XXI. Raise Your Glass

Byłem cholernie głodny. Wchodząc do jadalni miałem wrażenie, że wyjem wszystko, co było przygotowane dla całego hotelu. Napakowałem sobie pełny talerz i ruszyłem w stronę naszego austriackiego stolika. Szybko zorientowałem się, że oprócz naszej kadry siedzieli przy nim również Niemcy. Byli w lekko okrojonym składzie; brakowało jedynie Andiego i Stephana. Ale mając na uwadze, że wczoraj nie pilnowali kieliszków sobie nawzajem, to szybko nie powinni pojawić się na śniadaniu.

Położyłem talerz na stole, wybierając miejsce między Stefanem a Markusem, ale i na przeciwko Manuela. Dlaczego zawsze musieliśmy z nimi siedzieć? Przecież to było towarzyskie samobójstwo. Musiałem przypomnieć Stefanowi, żeby już nigdy więcej nie wybierał tego miejsca.

— Witam, witam zwycięzcę. — Manu wyszczerzył zęby, jednocześnie słodząc kawę. — To taka nowa poranno-łóżkowa moda?

Kiwnął łyżeczką wskazując na moje włosy. To fakt, zostały one w nieruszonym stanie odkąd Stefan brutalnie się na nich wyżył. Nie miałem jednak ochoty odpowiadać na to, nie oszukujmy się, głupie pytanie, więc po prostu wpakowałem sobie do buzi kanapkę z dużą warstwą sera.

Manuel również nie brnął dalej, bo, jak to on, znalazł już sobie inny temat. Zaczął tajemniczo rozglądać się po jadalni, to zawieszając wzrok na mnie, to na zajętym jajecznicą Stefanie. W końcu nie wytrzymałem i to ja obrzuciłem brodacza wymownym spojrzeniem.

—Ej, a gdzie podziałeś Claudię? — Manuel nachylił się nad stołem.

Przez chwilę patrzyłem się na niego nieobecnym wzrokiem, zanim swobodnie przełknąłem kolejny kęs. Kompletnie zapomniałem, że przecież Fettner widział nas razem pod skocznią. Aż dziwiło mnie, że nie zdążył o tym nikomu powiedzieć, ale obawiałem się, że zaraz zacznie paplać. Musiałem szybko wymyślić jakąś odpowiedź, która skutecznie by go uciszyła.

Trudno było mi jednak zdecydować się, jaką postawę powinienem przyjąć. W końcu Manuel nie miał pojęcia, że nie byliśmy już z Claudią razem, tak samo jak nie wiedział, że spędziłem tę noc ze Stefanem. No właśnie, zostawał jeszcze Stefan. Nawet na niego nie patrząc, mogłem założyć, że i dla niego nie był to wygodny temat - rano sam się o tym przekonałem. To umocniło mnie w przekonaniu, że muszę rozmawiać z Manuelem na moich warunkach.

Powoli odłożyłem kanapkę na talerz, układając sobie w głowie kolejne zdania. Niestety cały mój plan poszedł na marne, kiedy Fettner zaczął się wydzierać, błędnie interpretując moje milczenie.

— Chciałeś ją przed nami ukryć, co? — Próbowałem protestować, ale Manuel odwrócił się i krzyknął, by uciszyć resztę konwersacji przy stole. — Chłopaki! Słyszeliście?! Michael miał wczoraj towarzystwo!

Gdybym mógł to w tamtym momencie zabiłbym Fettnera gołymi rękami. A w zasadzie, to żałowałem, że nigdy wcześniej tego nie zrobiłem. Byłem wściekły, że zaczynał temat, o którym nie miał pojęcia. Przez niego nagle znalazłem się w centrum uwagi, czyli stało się to, czego chciałem uniknąć. Przyznaję, Manuel nie miał prawa wiedzieć, co się wczoraj wydarzyło, ale mimo wszystko denerwowało mnie to, że wyciągał moje prywatne sprawy przy wspólnym stole. Wciąż czułem się okropnie po wczorajszym wieczorze, a przynajmniej po jego pierwszej części. Poczułem, że żołądek skacze mi do gardła i wiedziałem już, że wyrzuty sumienia, nie pozwolą dokończyć mi tej przepysznej kanapki.

Niestety mleko się rozlało, na szczęście tylko w przenośni, i jedyne, na co mogłem liczyć, to że reszta oszczędzi mnie i nie rozstrzela pytaniami. Tak jak się spodziewałem, zostałem obrzucony spojrzeniami wszystkich zgromadzonych, którzy dokładnie studiowali moje zachowanie. Kiedy wreszcie udało im się dojść do jakichś wniosków jedynym, co widziałem były te ciekawskie miny i szelmowskie uśmieszki.

— To by wyjaśniało, dlaczego tak szybko wyszedłeś z imprezy — zauważył siedzący obok mnie Eisenbichler.

Śledziłem wzrokiem spojrzenie Manuela, który po tej wypowiedzi Niemca zwrócił się w moją stronę. Widziałem, że dostał jakiegoś niesamowitego olśnienia, bo już chwilę później wyszczerzył zęby. To nie mogło się dobrze skończyć.

— Czyli mam rozumieć... — Uniósł kusząco jedną brew do góry. — Że wczoraj zaliczyłeś nie tylko wygraną w konkursie?

Usłyszałem kilka głośnych gwizdów zadowolenia i uznania, jak i jakiś bliżej nieokreślony okrzyk zachwytu. Potem poczułem, jak Markus klepie mnie po plecach, kiedy, nie wiedzieć czemu, reszta zaczęła ponownie mi gratulować. Ja z kolei, jak przystało na prawdziwego, dorosłego mężczyznę, spaliłem totalnego buraka.

Schowałem twarz w dłonie. Chciałem uciec przed niewygodnym tematem. Ciekawe czy chłopaki zareagowałyby podobnie, wiedząc, że tej nocy wcale nie spędziłem z Claudią. Zacząłem martwić się i o Stefana. Czułem jak przebiera ze zdenerwowaniem nogami pod stołem. Chciałem go uspokoić, ale sam nie potrafiłem uspokoić siebie.

— Już się tak nie chowaj. — Usłyszałem wesoły głos Richarda. — Masz się czym chwalić, podwójny zwycięzco.

Markus klasnął w ręce, zgadzając się z opinią rodaka i równie zadowolony uwiesił się na moim ramieniu. Nie podobał mi się ten gest, ale uznałem, że odrzucenie go wyjdzie mi jedynie na gorsze. Przetarłem twarz i choć czułem, jak bardzo pieką mnie policzki, odważyłem się podnieść wzrok.

— No właśnie. I to jest nagroda! — Niemiec poklepał mnie po ramieniu. — A nie jakieś krzaczki, bukieciki czy inne duperele.

— Jakby były inne nagrody, to skakałbyś lepiej? — zaśmiał się Freund, przybijając piątkę z równie rozbawionym Freitagiem.

— I to jeszcze jak!

Eisenbichler zakrzyknął, mało mnie nie ogłuszając. Dodatkowo zaczął mną potrząsać, jakby nie potrafił kontrolować swoich ruchów. Szybko oswobodziłem się z jego uścisku, lekko przerażony jego nagłym poruszeniem. Czasami miałem wrażenie, że Niemiec nie był w stanie powstrzymać swoich emocji, przez co nierzadko zachowywał się jak obłąkany. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Fettner, który machnięciem ręki uspokoił Markusa.

— Już się tak nie napalaj. I tak nic nie wygrasz. — Brunet wystawił język, a obrażony Niemiec w odpowiedzi założył ręce na piersi. — Mnie to interesuje inna sprawa. Co ty robiłeś w tym czasie?

Manuel skierował wzrok na siedzącego obok mnie Stefana. Podobnie zrobili wszyscy zaangażowani w naszą konwersację. Sam nieznacznie odwróciłem się w jego stronę. Nie miałem pojęcia jak Krafti zareaguje, ani tym bardziej, co odpowie. To, że będzie kłamał, założyłem od razu. W końcu nie było opcji, żeby przyznał się, że wcale nie opuścił naszego pokoju. Zmyślał średnio dobrze albo to ja już byłem wyuczony. Miałem jedynie nadzieję, że dla reszty będzie przekonujący.

Stefan podniósł wzrok znad talerza. Początkowo czuł się zakłopotany byciem w centrum uwagi, chociaż wiedziałem, że to nie był jedyny powód. Przestał leniwie grzebać widelcem w jajecznicy i uważnie spojrzał na Manuela. Kiedy Krafti uśmiechnął się szeroko, wiedziałem już, że ma plan.

— Jak to, co robiłem? — Wzruszył ramionami, jakby odpowiedź był banalnie prosta. — Spałem na balkonie.

Zaśmiał się, podobnie jak cały nasz stół. Sam uśmiechnąłem się, czując jak kamień spada mi z serca. Skoro Stefan miał na tyle dystansu do całej sprawy, żeby jeszcze z niej żartować, to oznaczało, że nie potrzebnie się martwiłem.

— Przenocowałbym cię, gdybym wiedział. — Schiffner chciał być pomocny, ale jak zawsze nic z tego nie wyszło.

— Oj dajcie mu już spokój. — Stefan spławił resztę wścibskich słuchaczy. Zacząłem obawiać się, bo nie miałem jeszcze pojęcia, co dalej wymyśli. — Bez przesady, to była tylko jedna noc. Zasłużył sobie.

Krafti poklepał mnie po plecach i ponownie energicznie potargał moje włosy. Gwałtownie odwróciłem się w jego stronę, zdziwiony jego słowami. Chyba się nie przesłyszałem? W końcu Stefan mówiąc o wczorajszym wieczorze, miał na myśli siebie, a nie tak jak reszta moją, byłą już, dziewczynę. A ponieważ jedynie ja o tym wiedziałem, ponownie zrobiłem się cały czerwony. Kraft jak zwykle zauważył moje zakłopotanie i puścił do mnie oczko. Miało mnie to uspokoić, pokazać, że panujemy nad sytuacją. Po części mu się to udało.

Atmosfera stała się na tyle luźna, że nawet nie zauważyłem, kiedy w jadalni pojawili się Norwegowie. Cieszyłem się, bo to oni stali się nagle główną atrakcją, tak jak jeszcze przed chwilą ja. Jedni z nich, ci bardziej głodni, rzucili się na jedzenie, a ci drudzy zainteresowani głośną wrzawą przy naszymi stoliku, postanowili zobaczyć, co powodowało takie poruszenie. Markus machnął ręką, sugerując reszcie, by podeszła:

— Hej Daniel! Chodź, mam dla ciebie newsa!

Pięknie. Kiedy myślałem już, że temat został zamknięty, pojawili się nowi słuchacze. Miałem nadzieję, że ten obiecany news nie był związany ze mną. Z drugiej strony wolałem się nie łudzić. Gdybym sam nie był facetem, pewnie nie rozumiałbym, co takiego fajnego jest w chwaleniu się swoją ostatnią nocą. Ale no cóż... Byłem facetem.

Na szczęście z trzech osób, które zdecydowały się podejść do naszego stolika, faktycznie tylko Tande wydawał się być zainteresowany. Johann jak zwykle przykleił się do swojego telefonu i nic nie wróżyło, żeby prędko się od niego oderwał. A Johansson, jak to Johansson. Niby stał zupełnie obojętny, ale kto wie czy czasami nie nagrywał wszystkiego na ukryty w kieszeni dyktafon.

W końcu skupiłem się jedynie na Danielu, który stanął nad naszym wesołym stolikiem. Zaspany zaczesał sobie włosy za ucho. Z konkursu na konkurs stawały się coraz dłuższe, a ja zastanawiałem się, kiedy Norweg wreszcie zaprzyjaźni się z nożyczkami. W tamtym momencie przypomniałem sobie żart Stefana, który wkręcił mnie, że to właśnie jego włosy były inspiracją dla jego blond czupryny. Przeraziłem się, co by było gdyby jednak nie żartował.

— Co się dzieje? — mruknął zdezorientowany.

— Myślę, że dogadałbyś się ze Stefanem. — Markus wskazał palcem na rodaka siedzącego po drugiej stronie stołu. — Wiesz, spał dzisiaj na balkonie.

Tande początkowo nie zrozumiał, ale z każdą kolejną sekundą widziałem, jak zaczyna łączyć wątki. Powoli spojrzał się najpierw na Stefana, a potem przerzucił swój zaspany wzrok na mnie. Wciąż czułem, że byłem cały czerwony, co znacznie ułatwiało Norwegowi zauważenie mojego speszenia. W końcu jednak uśmiechnął się szczerze i wiedziałem, że szykuje jakiś kąśliwy komentarz.

— Biedaczysko — rzucił z udawanym współczuciem w stronę Krafta. — Są znacznie lepsze rozwiązania na takie noce.

— Tak? — Stefan postanowił bawić się w grę rozpoczętą przez Daniela i z założonymi rękami zadał mu kolejne pytanie. — To co ty robisz w takich sytuacjach?

Z premedytacją kopnąłem Stefana w kostkę. Nie chciałem, żeby brnął dalej w ten temat, ale najwyraźniej jemu spodobała się taka zabawa. Cóż, zawsze lubił wyzwania i adrenalinę, dlatego skakał, ale przy śniadaniu naprawę nie musiał się popisywać. Chyba, że chciał pokazać mi, jak bardzo nie chowa urazy do tego, co faktycznie stało się wczoraj, a co wyjaśniliśmy sobie dzisiaj rano. Jeśli tak było, to z jednej strony cieszyłem się, że nie miał problemów z rozmawianiem o Claudii, ale z drugiej strony nie chciałem, aby aż tak bardzo się w to angażował.

W szczególności, że wcale mi nie pomagał.

— Jak to co? Biorę poduszkę pod pachę i idę spać do kogoś z wolnym łóżkiem. Albo z wolną podłogą. Ale w takich wypadkach ten pacan ma porządny wpierdol.

Daniel spojrzał się wymownie na wciąż zajętego swoim telefonem Johanna. Kiedy ten zorientował się, że to o nim mowa, natychmiastowo uniósł wzrok znad ekranu i pogroził współlokatorowi palcem.

— Raz. Tylko raz zdarzyło się, że nie miał gdzie spać.

— O jeden raz za dużo — prychnął Tande. — Na szczęście Fannis załatwił mi spokój na kolejny rok.

Wiedziałem, że odwoływał się do nieszczęsnego zdarzenia na domówce w Lillehammer, ale jakoś nie potrafiłem mu współczuć. Co innego sądził jednak Johann, który obrzucił rodaka wściekłym spojrzeniem. Chwilę jeszcze patrzył się na blondyna z nienawiścią, aż w końcu obrócił się na pięcie i ruszył w stronę stolika z jedzeniem. Odprowadziliśmy go wzrokiem, a Daniel dodatkowo przewrócił oczami. Najwyraźniej nie była to ich jedyna rozmowa na ten temat.

— Ach te stałe związki. Zwariuję kiedyś przez niego — westchnął zrezygnowany Norweg.

— Stałe, niestałe — wtrącił się Kofler, który jak dotąd jedynie przysłuchiwał się naszej rozmowie. — Byłem z Gregorem dwa razy w pokoju i zdecydowanie mi wystarczy. Myślicie, że dlaczego od tego momentu każemy brać mu jedynkę?

W tamtej chwili wszyscy zaśmialiśmy się na samo wspomnienie o naszym niesfornym podrywaczu z drużyny. Okej, Gregor był jaki był. Miał swoje wady i zalety, ale nigdy nie pozbył się swojej łatki bożyszcza nastolatek. Nie popierałem sposobu w jaki wykorzystywał swoją popularność, ale i nie mogłem go pouczać. W końcu chodziło tu o jego życie, nie moje. Lubiłem go, ale czasami po prostu miałem go dość. Podobnie zresztą myślał Kofler, który starał się uciszyć falę śmiechu.

— Nie śmiejcie się — nalegał ponuro. — Pewnych rzeczy nie da się odzobaczyć.

To jednak spowodowało, że cała sytuacja wyszła na jeszcze bardziej absurdalną. Tande pokręcił z niedowierzaniem głową i mrucząc coś do siebie, ruszył w stronę jedzenia. Sam się trochę rozluźniłem, ale wiedziałem, że wciąż muszę być czujny. I wcale się nie myliłem. Chwilę później Fettner znowu obrał sobie mnie za nowy cel.

— No, Gregor to przynajmniej wygrywał po takich nieprzespanych nocach. Zobaczymy jak ty sobie poradzisz. — Kiwnął głową, po czym nachylił się nad stołem z tajemniczym uśmieszkiem na ustach. — Chociaż. Trzy minuty nie mogą nikogo zmęczyć.

Usłyszałem jak Stefan krztusi się jajecznicą. Nie spodziewał się takiego ataku na mnie, podobnie jak i ja. To znaczy wiedziałem, że Manuel jedynie się ze mną droczył, ale mimo wszystko uznałem to za atak na moją męskość. W szczególności, kiedy słyszałem jak reszta zaczęła chichotać pod nosami.

— Rozumiem, że wiesz to z własnego doświadczenia — odgryzłem się.

Fettner powoli przełknął ślinę, mierząc mnie wzrokiem. Uniósł lekko brodę, niejako doceniając podjęcie przeze mnie próby szarpania się z nim na słowa. W końcu jednak uśmiechnął się i delikatnie złapał za moją dłoń, przysuwając się niebezpiecznie blisko mnie.

— A co? Chcesz się przekonać?

Nie mogłem pozwolić, by tym razem wygrał, dlatego i ja nachyliłem się nad stołem, mocniej łapiąc jego rękę.

— A jeśli powiem, że tak? — Uniosłem zachęcająco brew do góry.

— Boże! Przerwijmy to! — Markus rzucił się, by rozpleść nasze ręce. Zaczął na rozdzielać do tego stopnia, że mocno pchnął mnie na oparcie krzesła i jeszcze przez dłuższą chwilę trzymał wyciągniętą rękę, która uniemożliwiała mi jakikolwiek ruch. — Chcecie żebym zwrócił śniadanie?

Poczułem jak tym razem Stefan kopie mnie pod stołem. Zdążyłem jedynie przelotnie na niego spojrzeć, ale widziałem, że jest w pewnym stopniu zdziwiony. Nieznacznie pokręciłem głową, by go uspokoić. Prędzej bym się zastrzelił, niż jakkolwiek eksperymentował z Manuelem. Ten i tak długi, pseudoromantyczny uścisk dłoni był dla mnie nie małym wysiłkiem.

— Coś ty Markus się taki nietolerancyjny zrobił? — zaśmiał się Freitag, który tak jak większość odebrała naszą szopkę, jako zwykły żart.

Eisenbichler nic nie powiedział, ale widziałem, że był totalnie zmieszany. Zupełnie tak, jakby walczył ze sobą, by coś powiedzieć, ale w końcu tego nie zrobił. Agresywnie ściągnął brwi, tak jak często miał to w zwyczaju robić, gdy był zły, czyli nierzadko, i poskładał z niemałym hałasem wszystkie swoje naczynia na kupkę.

— Róbcie, co chcecie i sypiajcie z kim popadnie. Mnie to nie interesuje — fuknął obrażony, po czym wstał gwałtownie i zbierając talerze, odszedł od stołu.

Popatrzeliśmy po sobie zdziwieni nienaturalnym zachowaniem Niemca. Reszta jego znajomych z kadry jedynie wzruszyła ramionami, sugerując, że i oni nie wiedzą, co wstąpił o w Markusa. Ja też nie miałem pojęcia, o co się zdenerwował, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Liczyło się to, że wraz z jego zniknięciem, mogłem wreszcie odetchnąć. Temat był już definitywnie zamknięty.

— No tak — westchnął Manuel przerywając niezręczną ciszę. — Ja też idę. Muszę umyć ręce po tym zajściu. Nie wiem Michael, co nimi robiłeś.

Wystawił język, a ja w odpowiedzi przewróciłem oczami. Naprawę mógłby sobie darować tę uwagę. Ale z drugiej strony nie byłby sobą, gdyby nie powiedział ostatniego słowa. Odprowadziłem go wzrokiem, kiedy odnosił swoje naczynia.  

Pozostała część śniadania minęła w prawie całkowitej ciszy. Może dlatego, że reszta próbowała wyleczyć się z towarzyszącego im po wczorajszej nocy kaca. Ja leczyłem innego, równie niebezpiecznego, kaca moralnego, przez którego nawet smaczne kanapki nie wyglądały już apetycznie.

Rzuciłem okiem na Stefana. Od ostatnich dziesięciu minut nie robił nic, oprócz leniwego przesuwania resztek jajecznicy z jednej strony talerza na drugą. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wiedzieliśmy już, co robić. I tak chwilę później powoli szliśmy korytarzem, zmierzając do naszego pokoju.

Minęliśmy po drodze leniwie wygrzebujących się z pokoju Niemców. Wellinger stał na korytarzu, niespokojnie przebierając nogami. Trzymał w rękach bladozieloną bluzę i znużony czekał na swojego współlokatora. Chwilę później z drzwi pośpiesznie wyleciał Stephan, który był w trakcie prowizorycznego poprawiania sobie włosów ręką. Złapał za trzymaną przez Andreasa bluzę i zarzucił ją na siebie. Kiedy obaj skoczkowie zauważyli nas po drugiej stronie korytarza, obdarzyli na szczerymi uśmiechami i cichym przywitaniem.

Szybko jednak ulotnili się, w końcu chyba jako jedyni nie zdążyli jeszcze zjeść śniadania. Mnie jednak za zaciekawiła inna rzecz.

— Możesz wytłumaczyć mi, dlaczego Stephan miał na sobie koszulkę Andreasa? —  Nachyliłem się nad Stefanem, kiedy Niemcy zniknęli za rogiem.

Kraft popatrzył na mnie uważnie, ale już chwilę później nie wiedzieć czemu okropnie się oburzył. Posłał mi tego typu spojrzenie, jakbym czymś bardzo mocno go obraził.

— Jesteś ślepy czy głupi? —  rzucił zupełnie poważnie. 

Zdziwiło mnie jego agresywne nastawienie. Ślepy raczej nie byłem; dokładnie wiem, co widziałem na starszym z Niemców, jeszcze zanim założył na siebie bluzę. A głupi? No zdarzało mi się czasami, ale nie rozumiałem dlaczego właśnie w tym momencie zostałem o to oskarżony. 

—  Przecież pamiętam, jak ją pakowałeś —  zacząłem się tłumaczyć. —  Kupiłeś mu tę koszulkę na urodziny. Nie przewidziałem się.

Stefan jęknął, niejako dobity moim nietrafionym komentarzem. Zdziwiła mnie jego reakcja. Przecież mówiłem prawdę. Stefan z Andreasem przyjaźnili się, a ta jasnoczerwona koszulka była jednym z dowodów na ich relację. Nigdy nie przeszkadzała mi obecność Niemca blisko Krafta, może dlatego, że nie uważałem go za zagrożenie dla naszej przyjaźni. W końcu wiadomo, kto tu był przyjacielem numer jeden.

—  Tak to jest ta koszulka — Stefan rzucił zdenerwowany, jakby chciał rozwiązać moje wątpliwości. —  A więc...

Kiwnął głową, sugerując bym dokończył zdanie. Ja jednak wciąż nie wiedziałem, o co chodzi. Zdziwiony patrzyłem na Karfta, mając nadzieję, że znudzi mu się czekanie i sam oświeci mnie rozwiązaniem. 

—  Michi myśl. —  Przewrócił oczami. — Musisz sam na to wpaść. Obiecałem Andreasowi, że nikomu nie powiem, a ty nie jesteś wyjątkiem. 

Zacząłem błądzić myślami, po wszystkich możliwych pomysłach. W końcu po co Stephan miałby zakładać nie swoje rzecz? Ale z drugiej strony sam ze Stefanem od jakiegoś czasu zamienialiśmy się niby przypadkowo ciuchami. Przecież nie było w tym nic dziwnego skoro byliśmy... Ooo. Nagle mnie olśniło. Chyba faktycznie byłem zarówno ślepy, jak i głupi. 

  — Myślisz, że wpadli na to, by połączyć łóżka, czy mieszczą się na jednym? — spytałem łagodnie, ale wiedziałem, że Stefan zrozumiał, co miałem na myśli.

Delikatnie westchnął i pokręcił z niedowierzaniem głową. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, jakby Stefan cieszył się, że wreszcie przejrzałem na oczy.

— Sądzę, że wpadli na to zdecydowanie wcześniej niż my. 

—  Ale... Jak? 

Nie potrafiłem złożyć sensownego pytania. Może po prostu wciąż byłem zaskoczony swoim odkryciem? A może nie rozumiałem, jakim cudem ta cała sprawa była aż tak dobrze ukryta? Nikt praktycznie się nie domyślał, jak i nikt się nie wygadał. To wydawało mi się dziwne, ale byłem pełen podziwu, że tak dobrze byli w stanie to zataić.

Nie sądziłem też, że chłopaki mogą w jakikolwiek sposób być razem. Nigdy nie wyglądali na zainteresowanych sobą aż tak mocno; zawsze uważałem ich za dobrych przyjaciół. Cóż, ale czy inaczej było ze mną i ze Stefanem? Może to naturalna kolej rzeczy.

—  Jeju Michi, jesteś tak spostrzegawczy, że aż dziwię się, że w ogóle zauważyłeś nas.

Przy ostatnim słowie zamarkował w powietrzu cudzysłów i wiedziałem już, że chodziło mu o naszą sekretną relację. Pozwoliłem sobie jednak nie wziąć tego na poważnie i rzuciłem żartobliwie:

— Wiesz, jesteś taki mały, że łatwo cię zgubić —  zaśmiałem się, ale Stefanowi nie spodobała się moja uwaga. — Nie patrz się tak na mnie. Andreas pierwszy to powiedział.

Przypomniałem sobie słowa pijanego Wellingera w jednym z klubów w Klingenthal. Wtedy nie byłem skory to żartów, ale teraz w końcu doceniłem, jak świetny on był. Zrozumiałem również, dlaczego Niemcowi tamtej nocy tak spieszno było do odnalezienia Stephana. Najwyraźniej nie tylko ja po alkoholu odkrywałem wszystkie swoje karty. Mogłem się wcześniej domyśleć. 

—  Tak? —  Stefan zapytał z lekkim niedowierzaniem. —  Najwyraźniej muszę z nim pomówić.

— Teraz na pewno zajęty jest innym towarzystwem. A no i jedzeniem — zauważyłem. — Porozmawiasz z nim przed konkursem albo w trakcie.

— Nie mam zamiaru czekać. — Kraft wyjął z kieszeni telefon. — Wyślę mu bardzo agresywny sms.

Obserwowałem jak ze złowieszczym uśmiechem na ustach zaczął intensywnie wypisywać wiadomość na swoim telefonie. Wiedziałem, że nie był zły, a raczej znalazł sposób, by obrócić to całe zdarzenie w dobry żart. W końcu teatralnie uniósł rękę z wyciągniętym palcem do góry i powoli obniżył ją, wciskając przycisk wyślij.

— To jest zastraszanie przeciwników. — Rzuciłem mu wymowne spojrzenie.

— Oj tam, oj tam. Ułatwiam nam zadanie.

Stefan wzruszył ramionami i obrócił kilka razy telefon w dłoni zanim schował go ponownie do kieszeni. Kiedy w końcu podniósł wzrok, uraczył mnie swoim promiennym uśmiechem.

— Choć. Trzeba się przygotować, a ty zawsze się guzdrzesz.

Złapał mnie za nadgarstek i zanim zdążyłem zaprotestować, pociągnął mnie w stronę naszego pokoju.


~~~


Mała prywatka od autorki.

Niniejszym informuję, że ta oto autorka zdała (i to na 4.5) egzamin z matematyki. 💞

Okazało się, że bycie w tak dobrym humorze po otrzymaniu wyników skutkuje w przypływie weny, dlatego proszę bardzo, jest i rozdział. Co prawda nie wnosi on prawie nic do fabuły, ale nasłuchałam się dzisiaj takich głupot świętując zaliczenie w barze, że jakoś nie miałam innego wyjścia, jak tylko przelać swój humorek na rozdział. 😅

Piszcie, czy wam się podobało, czy mam przestać pić. 🥂

Życzę miłego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top