Prolog


Alex's POV

BEEP BEEP BEEP

Cholerny budzik dał znać że już wybiła 9.00. Jedyne na co miałam ochotę to naciągnąć kołdrę na głowę i spać dalej, ale niestety nie jest mi to dziś dane. Jest ostatni piątek zimowych ferii, a ja dziś mam przedostatnią wizytę u terapeuty. Terapię zaczęłam rok temu, pewnie myślicie po cholerę terapia normalnej niespełna 18-letniej dziewczynie? Pamiętam tamten dzień jakby to było wczoraj:

*** rok wcześniej***

Siedziałam w przedpokoju jak na szpilkach już od ponad 40 min. Czekałam na James'a, to miał być nasz pierwszy wspólny wyjazd bez rodziców. Wszystko było idealnie zaplanowane, miał odwieść rodziców do swojej ciotki, a w drodze powrotnej zabrać mnie na wyczekiwany wypoczynek. Znaliśmy się od tak zwanej piaskownicy, nasze mamy były bliskimi przyjaciółkami. Najpierw była to bliska przyjaźń, która z czasem dojrzewania przerodziła się w coś więcej. Mimo że jesteśmy młodzi minęło już ponad 2 lata naszego związku, wyjazdem mieliśmy to uczcić.


-Alex! Usiądź w salonie na kanapie, na pewno zaraz James przyjedzie - krzyknęła mama.

-Powinien być tu już pół godziny temu, nie odbiera telefonu. - odpowiedziałam.

-Na pewno prowadzi i nie może odebrać, a dziś jest wyjątkowo ślisko więc jedzie wolniej niż zazwyczaj, nie denerwuj się skarbie na pewno niedługo będzie. - zapewniała mnie mama.

-Ugh... no dobrze. - usiadłam na kanapie w salonie, włączyłam telewizor i oglądałam powtórki jakiegoś reality show.


Minęło kolejne 30 min, a telefon nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Zaczynałam się martwić, gdy nagle usłyszałam wibracje telefonu, jednak na wyświetlaczu zamiast zdjęcia James'a pojawił się nieznany mi numer telefonu. Niepewnie dotknęłam zielonej słuchawki:


-Halo? - wydukałam do słuchawki.

-Alex skarbie z tej strony Elizabeth, mama James'a - powiedziała szlochając.

-Dzień dobry, James'a jeszcze u nas nie ma, choć powinien być ponad godzinę temu. Nie odzywał się może do pani?

-Nie skarbie - wychlipała - James miał wypadek, przed chwilą dzwoniła do nas policja. - powiedziała niemal szeptem.

-Jak to wypadek?!? - powiedziałam nienaturalnie wysoko - Niech mi pani poda adres szpitala, zaraz tam będziemy! - wykrzyczałam do słuchawki jednocześnie zakładając już buty na przedpokoju.

-Alex on nie przeżył... zginął na miejscu, zderzył się czołowo z tirem którego kierowca był pijany... - powiedziała już płacząc rzewnie.


Cały świat zawalił mi się w jednym momencie, usiadłam na szafce w przedpokoju, przed oczami zrobiło mi się ciemno. To nie możliwe, on nie mógł zginąć, nie mój James. Upuściłam ściskany do tej pory telefon, a łzy zaczęły niekontrolowanie wypływać z moich oczu. Mama podbiegła do mnie i zacisnęła ramiona wokół mnie tak ciasno jakby czułą że zaraz się rozpadnie.

*** ***

Aż do pogrzebu James'a nie wychodziłam z pokoju, nie jadłam, nie chodziłam do szkoły. Miesiąc po całym wydarzeniu rodzicom udało się namówić mnie na terapie. Po części pomogła, po części nie. Poradziłam sobie z funkcjonowaniem na co dzień, jednak mocno zamknęłam się w sobie. Mam dwie przyjaciółki którym ufam bezgranicznie: Meg i Rose, one mi zupełnie wystarczają.

Zwlekłam się z łóżka, wyjęłam z szafy czystą bieliznę, czarne rurki, biały t-shirt i poszłam do łazienki. Ciepła woda to to czego mi było trzeba. Wychodząc spod prysznica owinęłam ciało jednym ręcznikiem, a z drugiego zrobiłam turban na głowie.Wytarłam dokładnie ciało, a potem przebrałam się w przygotowane wcześniej ubrania, wysuszyłam moje blond włosy i spięłam je w prostego koka. Na twarz nałożyłam trochę podkładu i pudru, rzęsy pociągnęłam tuszem i tyle. Spojrzałam w lusterko, wyglądam o wiele lepiej niż pół roku temu, sińce pod moimi zielonymi oczami się zmniejszyły, a cera nie już taka blada. Mama jedynie się czepia o moją sylwetkę, jestem za chuda, przy wzroście 165 cm ważę 40 kg.

Wychodząc z pokoju złapałam sweter, na dole w kuchni czekała na mnie już miska z płatkami śniadaniowymi. Zjadłam, ubrałam buty, kurtkę, szalik i byłam gotowa do wyjścia. Krzyknęłam że wychodzę, usłyszałam tylko mamę z salonu życzącą mi powodzenia. Droga do gabinetu zajmowała 15 min spacerkiem. Weszłam do niedużego budynku, przywitałam się z recepcjonistką i usiadłam na krzesełku w korytarzu tak jak zawsze. Po ok 5 min wyjrzała z gabinetu pani Smith i z uśmiechem zaprosiła mnie do środka. Dalej Hunt dasz radę, musisz ...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dostępne też na blogspot :)

http://youaremytherapyniallhoran.blogspot.com/


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top