XXIX. Tired of Being Sorry

Wracałem powoli z treningu, który poszedł mi fatalnie. Lekko kręciło mi się w głowie i byłem nieznacznie osłabiony, ale zrzuciłem to wszytko na zbyt intensywne ćwiczenia. Momentalnie skarciłem siebie za takie zachowanie. Przecież powinienem w pełni sił podchodzić do konkursu, a tym czasem czułem się źle zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wiedziałem, że to będzie jedno z najgorszych popołudni w moim życiu, a przecież musiałem powalczyć od dobre miejsce w konkursie. Wciąż liczyłem się w grze o podium turnieju i nie darowałbym sobie, gdybym zaprzepaścił taką szansę. I choć zdrowy rozsądek podpowiadał mi, a wręcz kazał, żebym skupił się właśnie na tym celu, to serce znacznie utrudniało mi skupienie się na czymkolwiek.

Poczułem kolejne ukłucie w brzuchu, kiedy zbliżając się do naszego pokoju, ponownie zobaczyłem Claudię. Siedziała skulona na podłodze i przeglądała coś na telefonie. Nie rozumiałem czemu zawdzięczałem tę wizytę, w szczególności, że miałem już dość jakichkolwiek na dzisiaj. 

— Hej, coś się stało? — rzuciłem zdziwiony jej obecnością.

Podniosła wzrok, słysząc mój głos i szybko schowała telefon do kieszeni.

— Nareszcie! Myślałam, że będę tu siedzieć do wieczora — westchnęła i wstała, podpierając się o ścianę. — To w zasadzie nic ważnego. Marisa zostawiła u was torebkę. Poszła szukać Krafta, a ja zostałam na czatach, jakby któreś z was wróciło.

Przewróciłem oczami. Ach te kobiety i ich torebki. Dlaczego jeszcze nikt nie napisał porządnej sagi o rzeczach zagubionych na podstawie damskiej torebki? Gdybym miał więcej czasu, pewnie sam bym to zrobił. 

— Chodź, wpuszczę cię.

Zacząłem szukać karty do pokoju w jednej z kieszeni, kiedy nagle zakręciło mi się w głowie. Musiałem oprzeć się o ścianę, by odzyskać równowagę. Nie rozumiałem skąd wziął się ten objaw, ale wcale nie należał do tych najprzyjemniejszych. Zamknąłem oczy, ale to wcale nie pomogło. Świat cały czas wirował, a ja nie mogłem tego zatrzymać.

— Michi, wszystko dobrze? — Usłyszałem przejęty głos Claudii, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć. Poczułem, jak kładzie rękę na moim czole, po czym szybko ją zabiera. — Jesteś rozpalony! Cały się trzęsiesz. Gdzie masz tę kartę?

Wskazałem jedynie lewą kieszeń moich spodni. Szybko wyjęła z niej kartę i bezproblemowo otworzyła nasz pokój. Złapała mnie pod biodro i pomogła wczłapać się do środka. Nagle opuściły mnie wszystkie siły; ledwo co trzymałem się na nogach, choć i to nie było pewne. Z ulgą usiadłem na swoim łóżku, bo zacząłem się bać, że zaraz dojdzie do bliskiego spotkania z podłogą. Schowałem głowę między dłonie, próbując uśmierzyć ból, który w niej narastał. Co się ze mną dzieje? Przecież aż tak się nie przetrenowałem.

Claudia położyłam dłoń na moim ramieniu, jakby chciała dodać mi otuchy, ale z drugiej strony też, dowiedzieć się, co tak naprawdę się działo. Niestety sam jeszcze nie wiedziałem. Chciałem zapewnić ją, że to nic poważnego, by przestała się martwić. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, podniosłem się i poleciałem do łazienki, by zwymiotować.

Jeśli wcześniej czułem się źle, to teraz czułem się zdecydowanie gorzej. Nie mogłem jednak dać tego po sobie poznać, dlatego wyszedłem z łazienki z krzywym uśmiechem na ustach. Claudia oczywiście go nie kupiła i od razu zaczęła szukać przyczyny mojego nie najlepszego stanu.

— Macie aż tak ciężkie treningi? — zdziwiła się.

— Nie. To znaczy tak. Ja zawszę daje z siebie wszystko ale... Ale nie aż tak. To musi być jakiś przypadek. Nic poważnego.

Jak bardzo było to "nic poważnego" uświadomiłem sobie dopiero, gdy wylądowałem w łazience drugi, trzeci, a nawet czwarty raz. Zrezygnowany położyłem się na zimnych kafelkach. Przynajmniej one były w stanie mnie ochłodzić, bo chyba faktycznie miałem gorączkę. A to był zły symptom. Musiałem szybko znaleźć jakieś rozwiązanie, ale jak miałem myśleć, skoro przez ból nie słyszałem własnych myśli.

— Przynajmniej nie muszę trzymać ci włosów. — Claudia stanęła w drzwiach, opierając się z założonymi rękami o framugę.

— Nieśmieszne — zauważyłem.

— No właśnie Michael. To już nie jest śmieszne. Jesteś na coś chory. Idę po waszego lekarza. Gdzie on mieszka?

— Poczekaj. — Ostatkiem sił rzuciłem się, by ją zatrzymać. — Nie możesz po niego iść.

— Dlaczego? — Nie rozumiała mojego zachowania.

— Jak tu przyjdzie, to zabroni mi skakać.

— Zwariowałeś?! Popatrz na siebie. Chcesz skakać w takim stanie? Przecież ty nie wyjdziesz z hotelu bez zaliczenia dwóch łazienek po drodze, a co dopiero mowa o skakaniu.

— Nie, nie. Ja muszę skakać. Mogę być wysoko w klasyfikacji.

Byłem strasznie upartą osobą, w szczególności kiedy szło o mój kolejny potencjalny sukces. Ale kiedy zobaczyłem, że Claudia złapała się pod boki i spojrzała na mnie w ten jeden, stanowczy sposób, wiedziałem już, że przegrałem.

— Który to jest pokój? — zażądała.

— Zobaczysz, zaraz mi przejdzie. — Łudziłem się, że jeszcze ją przekonam.

I w jednej chwili, jakby los chciał mi pokazać, jak bardzo się myliłem, znowu musiałem nachylić się nad porcelaną. Kiedy kolejny raz zobaczyłem przed sobą moje śniadanie, zrozumiałem już, że opór nie ma sensu. Dlatego zanim Claudia zdążyła powiedzieć słynne "a nie mówiłam", wyszeptałem numer pokoju.

— Sto trzynaście.

Nie zauważyłem nawet, kiedy wróciła z naszym kadrowym lekarzem. Może dlatego, że świat ponownie zaczął się kręcić, a ja już nie widziałem różnicy pomiędzy kafelkami a dywanem? Odzyskałem pełną świadomość, siedząc już na swoim łóżku, choć cały czas uważałem, że to zbyt duży dystans do łazienki. Lekarz badał mnie dokładnie, ale postawienie diagnozy nie zajęło mu długo. Grypa żołądkowa. Po tym wyroku, przyszedł kolejny. Ten, którego bałem się najbardziej. Nie mogłem skakać.

— Ciekawe, to już kolejna osoba z tymi objawami — zauważył lekarz. — Muszę przebadać resztę. W końcu to zaraźliwe. Widziałeś Stefana?

Wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem, gdzie jest. W zasadzie to powinien już tu być. Fakt, wyszedłem wcześniej z treningu, ale Stefan nie był osobą, która aż tak się guzdrała. Więc pewnie mnie unika albo Marisa zatrzymała go gdzieś po drodze. Mało mnie to obchodziło.

— Jak przyjdzie, to wyślij go do mnie. Idę do chłopaków obok.

Ruszył w stronę wyjścia, ale nie zdążył nawet złapać za klamkę, kiedy w pokoju pojawił się wcześniej wspomniany Stefan. Stanął wryty praktycznie jeszcze w przejściu, mocno zaskoczony nagłym zebraniem. Rozejrzał się dookoła szukając jakiejś sensownej odpowiedzi i w końcu zatrzymał się na mnie. Musiał zauważyć, że nie jestem w najlepszym stanie, bo lekko zmartwiony ściągnął brwi. Szybko odwróciłem wzrok, spoglądając na zaczytaną w jedną z ulotek od leków Claudię.

— Stefan, jak się czujesz? — lekarz od razu zaczął go badać.

— Wszystko dobrze. — Blondyn zbył go machnięciem ręki, po czym przepchnął się wgłąb pokoju, jakby chciał dowiedzieć się czegoś więcej. — Coś się stało?

— Obawiam się, że to grypa. Michael dzisiaj nie skacze. Jeśli dalej dobrze się czujesz, to zabieraj swoje rzeczy i idź stąd byś się nie zaraził przed konkursem.

Stefan kiwnął głową i odprowadził lekarza do wyjścia. Kiedy zostaliśmy sami w pokoju, Krafti niepewnie podszedł do mnie, dokładnie lustrując mnie wzrokiem. Wiedziałem, że próbował dowiedzieć się czegoś więcej o moim stanie, ale coś w jego spojrzeniu nie dawało mi spokoju. Patrzył się na mnie jakoś inaczej. A może to ja miałem jakieś przewidzenia? Nie wiedziałem, a nie chciałem utrzymywać z nim dłuższego kontaktu wzrokowego. Jeszcze nie teraz.

— Jak się czujesz? — spytał w końcu.

Brzmiał przy tym szczerze, jakby faktycznie się o mnie martwił. Trudno było mi jednak znaleźć konkretną odpowiedź na jego pytanie. Miał na myśli moją chorobę, czy może mój stan mentalny? Chciał wiedzieć, czy wciąż się na niego gniewam, czy upewnić się, że zaraz nie zarzygam mu butów? Nie miałem pojęcia, dlatego jedynie wzruszyłem ramionami i dałem mu odpowiedź idealną do interpretacji własnej:

— A jak mam się czuć?

Stafan wciąż patrzył się na mnie zmartwiony, ale kiedy usłyszał moje niezbyt precyzyjne określenie, nieznacznie się skrzywił. Chyba nie to chciał usłyszeć. Sam już nie wiedziałem, co mógł sobie pomyśleć, a nie miałem siły, by się nad tym zastanawiać. Kraft zaczął niepewnie przebierać rękami; raz pocierał nimi energicznie, raz ściskał je w małe piąstki, a raz chował do kieszeni. Kompletnie nie miał pojęcia, co z nimi zrobić, co jedynie sugerowało, że się denerwuje. W końcu jednak, jakby znalazł siłę, by się opanować, westchnął i zwrócił się w moją stronę.

— Możemy porozmawiać? — poprosił, choć miałem wrażenie, że zabrzmiało to bardziej jak rozkaz.

Chwilę zastanawiałem się, czy na pewno chcę to teraz rozstrzygnąć. Czułem się fatalnie i wiedziałem, że nie wytrzymam fizycznie żadnej dłuższej konwersacji. Żeby zrozumieć Stefana musiałbym być w stanie myśleć, a to przychodziło mi z niewyobrażalną trudnością. Do tego miał to swoje bojowe nastawienie, które nie pasowało mi kompletnie do tematu naszej potencjalnej rozmowy. Z drugiej strony nie chciałem go też kompletnie spławić, dlatego jedynie kiwnąłem powoli głową.

— Rozmawiajmy.

Stefan również przytaknął, zgadzając się na moją propozycję. Czekałem aż coś powie, w końcu to on powinien zacząć tę rozmowę. On jednak stał, opierając dłonie o biodra, i miałem wrażenie jakby również na coś czekał. Kiedy cisza wydłużała się i nic nie zapowiadało jej zakończenia, posłałem Kraftowi pytające spojrzenie. On odpowiedział tym mocno wymownym, jakby powód jego milczenia był oczywisty. 

— Tak, teraz? — spytał, a ja wciąż nie widziałem problemu.

W końcu Stefan wytłumaczył swój zarzut, kiwając głową w stronę siedzącej na drugim łóżku Claudii. Zrozumiałem, że chodziło mu o jej obecność przy tej rozmowie. Szczerze to mało obchodziło mnie, czy ją usłyszy, czy nie. Wiedziała już tyle, że chyba nic, co padłoby w naszej konfrontacji, w żaden sposób by jej nie zdziwiło. Pewnie sama też chciała wiedzieć, dlaczego Kraft zachował się, jak się zachował. Może zrozumiałaby z tego więcej niż ja?

Odwróciłem głowę podążając za wzrokiem Stefana. Claudia zorientowała się, że znalazła się w centrum uwagi. Wodziła wzrokiem między mną a nim, aż w końcu na stałe utkwiła go we mnie. Zastanawiałem się, czy może jednak to za dużo na jej nerwy, czy aby na pewno chce dodatkowo przechodzić przez kolejny dramat, ale jej reakcja szybko odwiodła mnie od tych obaw. Claudia odłożyła pudełko z moimi lekami i założyła ręce na piersi, wyglądając na bardzo zdeterminowaną do poznania prawdy. To wystarczyło, bym podjął decyzję.

— Tak teraz. Masz z tym jakiś problem?

Widziałem, że miał. Był zupełnie poważny i powstrzymywał się, by nie powiedzieć czegoś nie na miejscu. Zupełnie jakby chciał wyprosić stąd Claudię, ale nie wiedział w jaki sposób to zrobić. A może nie chciał mnie prowokować, skoro postanowiłem, że zostanie? Nie wiedziałem, a nieznośna cisza ponownie opanowała pokój. Brak odpowiedzi Stefana robił się co raz bardziej niepokojący do czasu, w którym Claudia prychnęła:

— To oczywiste. Stefan po prostu ma problem z rozmawianiem z dziewczynami.

Trafiła w dziesiątkę i wiedziałem, że zrobiła to tylko po to, by zdenerwować Krafta. Była na niego zła, a takie osoby nie mogły odpuścić sobie możliwości obrazy swojej ofiary. Podobnie jak Stefan nie mógł odpuścić i sam rzucił w jej stronę równie agresywną odpowiedź.

— Nie prosiłem cię o zdanie — warknął, wskazując na nią palcem. — Co ty w ogóle możesz wiedzieć?

— Ja akurat dość dużo. — Claudia również nie dawała za wygraną. — Mnie Michael powiedział.

W jednym momencie Kraft zrobił bliżej nieokreślony, ale i niepokojąco napastliwy gest w jej stronę, na który nie mogłem już pozwolić. Mimo że wciąż siedziałem, zdołałem wyciągnąć rękę na tyle, by powstrzymać Stefana przed rzuceniem się na Claudię. Spojrzałem się za siebie, by sprawdzić, co z nią, ale ona wydawała się jeszcze bardziej zmotywowana do działania, niż jeszcze chwilę temu. Musiałem zakończyć ten absurdalny konflikt.

— Zamknijcie się — rozkazałem. — Oboje. Głowa mi zaraz odpadnie i mam dość waszej kłótni.

Stefan spojrzał się na mnie mocno zdziwiony, zupełnie jakby czuł się urażony, że go uciszyłem. Przeniósł wzrok na moją dłoń, którą trzymałem na jego brzuchu, cały czas uniemożliwiając mu w ten sposób przejście dalej. Powoli podniósł głowę i ponownie wbił wzrok we mnie. Szukał odpowiedzi na moje zachowanie. Dopatrzyłem się w jego oczach czegoś na kształt zaskoczenia mieszającego się z rozczarowaniem, a może nawet zawodem. Wiedziałem, dlaczego tak na mnie patrzył. Podświadomie w tym konflikcie stanąłem po stronie Claudii, próbując ochronić ją przed Stefanem, kiedy on wolał, by było zupełnie na odwrót.

Szybko odsunął się tak, że moja ręka mogła swobodnie opaść. Zacisnął ręce w pięści i zamknął oczy, próbując opanować narastającą w nim złość. Nie rozumiałem, jak mogło do tego dojść. Jeszcze kilka miesięcy temu cała nasza czwórka była nierozłączna. Uważałem nas za najlepszą definicję przyjaźni. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć, czy tak ja my ze Stefanem na skoczni, czy tak jak dziewczyny w aspekcie domowym. Jeździliśmy razem na wakacje, a nawet i na mecze, spędzaliśmy wspólnie weekendy, jedliśmy razem kolacje. Wszystko było idealnie. 

A teraz? Dwie najbliższe mi osoby kłóciły się nade mną, o dobro tej czwartej, jeszcze nieświadomej tego, że nic już nie będzie takie samo. Jakim cudem zniszczyliśmy taki wspaniały kwartet? No tak. Gdybyśmy nie upili się ze Stefanem jednego feralnego wieczoru, wszystko byłoby tak jak dawnej. Jak zwykle wszystko zepsułem. Poczułem się winny, mimo to, że wcale nie powinienem. Z całego zajścia z czterech szczęśliwych osób zostały tylko dwie, choć w tamtym momencie chyba żadne z nas szczęśliwe nie było.

Spuściłem głowę, nie mogąc dłużej wsłuchiwać się w swoje pokrętne myśli. Chciałem, żeby to się skończyło, ale zupełnie nie miałem pojęcia, jak do tego doprowadzić. Na szczęście pierwsza na racjonalny pomysł wpadła, jak zawsze, Claudia. Uniosła ręce w obronnym geście, sugerując, że nie będzie się dłużej wtrącać. 

— Przygotuję ci leki — poinformowała mnie i zabrała saszetki z szafki nocnej.

Przecisnęła się między mną a Stefanem, nawet nie spoglądając na blondyna. Może nie chciała prowokować dalszych kłótni, a może po prostu nie chciała już na niego patrzeć? Znając ją, pewnie miała na myśli jedno i drugie. Chwilę później słyszałem, jak weszła do łazienki. Wiedziałem, że w ten sposób chciała dać nam trochę prywatności, ale i wciąż słyszeć naszą rozmowę. Cóż, mnie nie robiło to większej różnicy, jak w zasadzie wszystko w tamtym momencie. 

Podniosłem głowę dopiero, gdy Stefan usiadł na swoim łóżku naprzeciwko mnie. Splótł ręce przed sobą i czekał. Pewnie potrzebował jeszcze chwili by się uspokoić, słyszałem to w jego niespokojnych oddechach. Kiedy stały się one głębsze, ale i wciąż lekko drżące, Stefan wreszcie przemówił.

— Słuchaj, wiem, że to głupie, ale... To bez znaczenia, dlaczego jej nie powiedziałem. Ważne jest to, że liczysz się dla mnie tylko ty. Rozumiesz? Tylko ty Michi. Ona... Ona dla mnie nic nie znaczy.

Jeśli Stefan miał mnie tym uspokoić to kompletnie minął się z celem. Chciał złapać za moją rękę, ale szybko odsunąłem ją, uniemożliwiając mu kontakt.

— Jak możesz w ogóle coś takiego powiedzieć? Jak możesz być taki obojętny? — prychnąłem. — Skoro nic jej nie powiedziałeś, to chyba faktycznie nic dla ciebie nie znaczy. 

Nie wierzyłem, że właśnie uznał kobietę, z którą był tak długo, jako nic niewartą. Tak nagle stwierdził, że wyrzuca ją na bruk? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Skoro i ja miałem wątpliwości, wyrzuty sumienia, to chyba i on powinien mieć jakiekolwiek przemyślenia. Czy naprawdę potrafiłby być aż taki nieczuły? A może zawsze taki był, tylko tego nie zauważyłem? Nie wiedziałem skąd brała się o niego taka obojętność. To nie był Stefan, którego znałem.

— Nie rozumiem. — Kraft rozłożył ręce. — Nie chcesz żebym o niej zapomniał? 

— Słuchaj, nie zależy mi na tym, żeby była ci obojętna, bo wiem, że nigdy tak nie będzie. Czy tego chcesz, czy nie, zawsze będzie miała znaczenie. A skoro twierdzisz, że jest inaczej, to albo kłamiesz, albo nie masz uczuć. A nie chcę być z kimś, kto potrafi być taki nieczuły wobec innych. 

Nie chciałem już dłużej prowadzić tej rozmowy, bo bałem się, że powiem coś, czego wcale nie chciałem powiedzieć. Poza tym Stefan cały czas nie rozumiał swojego błędu, a dopóki wciąż był nieświadomy, nasza szczera rozmowa nie miała sensu. Wstałem i chciałem ruszyć w stronę łazienki, ale Stefan w ostatniej chwili złapał mnie za łokieć, nie pozwalając mi odejść. Musiałem odwrócić się w jego stronę.

— To co? Wściekasz się o to, że wybrałem ciebie? — rzucił pretensjonalnie. — Nie bądź śmieszny.

— Wściekam się, bo cały czas nie widzisz problemu, bo...

Chciałem dokończyć, ale nie potrafiłem. Niepotrzebnie wstawałem, bo mój błędnik stwierdził, że znowu spłata mi figla. Ponownie zakręciło mi się w głowie i musiałem oprzeć się o ścianę, by nie przewrócić się na ziemię. Stefan chciał pomóc mi usiąść, ale poradziłem sobie bez jego pomocy. Złapałem się za głowę w nadziei, że to ustabilizuje rzeczywistość, ale i to nie pomagało.

Tyle rzeczy wydarzyło się na raz. Wiedziałem, że nie miałem tyle sił, by wytrzymać całą rozmowę ze Stefanem, dlaczego więc w ogóle ją zaczynałem? Chyba chciałem być wobec niego fair, mimo to, że on wobec mnie nie był. Niepotrzebnie się starałem, czułem się przez to jeszcze gorzej.

Poczułem lekkie klepnięcie w ramię. Nie chciałem otwierać oczu, bo bałem się, że będzie jeszcze gorzej. W końcu jednak zaryzykowałem i spojrzałem przed siebie. Obok mnie kucała już Claudia, wręczając mi szklankę z lekiem. Wziąłem ją od niej, choć nie byłem przekonany, że to mi pomoże. Powoli zacząłem sączyć mętną wodę, kiedy Claudia odwróciła się powoli w stronę Stefana.

— Idź już na ten konkurs — poprosiła go. Brzmiała przy tym naprawdę łagodnie, a nie agresywnie, jak jeszcze chwilę wcześniej. Słyszałem też, że była przejęta i tą samą emocją próbowała zarazić wciąż niespokojnego Stefana. — Nie męcz go już dłużej. Widzisz, jak się czuje. 

Kraft pokiwał głową bez przekonania. Zapatrzył się w dłoń dziewczyny, która opiekuńczo wylądowała na moim kolanie. Kiedy nie zobaczył mojego sprzeciwu, wzruszył ramionami i zabrał się za pakowanie. Zdenerwowany wrzucał kolejne rzeczy do swojej torby. Nigdy nie zwracał uwagi na to, czy są one chociaż w pewnym stopniu poukładane, zawsze wciskał je jak leci, bez ładu i składu - taki właśnie był. Ale w tym momencie jego torba była bardziej niechlujna niż zazwyczaj. Zupełnie jakby zależało mu tylko na wyjściu z pokoju.

— Masz rację. Chyba nie jestem tu potrzebny — rzucił obrażony. — Poza tym mam konkurs do wygrania.

Wiedział, co mówił, żeby jeszcze bardziej mnie dobić. Przecież chciałem dzisiaj skakać, ale nie byłem w stanie. To była dla mnie niepowtarzalna szansa, by trzeci raz z rzędu stanąć na turniejowym podium. A tym czasem musiałem zostać w pokoju, niemal przykuty do łóżka i łazienki. Kolejne fatalne uczucie, które nie dawało mi żyć tego po południa. Musiałem mocniej złapać szklankę, bo obawiałem się, że zaraz upuszczę ją na ziemię. Chciałem po prostu zniknąć. 

Stefan nie czekał już na nic. Zarzucił torbę na ramię i zabierając swój kombinezon, wyszedł z pokoju. Nawet nie próbowałem rozumieć, co się właśnie wydarzyło. Nie miałem na to ani siły, ani ochoty.

— Michael? 

Claudia chciała dodać mi otuchy, ale nie potrzebowałem jej wsparcia. Podniosłem rękę, by uciszyć ją zanim zdążyłaby cokolwiek więcej powiedzieć. Chciałem zostać sam. Na szczęście zrozumiała i jedynie kiwnęła głową. Chwilę później słyszałem, jak z powrotem wchodzi do łazienki. Wiedziałem, że nie zostawi mnie kompletnie samego. Może to i lepiej? Nie wiedziałem w jakim stanie będę za kilka minut. 

Położyłem się bezradnie na łóżku. Ile dałbym za kilka minut snu. Mógłbym wreszcie odciąć się od wszystkiego, odzyskać stracone siły, a świat może przestałby wreszcie wirować? To były jednak tylko pobożne życzenia. Kiedy zamknąłem oczy nie odczułem upragnionego magicznego uzdrowienia. Czekało mnie niezapomniane popołudnie.


***


Ponownie siedziałem zwinięty w kulkę na chłodnych kafelkach w łazience, opierając głowę o spłuczkę. Musiałem wyglądać okropnie, ale równie okropnie się czułem. Claudia stanęła nade mną wręczając mi kolejną szklankę z lekiem. Nie chciałem już ich pić. Miałem dość. Ale wiedziałem, że przecież muszę. Zabrałem od niej lekarstwo i wypiłem je jednym duszkiem. Skrzywiłem się ponownie czując ten obrzydliwy smak. Zacząłem zastanawiać się, czy to właśnie nie przez niego wymiotuję.

Wytarłem usta wierzchnią częścią dłoni i oddałem jej szklankę. Chciałem jak najszybciej pozbyć się tego cholerstwa. Dziewczyna odłożyła szkło na umywalce i zaczęła moczyć nowy kompres. Przyglądałem się jej odbiciu w lustrze. Była mocno skupiona, ale widziałem też, że równie zmęczona.

— Niepotrzebnie tutaj siedzisz. Jeszcze się zarazisz — ostrzegłem ją.

— Teraz to już bez znaczenia. Poza tym, ktoś się musi tobą opiekować. Spójrz na siebie. Jesteś przywiązany do sedesu.

Zaśmiała się, a ja razem z nią. To prawda. Mój stan znowu się pogorszył i mogłem zapomnieć o swobodnym leżeniu na łóżku w nadziei, że mi przejdzie. Teraz nie mogłem zrobić nawet dwóch kroków poza łazienkę. Gdyby nie Claudia, nie byłbym w stanie nic zrobić.

Nie zauważyłem nawet, kiedy ponownie nachyliła się nade mną i położyła na moim czole zimny ręczniczek. Od razu poczułem się nieco lepiej, w końcu wciąż walczyłem z gorączką. Poczułem się też lepiej, kiedy zobaczyłem, że i ona wreszcie usiadła. Zajęła moje ulubione miejsce tuż pod umywalką. Przysunęła nogi niemalże pod brodę i objęła je rękami. Myślała o czymś intensywnie. Wiedziałem, bo zapatrzyła się gdzieś przed siebie. Też tak robiłem, kiedy miałem coś na głowie. Dlatego tym razem na taki cel upatrzyłem sobie jedną z jej srebrnych bransoletek. Byłem pewien, że dostała ją kiedyś ode mnie, ale kompletnie nie pamiętałem z jakiej okazji. To skłoniło mnie do przerwania dłużącej się między nami ciszy.

— Dlaczego wciąż tu jesteś? Po tym wszystkim co ci zrobiłem, chyba powinienem samotne tutaj umierać.

— Lubisz użalać się nad sobą, co? — zauważyła, przeczesując delikatnie włosy. — Ale to nie takie proste.

Rzuciłem jej pytające spojrzenie. Chciałem, aby rozwinęła tę myśl.

— Po tylu latach, nigdy nie będziesz mi obojętny. Widzę, że cierpisz. Nie ważne, czy to przez tę chorobę, czy też przez Stefana. Po prostu wiem, że muszę ci pomóc.

Zaczęła nerwowo pocierać dłonie i wiedziałem już, że to nie wszystko, co miała na sercu. Zapewne kryło się za tym kilka poważniejszych spraw, a Claudia walczyła ze sobą, zastanawiając się, czy może się przede mną otworzyć. W końcu i ona zapatrzyła się w swoją srebrną bransoletkę i delikatne przejechała po niej opuszkami palców.

— Widzisz. Po tym wszystkim chciałam cię znienawidzić i po prostu o tym zapomnieć. Próbowałam, naprawdę próbowałam. Ale... Ale nie potrafię. Może nie jesteś tego świadomy, ale masz w sobie coś uzależniającego. Coś od czego ja się uzależniłam, a teraz kiedy zniknąłeś, nie umiem sobie bez tego poradzić. Czuję się taka... Taka pusta.

Przełożyłem kompres na drugą stronę. Teraz potrzebowałem schłodzić się jeszcze bardziej.

— Popatrz na mnie. Przyjechałam tu jako dobra przyjaciółka, a tak naprawdę gdzieś w środku miałam nadzieję, że coś się między nami zmieni. Byłam zła na Stefana, a jednak zgodziłam się na ten wyjazd, bo wiedziałam, że cię zobaczę, spotkam. Chociaż tyle. — Schowała głowę między nogi. — Jestem beznadziejna.

Patrzyłem się na nią, nie za bardzo wiedząc, co robić. Nie spodziewałem się takiego wyznania, ale mogłem przecież przewidzieć, że tak łatwo nie pozbierała się po naszym rozstaniu. Tylko w jaki sposób miałem ją teraz pocieszyć?

Nie zdążyłem tego ustalić, bo Claudia uderzyła dłonią w umywalkę, wstała i szybko wyszła z łazienki. Wiedziała, co robi, abym za nią tak łatwo nie poszedł. Nie mogłem jednak pozwolić, aby sprawa pozostała nierozwiązana. Zebrałem wszystkie pozostałe siły i opierając się o ścianę, ciężko bo ciężko, ale w końcu się podniosłem. Chwilę zajęło mi odzyskanie równowagi, ale kiedy upewniłem się, że nie przewrócę się po drodze, ruszyłem za nią.

Odnalazłem ją, siedzącą na moim łóżku ze spuszczoną głową. Przysiadłem się blisko niej, jeszcze przez jakiś czas utrzymując między nami ciszę.

— Nie jesteś beznadziejna — zapewniłem ją. — To ta cała sytuacja jest beznadziejna.

Objąłem ją delikatnie ręką, a ona niemal od razu wtuliła się we mnie. Lekko mnie zdziwiła, ale pozwoliłem jej na uścisk, mimo że nie uważałem go za dobry pomysł. Nie dość, że byłem cały brudny i miałem na sobie wszystkie możliwe bakterie z naszej łazienki, to nie wiedziałem, czy byliśmy już gotowi na tego typu uściski. Najwyraźniej Claudii to nie przeszkadzało, bo wciąż wypłakiwała się w mój rękaw. Westchnąłem i przesunąłem ją bliżej do siebie.

— Chciałbym ci pomóc ale... Nie wiem jak.

Mówiłem szczerze. Nie miałem pojęcia, co robić, jak zachować się w takiej sytuacji. Wzruszyłem ramionami, sugerując, że nie wiem, jak mam się zachować. Claudia wykorzystała mały dystans, który powstał między nami i odsunęła się.

— Ach, przepraszam cię za to wszystko. Niepotrzebnie się rozkleiłam. — Przetarła twarz ręką, ocierając ostatnie łzy. — Nie zrozum mnie źle. Nie przyjechałam tu, by cię odzyskać. Jesteś już straconym przypadkiem. Dlatego nie przejmuj się mną, dam sobie radę. Przecież wiesz.

— Wiem. — Zmusiłem się na blady uśmiech. — Nie wiem tylko, jak mam pomóc sobie.

Bawiłem się swoimi palcami, nie wiedząc, co zrobić z rękami. Czułem, że muszę się czymś zająć, nie potrafiłem siedzieć tak bezczynnie i myśleć. To zawsze mnie gubiło.

— Zawsze myślałam, że wy się nie kłócicie — zauważyła. — Nigdy nie potrafiłeś się na niego długo gniewać.

Posłałem jej wymowne spojrzenie. Zwykłe błahostki zawsze mu odpuszczałem, ale co innego kiedy szło o poważne tematy. Ale prawda była taka, że nigdy nie mieliśmy aż tak poważnych tematów do kłótni. W końcu wcześniej nie byliśmy razem, a wiadomo, że w związku nagle magicznym sposobem zawsze pojawiają się problemy.

— Nie patrz tak na mnie — poprosiła. — Przecież słyszałam waszą rozmowę. Stefan wciąż nie widzi problemu, a ty jesteś strasznie zazdrosny.

— Rzecz w tym, że nie jestem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Może zabrzmi to dość samolubnie, ale jestem pewien, że wybierze mnie, a nie Marise. Tylko...

Nie wiedziałem, jak to wszystko ubrać w słowa. Gdyby to było takie łatwe, pewnie już dawno powiedziałbym to na głos. A może nie chciałem aż tak otwierać się przed Claudią? Nie wiem, czy chciałaby słuchać o nie swoich i to jeszcze na pewno krzywdzących ją problemach. Z drugiej strony skoro jeszcze tu była, znaczyło, że pomoże mi bez znaczenia na jej odczucia. Tak, jak robiliśmy to dawniej.

— Widzisz, to trochę, jak z nami. — Próbowałem ugryźć temat z innej strony. — Musiałem, ci powiedzieć, bo nie potrafiłem kłamać ci w żywe oczy, wiedziałem, że należy ci się prawda. A wściekam się, bo Stefan nie miał takiego samego odruchu.

Spojrzałem na nią sprawdzając, czy zrozumiała, co miałem na myśli. Claudia kiwnęła powoli głową, ale nie byłem pewien, czy czuje to w ten sam sposób, jak ja. Jej rozmazany makijaż nie dawał mi spokoju, ale kontynuowałem:

— Po prostu nie sądziłem, że Stefan może się tak zachować, że bez najmniejszego problemu zdecyduje się ją skrzywdzić, że nie będzie miał wyrzutów sumienia. A na dodatek okłamie nas wszystkich z zimną krwią, udając przede mną, że wszystko jest niemal idealnie. Zupełnie jakbym mówił o innym człowieku. Przecież znamy się tak długo. Jestem zły na siebie, że wcześniej tego nie zauważyłem.

Schowałem głowę między dłonie. Niemożliwe, żebym nigdy wcześniej nie widział tego drugiego Stefana. A może ukrywał go przede mną? Zawsze zachowywał się tak, jakbym chciał, by się zachowywał? Ale czy ta kulka szczęścia i radości byłaby w stanie aż tak namieszać? To wydawało się mało prawdopodobne, ale przecież nie niemożliwe.

Westchnąłem. Za dużo myślałem, ale nie potrafiłem powstrzymać natłoku nowych myśli. W końcu do mojej głowy wpadła jedna taka, która kompletnie mnie sparaliżowała. Nie chciałem mówić jej na głos, ale nie mogłem jej przemilczeć. Moje dłonie drżały równie mocno, jak mój głos, kiedy ją wypowiadałem:

— Boję się, że się pomyliłem.

W pokoju zapadła cisza, zupełnie jakby moje słowa zabiły wszystko, co się w nim znajdowało. Byłem świadomy ich ciężaru, dlatego miałem nadzieję, że to tylko głupi wytwór mojej wyobraźni.

Poczułem, jak Claudia zaczęła wiercić się obok mnie. Wzięła kilka głębokich wydechów, choć w jej wypadku ważniejsze były wydechy, którymi próbowała się uspokoić. Nerwowo przeczesała włosy, jakby porządnie się nad czymś zastanawiała. W końcu pociągnęła jeszcze raz nosem i zwróciła się do mnie:

— Nie wierzę, że to robię, ale posłuchaj mnie.

Położyła dłoń na moim przedramieniu, żeby zwrócić na siebie uwagę. Kiedy spojrzałem w jej ciemne oczy, zabrała rękę jakby bała się dłuższego dotyku.

— Nie znam Stefana tak dobrze jak ty, ale wiem jedno. Zawsze był dość szalonym człowiekiem, ale gdy chodziło o ważne sprawy, wolał być pewien tego, co robi. Dlatego kiedy podejmuje chaotycznie i nieprzemyślane decyzje, to tylko wtedy, gdy się czegoś boi.

Przełknęła ślinę, jakby kolejne słowa utknęły jej w gardle. Przemogła się jednak i kontynuowała:

— Tym razem pewnie jest tak samo. To jego jednorazowe zachowanie wcale nie przekreśla go jako człowieka. Musisz z nim szczerze porozmawiać, ale nie tak jak dzisiaj. Wtedy na pewno znowu obrazi się i zamknie w sobie. Zaufaj mi. Daj mu szansę na spokojną rozmowę, a w końcu zrozumie swój błąd. I pamiętaj, że każdy oprócz wad, ma także zalety. Nikt nie jest idealny.

Miała rację. Cholera, ona zawsze miała rację. Tak trzeba było zrobić. Zależało mi na Stefanie i jeżeli miałem go wreszcie zrozumieć, to musiałem dać mu na to szansę. Wszystko musiało się wyjaśnić. Nie było innej opcji.

Pokiwałem głową, sugerując, że zrobię tak, jak mi poleciła. Uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała zapewnić mnie, że to dobra decyzja. Byłem jej wdzięczny za to, że chciała mi pomóc, skoro jeszcze przed chwilą wypłakiwała się w mój rękaw. Nie wiedziałem skąd w ogóle czerpała tyle siły. Kobiety to jednak są niezwyciężone. Ja na jej miejscu pewnie dawno bym się poddał.

Chciałem, aby trochę się rozluźniła, sam chyba też tego potrzebowałem, dlatego rzuciłem żartobliwie:

— Czy ty czasami nie miałaś z nim jakiegoś romansu? — Wydawało mi się podejrzane, że tak dobrze znała Stefana.

Claudia wreszcie szczerze się uśmiechnęła, a i mogłem się założyć, że usłyszałem jej ciche parsknięcie. W końcu i ona odgryzła się dość trafną uwagą.

— Nie. Wystarczy, że tylko jedno z nas z nim sypia.

Tym razem to ja lekko się uśmiechnąłem, ale mimo wszystko spuściłem głowę speszony.

— Tak jakoś wyszło — mruknąłem.

Claudia w odpowiedzi energicznie potargała moje włosy. Wiedziała, że tego nie lubiłem, dlatego uznałem to za taką małą zemstę. Cieszyłem się, że w pewnym stopniu byliśmy w stanie rozmawiać o tej sytuacji, a nawet z niej żartować. To dużo dla mnie znaczyło, że Claudia siedziała tu obok mnie, zamiast wydrapać mi oczy za pierwszym razem, jak się dowiedziała. W przeciwnym razie zostałbym tu kompletnie sam. Wiedziałem, że jeszcze minie sporo czasu zanim nasza relacja zmieni się na całkowicie przyjacielską, ale byliśmy na dobrej drodze.

— Tak, dużo się ostatnio zmieniło — przyznała.

Zapatrzyła się w krajobraz za oknem, a ja zrobiłem to samo. Chyba oboje odpłynęliśmy myślami do przeszłości, próbując porównać ją z tak odmienną rzeczywistością.

— Ale wiesz co? — Claudia nagle szturchnęła mnie energicznie w ramię. — Wszystko... Wszystko się ułoży.

— Tak myślisz? — Spojrzałem na nią niepewnie, zdziwiony jej nagłym optymizmem.

— Ja to wiem.





~~~

Mała prywatka od autorki.

Okej wyszło więcej niż zamierzałam, ale to chyba u mnie normalne. Przepraszam, drama ciągnie się dalej, ale zleży mi na tym, żeby przedstawić wszystko od takiej strony, jaką sobie zaplanowałam. Każda postać ma tutaj ważne znaczenie, dlatego to tyle trwa. Zresztą, co ja się tłumaczę. Podoba się albo nie i tyle 😂

Wkraczamy w konkurs w Innsbrucku, czyli ogólnie skoczni, która jakimś magicznym sposobem potrafi zepsuć TCS. Nie wiem, czy to jakaś magia, ale na pewno nie była ona łaskawa dla Michiego dwa lata temu 🚽

Co do MŚ, to nie ważne, kto wygrywa, ja i tak zawsze ryczę 😅 Oczywiście najbardziej poniosło mnie, jak wygrywał Morgi, ale to było już tak dawno temu, że aż nie chce się wierzyć. 😭

Tak czy siak, życzę miłego życia.

Chamska reklama: Wiecie, że mam tez drugie opowiadanie, prawda? 😎

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top