41. New York
Lot, mimo iż okazał się krótszy niż poprzedni, bez jakiegokolwiek wątpienia mogę stwierdzić, że był również bardziej męczący. Wszystko przez myśli, które w trakcie podróży nie potrafiły dać mi spokoju, nie dały mi zmrużyć oka nawet na moment. Pożegnanie wspaniałego Miami okazało się trudnym przeżyciem. Porzucenie miejsca, w którym wydarzyło się tyle dobrego, jest naprawdę ciężkie. Nadal pamiętam moje odczucia, gdy samolot wzbił się w objęcia białych obłoków. Z utęsknieniem wpatrywałam się w panoramę miasta, która zbyt szybko zniknęła z pola mojego widzenia za sprawą wspomnianych przed chwilą obłoczków zwanych także po prostu chmurami. Tyle pięknych wspomnień... Pierwsze wakacje spędzone wyłącznie z przyjaciółmi. Spotkanie Adkinsa po tylu latach przerwy. Pierwszy pocałunek, kapitalny publiczny występ przed publicznością, zaczątkowy dzień bez kłótni z Jasonem, mój pierwszy seksualny stosunek i jedyna prawdziwa miłość. Jestem pewna, że te wakacje i wspomnienia z nimi związane zapamiętam do końca życia, a może i dłużej. Bo jak mogłabym zapomnieć tak cudowne chwile? Nie da się wymazać tych wspomnień z pamięci.
Szkoda, że te wakacje dobiegły końca w tak zadziwiająco szybkim tempie. Skończyły się, niestety szybciej niż zaczęły. Z wczasami chyba już tak chyba po prostu jest. Gdybym mogła zostać w Miami jeszcze parę dni, na pewno skorzystałabym z okazji. Ponownie miałabym możliwość dzielić łóżko z Jasonem, mogłabym całe dnie cieszyć się jego obecnością, w końcu moglibyśmy spędzać czas wspólnie z przyjaciółmi, przed którymi nie musimy już ukrywać naszych uczuć. Mam nadzieję, że niedługo uda nam się powtórzyć ten wyjazd. Naprawdę chciałabym ponownie udać się w taką podróż. Poczuć te promienie słoneczne na skórze, te tańczące fale na nogach i ten gorący dotyk letniego wiatru na ciele. Może niedługo ponownie będę miała okazję. Może znów wspólnie gdzieś wyjedziemy. Pożyjemy, zobaczymy. Teraz czas skupić się na teraźniejszości. W końcu zza szyby widać już piękną panoramę NY, za którym ani trochę nie tęskniłam. Tłumy ludzi na ulicach utrzymujące się od wczesnego ranka do późnej nocy, korki samochodowe długości przewyższające chyba Burj Khalife, wkurwieni kierowcy z wielką siłą naciskający co chwile na klaksony, zapracowani pracownicy dużych firm wybiegający z wielkich budynków, by jak najszybciej złapać rozpędzoną taksówkę, kolejki do kawiarni na pół chodnika i to marnowanie cennego czasu tylko po to, by codziennie poczuć smak ulubionej kawy, która zniknie z kubka szybciej, niż udało się ją kupić. Oto uroki New Yorku. Tylko prawdziwi desperaci lubią żyć tutaj całym rokiem.
— Lily, wysiadamy. — z namysłu wyrwała mnie uśmiechnięta Megi. Jak widać, cieszy się powrotem do domu. Nie tylko ona. Chyba wszyscy prócz mnie są zadowoleni lub jedynie sprawiają takie pozory.
Rzeczywiście. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam nawet, że znajdujemy się na lotnisku. Wyjrzałam przez okno. Już tu można zaobserwować tłumy wiecznie spieszących się ludzi, dążących do wyznaczonego celu, nie myśląc o tym, że życie jest ulotne i trzeba się nim cieszyć.
— Wracamy do przeludnionej rzeczywistości. — pomyślałam, wpatrując się w zgromadzenie.
Nagle na dłoni poczułam czyjś delikatny dotyk. Spojrzałam na osobę, do której należy trzymająca mnie ręka. To Jason. Złapał mnie delikatnie za dłoń i uśmiechnięty kiwnął głową na znak, że czas się zbierać do wyjścia. Odwzajemniłam uśmiech i podniosłam tyłek z wygodnego fotela. Wyszliśmy z samolotu i szybciutko udaliśmy się do punktu odbioru bagażu.
Oczywiście na lotnisko nie mogło obyć się bez zagorzałych fanek Adkinsa, które swoją drogą bardzo szybko go zauważyły. Wieści i krzyki rozeszły się szybko dzięki jednej farbowanej dziewczynie, która jak widać, nie potrafiła normalnie poprosić idola o wspólne zdjęcie. To byłoby zbyt nudne. Ona musiała zrobić to, co fanki potrafią najlepiej. Zacząć piszczeć. Cóż, zaczęło się od jednej i w mgnieniu oka przy Jasonie zebrał się tłum zafascynowanych nim lasek. Ludzi jest tyle, że czy chce, czy nie to i tak nie da rady się przecisnąć. Nie pozostało nic innego jak zrobić sobie z nimi po prostu zdjęcia. Zrobi co swoje i będziemy mogli jechać.
Chłopak jak to na dobrego celebrytę przystało, od razu wziął się do jednej z najlepszych części w jego pracy. Adkinsa nie trzeba długo błagać o autograf czy wspólne zdjęcie. Zgodzi się zawsze i wszędzie. Właśnie dlatego ludzie go tak uwielbiają. Zawsze jest uśmiechnięty i pełen empatii, tym człowiekiem emanuje radość, którą pragnie przekazywać dalej ludziom. Wie, że jest w stanie to zrobić. Taki autograf dla antagonistów Jasona jest tylko głupim podpisem bogatego piosenkarza, ale dla jego wiernych zwolenników śledzących każdy jego krok to coś więcej niż zwykła parafka. Jeden uśmiech osoby otrzymującej autograf mówi więcej niż tysiąc słów. To jedynie kolejny bazgroł na papierze, a jednak wywołuje on więcej szczęścia dla posiadacza niż widok spadającej gwiazdki, według legendy spełniającej najgłębsze życzenia.
Wpatrując się w twarze oczarowanych i otaczających nas z każdej strony dziewcząt, w tłumie dostrzegam tą, której wyjątkowo nie chce teraz widzieć. Nie wiem, czy to jakieś pierdolone fatum, czy po prostu mam ten wyjątkowy dar do wpadania w niekomfortowe sytuacje, ale jestem pewna, że jeśli szybko czegoś nie zrobię to, to spotkanie może nie należeć do najprzyjemniejszych.
— Idę do siostry. — oznajmiłam szeptem, kierując słowa wprost do uszka Jasona. Wskazując mu przy okazji palcem jego dawną zabawkę.
— Dobra. — odparł szybko. — Widzimy się później. — dodał z zabójczo seksownym uśmiechem, składając pocałunek na moim różowawym policzku. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Bardzo zdziwił mnie jego gest, ale wolę tego teraz nie ukazywać.
Nie będę ukrywać, spodobało mi się to, co zrobił. Pocałował, okazał czułość, pokazał nie tylko mi, ale i światu, że jestem dla niego ważna, jestem kimś więcej, niż zwykłą znajomą z klubu karaoke. Tak bardzo się cieszę. Aż brakuję mi słów. Nie sądziłam, że Adkins pokaże się ze mną od takiej strony przed tysiącami kamer. Jestem taka szczęśliwa. Radość wypełnia całe moje ciało. To takie cudowne uczucie, że aż ciężko je opisać.
Przed pójściem do Seleny, zerkam jeszcze kątem oka na Jasona, który ponownie obdarzył mnie swoim uśmiechem.
— Co tu taki tłum? — przywitała mnie dosyć niestandardowo. Szczerze mówiąc, spodziewałam się tego. W końcu tylko ślepemu nie rzuciłoby się w oczy takie zgromadzenie.
Odwróciłam wzrok w stronę wspomnianych ludzi. Na szczęście dla nas wszystkich, a najbardziej chyba dla Jasona i jego dobrej, niezszarganej jeszcze reputacji, nie widać winowajcy tego poruszającego widowiska. Więc wydaje mi się, że najlepiej będzie nie wspominać nic o jego osobie. Tylko Bóg wie, do czego zdolna jest wkurzona Selena, tylko on wie, co dziewczyna zrobiłaby, gdyby dowiedziała się, że w tym tłumie znajduję się dobrze znany jej Adkins. Ja nie chcę tego wiedzieć. Wolę uniknąć kontrowersyjnych scen, krzyków, które słyszałoby całe lotnisko i uwieczniających to wszystko nagrań, krążących potem po całym internecie.
Naprawdę wiem, że mogłaby odwalić coś, czego ani trochę, by potem nie żałowała, oczernić Jasona, udowodnić wszystkim, że chłopak to wielka gnida. Taka ilość fanów przy chłopaku z pewnością nie powstrzymałaby Seleny. Wręcz przeciwnie. Atak na jego osobę byłby dla niej tym bardziej satysfakcjonujący. W końcu jak już robić dymy to tak, by było przy tym jak najwięcej świadków. Dlatego lepiej będzie ominąć jego sławne nazwisko. Zrobić wszystko, by nie doszło tu do awantury stulecia, która szybko pojawiłaby się w brukowcach.
— Nie wiem. — rzuciłam obojętnie.
Jednak to dużo nie zdziałało. Siostra dalej nie spuszcza wzroku z tłumu. Wpatruje się w niego, tak jakby chciała ujrzeć w nim samego Boga lub jak kto woli anioła piekieł, przystojnego Pana pożądania. Tak, to określenie zdecydowanie bardziej pasuje do mojego chłopca.
— Dobra chodźmy. — stwierdza po chwili, gdy na szczęście nie udaje jej się dostrzec sławnego jegomościa. — Cieszę się, że w końcu wróciłaś. — dodaje, patrząc na mnie uśmiechnięta.
Ja niestety nie mogę powiedzieć jej tego samego. Nie jestem jakoś zachwycona z obecności tutaj. Powrót oznacza nie tylko koniec pięknych wakacji, ale również wyznanie Selenie prawdy o moim romansie, a to będzie ciężkie.
— Rodzice już od paru dni wyczekują na ciebie. Nie mogli się doczekać, aż ich mała córeczka wróci do domu. — kontynuuje wypowiedź, widząc, że jestem dziś jakoś wyjątkowo mało rozmowna.
— Tęskniłam za wami. — rzucam uśmiechnięta.
— My za tobą też. — zakomunikowała radośnie. — Dobra, zbieraj się, bo lecę zaraz na spotkanie.— poinformowała, jak zawsze w biegu. Cała Selena.
— Jakie spotkanie? — zapytałam zainteresowana, widząc entuzjazm wymalowany na twarzy siostry.
— Z czasem wszystkiego się dowiesz. — rzuciła cała w skowronkach. — A teraz bujaj się, bo jestem spóźniona.
Bardzo chcę dowiedzieć się więcej o mężczyźnie, który wywołuje takie emocje w mojej siostrze, ale nie będę nalegać. Sama nie powiedziałam jej jeszcze prawdy, więc nie będę oczekiwać, że ona to zrobi. Powie mi w swoim czasie, gdy będzie na to gotowa.
— To ty już leć. — pośpieszam Selenę. Nie chcę, by przeze mnie ktoś musiał na nią długo czekać,a pewnie tak właśnie, by było. — Ja nawet nie odebrałam jeszcze bagaży. — okłamałam ją, by jak najszybciej się jej pozbyć.
— Poczekam i odwiozę cię do domu. — rzuciła zatroskana, jak to zwykle bywa ze starszymi siostrami.
— Dam sobie radę. — stwierdzam z uśmiechem od ucha do ucha. — Jestem już duża. — dodaje, tak jakby siostra nie zdawała sobie z tego sprawy.
— Na pewno? — spytała, patrząc na mnie jak na dziecko, które nie pamięta drogi do domu.
— Na pewno. — obdarzyłam ją szerokim uśmiechem. — Leć już.
— Dzięki. — zachwycona rzuciła mi się na szyję, po czym szybciutko odeszła.
Cieszę się, że jest szczęśliwa i mam nadzieję, że tak pozostanie. Oby ten facet, z którym teraz się umawia, okazał się być do rzeczy. Trzymam kciuki za ich związek. Oby wszystko wyszło tak, jak zamarzy sobie Sel.
Radośnie udałam się do przyjaciół, którzy nie odebrali jeszcze swoich bagaży. Pomogłam im w torbach i poszłam do wychwytanego z każdej możliwej strony Adkinsa.
— Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. — powiedział poruszony, tak jakby stało się coś strasznego.
— Nie musiałam. — rzucam z uśmiechem. — Mogłam jechać z Seleną, ale chciałam czekać tu na ciebie. — wytłumaczyłam, zarzucając ręce na jego silne ramiona. Chłopak uniósł kąciki swoich pełnych ust, po czym złączył je z moimi w namiętny pocałunek.
— Chodź, odwiozę cię. — zaproponował, zabierając mi walizki.
Nie mam zamiaru protestować. W końcu właśnie po to tyle tu na niego czekałam. Siedziałam tu, by wrócić z nim do domu, nie z nikim innym, a z nim.
Witam was ponownie Kochani!
Dawno nie było tu nowego rozdziału, ale na szczęście mam teraz trochę więcej czasu i w parę godzin udało mi się stworzyć to cudo.
Rozdział jest lekki, idealny na piątkowy dzień.
Co o nim sądzicie?
Podobał się wam? Co myślicie o Selenie? Darzycie ją sympatią?
Chętnie się dowiem co uważacie.
Przy okazji zapraszam do mojej drugiej książki Only You. Historia się rozkręca. Na pewno nie pożałujecie.
Buźka! I miłego weekendu!
😘❤️😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top