. To tyle. Nic więcej się nie stało — zacząłem się tłumaczyć, choć w sumie nie powinienem. Przecież nie zrobiłem niczego złego, a przynajmniej nie w moim mniemaniu, bo Stefan brnął dalej:

— Jasne. A może ta choroba też się nie stała?

— Czy ty siebie słyszysz w ogóle? — Tym razem to ja podniosłem głos. — Jesteś ostatnią osobą, która powinna mieć teraz do mnie pretensje.

— Na pewno? Wyglądasz na takiego, którym zaopiekowano się nawet za dobrze w ostatnim czasie.

— Cholera, Stefan. Wściekasz się, bo nie poszedł ci konkurs. Rozumiem, ale nie wyżywaj się na mnie. W szczególności, że naprawdę to nie ja powinienem się teraz tłumaczyć.

Kraft prychnął, słysząc moje wyjaśnienia. To było oczywiste, że musiał jakoś odreagować swoją wielką przegraną, ale nigdy nie był przy tym aż taki agresywny. Jasne, przeważnie marudził i nie był w najlepszym humorze, ale dzisiaj przeszedł samego siebie. Zauważyłem, że był już obrażony zanim wyszedł na konkurs, najwyraźniej jego nastawienie w ogóle się nie zmieniło.

Był w fatalnej sytuacji i nie rozumiałem, dlaczego postanowił ją jeszcze bardziej pogorszyć. Teraz, kiedy byłem już pewien, że chcę go zrozumieć, szczerze porozmawiać o problemie, on ponownie wbił mi nóż w plecy. No bo jak miałem inaczej nazwać ten wydumany zarzut o zdradzie? Poczułem się, jakby to mnie zdradzono.

Uciekłem wzrokiem przed świdrującym spojrzeniem Krafta. Bałem się, że jeśli jeszcze chwilę będziemy na siebie patrzeć, to znowu zaczniemy się kłócić, a nie chciałem przez przypadek powiedzieć czegoś, czego wcale nie chciałem powiedzieć. Miałem jednak wrażenie, że ze Stefanem było zupełnie odwrotnie. Mówił, co chciał i w ogóle nie przejmował się tym, że nieświadomie mnie ranił. 

Zapatrzyłem się w Claudię, która już od dłuższego czasu przysłuchiwała się naszej kłótni. Teraz patrzyła się na mnie ze współczuciem, kiedy kończyła wiązać buty. Stefan dojrzał naszą wymianę spojrzeń i zirytowany, a może bardziej przekonany do swojej wersji wydarzeń, rozłożył z niedowierzaniem ręce. Ta reakcja jedynie bardziej mnie zdenerwowała.

— Przestań się tak zachowywać. Gdyby nie ona, nie rozmawiałbym teraz z tobą.

— To prawda. Zajmowałbyś się zupełnie czymś innym.

To był koniec. Zupełnie nie miałem pomysłu, jak z nim rozmawiać. Nie dość, że Stefan nie rozumiał swojego błędu, to dodatkowo uparł się na swojej wersji wydarzeń. Zacietrzewił się i nie potrafił wydostać się z pułapki, którą zastawił sam na siebie. Nie miałem już ochoty siłować się z nim na słowa, bo wiedziałem, że przegram. Bolało mnie to, że kiedy ja chciałem go zrozumieć, on jeszcze bardziej się ode mnie oddalał. 

Najwyraźniej Claudii również znudziło się czekanie, aż Stefan zacznie dostrzegać coś więcej niż tylko czubek swojego nosa, bo wstała i nie obrzucając Krafta żadnym, nawet karcącym, spojrzeniem, chciała przecisnąć się do wyjścia. Zrobiło mi się głupio, że i jej oberwało się przez dzisiejsze niepowodzenie Stefana w konkursie. Została pośrednią ofiarą, przez co i ja czułem się winny.

— Poczekaj. To nie twoja wina. — Próbowałem ją zatrzymać.

— Oczywiście, że to nie jej wina — Stefan dodał z przekąsem.

Zanim jednak zdążyłem mu odpowiedzieć, do konwersacji włączyła się Claudia. Wyminęła mnie i stanęła między nami. Zaczęła agresywnie grozić blondynowi palcem i wiedziałem już, że nie będzie się powstrzymywać. Jeżeli dotąd trzymała język za zębami, to w tym momencie czułem, że wygarnie Stefanowi wszystko, co dotąd leżało jej na sercu.

— Wiesz co, Stefan? Pozwoliłam na to wszystko, na ten cały wasz związek, bo wiedziałam, że zostawiam Michaela w dobrych rękach. W twoich rękach. Ale teraz widzę, że kompletnie się pomyliłam. Przestań szukać problemów tam, gdzie ich nie ma i spójrz wreszcie w lustro. Kim ty w ogóle jesteś?

Zadała mu pytanie, na które Stefan oczywiście nie odpowiedział. Jedynie obserwował ją z wciąż obrażoną, stanowczą miną.

— Powiem ci, kim jesteś. Zwykłym rozwydrzonym dzieciakiem, który nie wie czego chce. Ogarnij się, bo stracisz więcej, niż powinieneś. A nie życzę ci, żebyś znalazł się na moim miejscu.

Odwróciła się i jeszcze raz spojrzała na mnie. Widziałem w jej oczach, że poczuła się mocno dotknięta całym zajściem, nie mniej niż ja. Wciąż starała się mi pomóc, chociaż była już zmęczona ciągłym naprawianiem nieswoich błędów. Miałem wrażenie, że żałowała, że tak szybko się poddała. W innym wypadku, może wcale nie doszłoby do tej rozmowy, a żadne z nas czułoby się winne całego zajścia.

Claudia wyminęła mnie, lekko muskając moją dłoń. Odprowadzałem ją wzrokiem dopóki nie straciłem jej z oczu, kiedy zniknęła za moim ramieniem. Przysłuchiwałem się kolejnym krokom, które robiła, aż w końcu usłyszałem, jak wychodzi na korytarz, zostawiając nas samych w pokoju.

Zamknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki wdech. Schowałam twarz w rękach i przetarłem ją kilka razy. Dlaczego wszystko musiało się walić?

— Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? — wyszeptałem bezsilnie.

Wiedziałem, że Stefan usłyszy, w końcu to pytanie było do niego. Sądziłem, że jak zadam je łagodnie, to może i on w końcu złagodnieje. Ale ponownie się myliłem. Wciąż stał obrażony i mocno skupiony. Pewnie próbował przetrawić to, co powiedziała mu Claudia. Kiedy jednak zorientował się, że znowu rozmawia ze mną, ponownie stał się agresywny.

— No nie wiem. Może dlatego, że już raz to zrobiłeś. Zdradziłeś ją, to i mnie możesz zdradzić.

W jednym momencie mój świat kompletnie zwariował i po raz pierwszy dzisiaj, nie przez  chorobę. Choć pewnie wolałbym przeżyć dzisiejsze popołudnie w łazience z tysiąc razy, niż ponownie poczuć to, co czułem, gdy Stefan wypowiedział to zdanie. Nie byłem w stanie zapanować nad swoim ciałem. Nogi ugięły się pode mną, ręce opadły bezwładnie, a i powieki stały się nagle takie ciężkie. Obraz zaczął się rozmywać, podobnie jak myśli, których nie potrafiłem zebrać.

Co robić? Odpowiedzieć? Ale co? Ruszyć się? Ale jak to się robi? Kompletnie sparaliżowany, wciąż słyszałem w głowie to samo zdanie, to ostatnie zdanie i wciąż nie wierzyłem, że Stefan je wypowiedział. 

Kiedy odzyskałem względną świadomość, byłem w pełni podziwu, że w ogóle odważył się postawić mi taki zarzut. O ile się nie mylę, mogłem powiedzieć mu dokładnie to samo, nasza sytuacja była identyczna. Nie byłem tylko pewien, czy Stefan był tego świadomy, czy w ogóle dostrzegał swoje błędy. Nie był to jednak czas na to, by mu je wspomnieć, ani uświadamiać. Jedyne co musiałem zrobić, to wyjść z tego cholernego pokoju.

Mając świadomość, że jestem dokładnie obserwowany, najspokojniej jak się tylko dało złapałem za poduszkę - nie przewidywałem szybkiego powrotu do mojego łóżka. Miałem jednak ukrytą nadzieję, że ten akt wywoła jakąś reakcję ze strony Stefana. Kiedy jednak takowej się nie doczekałem, nawet gdy stałem już przy samych drzwiach, uznałem, że jednak muszę zareagować.

Chwilę myślałem nad tym, co mam powiedzieć. Tyle rzeczy cisnęło mi się na usta, ale starannie powstrzymywałem wszystkie, które pod wpływem takich emocji mogłyby wyrządzić jeszcze większe szkody. W końcu jednak przełknąłem ślinę i rzuciłem drżącym, ale mimo wszystko pewnym siebie głosem:

— Mam jedną prośbę. Rzuciłem dla ciebie tyle rzeczy. Nie każ mi rzucić i ciebie.

Spuściłem głowę, nie mogąc dłużej patrzeć na jego lodowate spojrzenie i wyszedłem na korytarz. Paradoksalnie było tam cieplej niż wewnątrz, może dlatego, że w pokoju wiało niesamowitym chłodem. Posnułem się na klatkę schodową, po czym wspiąłem się na piętro wyżej. Cieszyłem się, że nie spotkałem nikogo po drodze, musiałem wyglądać okropnie, a nie chciałem prowokować niczyich pytań.

Zanim wróciłem myślami na ziemię, znalazłem się pod pokojem trzysta dwanaście. Zapukałem nieśmiało, ale nim drzwi się otworzyły, w moim mniemaniu minęła chyba wieczność. A może to ja ponownie odpłynąłem? Trudno powiedzieć.

Po chwili jednak stałem już twarzą w twarz z Severinem, który wyglądał identycznie jak ja kilka godzin temu. Był cały blady, miał podkrążone oczy i widziałem jak trząsł się, próbując zakryć się drugą bluzą. Niemiec patrzył na mnie dłuższą chwilę, oceniając przyczyny mojej obecności. Postanowiłem przyspieszyć ten proces, wiedząc, jaki jest on trudny, kiedy przebywa się w podobnym stanie.

— Zgaduję, że masz jedno wolne łóżko.

Severin na chwilę się zawiesił, po czym powoli pokiwał głową ze zrozumieniem i robiąc krok do tyłu, zasugerował, żebym wszedł do środka. Zrobiłem tak, jak chciał i już po chwili stałem na środku pokoju, który był niemal identyczny do tego, z którego przed chwilą uciekłem. I choć wszystkie meble były ustawione w ten sam sposób, to całe pomieszczenie było zdecydowanie przyjemniejsze, a i przede wszystkim cieplejsze.

— To co? — Usłyszałem słaby głos blondyna. — Freund kontra Hayboeck, remis jeden - jeden.

Uśmiechnąłem się blado w odpowiedzi na jego pseudożart. To fakt i przedziwne zarządzenie losu, że to akurat my z powodu choroby nie wzięliśmy udziału w dzisiejszym konkursie. W końcu mieliśmy skakać w jednej parze w pierwszej serii. Tymczasem zamiast poznać zwycięzcę tej potyczki, obaj zostaliśmy pokonani przez grypę żołądkową.

Położyłem poduszkę na tym łóżku, na którym brakowało pościeli i sam opadłem na nie bezradnie.

— Tak myślałem, że Richard się przeniósł — zauważyłem, wpatrując się w puste łóżko.

— Od razu kazali mu się przenieść — sprecyzował. — Zresztą ja sam mu to radziłem. Miałem przeczucie, że to będzie zaraźliwe. Na szczęście chociaż raz mnie posłuchał i poszedł do chłopaków. W przeciwnym razie musielibyśmy dzielić się łazienką, co nie byłoby korzystne dla żadnego z nas.

Kiwnąłem głową. W takiej sytuacji posiadanie łazienki tylko dla siebie było prawdziwym przywilejem. Nie dziwne więc, że Severin tak szybko wygonił Richiego z pokoju.

— A ty? Nie za późno dołączasz do mojej izolatki?

Sądziłem, że o to zapyta, ale nie chciałem wyjawiać mu żadnych szczegółów. W ogóle chciałem zapomnieć o wszystkim, co kojarzy się z tamtym pokojem.

— Tak wyszło — rzuciłem wymijająco, rozkładając ręce.

Severin przyglądał mi się chwilę, ale najwyraźniej zrozumiał, że nie chcę o tym rozmawiać, ponieważ nie drążył dalej niewygodnego tematu. W zamian, jak na dobrego gospodarza przystało, zabrał się za zabawianie gości.

— Wyglądasz znacznie lepiej niż ja. Dostałeś jakieś inne leki?

Wskazał na kilka saszetek rozłożonych na szafce nocnej. Przyjrzałem się nazwom, ale nie byłem w stanie rozpoznać żadnej, w końcu wszystkie leki podała mi Claudia. Ja byłem zajęty randkowaniem z sedesem i mało mnie obchodziło, co znajdowało się w szklankach. W szczególności, że wciąż próbowałem pozbyć się tego okropnego smaku. 

— Nie pamiętam — skłamałem, aby uniknąć dłuższej historii. — Ale wyglądają podobnie do moich. Nie wiem, zostały w pokoju.

— No właśnie. Gdzie są twoje rzeczy? Przyszedłeś tylko z poduszką. Nie potrzebujesz jakichś ubrań?

— Nie trzeba. — Zbyłem go machnięciem ręki. Nie było opcji bym wrócił do tamtego pokoju.

— Wiesz, jak nie chcesz roznosić zarazków, to napiszę do Richiego, na pewno pójdzie za ciebie. — Freund złapał za telefon, coraz bardziej przekonany do swojego pomysłu. — Powiedz tylko, czego potrzebujesz, a ja...

— Nie! — krzyknąłem, co wyraźnie przestraszyło Niemca. Sam byłem zaskoczony swoją gwałtowną reakcją, dlatego szybko uspokoiłem ton i po chwili dodałem łagodnie: — To znaczy, dziękuję za fatygę, ale naprawdę nie trzeba. Mam poduszkę. Chcę tu tylko przespać noc, nic więcej.

Severin nie zrywając kontaktu wzrokowego, niepewnie przekręcił telefon w dłoni. Jeżeli dotąd nic nie podejrzewał, to teraz zapewne miał już jakieś przypuszczenia. Ale jak na porządnego kolegę przystało, zachował je dla siebie i jedynie wzruszył ramionami.

— Zrobisz, jak chcesz — dodał. — Jakbyś zmienił zdanie to powiedz.

Kiwnąłem nieśmiało głową, przystając na propozycję, z której i tak nie skorzystam. Wysyłanie Freitaga czy kogokolwiek po te rzeczy, byłoby jeszcze gorszym rozwiązaniem, niż gdybym ja po nie poszedł. Wyszłoby na to, że rozpowiadam wszystkim o naszych problemach, a przynajmniej jestem pewien, że Stefan by to tak odebrał. Ponadto takie wyjście było upokorzeniem dla mnie. Korzystanie z pośrednika oznaczałoby, że boję się tam wrócić, że unikam tego pokoju, że nie chcę kolejnej konfrontacji. A ja po prostu marzyłem, by o tym zapomnieć.

Severin w końcu dyskretnie odłożył telefon na szafkę blisko telewizora, po czym nalał ciepłą wodę do szklanki. Zaczął mieszać jedną ze wsypanych wcześniejszej saszetek z lekiem, po czym łapczywie wypił całą zawartość. Nieznacznie się skrzywił. Czyli nie tylko mi nie smakowało to ohydztwo. Chciałem mu w jakiś sposób pomóc, a może po prostu pozbyć się jego podejrzliwego spojrzenia, dlatego zaproponowałem:

— Prysznic pomaga. Powinieneś spróbować.

Niemiec przyjrzał mi się uważnie, oceniając przydatność mojej rady. Widział, że byłem w znacznie lepszym stanie niż on, mimo że przechodziliśmy przez tę samą chorobę. To najwyraźniej skłoniło go do skorzystania z mojej rady. Uśmiechnął się nieznacznie i szepcząc nieśmiałe podziękowania, zniknął w łazience.

Poczułem ulgę. Wreszcie zostałem sam ze swoim problemem.

Nie chciałem z nikim rozmawiać, słyszeć niczyich rad, ani zapewnień. Musiałem poradzić sobie z tym sam, chociaż nie wiedziałem, czy potrafię. Czy wystarczy mi tyle sił, żeby zrozumieć niezrozumiałe? Chciałem spróbować, ale za każdym razem, kiedy przed oczami stawał mi Stefan, nie potrafiłem się opanować. Na raz zalewało mnie tysiąc różnych uczuć i nie wiedziałem, które z nich było prawdziwe.

Część mnie chciała zrozumieć, chciała wiedzieć, co zmusiło go do aż tak radykalnych rozwiązań, czego aż tak bardzo się bał, skoro nie dopuszczał do siebie nikogo i zamiast dać sobie pomóc, po prostu krzywdził najbliższych. Ale była też druga część mnie, która nie chciała się już angażować, która obawiała się, że znowu zostanie skrzywdzona, która żądała tego samego, czym dzieliła się z innymi. Próbowałem pogodzić te dwie części, ale miałem wrażenie, że jestem jedynie zwykłym obserwatorem w ich niekończącej się walce.

Schowałem twarz między dłonie. Nawet nie wiedziałem, dlaczego nagle stały się mokre. Normalnie nie pozwoliłbym sobie na taką oznakę słabości, ale w tamtym momencie odpuściłem. Jeśli przez to miałbym poczuć się lepiej, to chwytałem każdą, nawet najmniejszą na to okazję. Czas mijał, a mój humor wcale się nie zmieniał. 

Słysząc, jak Severin wychodzi z łazienki, zacząłem chaotycznie wycierać każdą pojedyncza łzę. Nie mogłem dać mu powodu do zadawania niewygodnych pytań. Ogarnąłem się szybciej niż myślałem, choć wciąż miałem wątpliwości, czy Niemiec nie będzie nazbyt spostrzegawczy. Rzuciłem się na pilot od telewizora, próbując przekonać go, że interesuje mnie jakiś niszowy program. Niemiec przyglądał mi się uważnie, wycierając włosy białym, hotelowym ręcznikiem. 

— Dzięki, to naprawdę pomaga. — Uśmiechnął się do mnie.

Ja jedynie kiwnąłem głową. Bałem się mówić, bo nie byłem pewien, czy głos nie zadrży mi przy odpowiedzi. Czułem, że nie byłem na to gotowy. 

— Same powtórki. — Niemiec ponownie zapatrzył się w   telewizor. — Nie wiem, ile można to oglądać.

Wzruszył ramionami, złapał za swój telefon i rzucił się na łóżko. Ja obejmując rękami swoją poduszkę, wpatrywałem się w głupi serial. Oczywiście myślami byłem gdzieś daleko, ale o tym wiedziałem tylko ja. 

Zdziwiłem się, bo za każdym razem, kiedy odwracałem wzrok, by spojrzeć na Severina, on już mi się przyglądał. Kiedy nasze spojrzenia się spotykały, on od razu spuszczał wzrok, wbijając go ponownie w ekran swojego telefonu. No właśnie, jego telefon. Co chwila słyszałem dźwięk powiadomienia, który po jakimś czasie zaczął mnie solidnie irytować. Niemiec nigdy nie wydawał mi się na taką osobę, która spędzała całe dnie na telefonie, ale nie chciałem wtrącać się w jego sprawy. Zupełnie tak, jak ja nie chciałem, żeby on wtrącał się w moje.

Pozostawało mi przetrwać tę noc. Jutro musiało być lepiej. Chciałem w to wierzyć. W końcu jechaliśmy do Bischofshofen, jednego z moich ukochanych miejsc. Mogłem być pewien, że jutro będę w otoczeniu choć jednej rzeczy, którą kocham. I choć wolałbym żeby otaczały mnie dwie, to była to kwestia, która nie zależała już ode mnie.


~~~

Mała prywatka od autorki.

Zabijecie mnie w końcu za ten wątek, ale obiecuję, że już bliżej do końca niż dalej 🙈

Wow. To już trzydziesty rozdział. Jak to szybko minęło. Mogłabym przysiąc, że jeszcze wczoraj pisałam pierwszy rozdział. Choć w zasadzie od pierwszego szkicu tego opowiadania, minął już prawie rok. O matulu. Dziękuję wszystkim, którzy dotąd wytrzymali i mam nadzieję, że wycierpicie ze mną jeszcze trochę. Ta historia jeszcze się nie kończy, a wręcz przeciwnie, mam jeszcze tyle do napisania. 😎

Życzę miłego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top