15. Ej kolego!
- Ej kolego!- gdy nie widziałam już nadziei w zaistniałej sytuacji do moich uszu dobiegł dobrze znany mi męski głos.- Dziewczyna mówi, że masz ją puścić. Raczej wypadałoby to zrobić.
Spojrzałam na mężczyznę, który na szczęście dla mnie pojawił się w porę, przerywając to wszystko.
- Adkins.- wyszeptałam cicho z ulgą wymalowaną na twarzy.
- Spierdalaj!- rozkazał Brad.- To nie twoja sprawa.
- Owszem moja.- oznajmił zbliżając się do nas.- Zrobimy tak.- zaczął spokojnie.- Puścisz ją i zapomimy o całym zajściu.- dał szanse chłopakowi pokazując palcem na moją osobę.
- A jak jej nie puszcze?- zaśmiał się złowieszczo przyprawiając mnie tym o ciarki.
- Nie wyglądasz na głupiego.- brązowooki stwierdził z wielkim opanowaniem.- Lepiej będzie dla ciebie jak ją puścisz.
- Spierdalaj bo jesteśmy zajęci.- machnął ręką na Jasona dając do zrozumienia, że ten ma się oddalić. Tym samym totalnie olewając jego słowa.
- Chciałem po dobroci.- stwierdził Adkins zbliżając się do nas już nie ze spokojem na twarzy, a z wkurwieniem.
Wściekły chłopak ruszył na Brada i całą swoją siłą przydzwonił mu w twarz. Uderzenie było tak silne, że zwyrodnialec wylądował na ziemi. Poruszony ciosem od mojego wybawcy facet, wstał i ustawił się w pozycji bojowej. Gdyby ten dupek był chudym i małym gnojem może i bym się nie bała o Jasona. Niestety Brad jest dobrze zbudowany podobnie zresztą jak Adkins, jednak wielkością pokonuje go o głowę.
Choć może i wydawało by się, że Jason nie ma z nim szans realia są takie, że zadaje on zdecydowanie więcej ciosów niż brunet i zdecydowanie częściej unika silnych uderzeń.
Małe, bardziej zwinne jak to mówią. Nie w każdym przypadku jest to prawdą. W tym jest, ale jedynie połowicznie. Adkins jest mniejszy od Brada, ale nie mały. W końcu metr dziewięćdziesiąt to nie tak znowu mało.
- Stop!- krzyknęłam wchodząc między nich.
Naprawdę chce by to już się skończyło, a, że wiem jacy są mężczyźni w trakcie rękoczynów wolę nie czekać, aż któremuś stanie się coś poważnego dlatego próbuję ich jakoś rozdzielić. Normalnie pewnie bym się nie wpierdalała w podobną bijatykę, ale cholernie boję się o Adkinsa, który z własnej nie przymuszonej woli stanął w mojej obronie.
Mój ruch choć wykonany został w dobrej intencji, ani trochę nie przyczynił się do skończenia zadymy. Powiedziałabym, że prawdziwa walka dopiero się zaczęła gdy Brad popchnął mnie z całej siły bym tylko nie wpierdalała się w ich tak "ważne" męskie sprawy.
Jasona wyraźnie wkurwił ruch bruneta. Gdy zauważył mnie leżącą na chodniku. Jego oczy w ciągu tak naprawdę sekundy zmieniły wyraz z jeszcze spokojnego na totalnie wkurwiony. Tak samo zresztą jak jego twarz.
Chłopak obdarzył zboczeńca swoim wściekłym spojrzeniem, którym gdyby miał jak, mógłby teraz bez jakiegokolwiek wahania stłuc rywala. Chociaż stłuc to w tym przypadku za mało powiedziane. On by go na miejscu zajebał.
Po zbulwersowanym spojrzeniu, którym Adkins dosłownie roznosił Brada na strzępy, chłopak zwinnym ruchem wymierzył nowo poznanemu koledze cios poniżej pasa. Dosłownie. Zielonooki pierw oberwał z pięści w brzuch, a później gdy złapał się za obolałą część ciała, dostał naprawdę mocny cios z kolana prosto w jajka.
- Ten to wie gdzie celować by obezwładnić przeciwnika.- pomyślałam.- W końcu to facet.
Kolejne uderzenia nie były w tej sytuacji potrzebne bo brunet klęcząc wije się z bólu. Jednak Adkins na tym nie przystanął. Z wściekłym, a powiedziałabym nawet, że z obłąkanym wyrazem na twarzy wskoczył na Brada siadając na nim ukradkiem. Zbulwersowany zaczął okładać go pięściami po twarzy. Bardzo, naprawdę bardzo chciałam by mający nad brunetem przewagę Adkins porządnie wpierdolił młodemu gwałcicielowi. Jednak zdrowy rozsądek podpowiedział mi, że jeśli teraz tego nie przerwę Jason może mieć spore problemy.
- Adkins, odsuń się od niego. Już starczy.- poprosiłam.- Adkins! Proszę!- krzyknęłam, ponieważ chłopak w ogóle nie zwrócił uwagi na moje poprzednie słowa.
Brązowooki wstał z chłopaka. Trochę się uspokoił, jednak gdy spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczyskami na jego twarz spowrotem wróciła chęć mordu.
Chłopak złapał skurwiela za szyję.
- Wstawaj!- krzyknął ściskając owiniętą dłoń coraz mocniej.
- Spierdalaj!- odezwał się po tym jak splunął krwią na ziemię.
- Wstawaj mówię do ciebie! Nie będę powtarzać.
Mimo tego, iż Adkins wygląda naprawdę groźnie i ma przewagę, cierpiący ma to po prostu w dupie. Zamiast posłuchać i posłusznie wstać ten jedynie nieludzko się uśmiechnął. Mówię nieludzko bo to dokładnie ten sam wyraz, który można zaobserwować na twarzach psycholi w filmach.
Rąbnięty wyraz Brada naprawdę wpienił Jasona. Chłopak zaczął unosić swoją ściśniętą na szyi bruneta dłoń ku górze. Tym razem dewiant posłusznie powolnymi ruchami podniósł się na marne próbując rozluźnić uścisk.
Rozruszony Adkins skierował faceta pod ścianę.
- Żyjesz tylko dzięki niej.- uświadomił go pokazując na mnie palcem.- Jeśli się dowiem, że coś jej się stało, znajdę cię i dokończę to co zacząłem.- stwierdził intensywnie dociskając chłopaka do ceglanej budowli. Coraz to mocniej uciskając jego szyję i kompletnie nie zwracając uwagi na to czy gość przeżyje.
- Adkins, proszę.- odezwałam się niewinnym tonem. Chodź ten pajac zrobił mi krzywdę, nie mogłam dalej patrzeć jak ktoś krzywdzi jego. Niestety, jestem kobietą wrażliwą, uczuloną na nieszczęścia innych. Za wrażliwą.
Adkins puścił szyję bruneta. Już miał odejść, bynajmniej tak mi się wydawało jednak chłopak postanowił zadać jeszcze jeden ostateczny cios, którym dosłownie rozłożył tamtego na łopatki. Stawiając tym samym swoją kropkę nad i.
Wiele razy widziałam wściekłego Jasona i bijatyki, w których brał udział. Nigdy jednak nie widziałam by był tak wpieniony i bronił kogoś z taką determinacją.
Nawet nie zastanawiając się czy chłopak będzie miał coś przeciwko, rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuję.- wyszeptałam łkając.
- Nie masz za co.- stwierdził, obejmując mnie.
Jego maleńki czyn spowodował u mnie jeszcze większe zdziwienie niż burzliwa walka, której byłam świadkiem.
Oj jestem w szoku i to nie małym, ale nie ukrywam, strasznie mi się to podoba. W jego objęciach czuję się naprawdę bezpieczna, a jego obecność jak nigdy wcześniej, dziś pierwszy raz nie doprowadza mnie do białej gorączki. W ogóle mi nie przeszkadza. Mało tego sprawia, że chce, by był przy mnie już zawsze.
- Już nie płacz.- odezwał się gdy usłyszał jak pociągam nosem.
Szybkim ruchem złapał za moje policzki. Po czym przyglądając się mi z zaangażowaniem, troskliwie wytarł kciukami, spływające po moich policzkach łzy.
- Jesteś już bezpieczna.- stwierdził, przenosząc wzrok na moje zapłakane oczy.
- Wiem.- lekko uniosłam kąciki ust.- Dziękuję.- ponownie podziękowałam, szybko wracając do pozycji sprzed chwili.
Mocno go objęłam bo właśnie przytulaska z kimś bliskim mi w tym momencie najbardziej brakowało.
- Już nie dziękuj.- uśmiechnął się szczerze.
Chłopak jedną rękę skierował na moje plecy, odwzajemniając uścisk. Drugą zaś położył na moją głowę, którą delikatnie przysunął do swojego torsu.
Zajebiście szczęśliwa zamknęłam oczy. Szczęśliwa bo ten horror się skończył i jest przy mnie właśnie on. Inny facet darząc kobietę takim uczuciem jak on mnie, raczej nie broniłby jej niczym wściekły lew, a ten stanął mi z pomocą, choć nie musiał. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna.
- Chodź do domu.- odezwał się.
Czułam jak jego głowa zmienia położenie tak, by chłopak bez problemu mógł spojrzeć na moją zapłakaną twarz.
Uniosłam głowę ku górze, by spojrzeć na swojego wybawce. W tym momencie liczy się dla mnie tylko on i jego brązowe oczka pełne troski.
- Chodźmy.- po jakimś czasie w końcu przerwałam to obsesyjne obserwowanie go. Po krótkiej wypowiedzi obdarzyłam mężczyznę naprawdę szczerym uśmiechem. Zasłużył na to. W końcu to dzięki niemu jestem teraz bezpieczna. Nawet nie chce, wyobrażać sobie co stałoby się, gdyby nie szybka interwencja Adkinsa. Naprawdę nie wiem, jak mam mu dziękować.
Jak część Mordeczki?
Dajcie znać w komentarzu i nie zapomnijcie o gwiazdce
🌟🌟🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top