XXVIII. Never Let Me Down Again
Stojąc na balkonie, nie mogłem wyjść z podziwu, jaki piękny widok mi się trafił. Nie przeszkadzał mi chłodny wiatr, ani lekko prószący śnieg. Nabierając powietrza w płuca, czułem ten przyjemny, niepowtarzalny zapach. Zapach, który czułem tylko tu w Austrii. Wreszcie byliśmy w domu.
Co prawda nie był to mój ukochany Salzburg a Innsbruck, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Liczyło się, że wreszcie mogłem skakać na własnych ziemiach, na własnych warunkach i przed własnymi kibicami. A gdyby tak jeszcze dodać to tego dzisiaj kolejne trofeum? Byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Ten dzień zapowiadał się ciekawie.
Kiedy poczułem, że policzki szczypią mnie od uporczywego mrozu, zrozumiałem, że dobrze byłoby wrócić do pokoju. Jeszcze raz rzuciłem okiem na poranny zimowy pejzaż i ruszyłem z powrotem do środka. Szczelnie zamknąłem za sobą balkon, ale nie zasunąłem firanki. Chciałem wpuścić do pokoju jak najwięcej przyjemnie ciepłych, słonecznych promieni. Kochałem austriackie słońce.
Z uśmiechem na ustach zacząłem powoli szykować się na trening. Czekała nas długa rozgrzewka przed konkursem, ale ja czułem, że nawet największe katusze nie są w stanie zepsuć mi humoru. Wczorajsze kwalifikacje poszły nam wybornie - Stefan wygrał, ja byłem czwarty. To jedynie umocniło mnie w przekonaniu, że i konkurs musiał pójść nam dobrze.
W końcu opadłem na swoje łóżko. Hotel w Innsbrucku miał tylko jedną wadę - nie dało się w nim złączyć łóżek. Na szczęście mieliśmy plan awaryjny na taką możliwość. Po prostu mogliśmy zmieścić się w jednym, ale obaj zdecydowaliśmy, że przed konkursem musimy się wyspać i tak właśnie po raz pierwszy od Lillehammer spaliśmy osobno.
Obserwowałem Stefana, który siedział po turecku na swoim łóżku. Dłonie swobodnie opierał na kolanach, miał zamknięte oczy i biorąc powolne, głębokie wdechy, koncentrował się przed zadaniami dzisiejszego dnia. Do konkursu zostało jeszcze sporo czasu, ale wiedziałem, że potrzebował być w pełni skupiony już teraz - zawsze porządnie przygotowywał się do zawodów. A przecież po dwóch konkursach był wiceliderem klasyfikacji turnieju.
Kraft najwyraźniej wyczuł, że mu się przyglądam, bo powoli otworzyło oczy. Zostałem przyłapany na gorącym uczynku, ale to tylko sprawiło, że się uśmiechnąłem. Stefan zrobił to samo i wreszcie rozluźnił się, odstawiając na chwilę swoją głęboką koncentrację. Wygodniej rozsiadł się na łóżku, podpierając się z tyłu rękami. Tym razem to on zapatrzył się we mnie.
— Oststnio coś często bujasz w obłokach — zauważył.
— To źle?
Stefan zaśmiał się.
— Nie, oczywiście, że nie. To takie... — zawahał się. — Twoje.
Ściągnąłem brwi, zastanawiając się nad jego uwagą. Chyba faktycznie czasami za dużo myślałem. No cóż, taki byłem. Stefan ponownie uśmiechnął się, widząc moją skupioną minę, w końcu zacząłem myśleć o tym, że za dużo myślę. Tak, to mogło być śmieszne.
Miałem wrażenie, że Stefan chciał coś jeszcze dodać, ale przeszkodził mu dźwięk powiadomienia. Sięgnął po swój telefon i odblokował go, nawet na niego nie patrząc. Dopiero gdy zaczął czytać nową wiadomość, obserwowałem, jak uśmiech znika z jego twarzy. Co więcej, mógłbym przysiąc, że Stefan momentalnie pobladł. Upuścił telefon i miotając się, próbował szybko zerwać się z łóżka. Oczywiście pośpiech nikomu jeszcze nie wyszedł na dobre, o czym od razu przekonał się Kraft, gdy z wielkim hukiem spadł na podłogę. Nic sobie jednak nie zrobił ze spektakularnej wywrotki i od razu rzucił się, by założyć buty.
— Wszystko w porządku? — spytałem, widząc niezrozumiałe zachowanie Stefana.
— Tak, tak. — Nawet nie raczył na mnie spojrzeć, a jednynie zbył mnie machnięciem ręki.
To, że tak szybko mnie spławił, wydawało mi się niesamowicie podejrzane. Podobnie jak i to, że w jednej chwili pobiegł w stronę wyjścia. Musiałem to sprawdzić, dlatego podniosłem się, by go dogonić, w szczególności, że usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.
Ale to nie był jedyny dźwięk, jaki usłyszałem. Obszerna torba upadająca na ziemię, poprzedzona wysokim, radosnym piskiem i głośnym, kobiecym śmiechem. Przeraziłem się. Bardzo dobrze znałem ten śmiech. Dlatego kiedy stanąłem w przedpokoju, doskonale wiedziałem, czego się spodziewać, choć modliłem się, żeby to jednak nie było prawdą.
Wszystkie moje nadzieje prysnęły w jednej chwili, kiedy zobaczyłem Stefana z wtuloną w niego Marisą. To mogło oznaczać tylko jedno. Ona nic nie wiedziała.
Stałem wpatrując się w obściskującą się parę i w zasadzie to nie wiedziałem, co robić, ani co myśleć. Wszystko było tak abstrakcyjne, że nie wierzyłem w to, co wiedzę. To musiał być jakiś żart. Bardzo słaby żart.
— Stefi! Jak ja cię dawno nie widziałam! — Uradowany głos blondynki, uświadomił mi, że jednak nie śniłem.
Stefan delikatnie odsunął dziewczynę od siebie, ale wciąż trzymał dłoń na jej ramieniu. Stał do mnie tyłem, przez co nie mogłem dojrzeć jego twarzy. Chciałem wiedzieć, co czuł w tym momencie. Cieszył się? Udawał? A może nadal był przerażony? Jedyną podpowiedzią, jaką miałem, była jego ręka, która nieznacznie trzęsła się przy każdym ruchu.
— Hej, nie spodziewałem się tej wizyty — rzucił lekko spiętym, ale radosnym głosem. — Mówiłem ci, że nie musisz przyjeżdżać.
Oczywiście, że nie chciał, aby tu przyjechała. W końcu miało nie dojść do tego spotkania. To tylko sprawiło, że się zdenerwowałem. Gdyby nie ta wizyta, wciąż sądziłbym, że wszystko było między nami jasne, gdy faktycznie nie było. Próbowałem zrozumieć, dlaczego właściwie doszło do tej sytuacji. Przecież Stefan obiecał mi, że jej powie. Dlaczego więc teraz blondynka stała u nas w pokoju, a ja miałem wrażenie, że zaraz wyściska Stefana na śmierć?
— Żartujesz, prawda? — Potargała mu włosy. Poczułem lekkie ukłucie. Zawsze ja to robiłem. — Głuptasku, kiedy skaczecie w Austrii, zawsze przyjeżdżamy.
Zaniepokoiła mnie liczba mnoga, której użyła, ale szybko zorientowałem, że nie zrobiła tego bez powodu. We wciąż otwartych drzwiach stanęła Claudia, a ja żałowałem, że nie miałem pod ręką jakiejś liny. Nie wiedziałem jednak, czy powiesić siebie, czy Stefana.
Claudia po cichu zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Założyła ręce na piersi, w ciszy przyglądając się naszej rozmowie. Trudno było mi odczytać jej nastswienie, choć kosmyk zaczesywany co chwila za ucho sugerował, że się denerwowała. To sprawiło, że i ja się spiąłem. W szczególności, gdy spojrzała na mnie wymownie.
— Poza tym, chłopaki, idzie wam tak dobrze, że za chwilę znowu wygracie. A tego nie można przegapić. — Marisa puściła oczko do Stefana, po czym stanęła przede mną. — Mam nadzieję, że znosisz jego kaprysy. Potrafi być strasznym marudą, kiedy nie wygrywa.
Z grzeczności uśmiechnąłem się do niej i pokiwałem głową. Dobrze znałem humory Stefana, mogłem o nich napisać książkę. Nie wiedziałem tylko, który z nich spowodował zaistniałą sytuację.
Skupiłem się na blondynce, która wyciągnęła ręce, by mnie przytulić. Nie było powodu, dla którego miałbym tego nie zrobić. Zawsze ją lubiłem, dawniej nawet uważałem, że pasowali do siebie ze Stefanem - oboje byli niesamowicie pozytywnymi ludźmi, dlatego tak dobrze spędzało mi się z nimi czas. Oczywiście ostatnio nasza relacja zrobiła się mocno niezręczna, choć jak się okazało, tylko ja byłem tego świadomy. Po prostu chciałem mieć go tylko dla siebie, a ona była oczywistą przeszkodą. Przez to w pewnym momencie nawet było mi jej szkoda. Byłem pewien, że Stefanowi zależało na mnie bardziej, niż na niej. Choć teraz to już sam nie wiedziałem, jak było.
Obejmując ją, mogłem swobodnie spojrzeć na resztę pokoju w poszukiwaniu odpowiedzi. Stefan oczywiście wbijał wzrok w podłogę, skutecznie mnie unikając. Claudia z kolei jedynie rozłożyła ręce, sugerując, że nie ma pojęcia, co się dzieje. Marisa w końcu się odsunęła i spojrzała na mnie zaniepokojona.
— O matko, wybaczcie. — Zasłoniła usta dłonią i gwałtownie odwróciła się, krążąc wzrokiem między mną a Claudią. — Poniosło mnie, a to chyba nie ja powinnam się z tobą przywitać jako pierwsza.
Przesunęła się, robiąc miejsce dla Claudii, która wciąż stała niewzruszona pod drzwiami. Słysząc, że została wywołana do konwersacji, szybko ogarnęła się i wyprostowała. Jeszcze raz zaczesała jeden ze swoich długich kosmyków za ucho i obdarzyła nas szerokim uśmiechem. Gdybym jej nie znał, uwierzyłbym, że był prawdziwy.
— Daj spokój. — Machnęła ręką. — Wszyscy stęskniliśmy się za sobą, prawda?
Ilość sarkazmu w jej wypowiedzi była oszałamiająca, ale nie potrafiłem w żaden sposób zareagować. Wciąż jedynym, co mogłem zrobić, było bezradnie patrzenie się przed siebie. Nie zauważyłem więc, kiedy Claudia podeszła do mnie i chwyciła za nadgarstek. Zanim zorientowałem się, co planuje, pociągnęła mnie za sobą w stronę drzwi. Prawie przewróciłem się w odpowiedzi na mocne szarpnięcie, ale złapałem równowagę i dołączyłem do brunetki.
— Aż tak się za sobą stęskniliście? — zaśmiała się Marisa, widząc z jaką determinacją Claudia próbowała wypchnąc mnie z pokoju.
— Spokojnie, to nie zajmie długo — dodała żartobliwie i dosłownie wyrzuciła mnie na korytarz.
Stałem niepewnie, kiedy Claudia dokładnie zamykała za sobą drzwi. Chwilę jeszcze trzymała rękę na klamce, jakby nie chciała odwrócić się w moją stronę. Muszę przyznać, że byłem jej wdzięczny za to, że tak szybko wyciągnęła mnie z pokoju. Nie wiem, czy byłbym w stanie dłużej wytrzymać w śródku. Najwyraźniej wiedziała, że to nie było dla mnie łatwe i pomogła mi w ucieczce. Cieszyłem się, że nie musiałem sam przechodzić przez ten cały absurd.
W końcu wzięła głęboki wdech i stanęła przodem do mnie. Położyła ręce na biodrach i podniosła wzrok, wbijając go prosto we mnie. Ona też przestała udawać, że cieszy się z tej wizyty. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, jak bardzo musiała to przeżywać. W końcu odważyła się przyjechać tutaj, po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło. A nikt nie lubił rozdrapywać ran, w szczególności, gdy były jeszcze tak świeże.
Claudia nie odzywała się - czekała aż ja coś powiem. Ta czynność wykraczała jednak poza moje możliwości na tamtą chwilę. Westchnęła i w końcu to ona jako pierwsza zadała to pytanie, które w zasadzie oboje chcieliśmy zadać.
— Możesz mi to wytłumaczyć?
Mimo że mówiła zupełnie poważnie, nie była zła, ale bardziej rozczarowana. Trudno mi było jednak odpowiedzieć na jej pytanie. Trudno było mi powiedzieć cokolwiek.
— Sam chciałbym wiedzieć, co się dzieje — przyznałem skołowany.
— Mówiłeś, że Stefan jej powie.
Claudia zaczęła podnosić głos, a ja nie mogłem pozwolić na to, by ktokolwiek z naszego pokoju usłyszał tę rozmowę. Chwyciłem ją delikatnie za przedramię i pociągnąłem za sobą. Wylądowaliśmy za rogiem w drugim końcu korytarza, gdzie panowała kompletna cisza. Brunetka patrząc się na mnie pytająco, ponownie oparła się o ścianę. Widziałem, że czeka na wyjaśnienia, ale to chyba mi najpierw powinno się wyjaśnić kilka spraw.
— Obiecał mi, że powie Marisie — zacząłem, choć wiedziałem już, że to zdanie nie miało sensu. Sam przestałem w nie wierzyć.
— Jak widać obiecać, a zrobić to dla niego dwie różne rzeczy — rzuciła z przekąsem. — A ty? Nie sprawdziłeś tego? Chyba powinieneś się zainteresować.
— Co miałem zrobić? Zadzwonić do Marisy i spytać, czy wie już o tym, że jej chłopak ma chłopaka?
Niepotrzebnie podniosłem głos, ale czułem się oszukany. Nagle musiałem odpowiadać za coś, czego nie zrobiłem. Przecież to Kraft zawalił. Dlaczego więc to ja dostaję po twarzy? Z drugiej strony dałem Claudii słowo, licząc, że i Stefan dotrzyma słowa. Jak widać mocno się pomyliłem.
— Słuchaj, jestem równie zszokowany jak ty. Nie sądziłem, że Stefan może mnie tak wystawić. Myślałem... Myślałem, że sobie ufamy.
Spuściłem wzrok. Czułem się okropnie zawiedziony. Kraft zapewniał mnie, że wie, co robi, że powie Marisie w odpowiednim czasie. Ale jak widać ten czas nigdy nie nadszedł. Bolało mnie to, że Stefan w taki perfidny sposób nadużył mojego zaufania. Może gdybym wcześniej zażądał od niego wyznania prawdy, to wszystko potoczyłoby się inaczej? Tak trzeba było zrobić od razu, a nie bawić się w wiecznie miłosiernego Michiego. Przez to jak głupi znowu dałem się ponieść i pozwoliłem działać mu na własną rękę. Ale w końcu w życiu nie powiedziałbym, że mnie tak wystawi.
Claudia delikatnie odgarnęła kosmyki z mojego czoła. Wiedziałem, że przez ten mały gest chciała okazać mi swoje współczucie, ale nie takiego wsparcia wtedy potrzebowałem.
— A ty? Co ty tu robisz? — Wyprostowałem się, by wyglądać na silniejszego, niż faktycznie się czułem.
Patrzyła na mnie jeszcze długo zanim podjęła temat. Wiedziałem, że nie kupiła mojej nowej postawy. Za dobrze mnie znała, by się nabrać. Uszanowała jednak moje starania i po prostu odpowiedziała na pytanie:
— To Marisa. Zadzwoniła do mnie kilka dni temu. Myślałam, że chce porozmawiać o was, ale ona nagle wyskoczyła z tym wyjazdem. Była taka zadowolona. Nie potrafiłam powiedzieć jej prawdy. Nie przez telefon.
Przeczesała nerwowo włosy. Na chwilę zawahała się, jakby kolejne słowa ugrzęzły jej w gardle. W końcu jednak wzięła głęboki wdech i kontynuowała:
— Co miałam zrobić? Nie mogłam jej powiedzieć, to był obowiązek Krafta. Odmówić też nie mogłam, to by było zbyt podejrzane. Nie wiedziałam jak zareaguje, gdy się dowie. Musiałam z nią przyjechać, choć wciąż... Po tym wszystkim... Sam wiesz. To dla mnie trudne.
Mogłem jedynie domyślać się przez co przechodziła. W szczególności, że to wszystko głównie przeze mnie.
— Przepraszam cię, ja...
— Przestań — przerwała mi. — To nie ty powinieneś mnie przepraszać tylko Stefan.
Spiąłem się na samo wspomnienie o nim. Tym razem nie byłem już zawiedziony, a po prostu się zdenerwowałem. Jak on w ogóle mógł tak postąpić? Zrobiłem dla niego tyle, a on nie był w stanie się dla mnie poświęcić? Podobno zależy mu na mnie. A może w tej kwestii też kłamał?
— Proszę cię idź przemów mu do rozsądku, bo jak nie, to ja to zrobię — rzuciła agresywnie, jakby wiedziała, że i ja zmieniłem nastawienie.
— O to się nie martw.
— Jak chcesz mogę zająć Marisę na jakiś czas, ale długo nie utrzymam kłamstwa.
— To na razie nie będzie potrzebne — uspokoiłem ją. — Zaraz mamy trening, więc i tak musicie iść. Ale dzięki... Dzięki za pomoc.
Uśmiechnęła się blado. Miałem wrażenie, że chciała dodać coś jeszcze, ale po chwili pokręciła głową rezygnując z tego pomysłu. W końcu, podobnie jak ja wcześniej, złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła w stronę naszego pokoju.
— Chodź. Chcę zobaczyć jaka szopka tam się teraz odstawia.
— Poczekaj. — Stanąłem przed wejściem, przypominając sobie o jeszcze jednej rzeczy: — Czy my... Czy Marisa... No czy wie, że zerwaliśmy.
— Michael, ona kompletnie o niczym nie wie — dodała ponuro. — Nie ma pojęcia, co się wokół niej dzieje. Cały czas żyje w swoim idealnym świecie. Musimy się z nią obchodzić jak z dzieckiem, dopóki Stefan jej nie powie.
Ponownie się zdenerwowała. W końcu niedawno była w podobnej pozycji. Może właśnie dlatego była taka zła? Właśnie przez to, że już kiedyś przez to przechodziła. Pewnie chciała chronić przyjaciółkę, a jedyną osobą, która właśnie krzywdziła Marisę był Stefan. Ten sam Stefan, który pośrednio skrzywdził także ją.
Nie zdążyłem jednak powiedzieć nic więcej, bo drzwi od naszego pokoju nagle się otworzyły. Wyszła z niego blondynka cała w skowronkach, a za nią Stefan, który niepewnie oparł się o ścianę. Poczułem jak Claudia delikatnie wplotła swoją dłoń w moją. Wiedziałem, że to tylko na pokaz, a jednak czułem się z tym nieswojo.
— Ach, tutaj jesteście. — Marisa klasnęła w ręce, odwracając się w naszą stronę. — Już miałam was szukać.
— Jak widać, już jesteśmy. — Claudia uśmiechnęła się sztucznie. Zdziwiłem się jak szybko i z jaką łatwością przyszło jej to odegrać.
— Dobrze, dobrze. Musimy się zbierać.
Podeszła do nas i położyła dłoń na naszych, przerywając tym samym nasz uścisk. Zabrała ze sobą Claudię, ciągnąc ją za rękę.
— Już idziecie? Tak szybko? — dodałem z przekąsem, udając, że jest mi smutno. — Jaka szkoda.
Ostatnie zdanie wypowiedziałem, patrząc się dokładnie na Stefana. Oczekiwałem, że będzie trochę zmieszany, że dostrzegę w jego oczach choć odrobinę skruchy. Tymczasem to on patrzył się na mnie krzywo, jakbym to ja był problemem. Kompletnie nie rozumiałem jego zachowania.
— Wiem, że jesteśmy cudowne, ale niestety taka kolej rzeczy — Marisa zaśmiała się, zupełnie nie wyczuwając napiętej atmosfery. — Poza tym wy chyba też spieszycie się na trening, prawda?
Rozłożyłem ręce, sugerując, że mnie przejrzała. Kiwnęła jedynie triumfalnie głową i posłała kolejny słodki uśmiech. Na koniec podleciała jeszcze raz do Krafta i złożyła na jego policzku delikatny pocałunek. Nie mogłem na to patrzeć, dlatego spuściłem wzrok. Chciałem, żeby już sobie poszły.
Kiedy znalazłem siłę, by się wyprostować zauważyłem jak Claudia rzuca w stronę Stefana rozwścieczone spojrzenie, niejako w moim imieniu. Postanowiłem, że zrobię to samo. Koniec miłosiernego Michiego. Lecz kiedy odwróciłem się, by skonfrontować się ze Stefanem ten zniknął już w pokoju. To rozjuszyło mnie jeszcze bardziej. Ruszyłem za nim, przy okazji zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłem się o nie i czekałem z założonymi rękami, aż wyjdzie z łazienki. Ciekawe. A to podobno ja zawsze tam uciekałem.
Blondyn wyszedł z niej po pięciu minutach i dwudziestu dwóch sekundach. Nie byłem jednak w stanie określić jaką postawę przyjął. Miał zupełnie obojętną twarz, taką codzienną, jakby zupełnie nic się nie stało. Zdradziły go oczy, w których jednak doszukałem się jakiegoś rodzaju smutku. Nie wiedziałem tylko jaki był jego powód.
— Michi, słuchaj... — zaczął, ale przerwałem mu, unosząc nieznacznie dłoń. Chciałem przeprowadzić tę rozmowę na swoich warunkach.
— Masz trzy zdania. Ale jeśli zaczniesz od "to nie tak jak myślisz", to wyjdę stąd i nie wrócę.
Stefan popatrzył na mnie już na pewno z bólem w oczach. Chyba nie spodziewał się, że mogę być aż tak stanowczy. Cóż, sam nie wiedziałem, że tak potrafię. Ale tym razem musiałem być nieugięty. Ciężko było mi wytrwać w takiej postawie wobec niego. Nigdy nie rozmawialiśmy w taki sposób, a ja po prostu nie umiałem się na niego gniewać. W tej sytuacji jednak nie miałem wyjścia.
Kraft wziął głęboki wdech, zastanawiając się nad kolejnymi zdaniami. W końcu rozłożył bezradnie ręce:
— Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
Zacząłem odliczać pozostałe zdania na palcach. Dopiero wtedy Stefan wziął to na poważnie. Najpierw lekko się przeraził, po czym spojrzał na mnie błagalnie, jakby nie wierzył, że to dzieje się naprawdę.
— Jestem głupi — wybełkotał.
Muszę przyznać, że drugie zdanie było wybitnie prawdziwe, przez co czekałem na trzecie jeszcze bardziej zafascynowany jego kreatywnością. Po części rozczarowałem się, kiedy usłyszałem z ust Stefana zwykłe:
— Przepraszam.
Tak jak się spodziewałem, nie usłyszałem nic, co chciałem usłyszeć. Ale przynajmniej dałem mu szansę się wytłumaczyć. Jego strata, że jej nie wykorzystał.
— Michi, musisz zrozumieć, że...
Chciał przemycić czwarte zdanie, na co nie mogłem już pozwolić. Od razu wszedłem mu w słowo, wyrzucając wszystko, co akurat leżało mi na sercu.
— Nie Stefan. To ty musisz rozumieć, że twoje czyny niosą za sobą konsekwencje. Nie powiedziałeś nic Marisie, przez co krzywdzisz ją, mnie, a właśnie w tym momencie również i siebie. Wiem, że to jest trudna rozmowa, ale cholera, chyba stać cię na chwilę szczerości.
Przeczesałem nerwowo włosy. Nie potrafiłem się jednak uspokoić.
— Wiesz, co mnie w tym wszystkim śmieszy? Że cały czas zarzucałeś mi, że to ja ciągle uciekam, że to ja ciągle się boję. A tym czasem robisz dokładnie to samo. Sprawy się komplikują i trzeba wybierać. Ja wybrałem i poświęciłem się dla ciebie. Dlaczego nie możesz zrobić tego samego dla mnie?
Jeśli Stefan miał jeszcze coś dodać na swoją obronę, to to był idealny moment. I choć miałem nadzieję, że się odezwie, on wolał w ciszy mi się przyglądać. Prychnąłem i złapałem za klamkę. To jakimś cudem zwróciło blondynowi mowę:
— Nie idź.
— Nie wytrzymam tu dłużej. Jestem na ciebie wściekły, ale chyba jeszcze bardziej rozczarowany. Nie rozumiem cię. Po co były te wszystkie zapewnienia? Te wszystkie tradycje? Dlaczego chciałeś być pewny, że cię nie zostawię, skoro w międzyczasie robisz... To.
Ścisnąłem dłoń w pięść, próbując się uspokoić, ale nie potrafiłem oczyścić się ze złych myśli. A Stefan, który podjął kolejną próbę rozmowy, wcale nie pomagał.
— Poczekaj. To... To nie tak. Po prostu...
— Nie ważne jak. Napraw to wszystko. Jeśli chcesz oczywiście. Bo już sam nie wiem czego chcesz. Acha. Tylko nie zapomnij mi powiedzieć, jak zmienisz zdanie.
Nie spoglądając nawet w jego stronę wyszedłem z pokoju. Już na korytarzu zacząłem mieć wątpliwości, czy nie potraktowałem go zbyt ostro. Po chwili jednak zdenerwowałem się na siebie za takie myślenie. Skoro on mógł się na mnie obrażać dowoli, to i ja miałem takie prawo.
Czułem się źle przez to jak Stefan potraktował mnie, jak i przez to, jak ja potraktowałem jego. Nie mogłem oczyścić myśli, a potrzebowałem tego, by skupić się na konkursie. Nie mogłem zawalić kolejnego z nich przez nierozwiązane sprawy ze Stefanem. W Klingethal przekonałem się, że miałem coś takiego jak skoczy autopilot, ale niewykluczone, że zadziałał on tylko raz.
Czekał mnie trening. Trening, na którym będzie Stefan, a znając go pewnie będzie się na mnie patrzył tym swoim błagalnym wzrokiem. Albo będzie zupełnie inaczej i ponownie się obrazi. Nie wiem. Czasami różne rzeczy chodziły mu po głowie. Chciałbym umieć czytać mu w myślach, może wtedy zrozumiałbym, o co mu w tym wszystkim chodziło.
A naprawdę chciałem zrozumieć.
~~~
Mała prywatka od autorki.
Drama time, bo co to byłoby za opowiadanie, gdyby nie było dramy. Wszystko jednak było zaplanowane, podobnie jak i rozwiązanie, wiec spokojnie. 🙈 Dlaczego Stefan się nie przyznał? Wkrótce się okaże. A może już wiecie?
Wszystko na uczelni zaliczone, mogę lenić się przez dwa tygodnie i na spokoju oglądać mistrzostwa. Mam ochotę, by w tym roku (jeśli nie Polak) to żeby wygrał ktoś zupełnie przypadkowy. Tak żeby było ciekawiej. A i liczę na łzy na podium. Koniecznie muszą być łzy. Mogę godzinami patrzeć, jak Rune płacze na podium. Ach, aż sama się wzruszyłam. Jedne z moich ulubionych mistrzostw. 💓💞
To życzę powodzenia i szczęścia waszym faworytom, a wam miłego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top