XI. Sometimes
Obudził mnie jeden z wielu promieni słonecznych dostających się do naszego pokoju. I choć na zewnątrz było zimno, to ten jeden promyczek zdołał przyjemnie ogrzać całą moją twarz. Otworzyłem oczy. Ten poranek był inny. Nie bolała mnie głowa, nie byłem zmęczony i, przede wszystkim, nie zdziwił mnie widok śpiącego obok Stefana.
Tym razem pamiętałem wszystko.
Delikatnie wysunąłem się z objęć blondyna i usiadłem na krawędzi łóżka. Ogarnąłem wzrokiem pokój w poszukiwaniu jakiejś koszulki. Jednak jedyne, na co się natknąłem, to porozrzucane po podłodze ubrania. Cóż, wczoraj jakoś bardziej zależało nam na ich zdejmowaniu, niż na składaniu. Na szczęście na szafce obok łóżka leżał jakiś czysty, czerwony T-shirt. Sięgnąłem go i od razu założyłem. Był lekko przyciasny, co sugerowało, że pewnie nie należał do mnie. Nie przeszkadzało mi to jednak, więc wstałem udając się w stronę łazienki.
Po drodze zgarnąłem swoje rzeczy z podłogi i rzuciłem je gdzieś w okolice mojej walizki. Podniosłem również leżącą trochę dalej muszkę. Dobrze pamiętałem w jakich okolicznościach znalazła się na podłodze. Delikatnie przejechałem palcem po śliskiej powierzchni, rozpamiętując wczorajszy wieczór. Spuściłem wzrok i odłożyłem muszkę na półkę. Kto wie, co jeszcze się stanie, gdy założę ją kolejny raz.
W końcu powlokłem się do łazienki. Kiedy trzymałem już rękę na klamce usłyszałem zaspany głos Stefana:
— Tylko nie uderz się w umywalkę — wymamrotał w poduszkę.
Uśmiechnąłem się do siebie. Chyba tym razem nie będzie mi groziło bliskie spotkanie z armaturą, w szczególności, że po ostatnim został bolący ślad.
— Będę uważał — zapewniłem go i wszedłem do środka.
Stanąłem nad feralną umywalką i najostrożniej jak się tylko dało nachyliłem się, by ochlapać twarz wodą. Szkoda byłoby ponownie się uszkodzić. Zacząłem myć zęby, kiedy wreszcie przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze. Może i byłem mocno potargany, ale wyglądałem i czułem się dobrze. Tak nienaturalnie dobrze. Musiałem przybliżyć się do lustra, by upewnić się, że widzę tam swoje odbicie.
Z rozważań nad moją osobą wyrwało mnie delikatne pukanie do drzwi wraz z cichym głosem Stefana:
— Mogę wejść?
Wciąż szczotkując zęby, otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka. Krafti przepchnął się obok mnie i usiadł na krawędzi wanny. Zauważyłem, że miał na sobie ciut za dużą, niebieską koszulkę. Byłem przekonany, że nie należała do niego, może dlatego, że ostatnio widziałem ją w mojej walizce. No pięknie. Już z samego rana bawimy się w złodziei.
Stefanowi najwyraźniej nie przeszkadzała przypadkowa, bądź też nie, zamiana koszulek. Nie przejmował się też swoimi zupełnie potarganymi włosami, z których każdy blond kosmyk postanowił żyć własnym życiem. I kiedy wydawało mi się, że niewyspany Stefan po prostu się zawiesił, uświadomiłem sobie, że tak naprawdę przyglądał mi się uważnie. Nic nie mówił, po prostu patrzył się swoim przeszywającym, ale i ciepłym spojrzeniem. W końcu nie wytrzymałem i jeszcze ze szczoteczką w ustach spytałem niewyraźnie:
— O so chosi?
Stefan uśmiechnął się zafascynowany moją nienaganną dykcją. Podrapał się nieśmiało po karku jakby się czegoś wstydził. W końcu jednak zdecydował się mówić.
— Nie powiedziałem ci wcześniej, ale wtedy w Kuusamo ja też w coś przywaliłem. — Pokazał mi palcem miejsce na udzie, w które się uderzył. — Wszedłem w framugę.
Uniosłem brew, zdziwiony jego nietypowym wyznaniem. Nachyliłem się nad umywalką i wypłukałem usta, by móc swobodnie się wysłowić.
— Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja wtedy spanikowałem.
— Wtedy tak — westchnął cicho. — Dzisiaj jest już zupełnie inaczej.
Trudno było się nie zgodzić. Ten poranek był zupełnie inny. A fakt, że znaleźliśmy się razem w tej łazience, a nie osobno ukryci w niej przed rzeczywistością, był tego solidnym dowodem. Wiedziałem, że po niezręcznej ciszy, która właśnie zapadła, musi dojść i do rozmowy. Dlaczego to zawsze musi się tak kończyć? Zdecydowanie wolę okazywać swoje uczucia, niż o nich rozmawiać.
— Słuchaj Michi. — Jak zwykle to Stefan zaczął pierwszy. — Doceniam to, co przeżyliśmy przez te lata, ale... Ale nie chcę być już twoim przyjacielem, kiedy wiem, że mogę być kimś więcej.
Szybko zakręciłem kran zirytowany natrętnym szumem. Może tak naprawdę szukałem czegoś, czym chociaż przez chwilę mogę zająć ręce?
— Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo tego potrzebuję. Że tak bardzo potrzebuję ciebie — kontynuował. — Uświadomiłem to sobie dopiero dzisiaj rano. I jestem pewien, że ty myślisz tak samo. Tym razem się nie wywiniesz. Pokazałeś wczoraj jak bardzo ci na mnie zależy i oboje wiemy, że było genialnie. Nie ma innego wyjścia, musimy spróbować.
Stefan miał rację i tym razem nie zamierzałem się z nim kłócić. Nie ważne jak absurdalna i niestworzona była prawda, musiałem się z nią pogodzić. Byłbym głupi, gdybym nadal udawał, że nic się między nami nie dzieje. A nie mogłem powtarzać swoich błędów.
Oparłem się delikatnie o umywalkę. Kraft niepewnie czekał na moją odpowiedź, a ja nie chciałem, by się niepotrzebnie stresował. Uśmiechnąłem się blado i wciąż wpatrując się w podłogę , dodałem nieśmiało:
— Podoba mi się to. Podoba mi się taki układ.
— Układ? — dopytywał z niedowierzaniem Stefan. — Uważasz, że to, co jest między nami to układ?
— A jak chcesz to inaczej nazwać?
— Związkiem. To chyba proste.
— No właśnie nie, Stefan, to wcale nie jest proste. W związku jestem ja z Claudią czy ty z Marisą, a to, co robimy, jest zupełną odwrotnością tych związków. Nie widzisz tego?
— Widzę, ale staram się o tym nie myśleć. Nie teraz. Nie potrafię być obojętny wobec tego, co do ciebie czuję. Nie chcę być obojętny.
— Ja też nie chcę — wymamrotałem do siebie.
Usiadłem bezradnie na krawędzi wanny i schowałem głowę między dłonie. Spuściłem wzrok, wbijając go w śnieżnobiałe kafelki. Dlaczego znowu się waham? Już nie rozumiem czego tak naprawdę chcę. Stefan położył rękę na moim ramieniu, próbując nakłonić mnie do zwierzeń.
— Więc o co chodzi?
Uścisnął moją dłoń, przez co musiałem na niego spojrzeć. Wyglądał na przejętego. Chciałem opowiedzieć mu o moich uczuciach. Miałem nadzieję, że on zrozumie z nich więcej niż ja. W końcu to była nasza wspólna sprawa.
— Może to głupie, ale czuję się źle z tym, że nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Niczego nie żałuję, a chyba przecież powinienem. W końcu zdradzam swoją dziewczynę z najlepszym kumplem.
Początkowo Stefan ściągnął brwi niezadowolony z tego, co usłyszał. Po chwili jednak odpuścił i pokiwał głową. Pewnie zrozumiał, że mówię prawdę. W końcu sam robił dokładnie to samo. W zasadzie to nawet nie wiedziałem w jaki sposób on to wszystko przeżywał. Na razie zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, jakby już kiedyś był w podobnej sytuacji. Z jednej strony jego zdystansowanie sprawiało, że i ja mniej się denerwowałem. Z drugiej jednak przejmowało mnie to, że potrafi być taki nieczuły w stosunku do innych.
— Jeśli ci to pomoże, to wiedz, że ja mam podobnie — brzmiał szczerze. — Ale może właśnie tak ma być. Może właśnie nie mamy wyrzutów sumienia, bo robimy to, co słuszne. Przekonaliśmy się o tym na trzeźwo i myślę, że to jest najlepszy powód, dla którego powinniśmy być razem. Dlatego proszę cię daj nam szansę. Daj mi szansę.
Z każdym kolejnym słowem, wierzyłem mu co raz bardziej. Z resztą trudno było nie wierzyć, kiedy mówił prawdę, a ja miałem na to solidny dowód. Patrzyłem na Stefana i jakaś tajemnicza siła sprawiała, że nie byłem wstanie odwrócić od niego wzroku.
— Wiesz, że nie potrafię ci odmówić.
— Wiem. Po prostu mi zaufaj. Obiecuję, że nie będziesz żałował. — Położył dłoń na sercu.
— Obiecujesz?
Wyciągnąłem rękę z wysuniętym małym palcem w jego stronę. Jeżeli ma mi coś obiecać, to musi to zrobić na poważnie. Stefan jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej i uścisnął mój mały palec swoim.
— Obiecuję.
W odpowiedzi i ja się uśmiechnąłem. Chyba gdzieś w środku poczułem wielką ulgę, że udało nam się dojść do porozumienia i wreszcie wyrzucić z siebie te emocje, które nie pozwalały nam normalnie funkcjonować przez ostatnie tygodnie. Wziąłem głęboki wdech, czując się niejako wolny, mimo to, że przecież byłem zajęty. I to podwójnie.
— Rozumiem, że potrzebowałeś potwierdzenia. Paluszkowe obietnice są niezrywalne i, przede wszystkim, słodkie. — Stefan spojrzał na swoją dłoń. Po chwili jednak zacisnął ją w pięść i odwrócił się w moją stronę: — Ale mam lepszy sposób, byś mi uwierzył.
Kraft przysunął się bliżej mnie i już wiedziałem, co miał na myśli. Pochyliłem się lekko, by mu to umożliwić, a już po chwili nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Pocałunku, który stał się obietnicą. Pocałunku, który uświadomił mi jak głupi byłem, wierząc, że nic nie czuję.
Rozluźniłem się podobnie jak Stefan. Widziałem, że jest zadowolony, bo zaczął się uśmiechać, a to znacznie przeszkadzało nam w kontynuowaniu pocałunku. W końcu sam się zaśmiałem i mogłoby się zdawać, że to koniec. Krafti jednak łagodnie musnął mój nos swoim i przystąpił do przedłużania swojej obietnicy. Poddałem mu się całkowicie, przez co kompletnie zapomniałem o tym, co dzieje się wokół mnie. Taka chwila nieuwagi kosztowała mnie utratę równowagi. Nagle przechyliłem się nieznacznie do tyłu, co spowodowało, że przewróciłem się i wpadłem do wanny. Oczywiście zdążyłem uderzyć się głową o ścianę i kilka razy zabluźnić, zanim usłyszałem donośny śmiech Stefana.
Wykrzywiłem usta w grymasie, dotykając miejsca, w którym na pewno zostanie siniak. Fakt, że Krafti śmiał się jak głupi z mojego wypadku, wcale nie uśmierzał bólu. Czy ja zawsze muszę sobie coś zrobić w tych łazienkach i czy to zawsze musi być przez niego? W końcu Stefan musiał zauważyć moje niezadowolenie, bo opanował się i spojrzał na mnie pobłażliwie.
— Obiecałeś, że nie będę żałował. A tym czasem już żałuję — rzuciłem z lekką ironią w głosie.
Stefan postanowił odpowiedzieć równie kąśliwym komentarzem:
— Twojej niezdarności nie brałem pod uwagę. Chociaż chyba powinienem.
Zmarszczyłem czoło i odwróciłem głowę. Chciałem udawać obrażonego, ale nie wychodziło mi to najlepiej. Kraft od razu się zorientował i zaczął szukać sposobu na poprawienie mi humoru. Z uśmiechem na ustach delikatnie osunął się po ściance wanny i zajął miejsce blisko mnie. Przysunął się i oparł głowę na moim ramieniu. Biło od niego przyjemne ciepło, którego nie byłem w stanie zignorować. Nie miałem wyboru. Westchnąłem i objąłem go ręką. To sprawiło, że wtulił się we mnie jeszcze mocniej.
Odpływając gdzieś myślami, zapatrzyłem się w nasze nogi wystające poza wannę. Oczywiście moje wystawiały bardziej niż Stefana, ale fakt, że jego w ogóle znajdowały się poza wanną, sugerował jak mała ona była. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ta cała sytuacja wydawała się absurdalna. Nigdy nie pomyślałbym, że znajdę się w jakimś starym niemieckim hotelu rozłożony w wannie z wtulonym we mnie Stefanem, dyskutując o szczegółach naszego „związku". A przynajmniej nie na trzeźwo. Nie sądziłem też, że taka chwila ciszy w łazience może być tak przyjemna.
Nachyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jego czole. Chciałem tym gestem pokazać mu, że wszystko jest dobrze, mimo że tak naprawdę nie było. Przecież zaczynaliśmy coś, o czym obaj nie mieliśmy pojęcia. Było tyle pytań i niewiadomych, nie miałem pojęcia jak to się skończy. Przecież wszystko mogło okazać się totalną katastrofą. W tamtej chwili znowu widziałem same złe zakończenia.
Stefan podniósł wzrok, obdarowując mnie nieśmiałym uśmiechem. To wystarczyło, bym przestał się zadręczać. Przytuliłem go mocniej. Z nim zawsze było łatwiej. Nie ważne czy miałem go miej czy trochę więcej, tak jak teraz. Liczyło się to, że był.
Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że zaraz będę musiał wstać, umyć się, spakować i znowu gonić dzień. Pewnie zgubię się na lotnisku, samolot znowu się spóźni, okaże się, że zapomniałem czegoś z hotelu. Zmuszę się do rozmowy z trenerem i resztą kadry, padnę na twarz w swoim łóżku, a mama znowu ochrzani mnie za to, że do niej nie zadzwoniłem. Czekało mnie tyle rzeczy, dlatego tak bardzo zależało mi na każdej sekundzie, którą mogłem spędzić tutaj. Tutaj w naszej wannie.
~~~
Taka mała prywatka od autorki.
Dziękuję wszystkim, którzy do tej pory wytrzymali ze mną i z tymi skocznymi świrami. Liczę na was w przyszłości i przekazuję wielkie przytulaski 💕 Kolejne rozdziały już wkrótce, w końcu mam ich napisanych kilka do przodu. Mam nadzieję, że wam się spodobają, w szczególności teraz, kiedy panowie się ogarnęli (a przynajmniej ja ich trochę ogarnęłam).
Życzę miłego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top