XLVIX. Misery Business

Mogłem wmawiać sobie, ile chcę, że byłem spokojny, ale moje niepewne łażenie w tę i z powrotem po pokoju sugerowało zupełnie coś innego. Musiałem rozchodzić narastający we mnie stres, a to był jedyny znany mi sposób na jego rozładowanie. Wiedziałem, co nas zaraz czeka, i w zasadzie od tego zależało, czy w przyszłych latach wciąż będę z ochotą wracał do Willingen.

Stefan przeżywał to wszystko w zupełnie inny sposób. Siedział na swoim łóżku, praktycznie kompletnie sparaliżowany i wpatrywał się w swoje buty. Chciałem wierzyć, że w ten sposób próbuje skumulować energię na konfrontację z Gregorem, ale miałem złe przeczucia. Co prawda zdążyliśmy przegadać i ustalić co nieco w trakcie podróży, choć i tak miałem wrażenie, że to bardziej ja mówiłem niż Stefan. Większość drogi siedział raczej cicho, słuchał moich wymysłów i przewidywanych scenariuszy oraz ich rozwiązań, ale nie sądziłem, że wiele z nich zostało mu w głowie. Obym się jednak mylił.

Nagle drzwi do naszego pokoju się otworzyły i stanął w nich Gregor. Zdziwiłem się, bo byłem pewien, że zamykałem je na klucz. Najwyraźniej umknął mi ten, jak się okazuje, ważny szczegół.

— Nie nauczyli cię pukać, co? — rzuciłem zdegustowany bezpardonowym wtargnięciem Greogra.

Schlieri wyglądał na zdziwionego, jakby nie do końca rozumiał, co złego zrobił. Zdecydował się jednak naprawić swój błąd, bo po chwili ostentacyjnie zapukał w otwarte drzwi, czekając na odpowiedź. Nie musiał już tego robić, ale jednak nie byłby sobą, gdyby nie postawił na swoim.

— Tak lepiej? — spytał zadziornie.

Nie odpowiedziałem, a jedynie przewróciłem oczami. Minąłem się z Gregorem, który wszedł w głąb pokoju, a sam udałem się, by zamknąć drzwi. Tym razem upewniłem się, że przekręciłem klucz w zamku. Nie chciałem, żeby ktoś ponownie wparował do naszego pokoju, a już na pewno nie w trakcie tej rozmowy.

Wróciłem na swoje miejsce, a w zasadzie to obojętnie oparłem się o biurko. Chciałem przyjąć neutralną postawę, dlatego skrzyżowałem lekko nogi i założyłem ręce. Choć to nie o siebie się martwiłem. Od razu spojrzałem na Stefana, który, o dziwo, wyglądał lepiej niż jeszcze przed chwilą. Przybrał maskę, którą wspólnie wcześniej ustaliliśmy, i wdrapał się całkowicie na łóżko. Wyglądało to tak, jakby Gregor przeszkodził mu w lekturze jakiegoś naprawdę dobrego pseudoartykułu na telefonie.

— A co tu taka grobowa atmosfera? — Gregor zaczął rozglądać się po pokoju, wodząc wzrokiem pomiędzy mną a Stefanem. — Człowiek przychodzi na pogaduchy, a tu żadnej herbatki, ciasteczek. Tak traktujecie gości?

Z chęcią potraktowałbym go pięścią, ale niestety to nie wchodziło w grę, a przynajmniej jeszcze nie teraz.

— Chyba nie przyszedłeś tutaj na ploteczki, co? — zauważyłem.

— Sądziłem, że uchylicie chociaż rąbka tajemnicy. — Entuzjazm Gregora był nie do zmierzenia. Zastanawiałem się, skąd biorą się u niego takie umiejętności aktorskie. — Nie? Nic? Ech, psujecie zabawę.

Nie udzielił się nam głupkowaty nastrój Gregora, co w zasadzie nikogo nie dziwiło. Co więcej jestem pewien, że sam Schlieri nie spodziewał się podobnego odzewu. To jedynie element jego taktyki, a ja nadal nie wiedziałem, do czego ona prowadzi.

— Dobra, bo mi tu jeszcze na zawał pomrzecie, a mimo wszystko nie chcę was mieć na sumieniu. — Gregor wreszcie odpuścił maskę wesołego chłopca. — W zasadzie to mam jedno pytanie i chcę, aby to Kraft na nie odpowiedział. Twoją wersję już znam.

Machnął ręką w moją stronę, jakby chciał się mnie pozbyć. Oczywiście tylko metaforycznie, bo nie miałem zamiaru nigdzie się ruszać. Całą swoją uwagę skupił na Stefanie pewnie gdyby tylko mógł wywierciłby mu dziurę w czole swoim przeszywającym spojrzeniem.

— Załóżmy, że przy pierwszej możliwej okazji... A nawet nie. Dzisiaj. Teraz, zaraz. Że wykonałbym telefon do pewnych osób i zdradził co nieco mediom, zrobił taki mały skandalik wokół waszej, co tu dużo mówić, pary. A może zwyczajnie szepnąłbym parę słów Manuelowi. Sami wiecie, jest straszną paplą. Wieści szybko by się rozeszły wśród...

— Do czego zmierzasz? — wszedłem mu w słowo, skracając ten niekończący się wywód wymysłów.

Gregor cmoknął z dezaprobatą i posłał mi jedno wymowne spojrzenie, sugerujące, bym się nie wtrącał. Z tym, że to nie było takie łatwe. Widziałem, jak Stefan coraz mocniej zaciskał dłoń na kołdrze, słysząc kolejne czarne scenariusze i musiałem to przerwać, zanim Krafti trafiłby do punktu rozpaczy, z którego nie ma powrotu.

— Tak czy siak, nieważne kto, jak i gdzie, ważne, co ty na to. — Ponownie wycelował dłoń w stronę Stefana. — Zaprzeczyłbyś? Nazwał mnie kłamcą, kiedy przecież mówię samą prawdę.

Stefan zastygł w bezruchu. Nie odpowiedział od razu. Długo wpatrywał się w Gregora, aż wreszcie spojrzał na mnie. Widziałem, że się boi, a co najgorsze, waha. Stało się dokładnie tak, jak przewidziałem, dlatego odpowiednia odpowiedź była tu naprawdę istotna. Mieliśmy już wszystko ustalone, wystarczyło tylko podążać wytyczoną ścieżką. Niestety im dłużej patrzyłem na Stefana, tym byłem bardziej przekonany, że zrobi wszystko na odwrót.

— Tak? Nie? Nie wiem? — Gregor najwyraźniej znudził się czekaniem. — Doczekam się jakiejś odpowiedzi?

Stefan otworzył usta, ale nie wypowiedział żadnego zdania, a nawet żadnego słowa, żadnego dźwięku. Nic, kompletnie nic. Jedynie spojrzał się na mnie przepraszająco i zawstydzony spuścił głowę. Tego zupełnie się nie spodziewałem, dlatego z niedowierzaniem wpatrywałem się w Stefana. Wystarczyło powiedzieć jedno słowo. Jedno słowo, by pokazać Gregorowi, że się go nie boi, nawet jeśli prawda była zupełnie inna. Przecież Gregor nie mógł o tym wiedzieć.

Niestety ja wiedziałem, nawet lepiej niż sam Stefan. I ponownie nie mogłem uwierzyć jak zwykły strach przejął władzę nad jego działaniami. I to nie pierwszy raz.

— Cóż, brak odpowiedzi, to też odpowiedź. — Głos Gregora sprawił, że na chwilę na niego spojrzałem, ale za to on wciąż uważnie wpatrywał się w nieśmiałą reakcję Stefana.

Tym razem musiałem się z nim zgodzić. Bo choć Stefan wprost nie powiedział, że wyparłby się naszego związku przed mediami czy kimkolwiek innym, to jego reakcja mówiła sama za siebie — pewnie właśnie tak to by się skończyło. I wszystko znowu sprowadzało się do tego samego problemu, na który nie znaleźliśmy jeszcze rozwiązania.

— Łał. No tego się nie spodziewałem. — Gregor teatralnie rozłożył ręce. — Myślałem, że doczekam się tutaj zgrabnych epopei, poematów i zapewnień o miłości do końca świata. W końcu, Michael narobiłeś mi sporo oczekiwań po twoim występie sprzed szpitala. A tu proszę. Kompletna cisza. Cóż za niespodzianka.

Gregor wrócił do swojej teatralnej postawy i coś czułem, że już z niej nie zrezygnuje. A w świetle tego, co właśnie się stało, przeczuwałem, że to nie wróży nic dobrego.

— Teraz to tym bardziej mam ochotę wszystko rozpowiedzieć, w zasadzie tylko po to, by zobaczyć twoją reakcję. Oby była ciekawsza niż ta... ta... dziwna cisza.

— Nie. — Stefan nagle odzyskał głos. — Proszę, nie rób tego.

Było gorzej niż sądziłem. Nie dość, że Stefan totalnie położył sprawę, to jeszcze dopuścił do głosu swoje najczarniejsze myśli. I jeszcze te prośby i błagania. Jestem pewny, że one jedynie rozpaliły ego Gregora i jego świadomość, że jest w stanie kierować naszym życiem. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Nie mogłem dłużej wpatrywać się w Stefana, a tym bardziej nie ciągnęło mnie do patrzenia na Schlieriego. Prawdę mówiąc miałem ochotę na chwile się zawiesić i wyłączyć z tej rozmowy. Nie sądziłem, że cokolwiek może ją uratować.

— Ciekawe — westchnął zamyślony. — I pomyśleć, że niepotrzebnie byłem zazdrosny.

Te słowa Gregora momentalnie przywróciły mnie do życia. Spodziewałem się każdego komentarza, naprawdę każdego, ale nie tego. Zanim jednak zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, to Stefan ponownie magicznie odzyskał głos.

— Zazdrosny? O kogo?

— Na pewno nie o ciebie. — Gregor odpowiedział natychmiast, ale i dość dosadnie. Na tyle, że wyraźnie rozbudzony Stefan na powrót się skulił.

Choć nie powiedziałem tego na głos, to w zasadzie po głowie chodziło mi to samo pytanie, które zadał Stefan. Zazdrosny? To ostatnia z rzeczy, o której bym pomyślał. W ogóle zazdrość nie pasowała do Gregora. To raczej on robił wszystko, by to jemu zazdrościli. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie po tej drugiej stronie medalu.

Posłałem Schlieriemu wymowne spojrzenie i bezradnie rozłożyłem ręce — ewidentnie oczekiwałem wyjaśnień. Po takim stwierdzeniu zdecydowanie się nam należały. Gregor jedynie przewrócił oczami i złapał się pod boki. Zupełnie jakby odpowiedź była banalnie prosta.

— Kiedy przed szpitalem Michael powiedział mi, że to, czy powiem komukolwiek o tym całym zajściu, nie ma dla niego zupełnie znaczenia, a potem dodał to filozoficzne zdanie o jedynie naprawdę nieszczęśliwych ludziach narzekających na szczęście innych, to trochę mnie dotknęło. Wiecie, gdzieś, o tu. — Wskazał palcem na swoją lewą pierś. — A nie wiedziałem, że cokolwiek może mnie tu dotknąć.

Też nie sądziłem, że to możliwe.

— I chyba właśnie wtedy zacząłem być cholernie zazdrosny. Zazdrosny o to, co macie. No bo jak to jest możliwe, że znaleźliście coś, czego mnie się dotąd nie udało. To niemożliwe.

Musiałem kilka razy mrugnąć, bo nie wierzyłem w to, co słyszę. Gregor zazdrościł nam naszej relacji. Tego się nie spodziewałem. Zawsze uważałem go za mężczyznę jednej nocy, ale najwyraźniej i tacy jak oni szukają czegoś więcej. Tylko dlaczego wzięło go akurat teraz? Dlaczego my? Dlaczego nie mówił nic, gdy jeszcze obaj ze Stefanem mieliśmy dziewczyny? Już totalnie nic z tego nie rozumiałem.

— Byłem pod wrażeniem, że macie coś aż tak mocnego. Zawsze to mieliście, choć nie sądziłem, że to aż tak zaawansowana sprawa. Sami wiecie... — Machnął palcem między mną a Stefanem, zapewne w celu zaznaczenia naszego związku. — Sądziłem, że nie warto tego niszczyć, bo czegokolwiek bym nie zrobił, to i tak się nie uda. A uwierzcie dużo nad tym myślałem.

W to akurat nie miałem problemu uwierzyć.

— A tu taka niespodzianka. — Klasnął w ręce. — Zupełnie się nie spodziewałem. Zaskoczyliście mnie. Bo najwyraźniej i w waszym bajkowym świecie nie jest idealnie. To dobrze. Bo skoro ja nie jestem idealny, to nikt inny nie może być.

Ostatnie zdanie powiedział zupełnie poważnie i do tego takim tonem, że poczułem nieprzyjemny dreszcz. Nie sądziłem, że ktoś może mieć aż tak egoistyczne podejście do życia, a jednak Gregor ponownie przebił moje oczekiwania. Czerpał satysfakcję z nieszczęścia innych i ciekawiło mnie, jak w ogóle funkcjonują tacy ludzie. To było coś kompletnie dla mnie nieosiągalnego.

A skoro tak na to spoglądał, to moja strategia była kompletnie nietrafiona. Bo czy gdyby okazało się, że nasza relacja ze Stefanem jest perfekcyjna, zrobiłby wszystko, by ją przetestować, a nawet zniszczyć? W takim razie może lepiej, że Krafti siedział cicho? Przynajmniej Gregor znalazł w jego wahaniu upragnioną odpowiedź. Odpowiedź, która od jakiegoś czasu łamała mi serce.

— Dlatego Michael, ja bym się nad tym zastanowił. — Schlieri znowu mnie zagadał i musiałem znaleźć siłę, by ponownie na niego spojrzeć. — Nie wiem, czy chciałbym być z laską, która nie przyznaje się do naszego związku. Chociaż z drugiej strony żadna panna jeszcze się mnie nie wyparła. Trudno się mnie wyprzeć.

Naprawdę nie chciałem odpowiadać na tę osobliwą uwagę, ale mimo wszystko czułem, że muszę jakoś zareagować. Dlatego po części broniąc swego, dodałem dość wymijająco:

— Nasza sytuacja jest trochę... inna.

— Czyżby?

Gregor natychmiast skontrował i wyraźna niepewność w jego głosie sprawiła, że sam zacząłem kwestionować moje słowa. Bo czy naprawdę nasza sytuacja była aż tak różna?

W pokoju zapadła niezręczna, przedłużająca się cisza. Ja wpatrywałem się w dywan, próbując zrozumieć, na czym w zasadzie opiera się nasza sytuacja i skąd u Gregora ta nieopisana zazdrość. Stefan siedział na łóżku i nie do końca wiedziałem, o czym myślał, ale nie miałem nawet sił i chęci się nad tym zastanawiać. Nie wiedziałem nawet, czy to przemyślenia choć w niedużej mierze podobne do moich. Nie mogłem już mieć pewności.

Pozostawał tylko Gregor, który zdawał się upajać ciszą i dystansem między mną a Stefanem. Jakby to właśnie to chciał od początku osiągnąć.

— Tak czy siak, chyba musicie sobie coś wyjaśnić — rzucił nagle. — Więc no... będę się zmywał.

Jego noga już zrobiła krok w stronę drzwi, ale nie mogłem jeszcze pozwolić mu wyjść. Pozostawała jeszcze jedna, bardzo ważna kwestia.

— Czekaj, a co... Co dalej?

Nie wyobrażałem sobie, że tak po prostu wyjdzie. A co z tym domniemanym szantażem? Co z faktem, że wie o naszym związku? Ma zamiar coś z tym zrobić? I jeśli tak, to co? Tyle jeszcze rzeczy pozostawało niewyjaśnionych.

— Co? — Gregor wydawał się mocno zdezorientowany i zaskoczony moim pytaniem. — Aaa. Że to wszystko? Nie. Nie mam w tym żadnego interesu. Chyba osiągnąłem już to, co chciałem.

Spojrzał znacząco na Stefana, który wciąż bezradnie wpatrywał się w podłogę. Pewnie nie mógł poradzić sobie ze swoją reakcją. Reakcją, które w odpowiedzi na stres pokazała, co tak naprawdę czuł, a czego bał się przede mną przyznać.

— I mam ci uwierzyć, że nikomu nie powiesz? — dopytywałem, bo wiedziałem, jak absurdalnie to brzmi. — Jaką mam gwarancję, że nie będziesz nasz dalej męczył?

— Masz moje słowo.

— To żadna gwarancja.

— W sumie racja — przyznał, delikatnie muskając dłonią brodę. — Ale... Jest jedna rzecz, która ostatnio chodzi mi po głowie. Pewnie gdybym zrobił to od razu, to nie mielibyśmy tego przeuroczego spotkania. Pamiętasz nasz dżentelmeńskie spotkanie w Wiśle?

Moje myśli automatycznie uciekły do tego pamiętnego wieczoru, w którym pełnoprawnie przywaliłem Gregorowi. Była to rzecz, której jednocześnie żałowałem i nie żałowałem. Gdyby nie to, może nie śledziłby mnie tak uważnie przez ostatnie tygodnie i nie znaleźlibyśmy się w tej sytuacji. Ale z drugiej strony sama satysfakcja, którą odniosłem po tamtym ciosie, nie mogła równać się z żadnym ziemskim doznaniem. No może poza paroma momentami ze Stefanem.

I choć samo wspomnienie wprawiało mnie w raczej przyjemny stan, tak jednak miałem bardzo złe przeczucie, kiedy to Gregor zdecydował się po nie sięgnąć. To nie mógł być dobry pomysł, w szczególności, że dobrze wiedziałem, co chodziło mu po głowie.

— Dawaj, Michael. Po prostu uznajmy, że od razu przywaliłem ci wtedy w Wiśle i zapomnijmy o wszystkim, co faktycznie stało się w międzyczasie.

Tak właśnie myślałem, że Gregor nie przepuści okazji na oddanie mi za tamten cios. Zdecydowanie wolałbym, żeby oddał mi wtedy w Wiśle, a reszta rzeczy zwyczajnie się nie wydarzyła. Wtedy jednak nie znałem konsekwencji moich czynów i chyba nadal nie byłem świadomy, jak jeden, choć słuszny, prawy sierpowy wpłynął na moje życie.

Propozycja Gregora nie była głupia. Wiedziałem, że w ten sposób osiągnie swoją zemstę, czy jakkolwiek sobie to nazwie. Nie byłoby to to samo, co opowiedzenie wszystkim mediom o naszym związku, ale po tym, co usłyszałem wcześniej, nie sądziłem już, że to był główny cel Gregora. W zasadzie po tej całej rozmowie wiedziałem jeszcze mniej o nim niż przed tą rozmową. Kompletna czarna magia

— Zwariowałeś? — Stanowczy ton Stefana wyrwał mnie z rozmyślań. Najwyraźniej zdecydował się zareagować, kiedy ja powoli przekonywałem się do propozycji Gregora. — Nie dość, że ma na nas haka, to jeszcze ci przywali. Nie widzę tutaj nic, co przemawiałoby na naszą korzyść.

— Korzyść, niekorzyść — wtrącił się Gregor. — To bardziej taka honorowa wymiana ciosów.

— Ty nie wiesz, czym jest honor — rzucił agresywnie Stefan i w tym przypadku trudno było się z nim nie zgodzić.

— Człowiek uczy się całe życie.

Za każdym razem, gdy słyszałem te dziwne komentarze Gregora, to miałem jeszcze większą ochotę skorzystać z jego propozycji, tylko po to, by chwilę później oddać mu ze zdwojoną siłą. Działał mi na nerwy, cholernie działał mi na nerwy. Ale nieważne, jak absurdalnie by to nie brzmiało, to był jedyny sposób na zagwarantowanie sobie milczenia Gregora. A przynajmniej na jakiś czas.

— No dobr...

Nie zdążyłem się nawet zgodzić, bo pięść Gregora wylądowała w mojej twarzy, zanim skończyłem zdanie. Nie byłem na to kompletnie przygotowany, dlatego siła uderzenia kompletnie wybiła mnie z rytmu, przez co straciłem równowagę i upadłem twardo na dywan. Nie dość, że czułem pulsujący ból w okolicy mojego nosa, to jeszcze nieprzyjemne mrowienie w kości ogonowej — to nie było najprzyjemniejsze spotkanie z podłogą w moim życiu.

Moja dłoń automatycznie powędrowała w okolice twarzy, by sprawdzić, czy wszystko było na swoim miejscu. Oczywiście nie stała mi się większa krzywda, ale czułem jak gęsta ciecz powoli sączy mi się z nosa. Nie musiałem sprawdzać dłoni, którą przetarłem twarz, by być pewnym, że to krew.

Dochodziły do mnie stłumione dźwięki jakiejś wymiany zdań — zapewne Stefan miał coś do powiedzenia Gregorowi. Cóż, sam chciałem dorzucić kilka niemiłych słów. Zacząłem zbierać się z podłogi, ale szybko podniosłem głowę, kiedy okazało się, że ktoś chciał mi pomóc. Spodziewałem się, że będzie to Stefan, ale ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że to Gregor wyciągnął do mnie rękę. Zawahałem się, ale finalnie chwyciłem jego dłoń, by chwilę później ponownie stanąć na nogi.

Chciałem wyswobodzić rękę z uścisku Gregora, ale on o dziwo złapał mnie jeszcze mocniej i nie chciał puścić. To sprawiło, że wreszcie musiałem na niego spojrzeć, a w zasadzie to zgromić wzrokiem. Dopiero po chwili zrozumiałem, o co mu chodziło. To był uścisk dłoni, ten uścisk dłoni, który miał mnie zapewnić, że doszliśmy do porozumienia. Nie do końca pasował mi sposób, który wybrał Gregor, ale finalnie musiałem się zgodzić. Dlatego też odpuściłem mordercze spojrzenie na rzecz tego bardziej wyrozumiałego i w zgodzie potrząsnąłem jego dłonią.

— Mogłeś uprzedzić — mruknąłem niezadowolony z jego metod.

— Możesz nazwać to... niehonorowym załatwieniem sprawy — dodał Gregor w tym swoim pokrętnym stylu i oczywiście musiał obdarować mnie jednym ze swoich markowych uśmieszków.

Byłem w stanie jedynie westchnąć, bo za bardzo bolała mnie głowa, bym mógł jeszcze przewrócić oczami. Mimo wszystko, w głębi duszy, byłem naprawdę spokojny. Może to była pokrętna droga do wspólnego celu, ale miałem przeczucie, że Gregor dotrzyma słowa. Przywalił mi, a to już w pewnym stopniu kwalifikowało się jako zemsta. Wciąż nie rozumiałem, co chodziło mu po głowie, i jakim cudem tak zdenerwowała go moja relacja ze Stefanem. Nie sądziłem, że jakiekolwiek z moich słów mogłyby skrzywdzić Gregora na tyle, by zaczął zastanawiać się nad swoim zachowaniem. A jednak. Doszliśmy do momentu, w którym z kompletnie rozwalonym nosem ściskałem dłoń Greogra na znak porozumienia i byłem dziwnie spokojny o moją przyszłość. A przynajmniej ze strony Gregora.

— No. To chyba wszystko.

Gregor wreszcie zabrał dłoń, ale nie omieszkał spojrzeć, czy nie ucierpiała ona w starciu z moją twarzą. O dziwo, była ona w wybitnie dobrym stanie, w porównaniu z moją, kiedy sytuacja odwróciła się w Wiśle. To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy Gregor nie miał jakiegoś doświadczenia w podobnych bitkach.

— Ach, Michael. Jakby coś się u was zmieniło, to daj znać.

— Tam są drzwi — powiedziałem stanowczo, na co Gregor jedynie się uśmiechnął i, na szczęście, posłuchał mojej rady. Nie minęła chwila, a pan problematyczny zniknął za drzwiami. I miałem nadzieję, że zniknął za nimi na dobre.  


~~~

Mała prywatka od autorki.

No jest dalej. Tak DALEJ. Szok wiem, ale zostańcie ze mną, bo jeszcze kilka spraw zostało do wyjaśnienia w dalszych częściach. Gregor powiedział swoje, ale w finalnym rozrachunku nie okazał się groźny, a przynajmniej nie bezpośrednio. Co z tego wyniknie? No ja wiem, a wy dowiecie się już niedługo. 

A tym czasem szykujemy się na Igrzyska jeeeeej. Kto wygra?

Życzę miłego życia. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top