40. Miłość jest okropna

Po cudownych chwilach w ramionach mojego ukochanego cichutkim krokiem wymknęłam się z pokoju.
Tym razem już pewnym chodem, bez obawy, że Jason mnie usłyszy, podreptałam na dół do kuchni, by zaspokoić nasze uczucie głodu i właśnie w tym celu zrobić nam pyszne śniadanie.

– Jak ci się spało?– usłyszałam dobrze znany mi głos, który nieco mnie wystraszył.

Spojrzałam w kierunku, z którego wydobył się dźwięk. W ciemnym rogu pomieszczenia siedzi postać popijająca wino. Trochę przerażający widok. W nieoświetlonym rogu widać jedynie cień mężczyzny. Na jego dłoń, w której mocno trzyma kieliszek przepełniony czerwonym trunkiem, jakimś cudem padają przedostające się przez zasłonięte firany promienie słońca. Ręka uparcie ściskającą lampkę wina to jedyna widoczna część osobnika spoczywającego w fotelu. Dobrze znam tę dłoń. Wiem, do kogo należy i jestem pewna, że nie mam się czego bać.

– Alkohol z rana to niezdrowa przyjemność.– stwierdziłam z uśmiechem od ucha do ucha.

– Nie szkodzi, póki nie jest nałogiem.– oznajmiła postać, z którą prowadzę dyskusje.

– Nawet nie zdasz sobie sprawy, kiedy rozkosz stanie się uzależnieniem.– zaznaczyłam poruszona.– Długo tu siedzisz?– dopytałam zaciekawiona.

– Zdążyłem wypić połowę butelki.– odparł, pokazując butle Château Bouscaut.

– Dobre?– spytałam, ciągnąć rozmowę dalej.

– Nie jest złe. Choć piłem w swoim życiu lepsze.– stwierdził, kręcąc kieliszkiem, jak prawdziwy koneser.– Chcesz spróbować?

– Dzięki.– radośnie odmówiłam.– Wolę pierw zjeść śniadanie. Zrobić i tobie?

– Nie, dzięki. Wino mi wystarczy.– wyznał stanowczo.

Spojrzałam na rozmówcę. Nie wiem co mam począć... Trochę mi go szkoda... Powiedziałabym, że nawet bardzo...

– Bradley...– zaczęłam niepewnie, siadając na małej pufie tuż obok przyjaciela.– Przepraszam za wczoraj. Niepotrzebnie wybuchłam.– wyznałam poruszona.– Mam nadzieję, że nie masz urazy do mnie i do Jasona...

– Nie mam.– przerwał mi, nie dając możliwości na dokończenie zdania.– Jak to się stało?– dopytał zainteresowany.– Niedawno skakaliście sobie do gardeł. W łyżce wody byście się wzajemnie utopili... Chwilę mnie nie było i okazuje się, że wylądowaliście razem w łóżku...

– Nie planowaliśmy tego. To wszystko stało się tak nagle...– zaczęłam wyjaśniać.– Pierw byłam bardzo niezadowolona z jego towarzystwa. Chciałam, byś przyleciał tutaj, jak najszybciej, a potem z dnia na dzień coś ciągnęło nas ku sobie.

– Nie potrzebnie przyjeżdżałem.– skwitował załamanym głosem.

– Nie mów tak.– opieprzyłam przyjaciela.– Spędzimy ten dzień razem. Będzie fajnie.– dodałam, uroczo się uśmiechając.

– Nie rozumiesz Lily...– stwierdził, pochylając się nade mną. Teraz mam okazję dokładnie widzieć jego twarz. Wpatruje się w jego czarne jak smoła oczy, w których dostrzegam jedynie smutek. Są czerwone, lekko podpuchnięte i przepełnione łzami.– Aktualnie nie mogę na was patrzeć.– wyznał całkiem poważnie, a z jego czarnych oczysk wyleciały strugi łez.

Zrobiło mi się przykro. Nie sądziłam, że jest z nim tak źle. Nie mogę wyobrazić sobie tego bólu, który on teraz ma nieprzyjemność czuć. Musi być naprawdę załamany... Pewnie cały czas myśli o nas, a widok naszych szczęśliwych, zakochanych twarzy na pewno nie ułatwia mu teraz życia. Zdecydowanie bardziej go dołuje.

– Bradley... Przepraszam.– wyznałam ze łzami w oczach.– Nie chciałam, by tak wyszło.

– Nie płacz.– rozkazał zatroskanym tonem, łapiąc swoją dłonią za mój policzek. Jego kciuk delikatnie gładzi moją porcelanową twarz.– Nie zniosę widoku twojej zapłakanej twarzy.– stwierdził szczerze.– Nie myśl o tym. Z czasem mi przejdzie.– dodał, dotykając czołem mojego czoła.– Za parę lat nie będę pamiętać o mojej nieodwzajemnionej młodzieńczej miłości. Trzeba dać mi tylko czas... Czas na zapomnienie.

– Przepraszam...– ponownie przeprosiłam, zamykając powieki. Z moich oczu wydobyły się pojedyncze łzy ukazujące szczerą rozpacz.

– Ej, zero smutku.– wyrwał się, widząc spływające po mojej twarzy łzy.– Serio. Popatrz na mnie.– powiedział, podnosząc delikatnie mój podbródek.– Jesteście moimi przyjaciółmi. Cieszę się waszym szczęściem. Głowa do góry i leć, rób śniadanie.

– Nie jesteś zły?– spytałam, nie rozumiejąc go. Ja byłabym wściekła, a on udaje, że nic się nie stało i jeszcze mnie pociesza...

– Ani trochę.– kąciki jego ust uniosły się lekko do góry, demonstrując tym samym jego zniewalający uśmiech, którego bardzo mu brakowało na twarzy.

– A wczoraj jakoś się trzymałeś?– zapytałam zmartwiona, widząc, w jakim stanie aktualnie znajduje się chłopak.

– Trzymałem.– odparł krótko, nie wysilając się za dużo.

– Na pewno?– dopytałam. Chcę to usłyszeć, mieć to czarno na białym, choć wiem, że prawda jest pewnie inna.

– Tak. Można powiedzieć, że miałem noc pełną wrażeń.– rzekł onieśmielony.

– Jak to?– spojrzałam na niego z cwaniackim uśmiechem, czekając na odpowiedź.– Gdzie się włóczyłeś?

– Nigdzie. Ukojenie samo do mnie przyszło.– poinformował z łobuzerską miną.

Nie muszę zastanawiać się, o co lub właściwie to o kogo mu chodzi. Od razu do głowy wpada tylko jedna osoba-Nicole.

– Spałeś z Nicole?– spytałam radośnie, choć do szczęścia mi nie jest. Nie podoba mi się ta dziewczyna... Robi jakieś złe wrażenie... Mam nadzieję, że Bradley nie wiąże z nią jakiś wielkich planów, bo wiem, że to nie jest odpowiednia kandydatka na partnerkę życiową, a Willisowi ciężko byłoby przeżyć kolejne rozczarowanie.

– Panna, do której należy moje serducho, wylądowała w łóżku z moim przyjacielem, więc co mi pozostało...– stwierdził radośnie, a na jego twarz wkradł się sztuczny uśmiech.

Próbuję zamaskować prawdę. Za wszelką cenę chcę pokazać, że nie jest mu przykro... Na marne... Widzę przecież jego oczy... Byłam nimi zauroczona... Dobrze pamiętam ich radość, tę nieprzemijającą nadzieję na lepsze jutro... Teraz jej nie widzę... Dostrzegam jedynie oczy pełne łez, rozpaczy, smutku... Widzę sztuczny uśmiech, za którym kryje się załamanie. Złamałam mu serce i nie wiem, jak mocno może on się starać to zatuszować, ale jestem pewna, że mu się to nie uda. Ból w tym przypadku jest za duży... Pochłonął nie tylko jego serce, ale również ciało wraz z duszą, która nie potrafi aktualnie cieszyć się życiem.

Co ja narobiłam... – pomyślałam, przyglądając się uważnie chłopakowi. To już nie jest ten sam Bradley... Rozpacz wypełnia go od środka. Patrzy na mnie z uśmiechem i udaje, że wszystko jest dobrze, ale ja wiem, że cierpi... Czuję się okropnie... Dzięki mnie pełny życia facet stał się wrakiem człowieka. Co ja zrobiłam...

– Dobra, odkładaj to wino.– w końcu postanowiłam działać, a nie tylko patrzeć na staczającego się człowieka, który cierpi przez nieodwzajemnioną miłość.

Szybko wyrwałam mu butle z ręki. Willis nic mi nie powiedział. Nie protestował nawet przez chwilę zupełnie tak, jakby wszystko było mu już obojętne. Jakby dziewczyna, która skradła mu serce była dla niego wszystkim, a świat bez niej się skończył...

– Wieczorem wracamy do New Yorku, więc bądź tak miły i zostaw alkohol na potem.– uznałam z przyjaznym uśmiechem.– Teraz chodź, pomożesz mi zrobić śniadanie.– zaprosiłam go do kuchni. Przyszłam tu z planem zrobienia romantycznego posiłku dla mnie i dla Jasona, ale nie jestem w stanie, zostawił Bradley'a w takim stanie. Lepiej dla niego będzie jak zajmie czymś głowę i przestanie myśleć o mnie.

Chłopak spojrzał na mnie z cwaniackim wyrazem na twarzy. Bardzo podobnym do tego, który gości na jego twarzy w normalnych okolicznościach. Ucieszył mnie ten widok. Szybko jednak przeniósł swój wzrok na moją dłoń. Złapał ją delikatnie. Ponownie zerknął na mą twarz, by upewnić się, że nie mam nic przeciwko jego śmiałemu ruchowi. Wstał i zaprowadził mnie do kuchni, gdzie zaczęliśmy przyrządzać pyszne danie, świetnie się przy tym bawiąc.

🎶🖤🎶

Po wspólnym śniadaniu wszyscy razem spędziliśmy nasze ostatnie chwile przy basenie.

Słuchając przepełnionych humorem rozmów przyjaciół, zerknęłam na otaczający mnie krajobraz, by móc nacieszyć się nim ten ostatni raz.

Te widoki tutaj... Są piękne. Zapierają dech w piersiach. Słońce... Niby w każdym miejscu na świecie jest identyczne, jednak tutaj wydaje się zupełnie inne... Jego blask towarzyszy ludziom od wczesnego rana, aż do późnego wieczora. Jego gorące promienie opalają kolorowe skóry turystów i miejscowych. Powodują radość w sercach i na twarzach ludzi. Człowiek stąpa po świecie zdecydowanie z lepszym nastawieniem, gdy od rana ma przyjemność poczuć na skórze gorący dotyk słonecznych promyków. Podziwiający piękno tutejszej ognistej Gwiazdy, nie potrafią oderwać wzroku również od wody. Szczególnie podczas zachodu, gdy pomarańczowa kula znika na całą noc za falami wody, tworząc przepiękny widok, który z pewnością pozostanie w pamięci już do końca życia. Niesforne całe przyciągają do siebie ludzi. Prowadzą ich do siebie. Błagają wędrowców o zamoczenie choćby stóp, by każdy z nich mógł poczuć na sobie dotyk nieziemskiej wody. Tego nie można opisać... To trzeba poczuć. Na własne oczy trzeba ujrzeć fale, które tańczą wraz z bryzą letniego wiatru. Na własnej skórze trzeba poczuć ciepło tutejszej wody. Wejść, zamoczyć w niej stopy. Ustać, zamknąć oczy i... I zapomnieć o otaczającym świecie. Poczuć się wolnym. Ten, kto spróbuję, z pewnością już nigdy nie będzie w stanie zapomnieć tego uczucia wolności, które towarzyszy pluszczącemu się tu człowiekowi.

Miami to bez wątpienia fantastyczne miasto jednak bez moich przyjaciół nawet najcudowniejsze miejsce na świecie nie byłoby nic warte. Ich obecności nic nie jest w stanie zastąpić. To nie dzięki tym widokom nasze gorące wakacje są tak wspaniałe, a właśnie dzięki naszej paczce, która odgrywa w moim życiu kluczową rolę. Kocham tych ludzi. Są dla mnie jak druga rodzina. Cieszę się, że jestem tu właśnie z nimi. Jestem zadowolona wyjazdem choć teraz, po tylu dniach wydaje się on zdecydowanie za krótki... Chciałabym zostać tu na dłużej. Leżeć na kocu z nogami okrytymi gorącym piaskiem. Opalać się aż do czerwieni, pluskać się w wodzie i podziwiać te piękne zachody słońca, która nad wodą wyglądają bez wątpienia piękniej niż przy panoramie miasta. Zakochałam się w tym miejscu. Będzie mi go brakować i to bardzo, ale czas wrócić do rzeczywistości i iść zacząć się pakować. W końcu już niejednokrotnie przekonałam się, że samolot na mnie nie zaczeka.











To się właśnie stało!
Mamy za sobą czterdziesty rozdział!
Z pewnością nie należy on do tych radosnych, ale mimo to mam nadzieję, że wam się podoba.
❤️
Rozdział był smutny, więc teraz nadrobię wspaniałą wiadomością.
Liczba wyświetleń pod książką rośnie bardzo szybko.
Pod tym cudem jest już ponad 13 tysięcy wyświetleń!
Nie wiem co powiedzieć.
Jestem bardzo szczęśliwa. Dziękuję wam za tak pozytywny odbiór.
Widząc tę masę wyświetleń, gwiazdek i komentarzy, aż chce się pisać dalej.
Postaram się już niedługo wstawić kolejną część MDHTN oraz OY.
Wam pozostaje tylko czekać, a ja lecę działać.
Miłej soboty Kochani!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top